W początkach reformacji można znaleźć zadziwiające podobieństwa do tego, co się dzieje w świecie islamu
Wzywamy do odrzucenia rozbieżności między muzułmanami i unifikacji ich stanowisk. Jednocześnie potwierdzamy wzajemne poszanowanie, umacniamy podobieństwo naszych obywateli i państw. Umacniamy też więzi braterstwa, które jednoczą nas w miłości do Allaha" - to oświadczenie może dać początek zmianom, jakich nie było w świecie islamu. Podpisało się pod nim 170 muftich i profesorów z 35 państw, wysłanników wszystkich głównych odłamów tej religii. A dialogu między nimi nie było od 661 r., gdy po śmierci kalifa Alego doszło do sporu o sukcesję i rozłamu islamu na nurt szyicki i sunnicki. Wraz z deklaracją wróciło jednak pytanie, czy islam w ogóle da się reformować.
Dobra teologia
W deklaracji podpisanej w Ammanie w zeszłym miesiącu zapowiedziano, że główne szkoły islamu będą się wzajemnie szanować i wspólnie - a to już absolutny precedens - stworzą "dobrą teologię". W ten sposób najtęższe głowy islamu, m.in. szyicki wielki ajatollah Sistani, Muhammad Sajid Tantawi, wielki imam meczetu Al-Azhar w Egipcie, najwyższy autorytet sunnizmu, oraz najstarsi saudyjscy ulemowie, spróbują wyplenić pobieżną i promującą przemoc interpretację Koranu.
- Deklaracja, ale również działania, do których się zobowiązano, mają uderzyć w fatalne efekty istnienia ekstremizmu, którego autorami są ignoranci i samozwańczy kaznodzieje - uważa Abdallah Schleifer z American University w Kairze. To odpowiedź na działalność takich ludzi jak Ajman Al-Zawahiri, założyciel egipskiego Dżihadu i ideolog Al-Kaidy, przekonujących na przykład, że nie ma metafory w słowach Koranu nawołujących do "rzezi pogan, gdziekolwiek się znajdą". Wyznawcy tradycyjnych szkół nie mają wątpliwości, że te wersety dotyczą specyficznej sytuacji, w której proroka zaatakowali wrogowie łamiący wcześniejsze porozumienie.
- Przeciętny Egipcjanin jest skonfundowany mordowaniem się szyitów i sunnitów w Iraku. W Ammanie zapowiedziano wyjaśnienie podłoża, bynajmniej nie religijnego, tych walk - twierdzi Schleifer. Poza ukróceniem działań fundamentalistów, którzy na siłę szukają ideologicznej podstawy swej działalności, ulemowie i profesorowie dadzą się we znaki tyranom wykorzystującym religię w celach politycznych. - Imperatywem dla uczonych i myślicieli świata muzułmańskiego jest praca na wielu płaszczyznach nad reformami i odnową, oczywiście jeśli chcemy znaleźć drogę do wyjścia z kryzysu, w którym znalazła się umma [wspólnota islamska] - mówił w Ammanie prof. Ekmeleddin Ihsanoglu, sekretarz generalny Organizacji Konferencji Islamskiej. Jego zdaniem, "jedyną odpowiedzią na religijny ekstremizm i dogmatyczność jest propagowanie umiaru i dobrych rządów".
Wojna o słowa
Dotychczas większości przywódców w krajach muzułmańskich, którym niewątpliwie na żadnej odnowie w sprawach wiary nie zależy, dość łatwo przychodziło utrącanie takich inicjatyw, szczególnie że podejmowały je pojedyncze osoby. Jednym z nielicznych wyjątków wśród szefów państw jest jordański król Abdullah nawołujący do reformy w islamie - to z jego inicjatywy odbyła się konferencja w Ammanie. Nie było "dobrej teologii", ale też brakowało nośnika zdolnego dostarczyć ją elitom wyznawców islamu. Teraz może się nim stać Internet. O ile dziennikarzy o niewygodnych poglądach łatwo wtrącać do więzień, z 14 milionami użytkowników sieci na Bliskim Wschodzie despotom nie pójdzie tak łatwo.
