Polacy przenoszą produkcję do Chin, Chińczycy - do Polski
Atakujemy w małych grupach: milion na lewej flance, milion na prawej, milion pośrodku" - ten stary dowcip o chińskiej armii mógłby dziś być fragmentem relacji z narady urzędników i prezesów przedsiębiorstw w budynku przy alei Dong Chang'an 2 w Pekinie, czyli w siedzibie Ministerstwa Handlu Chińskiej Republiki Ludowej. Tyle że do wspomnianych liczb należałoby dopisać po trzy zera. W 2005 r. chińskie firmy, bijące finansowe rekordy na fali hossy tamtejszej gospodarki, chcą zainwestować poza granicami Państwa Środka 6 mld USD. Chińczycy już stali się największymi po Amerykanach, Niemcach, Brytyjczykach i Francuzach inwestorami na świecie, a transakcje, takie jak utworzenie przez chiński TCL International Holdings spółki z francuskim Thomsonem, w wyniku czego powstał największy na świecie producent telewizorów i odtwarzaczy DVD, zdarzają się coraz częściej.
"Chcą nam odebrać pomidory!" - krzyczały jesienią 2004 r. nagłówki włoskich gazet, gdy w sklepach pojawiły się wyjątkowo tanie puszki z koncentratem pomidorowym firmy Chalkis Tomato należącej do... chińskiej armii. Amerykańskie media alarmowały, że przejęcie pod koniec 2004 r. produkującej komputery osobiste części IBM przez chińską firmę Lenovo grozi dopuszczeniem Chińczyków do najnowszych technologii i tajemnic gospodarczych. Wielu polskich przedsiębiorców wstrzymało oddech na wieść, że w grudniu 2004 r. w specjalnej strefie ekonomicznej pod Koszalinem ruszyła chińska montownia rowerów, która przekształci się w fabrykę wytwarzającą 200 tys. jednośladów rocznie. Inwestycje w Polsce planują też tak wielkie chińskie przedsiębiorstwa, jak producent sprzętu AGD Haier, stalowy koncern Baosteel lub Zhongxing Telecommunication Equipment (ZTE). Czy to początek chińskiej inwazji? - W Chinach działa od 100 do 150 większych firm, które są zainteresowane inwestowaniem w Polsce - twierdzi Sebastian Mikosz, wiceprezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych. Według PAIiIZ, na początek możemy przyciągnąć 7-10 proc. z nich, czyli inwestycje warte nawet pół miliarda dolarów.
China made in Europe
Spółka EIW (East in West) Industrial Development, która pod Koszalinem kupiła od miasta 6 ha gruntu, nie chciała czekać na postawienie fabryki i z miejsca rozpoczęła składanie rowerów w wynajętych pomieszczeniach. - To tzw. strategia podwójnych korzyści: zmniejszymy koszty wznikające z wysokich ceł na chińskie towary eksportowane do Unii Europejskiej i damy pracę kilkuset Polakom - wyjaśnia Sha Hongye, dyrektor finansowy i współwłaścicielka Athletic Group, udziałowca przedsięwzięcia. Wiadomo już, że na produkcji rowerów w Chińskim Centrum Produkcyjnym, bo tak kupiony teren nazwała spółka EIW, się nie skończy: docelowo ma tam działać pięć-siedem firm (m.in. producenci sprzętu elektronicznego i AGD), które zatrudnią kilkuset Polaków i kilku chińskich menedżerów.
Pod względem wartości inwestycji w Polsce Chiny lokowały się dotychczas tylko nieco wyżej niż Lichtenstein. Jednak Polska może się stać dla chińskich przedsiębiorstw bramą do rynków 25 państw Unii Europejskiej. Chińskie inwestycje zagraniczne przypominają teraz wożenie drewna do lasu, bo na razie to europejskie i amerykańskie firmy na wyścigi przenoszą produkcję na Daleki Wschód, gdzie koszty pracy są o niebo niższe (na przykład szwaczki w Shenzhen zarabiają około 30 centów za godzinę). To jednak tylko pozory; szalony rozwój chińskiej gospodarki zrodził wiele fortun i tamtejsze zakłady z prostych wykonawców zachodnich zleceń coraz częściej wyrastają na wielkie koncerny budujące własne marki. Produkcja piwa Tsingatao, telefonów komórkowych Bird, samochodów Geely, lodówek Haier lub komputerów Lenovo rośnie szybciej niż zamożność chińskich klientów. Dlatego Chiny coraz więcej eksportują (ich udział w globalnym eksporcie tekstyliów sięgnie w tym roku 50 proc.) i inwestują za granicą, by ominąć cła i bariery administracyjne, na przykład zaporowe unijne cła na rowery, które po 1 maja 2004 r. musiała wprowadzić Polska. Dzięki własnej fabryce pod Koszalinem rowery Athletic Group wjadą na rynki europejskie bez cła jako produkty made in Poland. Jak twierdzą chińscy przedsiębiorcy, w wielu branżach korzyść z obejścia barier celnych i kontyngentów limitujących import zrekompensuje z nawiązką koszty związane z przeniesieniem produkcji z Dalekiego Wschodu do Polski.
