Rząd Marka Belki rozpoczyna przekazywanie Rosjanom rynku gazu
Premier Marek Belka, minister skarbu Jacek Socha i prezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa Marek Kossowski zostaną po wyborach rozliczeni ze skutków wprowadzenia PGNiG na giełdę - zapowiada w rozmowie z "Wprost" Kazimierz Marcinkiewicz, szef sejmowej Komisji Skarbu Państwa. Forsujący prywatyzację PGNiG premier Belka i minister Socha nie zrobili nic, aby przed prywatyzacją przez giełdę zapewnić przejrzystość finansów i struktury firmy. Co więcej, PGNiG trafi na giełdę, mając udziały w Europolgazie, międzynarodowej spółce zajmującej się tranzytem rosyjskiego gazu przez Polskę do Europy Zachodniej. Zgadzając się na taki scenariusz, minister Socha działa wbrew sejmowej Komisji Skarbu Państwa, która nakazała przed debiutem giełdowym PGNiG wydzielenie z niego aktywów przesyłowych!
Przejęcie kontroli nad Europolgazem jest marzeniem rosyjskiego Gazpromu (ma 48 proc. akcji tej spółki). Chociaż zgodnie z planami ministra Sochy udział państwa w PGNiG docelowo nie spadnie poniżej 51 proc., prywatyzacja przez giełdę wcale nie zabezpieczy spółki przed możliwymi próbami skupowania jej akcji przez Gazprom (na przykład na rynku wtórnym). Łącznie Rosjanie mogliby zatem skupić w swych rękach do 28 proc. akcji PGNiG, uzyskując znaczący wpływ na funkcjonowanie przedsiębiorstwa, m.in. prawo do wyznaczenia swoich przedstawicieli do rady nadzorczej oraz prawo weta blokującego. "Oferta publiczna PGNiG przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi jest praktycznie nierealna" - jeszcze 13 lipca zapewniał Socha. Ugiął się jednak pod naciskiem premiera i szantażem związków zawodowych PGNiG (według naszych informacji, bez wątpienia inspirowanych przez zarząd spółki), które groziły strajkiem w okresie przedwyborczym. Dla pracowników PGNiG debiut giełdowy spółki oznacza premię kilkudziesięciu tysięcy złotych - tyle bowiem będą mogli otrzymać za akcje pracownicze.
Rosjanie u bram
Wprawdzie akcji pracowniczych nie będzie można zbyć przed upływem dwóch lat, ale zawsze można na pniu sprzedać prawo do nich i zawczasu zainkasować gotówkę. - W biurach naszej firmy widzieliśmy rozlepione przez tzw. koników ogłoszenia o chęci zakupu od pracowników praw do ich akcji w każdej liczbie - dowiedzieliśmy się od pracowników PGNiG. Również skupienie akcji spółki na giełdzie od ciułaczy i inwestorów instytucjonalnych nie jest niemożliwe. Przypomnijmy, że Jan Kulczyk zdołał skupić około 6 proc. akcji PKN Orlen, a dzięki porozumieniom z międzynarodowymi funduszami faktycznie kontrolował ich znacznie więcej. A przecież Kulczyk ma o wiele mniejsze wpływy i możliwości finansowe niż Gazprom.
