Największym zwycięstwem papieża jest wytworzenie w ludziach niepojętego poczucia wspólnoty
Stefania Belardinelli po włoskim dziadku odziedziczyła nazwisko, ale nie religię. Pochodzi z Gambii, jest czarnoskóra i jak sama przyznaje, do niedawna papież średnio ją interesował. - Dziś tu, na placu św. Piotra, podjęłam decyzję, że się ochrzczę. Ojciec Święty, choć umarł, zmienił moje życie - zapewnia Stefania. Jolanta Kopiński przyjechała do Rzymu z Chicago - po wiarę zagubioną gdzieś przez góralską rodzinę od lat mieszkającą w Ameryce. - Mam nadzieję, że papież mnie zmieni, że zmieni się życie mojej rodziny - mówi Jolanta. Nie bagatelizując tego typu jednostkowych doświadczeń, można zaryzykować tezę, że bodaj większym zwycięstwem papieża jest wytworzenie w ludziach niepojętego poczucia wspólnoty. Dla jednych jest to wspólnota w wierze, dla innych prawdziwa lekcja społeczeństwa obywatelskiego, gotowego wziąć odpowiedzialność za to, co się dzieje dookoła.
Znamienne, że to nie żaden komitet intelektualistów im. Maxa Webera, ale umierający Jan Paweł II wyzwolił w Polakach tak wiele inicjatywy. Od niepamiętnych czasów rodacy tak ochoczo nie zwoływali się SMS-ami czy przez Internet, by pójść w białym marszu, wspólnie się pomodlić, zapalić świeczki. Ba, dotychczas nie przyjął się w Polsce zwyczaj wywieszania flag z okazji świąt państwowych. Musiał umrzeć polski papież, by to zmienić.
Na jak długo wystarczy nam zapału? - pytali Polacy spotykani w Watykanie. - Na długo. Dotychczas słowa Jana Pawła II były przyjmowane bardzo emocjonalnie, a teraz będziemy się musieli zastanowić, co nasz święty ojciec chciałby, byśmy zrobili - przekonywała Grażyna Piątkowska z Pułtuska, podczas pogrzebu Jana Pawła II stojąca pod telebimem na jednym z rzymskich placów.
Triumf po Śmierci
To był papież, którego najpierw nie chcieli, a potem tak pokochali, że opłakiwali jak nikogo wcześniej. To był papież, którego największy triumf przyszedł po śmierci. Bo właśnie po swej śmierci Jan Paweł II zjednoczył tysiące, zmusił do żałoby tyranów, a do refleksji miliony. Narzucił zupełnie inną wizję ludzkiego życia i sposób mówienia o nim. Papież rzeczywiście - jak pisał brytyjski "The Independent" - nie schlebiał światu, tak jak nie schlebiał jego możnym. Politycy, a szczególnie dyktatorzy, nie mieli więc specjalnego powodu, by kochać Jana Pawła II. Hołd zmarłemu Ojcu Świętemu oddali jednak wszyscy: na pogrzebie byli prezydenci USA czy Francji, ale też Iranu, a do hawańskiej katedry na mszę żałobną przyjechał Fidel Castro.
Ewangelia umierania
Pontyfikat Jana Pawła II nazwano głoszeniem ewangelii życia. Jeśli tak, to jego odejście było wielką ewangelią umierania. Dobrą Nowiną głoszoną przez niemego papieża z taką mocą, że miast rozpaczy i histerii wierni doświadczali ukojenia. Dla dwudziestokilkuletniej Glorii Gobbo, która przyjechała na plac św. Piotra z Beninu (bo papież odwiedził kiedyś jej kraj zapomniany przez resztę świata), a jeszcze bardziej dla pokolenia jej rówieśników wychowanych na Zachodzie, doświadczenie umierania papieża było czymś szokującym. Na co dzień żyją w świecie spychającym starych ludzi do domów starców, a konających do szpitali i hospicjów, a tu z przejęciem patrzyli na cierpienie i agonię 85-letniego Jana Pawła II. Media bodaj nigdy w swojej historii nie poświęciły tyle uwagi czemuś tak nietelewizyjnemu i tak nieatrakcyjnemu dla widzów jak umieranie.
- Cierpiał ogromnie, ale jeszcze na kilka dni przed śmiercią przyszedł nas pozdrowić. To było piękne i wstrząsające, jakby cierpiał za nas i dla nas - mówi Gloria Gobbo.
Ale nie tylko młodzi byli zdumieni. W naturalny sposób ludzie zastanawiają się nad własnym życiem, a nie nad swoją śmiercią. Odejście papieża kazało nam pomyśleć także i o tym. Triumfem Ojca Świętego była również zdumiewająca zmiana języka, a co za tym idzie zmiana poglądu na świat: niespodziewanie wielu zaczęło przyznawać, że być może jest też inne życie. Język jeszcze wczoraj odsyłany do kruchty dziś zawitał na pierwsze strony gazet.
"W Bożych rękach" - pisał o odejściu papieża angielski tabloid. "Do zobaczenia w niebie" - żegnał się włoski dziennik. "Zmartwychwstanie" - wieszczył chorwacki tygodnik.