Desant z morza
Chińczycy interesują się terenami w pobliżu portów morskich, by łatwiej importować maszyny do fabryk i eksportować dalej towary. Zapowiedzią ich ekspansji są inwestycje w infrastrukturę. Niedawno Hutchison Port Holdings Group, część holdingu z Hongkongu należącego do najbogatszego w Azji Li Ka-Shinga (jego majątek ocenia się na 12,1 mld USD), kupiła 80 proc. udziałów w terminalu cargo w Gdyni. Miasto liczy na to, że inwestor rozbuduje port kosztem kilkunastu milionów dolarów.
Możliwe, że z rozbudowanego gdyńskiego portu do zachodniej Europy i USA będą płynąć m.in. wyroby z chińskiej fabryki owoców morza, która również ma powstać na Pomorzu, oraz z zakładu chińskiego koncernu Haier, jednego z największych światowych producentów sprzętu AGD, o przychodach w wysokości 12 mld USD rocznie. - Przynajmniej przez trzy kolejne lata będziemy podwajać sprzedaż w Polsce - zapowiada Jarosław Malecki, członek zarządu polskiej spółki Haier. W Polsce sprzedaż lodówek, pralek, zmywarek i kuchenek mikrofalowych tej marki w ostatnich trzech latach wzrosła dwukrotnie, do 10 mln USD rocznie, i to przy niemal zerowych wydatkach na promocję marki. Haier, który importował i sprzedawał swoje produkty przez pośredników, też chce wybudować u nas własny zakład produkcyjny - również w Koszalinie. Na nasz rynek mogą też zawitać inni czołowi producenci lub dystrybutorzy sprzętu AGD, RTV i komputerów z Chin, m.in. Gome, SVA, TCL. Koncern metalurgiczny Baosteel rozważa zaś wybudowanie w Polsce centrum dystrybucji blach, być może z linią produkcyjną.
Tempa nabierają również inwestycje chińskich firm, które w Polsce działają w rozmaitych branżach od lat. - Dotychczas zainwestowaliśmy tu około 30 mln USD, ale myślimy już o rozbudowie kompleksu kosztem dalszych 12 mln USD - mówi Felix Wang, dyrektor w spółce GD Poland Distribution Centre, która w 1994 r. otworzyła w gminie Lesznowola chińskie centrum handlowe (działa tam kilkuset sprzedawców odzieży, obuwia itp. z Dalekiego Wschodu). Firma Min Hoong przed trzynastu laty kupiła grunty na warszawskiej Ochocie i postawiła za 90 mln USD handlowo-mieszkaniowy kompleks Przy Parku (około 400 mieszkań i 100 domów). Adam Juszkiewicz, prezes Min Hoong Poland, twierdzi, że interesy idą obecnie na tyle dobrze, że chiński inwestor chce dokupić ziemię i rozbudować nowe osiedle.
Kto się boi smoków
Chińczycy szyją już niemal połowę sprzedawanych na świecie tekstyliów i ubrań, jedną trzecią butów, produkują i sprzedają połowę warzyw. W cenowej konkurencji biją każdego na głowę. - Najlepsze polskie firmy odzieżowe to te, które szyją w Chinach, a w kraju zajmują się budową sieci salonów i kreowaniem marki. Dla nich otwieranie się Polski na chińskie towary jest korzystne - uspokaja Wojciech Morawski, prezes producenta bielizny Atlantic, który zleca produkcję zakładom na Dalekim Wschodzie.
Co innego mniejsze firmy handlowe i produkcyjne. Wśród kupców z Centrum Handlowego Ptak SA w Rzgowie pod Łodzią (największego w Polsce) zaniepokojenie wzbudziła informacja, że właściciel centrum Antoni Ptak chce wybudować tam dla przedsiębiorców z Chin hurtownię o powierzchni 4 tys. m2. Wiadomość, że powstanie też szwalnia odzieży zatrudniająca pięciuset chińskich pracowników, wzbudziła panikę (właściciel targowiska w dość niejednoznaczny sposób zdementował te rewelacje).
Wbrew pozorom ostra konkurencja może czekać większość polskich przedsiębiorców; nawet tych, którzy twierdzą, że ich towarom "z górnej półki" tania chińska produkcja nie może zagrozić. Chińczycy szybko poprawiają jakość wyrobów i konkurują na zagranicznych rynkach w coraz to nowych dziedzinach. W 2004 r. import do Polski chińskiego sprzętu elektronicznego wzrósł o 143 proc., sprzętu optycznego o 128 proc. Tak jest we wszystkich kategoriach produktów. Koszmar krajowych producentów może się ziścić, ale to zarazem dobra wiadomość dla konsumentów: będzie taniej!
Więcej możesz przeczytać w 15/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.