W Rosji los człowieka i jego majątek były zawsze zależne od kaprysów władcy
Mamy - zresztą nie tylko my - rozmaite kłopoty z Rosją. Problem nie jest jednak nierozwiązywalny. Wielokrotnie przedstawiałem się Czytelnikom jako optymista długookresowy. Tak jest i tym razem. Nie mogę więc powiedzieć, że rozwiązanie problemów relacji z byłym mocarstwem, które nie potrafi się przystosować do normalności, jest tuż-tuż, za rogiem ulicy. Ale w długim okresie, w perspektywie - powiedzmy - stulecia problem zniknie. Razem z Rosjanami.
Co roku milion mniej
Biuro ludnościowe Sekretariatu ONZ przygotowuje prognozy demograficzne. Najnowsza prognoza na lata 2000-2025 dla Rosji zakłada w wariancie średnim, ani optymistycznym, ani pesymistycznym, że Rosjan będzie o ponad 21 mln mniej. W tym tempie pod koniec XXI wieku Rosja będzie biednym jak dzisiaj średniej wielkości państwem o liczbie ludności niewiele przekraczającej obecną ludność Polski. I jako biedna i mało liczna nie będzie już sprawiać takich problemów jak obecnie...
To nie jest jakieś nagłe załamanie demograficzne. Mężczyźni w Rosji zaczęli żyć coraz krócej już od końca lat 50. ubiegłego stulecia. W moich artykułach i książkach z lat 80. (oczywiście wydawanych na Zachodzie!) zwracałem uwagę nie tylko na ekonomiczne, ale i pozaekonomiczne źródła nadchodzącego upadku Sowietów i systemu sowieckiego w ogóle. Odchylenie od normy cywilizacyjnej, jaką jest długookresowy wzrost oczekiwanej przeciętnej długości życia w procesie rozwoju gospodarczego, było widomym znakiem nadchodzącego schyłku systemu.
Upadek komunizmu nie zatrzymał zresztą tego staczania się po demograficznej równi pochyłej. 31 grudnia 1991 r., po rozwiązaniu Związku Sowieckiego, Rosja liczyła 148,7 mln obywateli, a w 10 lat później - już tylko 144,5 mln. Spadek może się wydać niewielki w porównaniu z szokującymi prognozami na obecne ćwierćwiecze, ale powyższe liczby są mylące. Sytuacja jest znacznie gorsza, gdyż Rosjanie z byłego ZSRR migrowali do Rosji. Około 5,5 mln byłych partyjnych aparatczyków, KGB-istów, wojskowych i sowieckich biurokratów przybyło wraz z rodzinami do matuszki Rossiji z niepodległych już byłych sowieckich republik i z Europy Środkowo-Wschodniej. Tak więc faktyczny spadek liczby ludności w ciągu dekady wyniósł prawie 10 mln!
W Rosji życie jest tanie
Od dawna zwracałem uwagę na to, że komunizm był mechanizmem gigantycznego marnotrawstwa zasobów na skalę nieznaną nigdy przedtem w historii. Z Rosją sprawa jest jednak szczególna. Tutaj na deformacje systemowe nakładają się deformacje historyczne. Ponad tysiąc lat czerpania wzorów ze skrajnie autokratycznego cesarstwa bizantyjskiego, od którego Rosja przejęła wzorce cywilizacyjne (nie tylko religię!) zrobiło swoje. Tak samo dwieście lat tatarskiej despotii rządzącej Księstwem Moskiewskim.
Rosja faktycznie nigdy nie była częścią kształtującej się stopniowo cywilizacji zachodniej. Czasami się do niej przybliżała, czasami oddalała, ale zawsze byłą jakąś zdeformowaną "boczną gałęzią". Żaden z królów europejskich - od Polski po niezwykle autokratyczną Hiszpanię - nie nazwałby swoich dworzan, najwyższą szlachtę królestwa, raby moi ("moi niewolnicy"). A tak określił swój dwór Iwan Groźny w odpowiedzi na pytanie posła króla Anglii, kim są owi pięknie ubrani dworzanie.
I tak już zostało. W Rosji los człowieka, nie mówiąc już o jego majątku, był zawsze zależny od kaprysów władcy - niezależnie od tego, czy był to Iwan Groźny, czy Putin (już tylko) Napuszony. Widać to do dziś. Na Dubrowce czy w Biesłanie znacznie więcej osób zginęło w następstwie nieudacznikowskich, a jednocześnie nacechowanych pogardą dla życia własnych obywateli działań wojsk antyterrorystycznych niż strzałów terrorystów.
