Jana Pawła II kanonizowano w piątek przez aklamację
Santo!". "Santo subito!" - krzyczeli Włosi podczas pogrzebu Jana Pawła II. Włosi, ale też Polacy, Niemcy, Amerykanie, Hiszpanie, Nigeryjczycy, a nawet Japończycy domagali się, by - tak jak to kiedyś było możliwe w Kościele - natychmiast (subito) ogłosić papieża świętym (santo). Wielu obecnych na placu św. Piotra modliło się do Świętego Jana Pawła już wtedy, gdy trumna z jego ciałem stała kilkadziesiąt metrów dalej. Tak dojmujące przeświadczenie o świętości za życia nie towarzyszyło żadnej innej osobie od pierwszych wieków chrześcijaństwa. Było znacznie intensywniejsze, głębsze i powszechniejsze niż w wypadku Matki Teresy z Kalkuty. Wprawdzie nie można ustanawiać świętych przez aklamację, ale w piątek właśnie do czegoś takiego doszło.
Koszmarny sen komunistów
Ile dywizji ma Jan Paweł Wielki? Dużo, dwa tysiące, może więcej. Miliony mężczyzn, więcej niż którekolwiek mocarstwo. Ba, w globalnym pospolitym ruszeniu uczestniczyły kobiety i dzieci. Zdyscyplinowani żołnierze. Żadna armia nie jest się w stanie zmobilizować równie szybko, równie sprawnie przebyć tysiące kilometrów i bez szturmu zająć kilkumilionowe miasto. Szli nie po łupy, lecz jak wasale pokłonić się ostatniemu monarsze absolutnemu, tak bardzo anachronicznemu w świecie republik i monarchii parlamentarnych. Nie z przymusu, bo nie grozili im zbrojni żandarmi, ale z potrzeby serca. Szli nie do giganta wbijającego w skały miecze, ale do kruchego starca, ba, do jego wystygłego już ciała.
Taki koszmarny sen musiał się przyśnić 26 lat temu członkom biura politycznego KPZR. Dlatego wkrótce po wyborze kardynała Karola Wojtyły na papieża zebrali się na tajnym posiedzeniu i zlecili KGB "podjęcie kroków operacyjnych". Wszyscy dostali do rąk dossier na temat słabych i mocnych stron nowego papieża. Dossier dostarczyli do Moskwy polscy towarzysze. Nie ma wątpliwości, że tak właśnie było, są na to dokumenty. Kilka lat temu "Wprost" opublikował fotokopie protokołów z tamtego zebrania z podpisami obecnych, między innymi Michaiła Gorbaczowa. Teraz leje on krokodyle łzy, opowiadając przed kamerami, jak "bardzo mu przykro z powodu śmierci papieża".
Żaden polski rząd - ani postkomuna, ani postsolidarność - nie zadały sobie trudu "podziękowania" autorom dossier dostarczonego do Moskwy. Do dzisiaj nikt nie rozliczył agentów IV Departamentu MSW, a są wśród nich z pewnością ludzie, którzy rozpracowywali Karola Wojtyłę. Omal go nie "rozpracowali"
13 maja 1981 r. - kulami Ali Agcy. Czy znajdzie się wreszcie odważny, który wyniesie dokumenty operacyjne wskazujące po nazwisku tych, którzy wydali polecenie zabicia papieża, i tych, którzy potem je wykonywali? Paolo Guzzanti, szef komisji włoskiego parlamentu badającej tzw. raport Mitrochina, napisał: "Jan Paweł II nie umarł naturalną śmiercią. Został zabity kulami Ali Agcy, działającego z polecenia Kremla. Umierał 24 lata" (szerzej piszemy o tym w tekście "Trójkąt śmierci" na str. 43).
