Polska biurokracja pozbawia nas brukselskich pieniędzy
Mikrobusem musiały się posłużyć władze Warszawy, by przewieźć do Ministerstwa Gospodarki wniosek o dofinansowanie budowy metra z unijnych funduszy, przeznaczonych na rozwój regionalny. Wraz z niezbędnymi niemal 60 załącznikami wniosek ten liczył bowiem kilkanaście tysięcy stron. Generator wniosków (program informatyczny, który powinien ułatwiać wypełnianie wniosków polskim samorządom, instytucjom naukowym lub instytucjom wspierającym przedsiębiorczość, zainteresowanym uzyskaniem dofinansowania z unii) zmieniany był już 40 razy.
Nieprzejrzysty, skomplikowany system zgłaszania, oceny, akceptacji i realizacji projektów w ramach unijnych programów pomocowych sprawił, że na półmetku pierwszego okresu finansowania do wnioskodawców faktycznie trafiło... 0,93 proc. z 3 mld euro przewidzianych dla Polski na lata 2004-2006 w ramach funduszu rozwoju regionalnego i funduszu społecznego. Największymi ich beneficjentami mogłyby być samorządy, lecz jeśli będziemy wykorzystywać unijne fundusze równie nieudolnie jak obecnie, spora część pieniędzy zostanie utracona. Już dziś wydaje się, że Polska będzie w najbliższym czasie płatnikiem netto do budżetu UE.
Znikające euro
Polska traktowana jest przez Brukselę jako region najbardziej opóźniony pod względem społecznym i gospodarczym, gdzie PKB na mieszkańca wynosi znacznie poniżej 75 proc. średniej unijnej. Dlatego też przyznano nam 3 mld euro w ramach tzw. zintegrowanego programu operacyjnego rozwoju regionalnego. Warszawa chce uzyskać z tego programu dofinansowanie wynoszące ponad miliard złotych (dotychczas władze stolicy uzyskały z funduszy strukturalnych ponad 160 mln zł). Osiem projektów wciąż jednak czeka na rozpatrzenie, w tym ważne projekty związane m.in. z dokończeniem budowy pierwszej linii metra (koszt inwestycji to 1,38 mld zł, wnioskowaliśmy o dofinansowanie w wysokości 590 mln zł).
W przyszłym roku obecny, uzgodniony podczas negocjacji akcesyjnych program pomocowy się zakończy i będziemy musieli ustalić nowy na następne lata. Tymczasem stopień wykorzystania już dostępnych pieniędzy nie napawa optymizmem. Do końca maja 2005 r. w Polsce złożono 19 430 wniosków o dofinansowanie rozmaitych przedsięwzięć łącznie na 28,6 mld zł. Władze województw i inne tzw. podmioty wdrażające (czyli m.in. resorty gospodarki, infrastruktury czy środowiska) zaakceptowały tylko 4,5 tys. projektów, których dofinansowanie pochłonie 7,3 mld zł - 63 proc. przyznanych nam pieniędzy. Już na wstępie odrzucono kilkanaście tysięcy wniosków. I nie jest to rezultatem wyłącznie złego przygotowania wnioskodawców.
Unia hazardzistów
W Polsce system uzyskiwania unijnych pieniędzy jest nadmiernie skomplikowany. Niezwykle rozbudowane wnioski należy złożyć w odpowiedniej tzw. jednostce wdrażającej, która formalnie je ocenia, potem opiniują je eksperci dobrani według klucza ustalonego przez tę jednostkę. W wypadku inwestycji wartych ponad 50 mln euro zgodę na dofinansowanie musi wydać jeszcze Bruksela. System ten pomija często projekty bardzo dobrze przygotowane i wysoko ocenione przez ekspertów. Niejednokrotnie kryteria oceny są zmieniane przy podejmowaniu decyzji, wyklucza się projekty "zbyt duże", preferuje rozproszone inwestycje w małych miejscowościach. Wymownym przykładem niewydolności tego systemu są losy projektu modernizacji jednego z odcinków Alej Jerozolimskich - wniosek do resortu infrastruktury miasto złożyło 4 maja 2004 r., a umowę o realizacji inwestycji podpisano 13 miesięcy później.
Ryzyko finansowe tych opóźnień organy rozdzielające fundusze przerzucają na wnioskodawców. Samorząd czy inna instytucja składająca wniosek o dofinansowanie musi bowiem najpierw sfinansować inwestycję (z własnych pieniędzy, kredytów, wyemitowanych obligacji itp.), a refundację unijną otrzymuje dopiero po jakimś czasie od podpisania umowy z właściwym resortem. Zresztą nawet to nie gwarantuje otrzymania pieniędzy. Wprawdzie w większości województw pieniądze są już wypłacane, ale dotychczas to zaledwie 109,8 mln zł, tak więc zwrot części kosztów objął 2,13 proc. formalnie wdrożonych projektów (sic!). Inwestycje niezbędne dla lokalnych społeczności stają się w tej sytuacji rodzajem hazardu. Samorządy przedłużają na przykład rozpoczęcie prac budowlanych, gdyż nie wiedzą, czy ostatecznie nie staną przed problemem sfinansowania większości inwestycji z własnej kieszeni.
Papierowy tygrys
Złożoność procedur wypłaty unijnych subsydiów budzi rozgoryczenie ich polskich beneficjentów, ale wywołuje też zdziwienie w Brukseli. W Polsce nie tylko liczba załączników wymaganych przy aplikowaniu o dofinansowanie z unii jest kilkakrotnie większa niż w innych państwach członkowskich, ale też czas oczekiwania na rozpatrzenie wniosków jest najdłuższy i może sięgać kilkunastu miesięcy.
Polska powinna skorzystać z doświadczeń tych krajów, którym udało się uniknąć podobnych problemów. Na przykład w Irlandii dzięki metodzie finansowania projektów z funduszy krajowych nie ma konkursów dla dużych projektów i opóźnień przy ich realizacji. Akceptacja wniosków nawet na kwotę 50 mln euro trwa około sześciu tygodni. W Walii wniosek o dofinansowanie w ramach Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego zawiera 20 załączników, a procedura jego rozpatrywania trwa do trzech miesięcy. Działa tam też tylko jedna instytucja zarządzająca funduszami, oceniająca wnioski według jasnych kryteriów. W austriackim Burgenlandzie proces ten jest bardziej skomplikowany, ale i tak wniosek zawiera 14 załączników, a jego rozpatrywanie trwa najdłużej pół roku.
To państwo polskie ponosi pełną odpowiedzialność za to, że tak daleko nam do Irlandii i innych krajów pod względem wykorzystania unijnych pieniędzy. Jeśli nadal nasza administracja nie będzie w stanie w najpóźniej trzy miesiące uporać się z decyzjami dotyczącymi wniosków o dofinansowanie unijne, w następnych latach będziemy regularnie musieli zwracać Brukseli nie wykorzystane środki. By nie powtórzyła się obecna sytuacja, już dziś trzeba dokonać radykalnych zmian.
Więcej możesz przeczytać w 35/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.