Rosyjski gigant dał już próbkę swoich możliwości w 2001 r. na Węgrzech. Tam również sprywatyzowano przez giełdę koncern petrochemiczny BorsodChem. Szybko się okazało, że liczni "zachodni" instytucjonalni inwestorzy mogli być podstawieni. Irlandzki Milford Holdings Ltd. przyznał się do współpracy z Gazpromem, austriacki CE Oil & Gas okazał się spółką-córką rosyjskiego koncernu Sibur, powiązanego z Gazpromem. Każda z podobnych spółek kupiła niewielki udział w BorsodChemnie, często nie przekraczający 5 proc. (przy wyższym udziale trzeba ujawnić tę informację), lecz w sumie satelici Gazpromu przejęli około 33 proc. akcji węgierskiego koncernu. "Nie jesteśmy przeciwko Rosjanom, ale jeśli zebrali oni ponad 33 proc. akcji, to powinni kupić przedsiębiorstwo, zamiast dążyć do obniżania jego wartości i wtedy dopiero je przejąć. Największym problemem jest to, że próbują to robić w trudny do skontrolowania sposób" - mówił wówczas prezes BorsodChemu Laszlo F. Kovacs. Obecnie największym akcjonariuszem, de facto rządzącym BorsodChemem przez swoje spółki zależne, jest austriacka grupa VCP (Vienna Capital Partners), oskarżana o reprezentowanie interesów Gazpromu.
Gaz droższy o 30 proc.?
Debiut giełdowy PGNiG nastąpi w momencie, gdy struktura rynku gazowego w Polsce jest chora. Za leczenie tej choroby zapłacą klienci spółki, czyli wszyscy korzystający z gazu. Elementem restrukturyzacji PGNiG było oddzielenie części wydobywczej i handlowej spółki od infrastruktury przesyłowej. Wydzielono nową spółkę Gaz System (wcześniej nazywała się PGNiG-Przesył), która ma przez 17 lat leasingować od PGNiG urządzenia niezbędne jej do zarządzania gazociągami. - Spółka, która ma być osią systemu przesyłu gazu kontrolowanego przez państwo, pozostanie na lata w kieszeni coraz bardziej prywatnego PGNiG - wskazuje Piotr Woźniak, były wiceprezes PGNiG ds. handlu i strategii. Taka forma przekazania majątku do wydzielonej spółki przesyłowej sprawi, że o obniżkach cen gazu dla odbiorców możemy zapomnieć, za to powinniśmy się przygotować na podwyżki. Gaz System opłaty za leasing majątku przejmowanego od PGNiG przerzuci oczywiście na klientów.
Już dziś płacimy dwuczęściowe rachunki: za zużyty gaz i opłatę za jego przesył. - Po zmianach własnościowych w PGNiG ta druga opłata może wzrosnąć o 20-30 proc. - szacuje Woźniak. Wprawdzie niedawno PGNiG przekazało aportem spółce przesyłowej, w której skarb państwa ma 100 proc. udziałów, warte około 500 mln zł elementy systemu przesyłowego, na przykład tłocznie gazu i stacje gazowe (od aportu trzeba jednak zapłacić VAT), ale spółka Gaz System będzie musiała latami płacić za stopniowe przejmowanie reszty niezbędnego jej do działania majątku.
Przepraszam, czy tu inwestują?
Wątpliwe są również podawane cele samej prywatyzacji. 17 sierpnia w siedzibie Ministerstwa Skarbu prezes PGNiG Marek Kossowski przekonywał, że 1,5 mld zł, które spółka planuje pozyskać dzięki wejściu na giełdę, jest jej niezbędne do rozpoczęcia inwestycji w wydobycie gazu krajowego - o połowę tańszego (70-80 USD za 1000 m3) niż kupowany od Gazpromu. Wcześniej zapowiadał, że PGNiG zwiększy w 2008 r. wydobycie krajowe z obecnych 4,3 mld m3 do 5,5 mld m3, by w większym stopniu uniezależnić się od importu gazu (obecnie polski gaz pokrywa prawie 32 proc. naszego rocznego zapotrzebowania).
Pozostaje pytanie, co PGNiG zrobiło do tej pory, by zwiększyć wydobycie krajowego gazu? Dziś pozyskuje się go tylko o 200 mln m3 więcej niż cztery lata temu, choć w tym czasie całkowite zużycie gazu w Polsce wzrosło o wiele bardziej. - Cała pozyskana na giełdzie kwota z pewnością nie pójdzie na inwestycje w wydobycie i infrastrukturę. Od dwóch lat zarząd nie był nawet w stanie wydać decyzji o niezbędnej rozbudowie największego magazynu gazu w Wierzchowicach - mówi pragnący zachować anonimowość menedżer PGNiG. Poza tym konto PGNiG obarcza poważny dług wynoszący 900 mln euro i pieniądze z emisji będą wykorzystane de facto do spłacania zadłużenia.
