Gdyby nie profesor Andrzej Rottermund, w Zamku Królewskim w Warszawie straszyłyby upiory
Jest idealnym kandydatem na ministra kultury. Nie tylko napisał ponad sto książek, artykułów i esejów, ale jest też świetnym menedżerem - kimś w rodzaju współczesnego kasztelana. To prof. Andrzej Rottermund jest pomysłodawcą i organizatorem głośnych wystaw, również za granicą, m.in. "Skarby królów polskich" w Picture Gallery w Londynie, "Kraj skrzydlatych jeźdźców" w USA (400 tys. widzów w sezonie 1999/2000) czy "Thesauri Poloniae - Skarbiec Polski" w wiedeńskim Kunsthistorisches Museum. To dzięki niemu Polacy mogli obejrzeć ponad 40 wystaw, w tym tak znakomite, jak ryciny Rembrandta czy - obecnie - arcydzieła malarstwa francuskiego.
- Ranga profesjonalna i zawodowa prof. Rottermunda to rzecz niekwestionowana, ale udało mu się także zdobyć wysoką pozycję w świecie polityki. W kwestiach zarządzania kulturą profesor jest największym autorytetem i specem - twierdzi prof. Maria Poprzęcka, historyk sztuki. Prof. Rottermund jest przede wszystkim menedżerem, sprawnie zarządzającym firmą - Zamkiem Królewskim w Warszawie - zatrudniającą ponad trzysta osób.
Państwowiec
- Prof. Rottermund to muzeolog świadomy celów nowoczesnego muzeum. To nie tylko sprawny menedżer, ale także wybitny historyk sztuki. Podziwiam jego konsekwencję i upór, bo tzw. normalny człowiek już dawno dałby sobie z tym wszystkim spokój - mówi prof. Juliusz Chrościcki, szef Zakładu Historii Sztuki Nowożytnej na UW. Ostatnią pasją prof. Rottermunda jest twórczość Bernarda Bellotta, zwanego Canalettem. To właśnie profesor jest autorem obszernego wstępu do katalogu wystawy malarstwa Canaletta, prezentowanej obecnie w Kunsthistorisches Museum (wcześniej w Luwrze). - Andrzej Rottermund nigdy nie ujawnia swych politycznych przekonań, bo przede wszystkim jest państwowcem. Służy państwu polskiemu, nie angażując się w bieżące działania polityczne. To modelowa postawa dyrektora narodowej instytucji kultury, jaką jest zamek - dodaje Michał Jagiełło, dyrektor Biblioteki Narodowej.
Prof. Rottermund jest spokrewniony z literacką noblistką Wisławą Szymborską. Ojciec poetki Wincenty Szymborski podczas I wojny światowej poznał, a potem poślubił Annę Marię Rottermund, bratanicę Maurycego Rottermunda, proboszcza z Szaflar. Anna była wnuczką oficera wojsk polskich w czasach Księstwa Warszawskiego, który po powstaniu 1831 r. wyemigrował na kilka lat, a potem wrócił i osiadł w Galicji. Ojciec prof. Rottermunda był kuzynem Wisławy Szymborskiej.
Papież z zamku
Prof. Rottermund uczestniczył w odbudowie zamku królewskiego i tworzeniu koncepcji jego obecnych funkcji (jako członek Komisji Architektonicznej, a potem kurator Oddziału Zamek Królewski w Muzeum Narodowym w Warszawie). W 1991 r. zastąpił na stanowisku dyrektora zamku prof. Aleksandra Gieysztora. Jego współpracownicy mówią, że zna wszystkie cegły w zamku, a także historie związane z tymi cegłami. Zna też niezliczoną liczbę anegdot i opowieści związanych z zamkiem, na przykład tę, że król Stanisław August Poniatowski brał kąpiele w zamkowej pralni, bo w jego czasach na zamku nie było odpowiednio wyposażonej łazienki.
Kiedy prof. Rottermund zaczął zarządzać zamkiem, postanowił zrobić z niego placówkę muzealniczą XXI wieku. To nawiązanie do tradycji II RP. Od 1920 r. zamek był rezydencją naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego, a od 1926 r. siedzibą prezydenta RP Ignacego Mościckiego. W Sali Wielkiej odbywały się spotkania Polskiego Klubu Literackiego. Prezydent Mościcki - tak jak dziś Rottermund - miał opinię świetnego organizatora, co potwierdzał nie tylko jako gospodarz zamku, ale też współtwórca polskiego przemysłu chemicznego.
W II RP zamek okazał się łącznikiem między Polską i Watykanem. Oto pierwszy akredytowany w II Rzeczypospolitej dyplomata (oczywiście na zamku) nuncjusz apostolski Achilles Ratti wkrótce po powrocie do Watykanu z placówki w Warszawie w 1921 r. został wybrany na papieża (przyjął imię Pius XI). Kolejni dwaj nuncjusze, Lorenzo Lauri i Francesco Marmaggi, otrzymali z rąk prezydenta Mościckiego kardynalskie kapelusze (był to przywilej polskich królów - poprzednia taka uroczystość odbyła się na zamku w 1784 r.). Zgoda na przejęcie tej prerogatywy przez prezydenta RP była dowodem dobrych stosunków Polski ze Stolicą Piotrową.
Im trudniej, tym lepiej
Zamek Królewski w Warszawie co roku odwiedza ponad pół miliona osób. Dawna siedziba polskich królów jest jednocześnie muzeum, miejscem prestiżowych imprez, a wreszcie najbardziej reprezentacyjnym obiektem w kraju. Jak mówi prof. Poprzęcka, tu kondensuje się polska państwowość. Wbrew licznym pełnionym funkcjom zamek nie ma żadnych finansowych przywilejów. Ostatnie zlikwidował obecny minister kultury Waldemar Dąbrowski. Ale prof. Rottermund zdaje się kierować zasadą: "Im trudniej, tym lepiej". Bezpośrednio z budżetu państwa zdobył pieniądze na tzw. Arkady Kubickiego (oficjalnie na dokończenie odbudowy zamku). Kiedy później środki z budżetu znowu odebrano, prof. Rottermund użył fortelu. W ubiegłym roku zorganizował na zamku uroczyste śniadanie z okazji wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Ministrom i posłom tak się miejsce spodobało, że pieniądze na niezbędne prace się znalazły.
Prof. Rottermund nie odbudowuje Arkad Kubickiego po to, by organizować tam uroczyste śniadania dla VIP-ów. Wkrótce będzie to najatrakcyjniejsze turystycznie miejsce w stolicy. Znajdą się tam m.in. multimedialne sale, baza recepcyjno-informacyjna, kawiarnie, będą organizowane wystawy. Uruchomienie Arkad Kubickiego stworzy z zamku nowoczesny kompleks muzealno-recepcyjno-rozrywkowy. Prof. Rottermund jest pewien, że zdobędzie na to pieniądze z Unii Europejskiej. - Grzechem byłoby nie skorzystać z możliwości, jakie dało nam wejście do unii - podkreśla. Zamek przez niego kierowany był już zresztą w unii na długo przed oficjalnym przyjęciem Polski w maju 2004 r.
Więcej możesz przeczytać w 15/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.