Emisariusz J&S zastrasza i próbuje korumpować dziennikarzy "Wprost"
Można podstawić dwie aktorki, dwóch aktorów i powiedzieć na przykład, wiesz, złodziej, czy dziewczyny coś innego krzykną i wtedy można narkotyki znaleźć. Jak mówię, każdego można w ten sposób (...), pamiętajcie. (...) I ja nie chcę, żeby, nazwijmy to, dwóch wspaniałych młodych ludzi było wykorzystanych przez służby, ale to jest moje prywatne zdanie" - mówił podpułkownik rezerwy wojsk lotniczych Andrzej Wydrych w rozmowie telefonicznej z nami 27 lipca 2005 r. To ostrzeżenie Wydrych skierował pod naszym adresem, usiłując przekonać nas w tej rozmowie do... ugody z dominującą w dostawach ropy do polskich rafinerii grupą J&S Sławomira Smołokowskiego i Grzegorza Jankilewicza (kulisy ich biznesu opisywał "Wprost"). W ostatnich miesiącach Wydrych kilkakrotnie kontaktował się z nami i - powołując się na uprzednie konsultacje z właścicielami J&S - próbował za pomocą różnych argumentów nakłonić nas do ugody, która zapobiegłaby rozpoczęciu w tym tygodniu serii procesów J&S kontra redakcja "Wprost" (właściciele J&S pozwali redakcję łącznie o 10 mln zł zadośćuczynienia, a 6 mln zł domagają się od jednego z autorów tekstów).
Dlaczego Andrzej Wydrych, obecnie broker ubezpieczeniowy z Nowego Dworu Mazowieckiego, angażuje się w tę sprawę? Oficjalnie ten były pilot wojskowy ubezpiecza spółki z grupy J&S. "Pan Wydrych się zjawił jako ubezpieczyciel, to znaczy przedstawiciel firmy ubiezpieczeniowej. (...) On chciał ubezpieczyć wszystko. (...) Wszystkie firmy, życie. Wszystko chciał ubezpieczyć. (...) Okazało się, że pan Wydrych jest niesamowity, konkurencyjny, że wszystkie, pobija wszystkie rekordy" - tak Grzegorz Jankilewicz, współwłaściciel J&S, opisał 30 marca przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen historię swojej znajomości z Wydrychem. Wydrych bije też rekordy sugestywności. Według jego ostatniej propozycji, J&S z radością zawrze z nami ugodę, jeśli tylko zamieścimy "magiczne słowa "Przepraszamy firmę J&S" małym druczkiem na pierwszej stronie" (to wszystko!). Wcześniej podawał w wątpliwość naszą wiarę w wygraną w procesie, mówiąc, że "sprawiedliwość to zielony prostokątny papierek z głową Jerzego Waszyngtona".
Lądowanie bez podwozia
Jedyna wzmianka, jaką o ppłk. Andrzeju Wydrychu można znaleźć w jakichkolwiek publikacjach, to opis wypadku samolotu TS-11 w 1978 r., kiedy to pilotujący go Wydrych, wówczas podchorąży, zdołał bezpiecznie wylądować mimo awarii silnika i bez podwozia. W III RP Wydrych też bezpiecznie wylądował - mimo wielu problemów - w cywilu w biznesie.
Z ppłk. Wydrychem skontaktowaliśmy się w marcu, prosząc go o komentarz do zeznań aresztowanych tzw. baronów paliwowych Jana Bobrka z BGM i Adama Chmielewskiego z Konsorcjum Victoria, którzy opowiadali krakowskim prokuratorom o związkach Wydrycha z mafią paliwową i jego działaniach na rzecz grupy J&S. Na przykład Chmielewski, który współpracował raz z ABW, raz z WSI, a jednocześnie sam ustawiał paliwowe przekręty, zeznał, że "w kolejnych raportach [jakie miał wykonywać na zlecenie tajnych służb] znajdowały się spółki satelitarne J&S (...), osoba Andrzeja Wydrycha jako głównego organizatora systemu funkcjonowania spółki [J&S] na Cyprze i osoby będącej pomocną w nieformalnych przepływach finansowych. Był on osobą będącą współudziałowcem spółek satelitarnych lub osobą rejestrującą je na osoby trzecie, m.in. członków swojej rodziny (...). Przekazałem również daty przylotów funduszy w gotówce. Mam tutaj na myśli przywiezienie wartości pieniężnych od kilkuset tysięcy dolarów amerykańskich w górę aż do miliona dolarów". O udziale Wydrycha w lewych interesach w handlu ropą czy paliwami opowiadał też były prokurator Andrzej Czyżewski. W 1994 r. Wydrych spędził zaś trzy miesiące w areszcie, podejrzany o nielegalny handel alkoholem (ładunek policja zarekwirowała na lotnisku w Modlinie).
W odpowiedzi na nasze pytania Andrzej Wydrych przedstawił się nam jako skromny broker, który tylko ubezpiecza spółki z grupy J&S, a paliwami i ropą w ogóle się nie interesuje. Jego aresztowanie w sprawie alkoholowej to zaś robota tajnych służb, których nie chciał dopuścić do interesu, jaki próbował zorganizować w początku lat 90., czyli budowy terminalu cargo w Modlinie (dał nam kopię zaświadczenia o umorzeniu sprawy przez prokuraturę z powodu ustalenia, że nie popełnił zarzucanego mu czynu - wszystkie dane, numer sprawy i daty zamazał). Wszystkie zarzuty Chmielewskiego nazwał kłamstwami. Jego zdaniem, Chmielewski mści się na nim z powodów osobistych (konflikt o kobietę), dopasowując do znanych mu faktów bezpodstawne zarzuty.