Spieszmy się prywatyzować
Do tego wszystkiego dochodzi sprawa Europolgazu. Jego akcjonariuszami są PGNiG (48 proc.), Gazprom (48 proc.) i Gaz Trading (4 proc.), spółka kontrolowana przez stronę polską (jej udziałowcami są PGNiG i Bartimpex należący do Aleksandra Gudzowatego). Może dziwić wycena Europolgazu (560 mln zł) przy zyskach spółki sięgających miliarda złotych rocznie (Gudzowaty szacuje wartość spółki na mniej więcej 15 mld zł!). Tłumaczenie prezesa Kossowskiego, że spółka jest zadłużona i zacznie przynosić dywidendę za 17 lat, nie wytrzymuje krytyki. Obecne stawki tranzytowe, jakie Gazprom płaci spółce, są żenująco niskie (mają systematycznie maleć - na co dwa lata temu zgodził się polski rząd!). Jeżeli stawki byłyby rynkowe, dywidenda byłaby płacona po pięciu, sześciu latach. - Obecny debiut giełdowy to początek procesu utraty kontroli nad polskim rynkiem gazu. Korozja zaczyna się od plamki. Europolgaz to linia tranzytowa, która powinna pozostać w rękach państwa - komentuje Aleksander Gudzowaty. W przeciwieństwie do PGNiG, które należy sprywatyzować, ale tak, aby skorzystali na tym klienci firmy, a nie menedżerowie Gazpromu.
Przejęcie kontroli nad Europolgazem jest marzeniem rosyjskiego Gazpromu (ma 48 proc. akcji tej spółki). Chociaż zgodnie z planami ministra Sochy udział państwa w PGNiG docelowo nie spadnie poniżej 51 proc., prywatyzacja przez giełdę wcale nie zabezpieczy spółki przed możliwymi próbami skupowania jej akcji przez Gazprom (na przykład na rynku wtórnym). Łącznie Rosjanie mogliby zatem skupić w swych rękach do 28 proc. akcji PGNiG, uzyskując znaczący wpływ na funkcjonowanie przedsiębiorstwa, m.in. prawo do wyznaczenia swoich przedstawicieli do rady nadzorczej oraz prawo weta blokującego. "Oferta publiczna PGNiG przed wrześniowymi wyborami parlamentarnymi jest praktycznie nierealna" - jeszcze 13 lipca zapewniał Socha. Ugiął się jednak pod naciskiem premiera i szantażem związków zawodowych PGNiG (według naszych informacji, bez wątpienia inspirowanych przez zarząd spółki), które groziły strajkiem w okresie przedwyborczym. Dla pracowników PGNiG debiut giełdowy spółki oznacza premię kilkudziesięciu tysięcy złotych - tyle bowiem będą mogli otrzymać za akcje pracownicze.
Rosjanie u bram
Wprawdzie akcji pracowniczych nie będzie można zbyć przed upływem dwóch lat, ale zawsze można na pniu sprzedać prawo do nich i zawczasu zainkasować gotówkę. - W biurach naszej firmy widzieliśmy rozlepione przez tzw. koników ogłoszenia o chęci zakupu od pracowników praw do ich akcji w każdej liczbie - dowiedzieliśmy się od pracowników PGNiG. Również skupienie akcji spółki na giełdzie od ciułaczy i inwestorów instytucjonalnych nie jest niemożliwe. Przypomnijmy, że Jan Kulczyk zdołał skupić około 6 proc. akcji PKN Orlen, a dzięki porozumieniom z międzynarodowymi funduszami faktycznie kontrolował ich znacznie więcej. A przecież Kulczyk ma o wiele mniejsze wpływy i możliwości finansowe niż Gazprom.