Tradycja głosi, że kiedy w 431 roku w Efezie sobór zajął się prawomyślnością nazywania Maryi Bogarodzicą, ten sam spór rozpalił efeskie przekupki. Nie inaczej było i teraz - dwa dni przed pogrzebem Jana Pawła II sprzedawcy z warszawskiego placu Zawiszy kłócili się o to, czy jego nauczanie pozostawi w Polakach trwały ślad. W Rzymie w sobotę o tym samym dyskutowały setki tysięcy osób. I deklarowały, że chcą, aby ten ślad był jak najgłębszy.
Znamienne, że to nie żaden komitet intelektualistów im. Maxa Webera, ale umierający Jan Paweł II wyzwolił w Polakach tak wiele inicjatywy. Od niepamiętnych czasów rodacy tak ochoczo nie zwoływali się SMS-ami czy przez Internet, by pójść w białym marszu, wspólnie się pomodlić, zapalić świeczki. Ba, dotychczas nie przyjął się w Polsce zwyczaj wywieszania flag z okazji świąt państwowych. Musiał umrzeć polski papież, by to zmienić.
Na jak długo wystarczy nam zapału? - pytali Polacy spotykani w Watykanie. - Na długo. Dotychczas słowa Jana Pawła II były przyjmowane bardzo emocjonalnie, a teraz będziemy się musieli zastanowić, co nasz święty ojciec chciałby, byśmy zrobili - przekonywała Grażyna Piątkowska z Pułtuska, podczas pogrzebu Jana Pawła II stojąca pod telebimem na jednym z rzymskich placów.
Triumf po Śmierci
To był papież, którego najpierw nie chcieli, a potem tak pokochali, że opłakiwali jak nikogo wcześniej. To był papież, którego największy triumf przyszedł po śmierci. Bo właśnie po swej śmierci Jan Paweł II zjednoczył tysiące, zmusił do żałoby tyranów, a do refleksji miliony. Narzucił zupełnie inną wizję ludzkiego życia i sposób mówienia o nim. Papież rzeczywiście - jak pisał brytyjski "The Independent" - nie schlebiał światu, tak jak nie schlebiał jego możnym. Politycy, a szczególnie dyktatorzy, nie mieli więc specjalnego powodu, by kochać Jana Pawła II. Hołd zmarłemu Ojcu Świętemu oddali jednak wszyscy: na pogrzebie byli prezydenci USA czy Francji, ale też Iranu, a do hawańskiej katedry na mszę żałobną przyjechał Fidel Castro.
Ewangelia umierania
Pontyfikat Jana Pawła II nazwano głoszeniem ewangelii życia. Jeśli tak, to jego odejście było wielką ewangelią umierania. Dobrą Nowiną głoszoną przez niemego papieża z taką mocą, że miast rozpaczy i histerii wierni doświadczali ukojenia. Dla dwudziestokilkuletniej Glorii Gobbo, która przyjechała na plac św. Piotra z Beninu (bo papież odwiedził kiedyś jej kraj zapomniany przez resztę świata), a jeszcze bardziej dla pokolenia jej rówieśników wychowanych na Zachodzie, doświadczenie umierania papieża było czymś szokującym. Na co dzień żyją w świecie spychającym starych ludzi do domów starców, a konających do szpitali i hospicjów, a tu z przejęciem patrzyli na cierpienie i agonię 85-letniego Jana Pawła II. Media bodaj nigdy w swojej historii nie poświęciły tyle uwagi czemuś tak nietelewizyjnemu i tak nieatrakcyjnemu dla widzów jak umieranie.
- Cierpiał ogromnie, ale jeszcze na kilka dni przed śmiercią przyszedł nas pozdrowić. To było piękne i wstrząsające, jakby cierpiał za nas i dla nas - mówi Gloria Gobbo.
Ale nie tylko młodzi byli zdumieni. W naturalny sposób ludzie zastanawiają się nad własnym życiem, a nie nad swoją śmiercią. Odejście papieża kazało nam pomyśleć także i o tym. Triumfem Ojca Świętego była również zdumiewająca zmiana języka, a co za tym idzie zmiana poglądu na świat: niespodziewanie wielu zaczęło przyznawać, że być może jest też inne życie. Język jeszcze wczoraj odsyłany do kruchty dziś zawitał na pierwsze strony gazet.
"W Bożych rękach" - pisał o odejściu papieża angielski tabloid. "Do zobaczenia w niebie" - żegnał się włoski dziennik. "Zmartwychwstanie" - wieszczył chorwacki tygodnik.
Tradycja głosi, że kiedy w 431 roku w Efezie sobór zajął się prawomyślnością nazywania Maryi Bogarodzicą, ten sam spór rozpalił efeskie przekupki. Nie inaczej było i teraz - dwa dni przed pogrzebem Jana Pawła II sprzedawcy z warszawskiego placu Zawiszy kłócili się o to, czy jego nauczanie pozostawi w Polakach trwały ślad. W Rzymie w sobotę o tym samym dyskutowały setki tysięcy osób. I deklarowały, że chcą, aby ten ślad był jak najgłębszy.
Więcej możesz przeczytać w 15/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.