Pałace drżące w posadach
Kiedy go wybrano, był znany tylko specjalistom pamiętającym jego udział w II soborze watykańskim czy jego błyskotliwe wystąpienia na Synodzie Biskupów. Gdy zaczął jeździć po świecie, podobno wzbudzał w szefach odwiedzanych państw więcej zakłopotania niż radości. Najwięcej zakłopotania wzbudzał oczywiście w Polsce. Owszem, całował ziemię, co sprawia zawsze przyjemność każdemu prezydentowi, ale zaraz potem zaczynał mówić i pałace prezydenckie drżały w posadach. O nędzy, o wyzysku, o głodzie, o niesprawiedliwości. W Ameryce Południowej, ale nie tylko, na wieść, że chciałby przyjechać, wybuchała panika. "Miał mówić o Bogu i modlitwach, a tymczasem podburza do buntu" - twierdzili dyktatorzy. To, co miało być religijną retoryką, przemieniało się w rewolucję. Nie bolszewicką, oczywiście. Bo Chrystus z karabinem na ramieniu - symbol teologii wyzwolenia - wzbudzał w nim gniew. Lewica mówiła nawet o kontrrewolucji. Masy, to prawda, odgrywały w papieskich naukach dużą rolę, ale nie namawiał ich do sięgania po środki produkcji, tylko do powrotu do przeszłości, bardzo dalekiej przeszłości - aż do Dekalogu, do otwarcia serc i umysłów dla tego największego rewolucjonisty, jakim był Jezus Chrystus. Jeśli to oznacza bycie konserwatystą, to bez wątpienia papież nim był.
Dynamit Chrystusa
Nauka Chrystusa w czystych dawkach, bez domieszek, okazywała się dynamitem. Tyle się mówi o roli, jaką papież odegrał w obalaniu berlińskiego muru. On sam kilkakrotnie stwierdzał, że nie ma w tym żadnej jego zasługi. "Nie lękajcie się" - to było najbardziej wywrotowe hasło, jakie można było lansować pod jarzmem komunizmu. Ten nieludzki reżim opierał się na strachu. Jak mafia, z żelazną konsekwencją dopadał swoje ofiary gdziekolwiek były, mścił się na rodzinach swoich prawdziwych lub urojonych nieprzyjaciół, nie zadrżał przed żadnym okrucieństwem, byleby tylko odebrać społeczeństwom wolę oporu. Kiedy ludzie przestali się bać, to był koniec komunizmu.
Jan Paweł II zaprowadził porządek nie tylko na wschodzie Europy. Jeśli w Ameryce Łacińskiej z dyktatorów pozostali tylko Chavez w Wenezueli i Castro na umęczonej Kubie, to w dużej mierze także jego zasługa. Oczyściwszy z dyktatur "podległe" mu obszary chrześcijaństwa, wziął się za resztę świata. Niósł swoje, niósł boskie prawa do krajów arabskich, do Izraela, niósł wartości katolicyzmu do krajów prawosławnych, Rumunii, Grecji, na Ukrainę.
Agent Boga
Czy to był prozelityzm, czy Jan Paweł II chciał pozyskiwać dla katolicyzmu nowych wiernych? Nie, to było Słowo Boże. Nie było fali nawróceń, nie było fali powołań, choć oczywiście zdarzało się również i to. Nie zrozumie się dzieła Jana Pawła II bez akceptacji prawdy, że wierzył on całym sobą w Boga - jedynego dla wszystkich niezależnie od szerokości geograficznych i tradycji, w których różne narody wyrosły. Innymi słowy, nie był człowiekiem korporacji o nazwie Kościół katolicki, lecz autentycznym przedstawicielem Boga na ziemi. To pozwalało mu na konfrontację z wiernymi innych wyznań, to pozwalało, by oni mogli go bez najmniejszego oporu akceptować. Był agentem Boga, a nie "head hunterem". Nie wszyscy w Kościele, a zwłaszcza w rzymskiej kurii, pojęli tę jego misję. Wierni - owszem.
Prawo Wojtyły
Gdziekolwiek pojechał, zjednywał sobie kapłanów i ludzi. Bardzo emblematyczna była podróż do Grecji w roku 2001. Święty Synod opierał się, dopóki mógł; jego przewodniczący Christodoulos musiał rzucić na szalę cały swój autorytet, by patriarchowie zgodzili się przyjąć Jana Pawła II w Atenach. Mimo to mnisi z góry Atos zapowiedzieli, że nie będą się bratać z głową "schizmatyków", za których nadal uważają Kościół katolicki. Cerkiew była więc podzielona; dominowała wrogość, zaś sami Grecy przyjmowali wizytę papieża z daleko idącą obojętnością. "Tylu turystów tu przyjeżdża, jeden więcej, jeden mniej, komuż to może robić różnicę"? - powiedział wówczas "Wprost" przechodzień na ateńskiej ulicy. Ortodoksi wzywali do bojkotowania "heretyka", zaś młodzież zapowiadała kontestację. I wtedy zadziałało "prawo Wojtyły". Papież był w Atenach dwa dni, lecz kiedy wyjeżdżał, kochała go nie tylko ulica, ale i prawie cały synod. Wystarczyło kilka jego zdań, by Grecy, prawdziwe przedmurze chrześcijaństwa, poczuli się nimi ujęci. "Pragnę wyrazić wam miłość i szacunek Kościoła rzymskiego - powiedział podczas pierwszego od 1200 lat spotkania ze Świętym Synodem. - Jesteśmy obciążeni dawnymi i obecnymi kontrowersjami i nieporozumieniami. Za przeszłe i dzisiejsze wydarzenia, w których synowie i córki Kościoła katolickiego zgrzeszyli poprzez czyny lub poprzez powstrzymanie się od działania przeciwko swoim braciom prawosławnym, niech Bóg da nam wybaczenie... (...) Kościół rzymski patrzy ze szczerym podziwem na Kościół grecki".
