Nie ma na świecie takiego wariografu, który wytrzymałby zeznania kandydata W.C. na prezydenta
Kraków, królewskie miasto odwiedzane i podziwiane przez miliony turystów z całego świata, to fenomen nie mający sobie równych w Polsce. To magiczne miejsce jest kwintesencją polskości i europejskości, cech, których brakuje Warszawie.
Kiedy Bronisław Wildstein, autor tematu okładkowego, peregrynował po Krakowie, w Warszawie pojawił się jego sobowtór w spódnicy o inicjałach A.J. W stolicy wschodni zaduch, duszno jak w ruskiej łaźni, półprawdy zwalczają połowiczne kłamstwa. Trudno się zatem dziwić, że ktoś nie wytrzymał i zaproponował marszałkowi W.C., wybitnemu prawnikowi, który nie potrafi wypełnić deklaracji majątkowej, by zbadał się na wariografie. Anna Jarucka, była asystentka ministra W.C., nie wytrzymała krętactw swojego byłego szefa i postanowiła rzucić ręcznik słaniającemu się doktorowi prawa. Kandydat W.C. na prezydenta odmówił poddania się wspólnie z Jarucką badaniu wykrywaczem kłamstw, czyli wariografem. Grzegorz Indulski i Jarosław Jakimczyk ("Prezio bis") potwierdzają, że niechęć W.C. do wariografu jest uzasadniona i świadczy o rzetelnej samoocenie jego nie poddającej się żadnym kryteriom prawdomówności. Żałośnie wobec takiego męża stanu jak W.C. wyglądają takie mięczaki jak Nixon czy Clinton. Zwłaszcza ten pierwszy, który złożył dymisję tylko dlatego, że wiedział o zakładaniu podsłuchu w sztabie wyborczym Partii Demokratycznej, o czym przypomina prof. Mariusz Muszyński ("Kazus Cimoszewicza"). Kandydat W.C. na prezydenta tymczasem grał na giełdzie za pożyczone pieniądze, sprzedawał akcje przed aresztowaniem prezesa Orlenu, zarobił na tym, nie zarabiając rzecz jasna, i zapomniał o wszystkim napisać w deklaracji majątkowej. Tylko tyle, by nie wspomnieć o innych niejasnych sprawach, o których piszą autorzy "Prezia bis".
Nie ma na świecie takiego wariografu, który wytrzymałby zeznania kandydata W.C. na prezydenta. Wariograf to amerykański wynalazek, który w Europie rzadko się stosuje, dbając o dobre samopoczucie eurorodaków. Gdyby Henryk Szafir ("Girusz znaczy wypędzenie") zobaczył cover story francuskiego tygodnika "L`Express" pt. "Gaza - ostatni kolonizatorzy" ("Les derniers colons"), to zapewne zdziwiłby się tak jak ja. Rzecz jasna, Polinezja Francuska czy Reunion to nie są kolonie, lecz terytoria zamorskie Francji, a więc nie ma tam kolonizatorów. Oczywiście, odkrycie ostatnich kolonizatorów w Izraelu przez redaktorów z "L`Express" trzeba przyjąć z humorem, tak jak autorzy tekstu "Dowcip określa świadomość" - Krystyna Grzybowska i Maciej Rybiński. A pytanie, ile jest dowcipów o Francuzach, ma ciągle tę samą odpowiedź: tylko jeden, reszta to prawda.
Ile jest dowcipów o Polakach? Niekiedy wydaje się, że nie ma nawet jednego, bo wszystko to prawda. Oto kandydat W.C. na prezydenta załatwia się razem z urzędującym prezydentem, oferując górnikom socjalistyczną przyszłość ("Edward 'Pomożecie?' Kwaśniewski"). Sprzątać po nich będziemy my wszyscy, ale taki urok lewicowego kandydata W.C. na prezydenta. Jest dobry za cudze pieniądze, bo swoje lokuje na giełdzie. I to odróżnia prezydenta W.C. od prezydenta RP, którego brak odczuwamy na każdym kroku. Tymczasem zapraszamy do gry autorstwa Roberta Mazurka "Gra prezydencka - nie irytuj się", bo przecież dowcip określa świadomość.
Więcej możesz przeczytać w 34/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.