Polisa na proces
Odpowiadając na nasze pytania, ppłk Wydrych napisał m.in.: "Kontaktów z panami Grzegorzem Jankilevitschem lub Wiaczesławem Smołokowskim [pisownia oryginalna] praktycznie nie utrzymywałem (...). Więc i moja wiedza na ich temat jest żadna". Co ciekawe, po ustosunkowaniu się do zarzutów Chmielewskiego Wydrych zaczął do nas dzwonić i nalegać na następne spotkanie, ni z tego, ni z owego proponując nam w imieniu Smołokowskiego i Jankilewicza ugodę i wycofanie przez nich pozwów przeciwko "Wprost".
"No ja im mówię, żeby dać chłopakom [Janowi Pińskiemu i Krzysztofowi Trębskiemu] szansę. No dobrze, no to w takim razie magiczne słowo. Wystarczy wam? No, sorry, młodzi i głupi to puścili. Za to, że zostali wykorzystani, to mamy ich od razu niszczyć? To nie ma sensu" - tak Wydrych opisywał nam swoje rozmowy ze Smołokowskim i Jankilewiczem, w których ustalał warunki ugody, jakie nam następnie przedstawił. Do spotkania doszło 26 kwietnia w restauracji Inaba w centrum Warszawy. - Chcę, żeby doszło do jakiejś ugody między redakcją "Wprost", wami i Zbyszkiem [Siemiątkowskim, któremu także wytoczono proces - red.] a firmą J&S - usłyszeliśmy na wstępie od Wydrycha. Gwarantował, że właściciele J&S działają uczciwie, bo to "biznes starozakonny" i dla nich "interes musi być koszerny". - Znam Sławka i Grzegorza kopę lat i są to chłopcy, których można przyłożyć do ręki i poprosić o pomoc, to ci nie odmówią - przekonywał Wydrych.
Choć przedstawialiśmy mu argumenty użyte w naszych artykułach o J&S, przytoczone w nich dokumenty i zeznania świadków, Wydrych upierał się, że nie mamy racji, bo "on nigdy nie kłamie". Potem z kolei stwierdził, że Polska to takie "bagno", że robiąc tu interesy, nie sposób się "nie ubrudzić". W trakcie rozmowy mówił, że marnujemy się w naszej redakcji, że z pewnością byśmy się dogadali i zaprzyjaźnili z właścicielami J&S, gdybyśmy ich poznali, że dobrze dalibyśmy sobie radę w biznesie. Oprócz marchewek był i kij. "Masz polisę na życie? (...). To jeszcze kilka takich tekstów i składka może wzrosnąć" - mówił Wydrych do Jana Pińskiego.
Najbardziej absurdalna była prośba, byśmy przekazali propozycję ugody Siemiątkowskiemu, byłemu szefowi Agencji Wywiadu. Przypomnijmy, że Siemiątkowski publicznie oskarżył J&S o związki z rosyjskimi tajnymi służbami i zasugerował, że firma płaci politykom i urzędnikom w Rosji tzw. prowizje. Za to właściciele J&S pozwali go do sądu o 200 tys. zł zadośćuczynienia. - "Wprost" przekazał mi propozycję Andrzeja Wydrycha, ale nie byłem zainteresowany. Zastraszanie horrendalnymi odszkodowaniami to sposób działania tej firmy, która próbuje zamknąć usta wszystkim wiedzącym o kulisach jej działania - mówi Zbigniew Siemiątkowski.
Magiczne słowo
Tego, czym naprawdę zajmuje się Wydrych, jaka jest jego rola w interesach J&S, i jak to się stało, że małe biuro brokerskie z Nowego Dworu Mazowieckiego ubezpiecza grupę J&S o przychodach 10 mld USD rocznie, usiłowała dociec 8 lipca sejmowa komisja śledcza ds. PKN Orlen, która przesłuchała Wydrycha na zamkniętym posiedzeniu. Jak dowiedzieliśmy się, ppłk Wydrych zdawkowo odpowiadał na pytania, a najdokładniej opisywał - nie pytany o to - swe heroiczne wyczyny z czasów służby w wojskach lotniczych.
Na rozważenie oferty ugody z J&S Andrzej Wydrych dał nam w kwietniu miesiąc. Mimo że termin dawno upłynął, a my na nią nie odpowiedzieliśmy, dalej kontaktował się z nami, pytając o ugodę, m.in. we wspomnianej rozmowie telefonicznej 27 lipca. Apelował o porozumienie, "zanim to wszystko pójdzie za daleko", znów prosząc tylko o jedno "magiczne słowo" przeprosin za nasze teksty. Jednocześnie ostrzegał, by jego samego nie mieszać w sprawy dostaw ropy czy mafii paliwowej: "Krzywdy wyrządzonej rodzinie nie wybaczę (...), na siłę to ja większą siłą, na prawnika znajdę lepszego (...). Strzelam szybciej, celniej, żadnych kompromisów".
Więcej możesz przeczytać w 34/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.