Ropa i gaz stają się fundamentem azjatyckiej wspólnoty gospodarczej Sześć miliardów dolarów - tyle Chiny przez sieć banków pożyczyły rosyjskiemu państwowemu Wnieszekonombankowi. Te pieniądze natychmiast przelano na konta spółki naftowej Rosnieft. To właśnie Rosnieft przejął Bajkałfinansgrup - mało znaną firmę, która wygrała wart 9,4 mld dolarów przetarg na serce Jukosu, czyli złoża w Jugańsku. Chińska pożyczka miała być gwarancją, iż dostawy syberyjskiej ropy popłyną do Chin. Przyjaźń rosyjsko-chińska nagle zaczęła rozkwitać. Do Moskwy zajechał Tang Jiaxuan, chiński sekretarz stanu. Podczas krótkiego spotkania postanowiono, że oba kraje przeprowadzą w Państwie Środka manewry wojskowe. Chińczycy poprzedzili je zakupami rosyjskiej broni.
Moskwa nie chciała jednak stawiać wyłącznie na Chiny. Ofertę zakupu udziałów w złożach w Jugańsku dostały także Indie, azjatycki konkurent Chin. Do tak powstałego trójkąta należało jeszcze włączyć gracza regionalnego, jakim jest Iran, obawiający się chińsko-indyjsko-rosyjskiego zbliżenia, a jednocześnie rozpaczliwie poszukujący partnerów w obliczu amerykańskich zarzutów o potajemne prace nad bronią atomową. Chiny i Indie niemal równocześnie podpisały w Teheranie długoletnie umowy na eksploatację potężnego irańskiego złoża gazowego Yadavaran z opcją na dodatkowe odwierty. Iran zyskał trzech potężnych partnerów, którzy w zamian za energię dadzą mu wsparcie polityczne. Niedługo później rosyjski premier stwierdził, że Iran pierwszego islamskiego satelitę może wysłać z kosmodromu w Rosji, a 27 lutego - mimo międzynarodowych sprzeciwów - podpisano rosyjsko-irańskie porozumienie o uruchomieniu elektrowni w Buszerze na południu Iranu przy użyciu rosyjskiego paliwa atomowego.
Dyplomatyczne zbliżenie czterech państw ma także wymiar gospodarczy. Rosja i Iran mają potężne źródła energii. Z kolei Chiny i Indie są typowane na przyszłe mocarstwa, a już teraz cierpią ogromny głód energetyczny. Jeśli po decyzjach politycznych nastąpi zbliżenie ekonomiczne, w przyszłości może powstać coś na kształt azjatyckiej wersji Unii Europejskiej. Jej budulcem nie będzie węgiel i stal - jak było na Starym Kontynencie, lecz ropa i gaz.
Wyścigi energetyczne
Architektem zbliżenia chińsko-indyjskiego jest Mani Shankar Aiyar, hinduski minister ropy. To on w ciągu zaledwie ośmiu miesięcy dokonał rewolucji na mapie regionu. Za jego namową Bangladesz i Birma zgodziły się na budowę rurociągu transportującego birmański gaz do Indii. Kolejna rura ma połączyć złoża Yadavaran w Iranie z Indiami via Pakistan. - Wy, Europejczycy, przez lata prowadziliście krwawe wojny, nim postanowiliście się zjednoczyć, podpisując umowy wspólnoty węgla i stali. Ja robię tu z ropą i gazem to samo, tyle że szybciej - mówi Mani Shankar Aiyar.
"Dyplomacja ropy i gazu" to już dziś reguła w relacjach między krajami południowej Azji. Od kilku lat toczy się tam wyścig po energię. Kraje regionu, aby dokonać skoku cywilizacyjnego, potrzebują źródeł energii, której u siebie nie mają.
W Indiach 70 proc. ropy pochodzi z importu. Za piętnaście lat ten wskaźnik będzie wynosił 85 proc. W Chinach głód energetyczny jest jeszcze większy. Z powodu braku energii dla przemysłu w niektórych prowincjonalnych miastach wyłącza się prąd w mieszkaniach. Chiński przywódca Hu Jintao w zeszłym roku odbył energetyczne turnee po świecie.