Bez przesady można mówić o cichej wojnie, jaka toczy się o dostęp do sieci. W Iranie mówi się o ponad stu autorach blogów, czyli internetowych dzienników, aresztowanych za "publikowanie fałszywych informacji w celu naruszenia porządku publicznego". W Egipcie zorganizowano policję internetową. Głośno było o procesie 12 przywódców Bractwa Muzułmańskiego oskarżonych o rozsyłanie do "zagranicznych instytucji" fałszywych informacji o łamaniu praw człowieka. W Tunezji rząd zablokował strony opozycjonistów, ale również kilkanaście witryn międzynarodowych, m.in. Hotmail. Na dwa i pół roku skazano założyciela popularnego portalu TUNeZINE. Powód? "Szerzenie nieprawdziwych wiadomości i nieprawidłowe używanie narzędzi komunikacji".
W Arabii Saudyjskiej otwarcie mówi się, że największym wyzwaniem dla nowego króla Abdullaha będzie "pogodzenie najnowszych technologii z tradycyjnym społeczeństwem". W 2004 r. zakazano korzystania z 400 tys. stron. Na cenzurowanym znalazły się nawet witryny szyickie, których autorzy mieli czelność grzeszyć inną interpretacją Koranu niż obowiązujący w Arabii Saudyjskiej wahabizm. Zakazane są też Yahoo!, America Online oraz portale medyczne, w których wystąpiło słowo "piersi". Saudowie boją się rozluźnienia obyczajów, choć z religią ma to niewiele wspólnego. Jeśli pozwoliliby na podważenie choćby najmniejszej z obowiązujących zasad, jaką mieliby pewność, że pewnego dnia ktoś nie odważy się podważyć zasadności ich władzy? - Rządy arabskie chętnie używają argumentu o ochronie islamskich wartości i moralności publicznej do usprawiedliwiania zakazu używania Internetu - mówi Gamal Eid, który kierował pracami nad raportem "Internet w świecie arabskim: nowy obszar represji?".
- Dzięki swobodnemu przepływowi myśli coraz trudniej manipulować społeczeństwami. Przywódcy arabscy chcą ten proces zatrzymać, ale na dłuższą metę mają szanse bliskie zeru - uważa William Fisher, dyplomata administracji Johna KennedyŐego i członek programów rozwoju ekonomicznego na Bliskim Wschodzie w Departamencie Stanu USA.
Problematyczna tradycja
Skoro pojawiła się wola zmiany i istnieje nośnik idei, pozostaje pytanie, czy islam w ogóle da się zmienić. Tradycjonaliści uważają, że to niemożliwe, bo Koran to słowo Boże, a w świętej księdze napisano: "Tego dnia uczyniłem doskonałą twoją religię, obdarzyłem cię łaską i wybrałem dla ciebie islam na religię". Teoretycznie zamyka to drogę do reinterpretacji Koranu oraz islamskiej reformacji. Czegoś, co jest z założenia doskonałe, poprawiać się nie da.
Bój toczy się jednak nie tyle o Koran, ile o sunnę, czyli tradycję, która jest uważana za najwyższy po świętej księdze autorytet w sprawach religijnych. Sunna obejmuje opowieści o życiu proroka Mahometa, jego postępowaniu i opiniach na temat kwestii wiary i obowiązków muzułmanów (w szyizmie sunnę uzupełniają tradycje imamów). Do epizodów z życia Mahometa jako precedensów prawniczych odwołuje się system prawny państw, które przyjęły szarijat. Systematyzacji i kodyfikacji sunny podjął się w IX wieku Asz-SzafiŐi, przyjmując za prawomocne jedynie te przepisy, które opierały się na autorytecie Mahometa, a odrzucając te, których autorstwa nie dało się w pełni udowodnić. Dopiero wtedy powstała ogólnie akceptowana definicja sunny.
