Karol Wojtyła był kwintesencją polskości
Nie sposób zrozumieć człowieka inaczej niż we wspólnocie, którą jest jego naród" - mówił Jan Paweł II w czerwcu 1979 r. w Warszawie. Mówił to na przekór rozmaitym analizom zachodnich dziennikarzy i biografów przedstawiających fenomen papieża Wojtyły w opozycji do jego polskich doświadczeń. Tymczasem Karol Wojtyła był kwintesencją polskości. Nie byłoby tego papieża bez patriotycznego wychowania, przedwojennej szkoły, wielokulturowych Wadowic, polskiej literatury romantycznej, specyficznego doświadczenia walki z dwoma totalitaryzmami i jedynej w swoim rodzaju syntezy ludowej religijności Kalwarii Zebrzydowskiej z intelektualnym katolicyzmem Krakowa.
"Tu, w tym mieście Wadowice, wszystko się zaczęło. I życie się zaczęło, i teatr się zaczął, i kapłaństwo się zaczęło" - wspominał Jan Paweł II. Matka Emilia z Kaczorowskich, choć pochodziła z biednej rodziny rzemieślniczej (miała dwanaścioro rodzeństwa), zdołała się wykształcić w klasztornej szkole w Krakowie. Jeszcze jej dziadkowie byli ubogimi szewcami w Białej. Z kolei ojciec, Karol Wojtyła senior, którego protoplaści byli małorolnymi chłopami w południowo-wschodniej Galicji, a który swoją edukację ukończył na trzech klasach gimnazjum, został oficerem.
Cudowne normalne dziecko
Nie ma wątpliwości, że swoje zainteresowania i szerokie horyzonty umysłowe Karol Wojtyła zawdzięczał w dużej mierze przedwojennej polskiej szkole. Zdaniem amerykańskiego biografa papieża Tada Szulca, rehabilitację Galileusza, której Jan Paweł II dokonał w październiku 1992 r., zawdzięczamy ks. Edwardowi Zacherowi. Prefekt wadowickiego gimnazjum w rozmowach ze swymi uczniami koncentrował się bowiem nie tylko na teologii, ale też na fizyce i astronomii. Tłumaczył, że nauka i wiara nie stoją z sobą w sprzeczności. Zafascynowanie młodego Lolka teologią to z kolei dzieło katechety ks. Kazimierza Figlewicza, który podsuwał mu pierwsze religijne lektury.
Bez profesorów Zygmunta Damasiewicza i Jana Królikiewicza Wojtyła nie władałby biegle greką i łaciną, i to już jako osiemnastolatek. Dzięki temu po latach, podczas Soboru Watykańskiego II mógł zrobić ogromne wrażenie na biskupach i kardynałach. Opuszczając mury gimnazjum, doskonale znał jeszcze niemiecki i hiszpański; już w siódmej klasie czytał w oryginale Goethego i Schillera. Nie dlatego, że był cudownym dzieckiem. W tamtym czasie było wiele takich dzieci.
Pokolenie olbrzymów
Na fenomen Jana Pawła II wpłynęły nie tylko miejsce, ale też czas, w którym się urodził. Pokolenie olbrzymów, zwanych też Kolumbami, nie wzięło się znikąd. W dniu narodzin Karola Wojtyły Polska była ogarnięta wojną z bolszewikami i musiała bronić swej dopiero co odzyskanej niepodległości. Kiedy w czerwcu 1920 r. odbywał się chrzest przyszłego papieża, większość przyjaciół domu nie mogła wziąć udziału w uroczystości, bo niemal wszyscy koledzy ojca, emerytowanego już wtedy wojskowego, zostali wezwani na front.
Pokolenie Wojtyły było na wskroś niezwykłe - równie wybitnego nie było ani wcześniej, ani później. Trudno też o podobny fenomen w innych częściach ówczesnej Europy. Zdaniem prof. Wojciecha Roszkowskiego, historyka, miały na to wpływ dwa czynniki: ogólnoeuropejskie uwolnienie aktywności społecznej właściwe społeczeństwom postfeudalnym przełomu XIX i XX wieku i entuzjazm wynikający z uzyskania przez Polskę niepodległości. Rówieśnicy odrodzonej Polski od najmłodszych lat nasiąkali niezwykłą atmosferą przełomu, na który czekało pięć wcześniejszych pokoleń. Był to ten sam entuzjazm, który w "Przedwiośniu" opisuje Stefan Żeromski, kiedy to Polacy wiezieni towarowym pociągiem z głębi Rosji dowiadują się, że znaleźli się na granicy ojczyzny. Objuczeni tobołkami i zawiniątkami zaczynają całować ziemię, a potem biegną "powietrze wciągać wolnymi i szczęśliwymi płucami" i krzyczą "Nareszcie Polska!".