Despotie rozpadają się dlatego, że materiał ludzki, z którego są ulepione, jest kiepskiego gatunku. Ta zasada sprawdziła się i sprawdza się w Rosji co dnia. W Rosji tanie jest życie nie tylko zwykłego obywatela (a raczej poddanego, bo pozbawionego praw), tanie jest także życie obrońców systemu. Dowodzi tego na przykład sprawa "Kurska", gdzie dla prestiżu floty poświęcono życie marynarzy. Tak samo byłoby w niedawnym wypadku miniłodzi podwodnej, gdyby nie obawa przed kolejną kompromitacją i wyrażona w ostatniej chwili zgoda na brytyjską akcję ratowniczą.
Dlatego obrońcy systemu także mają gdzieś bizantyjską władzę. I żyją tylko swoimi bezpośrednimi potrzebami - od żołnierzy w Czeczenii i wokół niej, przepuszczających za (niewielkie zresztą) łapówki transporty broni dla czeczeńskich terrorystów, do oficerów okradających armię i państwo na iście rosyjską skalę...
Uderzyć w gaz!
Nie zamierzam tu się zajmować przemysłem paliwowym i nie o taki gaz tutaj chodzi. Chodzi mi o rosyjski romans z wódką. Demografowie i lekarze badający rosyjski aberracyjny wzorzec zmian ludnościowych podkreślają ogromną rolę alkoholizmu jako czynnika skracającego przeciętny oczekiwany okres życia, zwłaszcza mężczyzn. Rosyjscy mężczyźni żyją dziś krócej niż mężczyźni w słabo rozwiniętych krajach Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej. Demografowie i lekarze niewiele piszą jednak o przyczynach, dla których od XVI wieku, gdy wódka stała się dostępna, do dziś Rosjanie i Rosjanki - ale znacznie bardziej ci pierwsi - "uderzają w gaz". A dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że w systemie, w którym ludzie są niczym i nie mają niczego, muszą znaleźć jakiś sposób na oderwanie się od rzeczywistości. Starsza i średnia generacja Czytelników przypomni sobie zapewne gorzką pieśń rosyjskiego barda Wysockiego o kręgach piekieł. Jak zstępujący coraz niżej przybysz trafia do kręgu pijaczków, którzy zapraszają go do siebie, przekonując: "Nam tu dobrze, nam tu dobrze!"...
A po wytrzeźwieniu wokół bezprawie, korupcja, pogarda rządzących i bieda. W Rosji na 100 urodzeń przypada 170 (!!!) zgonów. Sytuacja pogarsza się, jak wspominałem, od dziesięcioleci. Postkomunistyczna transformacja wzbudziła na początku nadzieję, ale potem - wraz z narastaniem deformacji - było już tylko z górki i wcześniejsze "zanikowe" trendy stały się jeszcze wyraźniejsze. Wódka jest skutkiem, nie przyczyną. I bez powolnego usuwania przyczyn wódka będzie nadal dawać przejściowe zapomnienie. I będzie zabijać. Niedawno prasa doniosła, że w Rosji w następstwie zatruć fałszowaną wódką umiera rocznie 40 tys. ludzi. Niestety, wielokrotnie więcej umiera w następstwie picia wódki nie fałszowanej. A prezydenta Putina stać tylko na to, aby zapowiedzieć ponowną nacjonalizację produkcji alkoholu. Skutek jest łatwy do przewidzenia. Spadnie produkcja alkoholu w państwowych fabrykach, a wzrośnie ilość pędzonego nielegalnie samogonu. Tę lekcję przerabiał nie tak dawno "dobry car" Gorbaczow, ale nieudacznictwo i niezdolność wyciągania wniosków z wcześniejszych niepowodzeń to też cecha historyczna zanikającej Rosji.
XXII wiek bez Rosjan
Wnioski, choć nasuwają się same, są dramatyczne. Możliwości są dwie. Pierwsza - że Rosja powoli zacznie się zbliżać do wzorców i standardów cywilizacji zachodniej i Rosjanie zaczną się zamieniać w prawdziwych obywateli. Druga - że Rosja się nie zaadaptuje i Rosjanie w XXII wieku po prostu wyginą.
Historia ludzkości zna takie przykłady, a historia ewolucji gatunków - jeszcze więcej. Neandertalczycy też nie potrafili się zaadaptować do zmieniających się warunków, do których zaadaptowali się inni przedstawiciele gatunku ludzkiego. I wyginęli. Dziś już nikt nie zastanawia się, jakie błędy popełnili ich przywódcy, czy rządzili mądrze i sprawiedliwie. Tak samo, jeśli nie nastąpi adaptacja, w XXII wieku nikt już nie będzie się zastanawiać, co zrobił, a czego nie zrobił Iwan Groźny, Rasputin, Stalin czy Putin. Nasz kontynent i świat będą się zajmować nowymi wyzwaniami...
Więcej możesz przeczytać w 34/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.