W styczniu pojechał do Egiptu, Gabonu i Algierii - wszędzie po ropę. W listopadzie udał się do Argentyny, gdzie podpisał umowę na eksplorację argentyńskiej ropy wartą 20 mld dolarów, a na początku stycznia tego roku do Pekinu zawitał Hugo Chavez z ofertą poszukiwania i wydobywania wenezuelskich surowców. Odżył też zadawniony spór o Wyspy Paracelskie na Morzu Południowochińskim. Do tych kilku skał pretensje roszczą sobie Chiny, Wietnam i Tajwan. Kiedy okazało się, że pod wyspami znajduje się ropa, zdesperowani Chińczycy zaproponowali odłożenie rozwiązania sporu na później i wspólne wydobywanie surowca.
Kompleks słonia
- Hindusi nigdy nie wyzwolili się z kompleksu niższości wobec Chin. To cały czas ciąży na stosunkach między nimi. Hindusi na każdym kroku chcą udowadniać swoją przewagę - mówi "Wprost" Muazzam Gill, wiceprezes Amerykańskiego Instytutu Przywództwa, ekspert ds. Azji. Manmohan Singh, indyjski premier, na niedawnej konwencji przemysłu energetycznego zrugał prezesów firm naftowych za brak czujności. "Nie możemy dłużej trwać w samozadowoleniu, musimy myśleć strategicznie, działać szybko i zdecydowanie" - mówił.
W listopadzie 1962 r. Chiny zaatakowały Indie, anektując część indyjskiego Kaszmiru (w tym drogę do Ladakhu, mającą strategiczne znaczenie). Mimo że militarny konflikt był krótki, najazd Chin odcisnął się na świadomości Hindusów. Zresztą spór o ziemię pozostaje nie rozwiązany do dziś. Hindusi kontrolują - w obawie o zapędy Chin - małe państwa himalajskie - Bhutan i Nepal. To ma być pierwsza indyjska linia obrony w wypadku najazdu z północy. Z kolei Pekin ma za złe Indiom udzielenie schronienia Dalajlamie. Między krajami toczy się też morski wyścig zbrojeń - gospodarki obu państw są niemal w stu procentach uzależnione od dostępu do portów. Nawet niewielka przewaga na morzu w obliczu konfliktu zbrojnego oznacza przewagę strategiczną.
Równowagę między dwiema potęgami pomagał utrzymać Pakistan, odwieczny wróg Indii. Chiny od dawna wspierały starania Islamabadu o osłabienie Indii. To dzięki bratniej chińskiej pomocy Abdul Kadir Chan, architekt pakistańskiego programu atomowego, mógł skończyć swe dzieło budowy pierwszej islamskiej bomby atomowej.
To wszystko sprawiało, że przywódcom Chin i Indii rozmawiało się ciężko. Dopiero inicjatywy hinduskiego ministra ds. ropy i wejście na scenę Rosji i Iranu spowodowały, że w stosunkach Delhi i Pekinu pojawiły się oznaki trwałego pokoju - pierwsze niemal od pięćdziesięciu lat.
Ponadregionalne przetasowanie
"Chyba pan sobie zdaje sprawę z tego, że to, co robimy, nie pozostanie bez komentarza" - powiedział do indyjskiego szefa rządu premier Chin Wen Jiabao podczas powitania na ostatnim szczycie ASEAN w Laosie. Chińska propaganda już od kilku tygodni trąbiła o wielkim przełomie w relacjach między krajami, a umowy z Iranem nazywano "kontraktami stulecia". Wen Jiabao zapowiedział wizytę w Indiach.