- Ludzie mieli wtedy ambicje zostania kimś. Dużo mówi się o szybkich awansach społecznych w PRL, ale tak naprawdę to dwudziestolecie międzywojenne było pod tym względem okresem niezwykłym. W prowincjonalnych miasteczkach powstawały koła teatralne, zwykli ludzie pisywali wiersze, nieraz bez żadnej literackiej wartości, ale będące wyrazem aspiracji do tworzenia. Czytali wielką literaturę i poezję, tworzyli bractwa, amatorskie chóry, organizowali wycieczki, co było powodem prawdziwej dumy - mówi prof. Wojciech Roszkowski. Brat przyszłego papieża Edmund w wieku 24 lat obronił doktorat z medycyny. Wiele mógłby jeszcze osiągnąć, gdyby dwa lata później nie zaraził się śmiertelnie szkarlatyną, ratując chorą pacjentkę w Bielsku.
Wadowice, czyli Polska w pigułce
W siedmiotysięcznych Wadowicach działały dwa teatry amatorskie, trzy publiczne biblioteki, czytelnia mieszczańska, towarzystwo gimnastyczne Sokół, pełniący funkcję ośrodka kultury Dom Katolicki, a latem w miejscowym parku odbywały się festiwale teatrów. Działała głośna na całą Polskę grupa artystyczna Czartak (wywodził się z niej m.in. wadowiczanin Emil Zegadłowicz). Sam Jan Paweł II należał do Teatru Rapsodycznego, Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, Sodalicji Mariańskiej, Między-szkolnego Kółka Dramatycznego i Kółka Ministranckiego wydającego własną gazetkę. - Wadowice są dobrym przykładem panującego wówczas w Polsce klimatu intelektualnego, ale bynajmniej nie stanowiły pod tym względem żadnego wyjątku - podsumowuje prof. Roszkowski.
Inny przedstawiciel pokolenia olbrzymów prof. Władysław Bartoszewski zwrócił kiedyś uwagę papieżowi, że choć Karol Wojtyła wychowywał się w małym miasteczku, a były minister spraw zagranicznych kształcił się w renomowanych szkołach Warszawy, tak naprawdę ukształtowani są w ten sam sposób. - Chodziliśmy do równie wymagających szkół, czytaliśmy te same lektury, mieliśmy te same wzory - zauważa Bartoszewski, wyjaśniając fenomen swojego pokolenia. Duża część tego wspaniałego pokolenia straciła życie podczas II wojny światowej albo po wojnie w więzieniach PRL. Tylko z wadowickiego rocznika maturalnego Karola Wojtyły dziesięć osób zginęło na frontach II wojny światowej i w obozach koncentracyjnych. To byli rówieśnicy Czesława Miłosza, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, Zbigniewa Herberta, Wiesława Chrzanowskiego i Marka Edelmana.
Syn polskiego Kościoła
Na początku pontyfikatu Jana Pawła II w wielu komentarzach przewijał się lęk, że ten papież przeniesie na grunt Kościoła powszechnego doświadczenie polskiego katolicyzmu, utożsamianego z przesadną maryjnością, brakiem teologicznego pogłębienia i ludowymi formami pobożności. Dziś brytyjski katolicki "The Tablet", często krytyczny wobec papieża, przyznaje, że Jan Paweł II był "jednym z najbardziej rozfilozofowanych papieży w historii". Nie stało się tak bynajmniej dlatego, że Wojtyła w Watykanie uwolnił się od ciężaru polskości - wręcz przeciwnie, jeden z rozdziałów swej autobiograficznej książki "Dar i tajemnica" zatytułował "Kościele, który jesteś w Polsce, dziękuję Ci!".
Jan Paweł II potrafił znaleźć inspirację w najmniej spodziewanych zakątkach polskiego katolicyzmu. Nie mając dystansu do środowisk intelektualistów katolickich, równocześnie nigdy nie podzielał ich obaw wobec katolicyzmu ludowego. Przykładem może być sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej, postrzegane przez wielu wyłącznie jako przejaw folkloru, a któremu papież nadał niezwykłą rangę teologiczną. Kiedyś powiedział: "Uważam, że Kalwaria Zebrzydowska jako sanktuarium Maryjne szczególnie nadaje się do posłania soborowego". Wyśmiewane i pogardzane przez intelektualistów objawienia św. Faustyny Jan Paweł II podniósł do roli fundamentu w dziele ukazania prawdy o Bożym Miłosierdziu, skądinąd jednym z filarów papieskiego nauczania.