Rosyjski gigant dał już próbkę swoich możliwości w 2001 r. na Węgrzech. Tam również sprywatyzowano przez giełdę koncern petrochemiczny BorsodChem. Szybko się okazało, że liczni "zachodni" instytucjonalni inwestorzy mogli być podstawieni. Irlandzki Milford Holdings Ltd. przyznał się do współpracy z Gazpromem, austriacki CE Oil & Gas okazał się spółką-córką rosyjskiego koncernu Sibur, powiązanego z Gazpromem. Każda z podobnych spółek kupiła niewielki udział w BorsodChemnie, często nie przekraczający 5 proc. (przy wyższym udziale trzeba ujawnić tę informację), lecz w sumie satelici Gazpromu przejęli około 33 proc. akcji węgierskiego koncernu. "Nie jesteśmy przeciwko Rosjanom, ale jeśli zebrali oni ponad 33 proc. akcji, to powinni kupić przedsiębiorstwo, zamiast dążyć do obniżania jego wartości i wtedy dopiero je przejąć. Największym problemem jest to, że próbują to robić w trudny do skontrolowania sposób" - mówił wówczas prezes BorsodChemu Laszlo F. Kovacs. Obecnie największym akcjonariuszem, de facto rządzącym BorsodChemem przez swoje spółki zależne, jest austriacka grupa VCP (Vienna Capital Partners), oskarżana o reprezentowanie interesów Gazpromu.
Gaz droższy o 30 proc.?
Debiut giełdowy PGNiG nastąpi w momencie, gdy struktura rynku gazowego w Polsce jest chora. Za leczenie tej choroby zapłacą klienci spółki, czyli wszyscy korzystający z gazu. Elementem restrukturyzacji PGNiG było oddzielenie części wydobywczej i handlowej spółki od infrastruktury przesyłowej. Wydzielono nową spółkę Gaz System (wcześniej nazywała się PGNiG-Przesył), która ma przez 17 lat leasingować od PGNiG urządzenia niezbędne jej do zarządzania gazociągami. - Spółka, która ma być osią systemu przesyłu gazu kontrolowanego przez państwo, pozostanie na lata w kieszeni coraz bardziej prywatnego PGNiG - wskazuje Piotr Woźniak, były wiceprezes PGNiG ds. handlu i strategii. Taka forma przekazania majątku do wydzielonej spółki przesyłowej sprawi, że o obniżkach cen gazu dla odbiorców możemy zapomnieć, za to powinniśmy się przygotować na podwyżki. Gaz System opłaty za leasing majątku przejmowanego od PGNiG przerzuci oczywiście na klientów.
Już dziś płacimy dwuczęściowe rachunki: za zużyty gaz i opłatę za jego przesył. - Po zmianach własnościowych w PGNiG ta druga opłata może wzrosnąć o 20-30 proc. - szacuje Woźniak. Wprawdzie niedawno PGNiG przekazało aportem spółce przesyłowej, w której skarb państwa ma 100 proc. udziałów, warte około 500 mln zł elementy systemu przesyłowego, na przykład tłocznie gazu i stacje gazowe (od aportu trzeba jednak zapłacić VAT), ale spółka Gaz System będzie musiała latami płacić za stopniowe przejmowanie reszty niezbędnego jej do działania majątku.
Przepraszam, czy tu inwestują?
Wątpliwe są również podawane cele samej prywatyzacji. 17 sierpnia w siedzibie Ministerstwa Skarbu prezes PGNiG Marek Kossowski przekonywał, że 1,5 mld zł, które spółka planuje pozyskać dzięki wejściu na giełdę, jest jej niezbędne do rozpoczęcia inwestycji w wydobycie gazu krajowego - o połowę tańszego (70-80 USD za 1000 m3) niż kupowany od Gazpromu. Wcześniej zapowiadał, że PGNiG zwiększy w 2008 r. wydobycie krajowe z obecnych 4,3 mld m3 do 5,5 mld m3, by w większym stopniu uniezależnić się od importu gazu (obecnie polski gaz pokrywa prawie 32 proc. naszego rocznego zapotrzebowania).