Konsekwencje tych umów wykraczają poza region. Między Delhi, Pekinem i Waszyngtonem wytworzył się ciekawy trójkąt. Indie i Chiny sprzeciwiają się "światu jednobiegunowemu", czyli takiemu, w którym USA są jedynym supermocarstwem. Nie zamierzają jednak drastycznie psuć swoich stosunków z USA, gdyż obawiają się konsekwencji gospodarczych. Stosują więc opór, który ma polegać na blokowaniu inicjatyw USA w regionie. Dużo zyskał na tym Teheran, który wyszedł z międzynarodowej izolacji. - Waszyngtonowi będzie o wiele trudniej zmusić irańskich mułłów do porzucenia programu atomowego. Za jego plecami stoją potężne Indie i Chiny, które będą się temu sprzeciwiać - tłumaczy Muazzam Gill. O tym, że decyzje polityczne są pochodną interesów gospodarczych, można się było przekonać podczas dyskusji na forum ONZ w sprawie Sudanu. Wszelkie próby przeforsowania rezolucji stanowczo potępiającej masakry w Darfurze były torpedowane przez Chiny i Indie, które wspólnie wydobywają sudańską ropę.
Na regionalnym przetasowaniu najwięcej zyskuje Rosja: ocieplając relacje z Chinami, jest w stanie lepiej kontrolować rosnącego w siłę południowego sąsiada (którego gospodarka pięciokrotnie przewyższa rosyjską, a liczba ludności w Państwie Środka jest dziewięciokrotnie wyższa niż w Rosji). Równoczesne zbliżenie z Indiami oznacza, że być może w przyszłości uda się do wspólnych inicjatyw gospodarczych namówić Japonię, co prowadziłoby do całkowitego przemodelowania stosunków w regionie. Z kolei współpraca z Iranem oznacza, że Rosji łatwiej jest znaleźć sojuszników w świecie arabskim.
Na razie USA różnymi kanałami naciskają na Pakistan, by nie angażował się w budowę rurociągu z Iranu do Indii. Będzie to trudne, gdyż w Pakistanie są siły, którym bardzo zależy na "islamskiej przyjaźni" Iranu i Pakistanu, zwłaszcza że wiąże się z nią strumień petrodolarów. Shaukat Aziz, nowy pakistański premier, który wcześniej był menedżerem w Citibanku, nie ukrywa, że zależy mu właśnie na pieniądzach, a jeśli przy okazji poprawią się relacje z innymi krajami islamskimi, to "tym lepiej". Na razie amerykańska dyplomacja ma twardy orzech do zgryzienia. Wszystko wskazuje na to, że ton w regionie będzie nadawał trójkąt Rosja - Chiny - Indie.
Dyplomatyczne zbliżenie czterech państw ma także wymiar gospodarczy. Rosja i Iran mają potężne źródła energii. Z kolei Chiny i Indie są typowane na przyszłe mocarstwa, a już teraz cierpią ogromny głód energetyczny. Jeśli po decyzjach politycznych nastąpi zbliżenie ekonomiczne, w przyszłości może powstać coś na kształt azjatyckiej wersji Unii Europejskiej. Jej budulcem nie będzie węgiel i stal - jak było na Starym Kontynencie, lecz ropa i gaz.
Wyścigi energetyczne
Architektem zbliżenia chińsko-indyjskiego jest Mani Shankar Aiyar, hinduski minister ropy. To on w ciągu zaledwie ośmiu miesięcy dokonał rewolucji na mapie regionu. Za jego namową Bangladesz i Birma zgodziły się na budowę rurociągu transportującego birmański gaz do Indii. Kolejna rura ma połączyć złoża Yadavaran w Iranie z Indiami via Pakistan. - Wy, Europejczycy, przez lata prowadziliście krwawe wojny, nim postanowiliście się zjednoczyć, podpisując umowy wspólnoty węgla i stali. Ja robię tu z ropą i gazem to samo, tyle że szybciej - mówi Mani Shankar Aiyar.
"Dyplomacja ropy i gazu" to już dziś reguła w relacjach między krajami południowej Azji. Od kilku lat toczy się tam wyścig po energię. Kraje regionu, aby dokonać skoku cywilizacyjnego, potrzebują źródeł energii, której u siebie nie mają.
W Indiach 70 proc. ropy pochodzi z importu. Za piętnaście lat ten wskaźnik będzie wynosił 85 proc. W Chinach głód energetyczny jest jeszcze większy. Z powodu braku energii dla przemysłu w niektórych prowincjonalnych miastach wyłącza się prąd w mieszkaniach. Chiński przywódca Hu Jintao w zeszłym roku odbył energetyczne turnee po świecie.