Starsi bracia z Wadowic
Pierwszą prywatną osobą przyjętą przez nowego papieża na audiencji był jego żydowski kolega z gimnazjalnej klasy, mieszkający od lat w Rzymie Jerzy Kluger. Ten osiemdziesięcioczteroletni dziś inżynier pamięta, jak nazajutrz po rozmowie z nowym papieżem przyszedł do niego bardzo zdenerwowany Meir Mendes z ambasady Izraela. Długo wypytywał o znajomość z Wojtyłą, w końcu spytał: "Czy on jest antysemitą? My się bardzo niepokoimy, co teraz będzie". Na pytanie Klugera, skąd takie obawy, odpowiedź była prosta: "Jak to? Przecież to Polak!". - Długo musiałem wyjaśniać, że nowy papież to przyjaciel Żydów, a w dodatku bardzo dobry człowiek. Nie jestem jednak pewien, czy mój rozmówca w to uwierzył - mówi "Wprost" Jerzy Kluger.
Jan Paweł II wielokrotnie powtarzał, że jego stosunek do Żydów wziął się właśnie z rodzinnych Wadowic, a później z Krakowa. Nawet słynne określenie "starsi bracia w wierze" przypisywane na świecie Janowi Pawłowi II w rzeczywistości stworzył Adam Mickiewicz.
Czy papież mógł zapomnieć o wspólnych spacerach na wadowickim rynku ks. kanonika Leonarda Prochownika i Anny Huppertowej, wdowy po prezesie wadowickiej gminy żydowskiej? Albo swoją pierwszą w życiu wizytę w wadowickiej synagodze, do której zaprowadził go jeszcze w dzieciństwie Jurek Kluger, kiedy występował tam znany wówczas kantor? "Mam żywo przed oczyma obraz Żydów podążających w sobotę do synagogi, która znajdowała się na zapleczu naszego gimnazjum. Wybrany na stolicę Piotrową kontynuuję tylko to, co w moim życiu ma bardzo głębokie korzenie" - mówił dziesięć lat temu Jan Paweł włoskiemu pisarzowi Vittorio Messoriemu.
Norwid chrzczony krwią
Giovanni Battista Montini, kiedy został Pawłem VI, rozmawiał ze swoimi przyjaciółmi, włoskimi kardynałami. "Piękne są te wasze włoskie krajobrazy" - demonstracyjnie podkreślił swoją przynależność do Kościoła powszechnego, a nie tylko włoskiego. Karol Wojtyła był inny. Podczas każdej audiencji zwracał się "do swoich rodaków". Nie tracąc miłości Włochów, przypominał o swym gorącym polskim patriotyzmie. Patriotyzmie rodem z Norwida, skądinąd ulubionego poety papieża. W XX wieku ten patriotyzm był często znaczony krwią.
To na życzenie Jana Pawła II w 1999 r. do listy odwiedzanych przez niego miejsc dopisano cmentarz bohaterów wojny polsko-bolszewickiej w Radzyminie. Ściskając jej ostatnich weteranów, Ojciec Święty przypominał, że bez ich heroizmu nie byłoby polskiego papieża, urodzonego w 1920 r. Karol Wojtyła, z legendarnego pokolenia Kolumbów, w naturalny sposób przeżywał obchodzoną w zeszłym roku 60. rocznicę powstania warszawskiego. Któż bardziej mógł zrozumieć i odczuć ofiarę swych rówieśników?
Papież był zapewne najlepszym synem polskiej ziemi, ale nie synem jedynym, jakimś dziwem natury. Fenomen Jana Pawła II polega nie na odrzucaniu brzemienia polskości, ale na umiejętności czerpania z niej tego, co najlepsze. Dlatego w ostatni wtorek przewodniczący polskiego episkopatu abp Józef Michalik podczas mszy za duszę papieża na warszawskim placu Piłsudskiego mógł powiedzieć: "Naród, który wydaje takich synów, musi być narodem zdrowym. Mimo wszystko". Dodajmy, że tym bardziej zdrowy jest naród, który temu synowi potrafi tak wspaniale oddać hołd.
Więcej możesz przeczytać w 15/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.