Kandydaci LPR na posłów muszą podpisywać weksle gwarantujące przywiązanie do rodziny Giertychów
W mediach i na ulicach pojawia się coraz więcej materiałów wyborczych. Każda sztuczka jest dobra, byle tylko przyciągnąć uwagę publiczności. PiS gra lustrzanym podobieństwem braci Kaczyńskich i wykorzystuje wizerunek Jarosława do zakamuflowanego reklamowania Lecha. Donalda Tuska chwali cała jego rodzina. Marek Borowski też występuje z wnukiem, ale jednocześnie stara się zdyskontować popularność Mezo, laureata tegorocznego festiwalu w Opolu.
Najbardziej oryginalnym pomysłem jest próba poprawienia notowań LPR za pomocą pól rzepaku. Ta kwitnąca na żółto roślina stanowi dominujący element zarówno na plakatach samej partii, jak i na bilbordach jej kandydata na prezydenta.
Co ma rzepak do LPR, zwłaszcza gdy szeregi tej partii opuścił najgłośniejszy polski chłop Bogdan Pęk? To chyba najbardziej skrywana tajemnica Romana Giertycha. W tej sytuacji zdezorientowanej opinii publicznej pozostaje jedynie poruszanie się w gąszczu hipotez. Jedną, brzmiącą wcale sensownie, podsuwa lektura sienkiewiczowskiego "Potopu".
To na jego kartach nieoceniony pan Zagłoba tłumaczył ospałemu intelektualnie Janowi Zamoyskiemu pożytki płynące ze spożywania roślin oleistych. Trzeba - radził - spożywać siemię konopne albo ziarna słonecznika. W tych bowiem roślinach znajduje się olej, który obficie popijany lżejszym od niego winem idzie do głowy, a jak wiadomo olej w głowie to dobra rzecz.
Kto wie, czy recepta Zagłoby nie pozostaje dla LPR ostatnią deską ratunku. Jak wiadomo, liga ma kłopoty z kandydatami na posłów. Nie dowierza, że po wyborach pozostaną w szeregach klubu. Dlatego wymaga składania uroczystych przysiąg i podpisywania idących w grube tysiące weksli, mających gwarantować dozgonne przywiązanie do rodziny Giertychów i ich krótko ostrzyżonych pretorian z Młodzieży Wszechpolskiej.
Te upokarzające praktyki mogłyby się okazać zupełnie niepotrzebne, gdyby zaufać cudownemu oddziaływaniu roślin oleistych. Wraz z ich spożywaniem, jeśli wierzyć Zagłobie, rosłaby rozwaga całej formacji i pierzchały w kąt wszelkie niebezpieczeństwa zagrażające posłom z deficytem oleju w głowach.
Kto wie, może parę flaszek rzepakowego produktu przydałoby się wypić, ze stosowną porcją wina, samemu Romanowi Giertychowi. Lepiej by wtedy organizował posiedzenia kierowanej przez siebie sejmowej komisji łączności z Polakami za granicą, bo to ostatnie, na Białostocczyźnie, zakończyło się całkowitą kompromitacją przewodniczącego. Albowiem poza nim nie przybył na nie żaden inny członek komisji.
Kiedy przed LPR piętrzą się trudności, rzepak może się okazać prawdziwą wunderwaffe tej formacji. Czego jej w imieniu własnym i pana Zagłoby gorąco życzę.
Najbardziej oryginalnym pomysłem jest próba poprawienia notowań LPR za pomocą pól rzepaku. Ta kwitnąca na żółto roślina stanowi dominujący element zarówno na plakatach samej partii, jak i na bilbordach jej kandydata na prezydenta.
Co ma rzepak do LPR, zwłaszcza gdy szeregi tej partii opuścił najgłośniejszy polski chłop Bogdan Pęk? To chyba najbardziej skrywana tajemnica Romana Giertycha. W tej sytuacji zdezorientowanej opinii publicznej pozostaje jedynie poruszanie się w gąszczu hipotez. Jedną, brzmiącą wcale sensownie, podsuwa lektura sienkiewiczowskiego "Potopu".
To na jego kartach nieoceniony pan Zagłoba tłumaczył ospałemu intelektualnie Janowi Zamoyskiemu pożytki płynące ze spożywania roślin oleistych. Trzeba - radził - spożywać siemię konopne albo ziarna słonecznika. W tych bowiem roślinach znajduje się olej, który obficie popijany lżejszym od niego winem idzie do głowy, a jak wiadomo olej w głowie to dobra rzecz.
Kto wie, czy recepta Zagłoby nie pozostaje dla LPR ostatnią deską ratunku. Jak wiadomo, liga ma kłopoty z kandydatami na posłów. Nie dowierza, że po wyborach pozostaną w szeregach klubu. Dlatego wymaga składania uroczystych przysiąg i podpisywania idących w grube tysiące weksli, mających gwarantować dozgonne przywiązanie do rodziny Giertychów i ich krótko ostrzyżonych pretorian z Młodzieży Wszechpolskiej.
Te upokarzające praktyki mogłyby się okazać zupełnie niepotrzebne, gdyby zaufać cudownemu oddziaływaniu roślin oleistych. Wraz z ich spożywaniem, jeśli wierzyć Zagłobie, rosłaby rozwaga całej formacji i pierzchały w kąt wszelkie niebezpieczeństwa zagrażające posłom z deficytem oleju w głowach.
Kto wie, może parę flaszek rzepakowego produktu przydałoby się wypić, ze stosowną porcją wina, samemu Romanowi Giertychowi. Lepiej by wtedy organizował posiedzenia kierowanej przez siebie sejmowej komisji łączności z Polakami za granicą, bo to ostatnie, na Białostocczyźnie, zakończyło się całkowitą kompromitacją przewodniczącego. Albowiem poza nim nie przybył na nie żaden inny członek komisji.
Kiedy przed LPR piętrzą się trudności, rzepak może się okazać prawdziwą wunderwaffe tej formacji. Czego jej w imieniu własnym i pana Zagłoby gorąco życzę.
Więcej możesz przeczytać w 34/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.