Pozostaje pytanie, co PGNiG zrobiło do tej pory, by zwiększyć wydobycie krajowego gazu? Dziś pozyskuje się go tylko o 200 mln m3 więcej niż cztery lata temu, choć w tym czasie całkowite zużycie gazu w Polsce wzrosło o wiele bardziej. - Cała pozyskana na giełdzie kwota z pewnością nie pójdzie na inwestycje w wydobycie i infrastrukturę. Od dwóch lat zarząd nie był nawet w stanie wydać decyzji o niezbędnej rozbudowie największego magazynu gazu w Wierzchowicach - mówi pragnący zachować anonimowość menedżer PGNiG. Poza tym konto PGNiG obarcza poważny dług wynoszący 900 mln euro i pieniądze z emisji będą wykorzystane de facto do spłacania zadłużenia.
Spieszmy się prywatyzować
Do tego wszystkiego dochodzi sprawa Europolgazu. Jego akcjonariuszami są PGNiG (48 proc.), Gazprom (48 proc.) i Gaz Trading (4 proc.), spółka kontrolowana przez stronę polską (jej udziałowcami są PGNiG i Bartimpex należący do Aleksandra Gudzowatego). Może dziwić wycena Europolgazu (560 mln zł) przy zyskach spółki sięgających miliarda złotych rocznie (Gudzowaty szacuje wartość spółki na mniej więcej 15 mld zł!). Tłumaczenie prezesa Kossowskiego, że spółka jest zadłużona i zacznie przynosić dywidendę za 17 lat, nie wytrzymuje krytyki. Obecne stawki tranzytowe, jakie Gazprom płaci spółce, są żenująco niskie (mają systematycznie maleć - na co dwa lata temu zgodził się polski rząd!). Jeżeli stawki byłyby rynkowe, dywidenda byłaby płacona po pięciu, sześciu latach. - Obecny debiut giełdowy to początek procesu utraty kontroli nad polskim rynkiem gazu. Korozja zaczyna się od plamki. Europolgaz to linia tranzytowa, która powinna pozostać w rękach państwa - komentuje Aleksander Gudzowaty. W przeciwieństwie do PGNiG, które należy sprywatyzować, ale tak, aby skorzystali na tym klienci firmy, a nie menedżerowie Gazpromu.
Klucz do gazu |
---|
Dr Janusz Fiszer kancelaria prawna White & Case W. Daniłowicz, W. Jurcewicz i Wspólnicy Posiadanie pakietu 25 proc. akcji plus jedna akcja (zakładając, że jedna akcja równa się jeden głos) nie daje wystarczającej siły, aby dokonywać istotnych zmian w spółce, ale jednak zapewnia akcjonariuszowi tzw. blokującą mniejszość. Taki akcjonariusz może skutecznie zablokować uchwały walnego zgromadzenia akcjonariuszy dotyczące zmiany statutu (w tym bardzo istotne decyzje w sprawie podwyższenia lub obniżenia kapitału zakładowego) oraz emisji obligacji zamiennych, a także zbycia tzw. przedsiębiorstwa spółki lub jego zorganizowanej części - nawet gdyby absolutnie wszyscy pozostali akcjonariusze głosowali za podjęciem takich uchwał. W praktyce zmusiłoby to akcjonariusza większościowego do szukania porozumienia z takim akcjonariuszem, tak aby móc podjąć decyzję ważną dla spółki, wymagającą zmiany statutu. Oczywiście porozumienie takie musiałoby mieć swoją cenę. |
Więcej możesz przeczytać w 34/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.