W styczniu pojechał do Egiptu, Gabonu i Algierii - wszędzie po ropę. W listopadzie udał się do Argentyny, gdzie podpisał umowę na eksplorację argentyńskiej ropy wartą 20 mld dolarów, a na początku stycznia tego roku do Pekinu zawitał Hugo Chavez z ofertą poszukiwania i wydobywania wenezuelskich surowców. Odżył też zadawniony spór o Wyspy Paracelskie na Morzu Południowochińskim. Do tych kilku skał pretensje roszczą sobie Chiny, Wietnam i Tajwan. Kiedy okazało się, że pod wyspami znajduje się ropa, zdesperowani Chińczycy zaproponowali odłożenie rozwiązania sporu na później i wspólne wydobywanie surowca.
Kompleks słonia
- Hindusi nigdy nie wyzwolili się z kompleksu niższości wobec Chin. To cały czas ciąży na stosunkach między nimi. Hindusi na każdym kroku chcą udowadniać swoją przewagę - mówi "Wprost" Muazzam Gill, wiceprezes Amerykańskiego Instytutu Przywództwa, ekspert ds. Azji. Manmohan Singh, indyjski premier, na niedawnej konwencji przemysłu energetycznego zrugał prezesów firm naftowych za brak czujności. "Nie możemy dłużej trwać w samozadowoleniu, musimy myśleć strategicznie, działać szybko i zdecydowanie" - mówił.
W listopadzie 1962 r. Chiny zaatakowały Indie, anektując część indyjskiego Kaszmiru (w tym drogę do Ladakhu, mającą strategiczne znaczenie). Mimo że militarny konflikt był krótki, najazd Chin odcisnął się na świadomości Hindusów. Zresztą spór o ziemię pozostaje nie rozwiązany do dziś. Hindusi kontrolują - w obawie o zapędy Chin - małe państwa himalajskie - Bhutan i Nepal. To ma być pierwsza indyjska linia obrony w wypadku najazdu z północy. Z kolei Pekin ma za złe Indiom udzielenie schronienia Dalajlamie. Między krajami toczy się też morski wyścig zbrojeń - gospodarki obu państw są niemal w stu procentach uzależnione od dostępu do portów. Nawet niewielka przewaga na morzu w obliczu konfliktu zbrojnego oznacza przewagę strategiczną.
Równowagę między dwiema potęgami pomagał utrzymać Pakistan, odwieczny wróg Indii. Chiny od dawna wspierały starania Islamabadu o osłabienie Indii. To dzięki bratniej chińskiej pomocy Abdul Kadir Chan, architekt pakistańskiego programu atomowego, mógł skończyć swe dzieło budowy pierwszej islamskiej bomby atomowej.
To wszystko sprawiało, że przywódcom Chin i Indii rozmawiało się ciężko. Dopiero inicjatywy hinduskiego ministra ds. ropy i wejście na scenę Rosji i Iranu spowodowały, że w stosunkach Delhi i Pekinu pojawiły się oznaki trwałego pokoju - pierwsze niemal od pięćdziesięciu lat.
Ponadregionalne przetasowanie
"Chyba pan sobie zdaje sprawę z tego, że to, co robimy, nie pozostanie bez komentarza" - powiedział do indyjskiego szefa rządu premier Chin Wen Jiabao podczas powitania na ostatnim szczycie ASEAN w Laosie. Chińska propaganda już od kilku tygodni trąbiła o wielkim przełomie w relacjach między krajami, a umowy z Iranem nazywano "kontraktami stulecia". Wen Jiabao zapowiedział wizytę w Indiach.