Krzyżowiec miłości
W przeddzień wizyty w Kairze niektóre gazety pisały, że "przyjeżdża herszt krzyżowców". Po pierwszym przemówieniu imam Al-Azharu (Watykanu sunnitów) powiedział: "Spodziewaliśmy się krzyżowca, a przyjechał człowiek zupełnie na rycerza nie wyglądający i oferuje nam braterstwo. Z całym sercem je przyjmujemy".
W Damaszku zapełnił cały stadion (odwiedził wtedy meczet). W Bukareszcie, po pocałunku z patriarchą Teoktystem, tłumy krzyczały: "Unitate, unitate!". Przyszedł czas na prawdziwą jedność chrześcijan. Papież trzykrotnie mówił Kościołom wschodnim, że Kościół katolicki jest gotów rozważyć rewizję doktrynalnych podstaw "pierwszeństwa Piotrowego". Rosjanie nie chcieli jednak o żadnej jedności słyszeć.
W armeńskim Eczmiadzynie (zwanym ormiańskim Watykanem) postanowiono mu dać nauczkę i mimo umów ustawiono jeden obok drugiego dwa fotele, więc kapłani z delegacji watykańskiej musieli podchodzić i całować pierścień nie tylko papieża, ale także katolikosa Karekina II. Świta patrzyła na następcę Piotrowego, czy zaakceptuje takie nieuprawnione zrównanie patriarchy z papieżem, ale Jan Paweł II dał do zrozumienia, że wszystko jest w porządku.
Korzenie Europy
Na pogrzeb tego niezwykłego człowieka przyjechała bezprecedensowa liczba szefów państw i rządów: wszyscy mu coś zawdzięczają. Trochę szkoda, że przynajmniej po jego śmierci Aleksiej II, patriarcha Wszechrosji, nie zdobył się na wielkoduszność i nie przyjechał się pokłonić bratu w wierze, a nawet upoważnił swego rzecznika do wyrażenia nadziei, że "następca Jana Pawła II zahamuje działalność misyjną w Rosji, bo nie wystarczą tylko piękne słowa".
Szkoda, że nie pojawili się dwaj naczelni rabini Izraela - aszkenazyjski i sefardyjski - zaangażowani ponoć w przygotowania do Paschy. Szkoda, że świat islamu reprezentowali wyłącznie pomniejsi imamowie przybyli na wpół prywatnie: Jan Paweł II zasługiwał na coś więcej.
Kto wie jednak, czy z przyjazdem nie powinien był się powstrzymać prezydent Francji Jacques Chirac. To przecież on nie dopuścił do włączenia do preambuły europejskiej konstytucji zapisu o chrześcijańskich korzeniach Europy, na czym papieżowi tak bardzo zależało w ostatnich latach życia. Tu nie chodziło o sprawienie przyjemności zasłużonemu pasterzowi, ale o zwykłą konstatację niepodważalnej prawdy.
"Jan Paweł II przejdzie do historii, ale do historii przejdą również pielgrzymi" - usłyszeliśmy w podmiejskiej kolejce wiozącej do Rzymu ludzi pragnących złożyć papieżowi ostatni hołd. Święte słowa. Prezydent wielkiej Francji pomylił się po raz kolejny. Przed trumną papieża w ciszy i łzach stanęły miliony korzeni. Chrześcijańskich korzeni Europy.
Więcej możesz przeczytać w 15/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.