Zstąpił duch Jana Pawła II i odnawia oblicze tej ziemi
Najbardziej wymowne oświadczenie papieża to jego milczenie" - stwierdził tygodnik "Time", gdy to pismo wybrało Jana Pawła II na człowieka roku. Teraz, po śmierci papieża, mamy triumf jego wymownego milczenia. Cały pontyfikat Jana Pawła II i czas po jego śmierci jest pełen takich paradoksów. Oto gdy coraz słabszy papież jakby zapadał w śpiączkę, my, Polacy, ale też setki milionów ludzi na świecie, ze śpiączki się przebudzaliśmy. Ze śpiączki moralnej. Oto kiedy papież żył, był jednak gdzieś daleko. Teraz, po śmierci i pogrzebie, jest bardzo blisko: nie tylko w kościołach, ale też na ulicach, placach, w domach, w rodzinach, w nas samych. Oto w ziemskich kategoriach Jan Paweł II nie miał nic, ale jednocześnie miał wszystko. I miał wszystkich możnych tego świata u swojego wezgłowia. Ale gdy w Bazylice św. Piotra przed ciałem papieża pokłon składali prezydenci Ameryki - obecny George W. Bush oraz byli: George Bush i Bill Clinton, gdy składał pokłon prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko, zabrakło tam prezydenta Kwaśniewskiego, byłego prezydenta Wałęsy, premiera Belki i prymasa Glempa. Dlaczego ich tam zabrakło?
W ostatnich dniach mówiło się, że to, co się teraz dzieje w polskim społeczeństwie, to cud. Gdyby chodziło o cud, byłaby to klęska nauczania Jana Pawła II. To nie był cud - po prostu Polacy wydobyli z siebie to, co dobre. A skoro tak, to dobro w nas jest. Naprawdę w tych dniach można było być dumnym z naszego narodu. I cóż z tego, że niektórzy przedstawiciele tzw. elit raczyli nas swoimi mocno rozwodnionymi umysłami, wygłaszając trywializmy - jak ten, że papieża słuchaliśmy, ale nie słyszeliśmy? I cóż z tego, że pewna posłanka demonstrowała kompletny brak klasy i wyczucia, ubierając się jak na wiejskie wesele na uroczystość w Sejmie poświęconą papieżowi? I cóż z tego, że nie wszyscy hierarchowie i politycy odczytali ducha czasu?
Za życia siła ducha Jana Pawła II odnawiała sumienia, a przynajmniej przypominała, że z sumieniem trzeba się liczyć. Pamiętamy, jak w latach 80. papież tak działał na komunistycznych dygnitarzy PRL, że trzęsły im się ręce, drżał głos. Przed papieżem czuli się nadzy w swej małości. Dlatego byli tak zmieszani. W 1983 r. Jan Paweł II dał nam nadzieję. Mówił: "Pokój tobie, Polsko! Ojczyzno moja!". Te słowa stały się czytelnym apelem o demokrację. W 1987 r. Jan Paweł II umocnił nadzieję i roztoczył wizję życia w demokracji. Powiedział: "Nie może być mowy o żadnym postępie, jeżeli w imię społecznej solidarności nie będą respektowane do końca prawa każdego człowieka. Jeżeli nie znajdzie się w życiu społecznym dość przestrzeni dla jego talentów i inicjatywy". W 1991 r., gdy Polska była już wolna, apelował: "Żebyście nie utracili dziedzictwa". Chodziło o to, żebyśmy odzyskanej wolności i tradycji nie rozpuścili w wygodzie, egoizmie, demoralizacji.
Podczas ostatnich dni oraz po śmierci papieża przypomniały mi się gotyckie krucyfiksy, które oglądałem w Niemczech, Austrii i we Włoszech. Jezus na nich, tak jak niedawno Jan Paweł II na łożu boleści, jest naznaczony cierpieniem, jest kruchy i bezbronny, jest wręcz fizycznie zniszczony. Nie jest to bynajmniej Chrystus Pantokrator - władca świata. Co najwyżej umęczony sługa świata. I w tym tkwi jego siła. Chrześcijaństwo nie wygrałoby w swoich początkach, ale nie wygrywałoby też we współczesnym świecie, gdyby było religią mocy i chwały. Wygrało i wygrywa, bo było i jest religią kruchych, bezbronnych i pokornych. I taki jest głęboki antropologiczny sens męki i umierania najpierw Jezusa, a niedawno Jana Pawła II.
Przypomniał mi się też w ostatnich dniach obraz Pietera Breughla "Ślepcy". Oto widzimy idących za sobą ślepców: każdy następny trzyma rękę na ramieniu poprzednika. Pierwszy z nich potknął się i za chwilę wpadnie w przepaść. On już wie, że jego los się dopełnił, ale następni są nieświadomi dramatu, który się za chwilę rozegra - zapewne wszyscy wpadną w przepaść. Na twarzach ostatnich widać jeszcze spokój i ufność, na twarzach tych, którzy szli za przewodnikiem, jest już niepokój. Teraz, po śmierci Jana Pawła II, my wszyscy jesteśmy niczym ślepcy z obrazu Breughla - niepewni, co z nami będzie, bo tak jak ślepcy straciliśmy przewodnika. Czy grozi nam jakaś choroba sieroca po śmierci naszego papieża? Chyba jednak nie, bo teraz wszyscy czujemy, że jesteśmy Janowi Pawłowi II coś winni. I czujemy się nieprzyzwoicie, gdy nie spłacamy tego długu wdzięczności. Dlatego tylu z nas pojechało pożegnać go do Rzymu, a miliony robiły to w Polsce. Dlatego tylu z nas przeżywa jakąś moralną przemianę. Jeśli tylko będziemy przyzwoici, nie grozi nam choroba sieroca.
"Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi" - mówił Jan Paweł II w czerwcu 1979 r. w Warszawie. Teraz można powiedzieć, że po śmierci zstąpił duch Jana Pawła II i odnawia oblicze tej ziemi.
Więcej możesz przeczytać w 15/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.