Konsekwencje tych umów wykraczają poza region. Między Delhi, Pekinem i Waszyngtonem wytworzył się ciekawy trójkąt. Indie i Chiny sprzeciwiają się "światu jednobiegunowemu", czyli takiemu, w którym USA są jedynym supermocarstwem. Nie zamierzają jednak drastycznie psuć swoich stosunków z USA, gdyż obawiają się konsekwencji gospodarczych. Stosują więc opór, który ma polegać na blokowaniu inicjatyw USA w regionie. Dużo zyskał na tym Teheran, który wyszedł z międzynarodowej izolacji. - Waszyngtonowi będzie o wiele trudniej zmusić irańskich mułłów do porzucenia programu atomowego. Za jego plecami stoją potężne Indie i Chiny, które będą się temu sprzeciwiać - tłumaczy Muazzam Gill. O tym, że decyzje polityczne są pochodną interesów gospodarczych, można się było przekonać podczas dyskusji na forum ONZ w sprawie Sudanu. Wszelkie próby przeforsowania rezolucji stanowczo potępiającej masakry w Darfurze były torpedowane przez Chiny i Indie, które wspólnie wydobywają sudańską ropę.
Na regionalnym przetasowaniu najwięcej zyskuje Rosja: ocieplając relacje z Chinami, jest w stanie lepiej kontrolować rosnącego w siłę południowego sąsiada (którego gospodarka pięciokrotnie przewyższa rosyjską, a liczba ludności w Państwie Środka jest dziewięciokrotnie wyższa niż w Rosji). Równoczesne zbliżenie z Indiami oznacza, że być może w przyszłości uda się do wspólnych inicjatyw gospodarczych namówić Japonię, co prowadziłoby do całkowitego przemodelowania stosunków w regionie. Z kolei współpraca z Iranem oznacza, że Rosji łatwiej jest znaleźć sojuszników w świecie arabskim.
Na razie USA różnymi kanałami naciskają na Pakistan, by nie angażował się w budowę rurociągu z Iranu do Indii. Będzie to trudne, gdyż w Pakistanie są siły, którym bardzo zależy na "islamskiej przyjaźni" Iranu i Pakistanu, zwłaszcza że wiąże się z nią strumień petrodolarów. Shaukat Aziz, nowy pakistański premier, który wcześniej był menedżerem w Citibanku, nie ukrywa, że zależy mu właśnie na pieniądzach, a jeśli przy okazji poprawią się relacje z innymi krajami islamskimi, to "tym lepiej". Na razie amerykańska dyplomacja ma twardy orzech do zgryzienia. Wszystko wskazuje na to, że ton w regionie będzie nadawał trójkąt Rosja - Chiny - Indie.
DOGANIANIE EUROPY |
---|
Nieco przesadzone okazują się prognozy, że bieżące stulecie będzie wiekiem Azji i Pacyfiku. Równie oderwane od realiów było jednak odwrócenie się od obszaru, na który przypada około połowy globalnego handlu i który znowu wykazuje najwyższe tempo wzrostu gospodarczego w świecie. Przekonująco dowodzi tego dwutomowa praca "Azja Wschodnia na przełomie XX i XXI wieku". Kilkunastu autorów, znanych polskich specjalistów w dalekowschodniej materii, naukowców i dyplomatów, prezentuje w pierwszej części obraz tamtejszych krajów na przełomie stuleci, w drugiej - zmieniające się relacje wzajemne (w tym stosunki z Polską), także na tle polityki międzynarodowej. To pierwsza na naszym rynku książka tak szeroko ujmująca problemy Azji Wschodniej. Ukazuje odmienność i złożoność regionu, który wpływy zewnętrzne - zachodnie (Japonia, Chiny), ale także islamskie (Malezja, Indonezja) - przepuszcza przez filtr własnych tradycji i wartości. Omawiana praca może być przyczynkiem do likwidacji wielu ognisk niewiedzy, brzemiennej czasem w polityczne skutki. Osobom interesującym się sprawami Azji przyda się także aneks z wykazem głównych instytucji kształcących w Polsce specjalistów ds. regionu, azjatyckich ośrodków kultury i informacji oraz innych instytucji związanych z regionem Pacyfiku. Waldemar Kedaj "Azja Wschodnia na przełomie XX i XXI wieku", red. Krzysztof Gawlikowski, Instytut Studiów Politycznych PAN, Wydawnictwo Trio, Warszawa 2004
|
Więcej możesz przeczytać w 10/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.