Ruch podważający sunnę jako źródło objawienia istnieje w islamie od początku. Jedną z najbardziej znaczących szkół w tej materii stworzyli mutazylici, którzy dokonywali rozumowej interpretacji opowieści o życiu proroka. Później, szczególnie w XX wieku, tradycję podważano jeszcze wiele razy, nawołując do "otwarcia na nowo bram idżtihadu" (wysiłku umysłowego zmierzającego do tworzenia nowych zasad, których nie uwzględnił Koran ani sunna) oraz do odrzucenia zasady taklidu, czyli ślepego naśladownictwa precedensów prawnych. Dlaczego nie udało się otworzyć na nowo drzwi idżtihadu? Malise Ruthven w książce "Islam" wyjaśnia: "Problem nie polegał na tym, że islam był niereformowalny, lecz na tym, że nie było w nim zinstytucjonalizowanej hierarchii porównywalnej do Kościoła chrześcijańskiego, która mogłaby przeprowadzić teologiczne i prawne reformy. Ulemowie reformiści (...) nie posiadali władzy, dzięki której mogliby narzucić innym swój punkt widzenia".
Gdzie jest islamski Luter?
- Jeśli cofnąć się o kilkaset lat, do początków chrześcijańskiej reformacji, można znaleźć wprost zadziwiające podobieństwa do tego, co się dzieje dziś w świecie islamu - mówi Graham Fuller, autor "The Future of Political Islam". W XVI wieku krytykowano Kościół katolicki za psucie interpretacji Biblii i demoralizację instytucji, nawoływano do powrotu do czystości wiary. Atakowano autorytety polityczne i ich skorumpowanie. Aleksandra Majewska z Zakładu Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego, zajmująca się współczesnymi ruchami odnowy islamu, w opracowaniu "Muzułmański protestantyzm, czyli ruch koraniczny w islamie" pisze, że podobnie jak europejscy reformatorzy, koraniści "nie aspirowali i nie aspirują do stworzenia nowej religii czy >>nowego islamu<<. Wprost przeciwnie, podkreślają oni, podobnie zresztą jak fundamentaliści muzułmańscy, chęć powrotu do źródeł wiary, oczyszczenia islamu z wszelkich naleciałości. Pewne grupy dążą również do odbudowy ummy, czyli społeczności wiernych, na wzór tej stworzonej przez Proroka, bądź kalifatu, jak miało to miejsce podczas rządów jego czterech >>prawowiernych<< następców. Niekiedy wiąże się to ze zmianą czy odrzuceniem pewnych rytuałów czy dogmatów, ale jest to skutek, a nie przyczyna zerwania z Tradycją, analogicznie jak miało to miejsce w ruchu protestanckim".
Fuller sugeruje, że każda religia przeszła etap reformy, podczas gdy postęp w islamie został częściowo upośledzony przez kontrolę imperialną, a później dyktatury. Muzułmanie zaczynają czuć się za siebie odpowiedzialni. I dlatego domagają się reform.
W efekcie reformacji w XVI wieku w Europie powstały podwaliny nowoczesnego kapitalizmu, nastąpił rozkwit kultur narodowych, do debaty publicznej zostały stopniowo włączone wszystkie warstwy społeczeństwa. Reformacja, wbrew fundamentalizmowi jej twórców, zniosła tabu zadawania pytań. A czego dziś najbardziej trzeba na Bliskim Wschodzie? Właśnie wolnego rynku, wyjścia z umysłowej martwoty, włączenia do życia publicznego wszystkich warstw społeczeństwa, rozwoju lokalnych kultur. Dzięki wynalazkowi Jana Gutenberga upowszechniła się Biblia, a wyznawcy zaczęli ją samodzielnie interpretować. Szansę wolnego dostępu do informacji w świcie islamskim daje współcześnie Internet. Może on się stać nośnikiem zmian podobnych do tych, które zapoczątkowało przybicie przez Marcina Lutra 95 tez na drzwiach katedry w Wittenberdze. Islam czeka na tego typu reformy.
OJCOWIE "DOBREJ TEOLOGII" W konferencji w Ammanie uczestniczyło ponad 170 przedstawicieli świata islamskiego, wśród nich: |
---|
Muhammad Sajid Tantawi, wielki imam meczetu Al-Azhar w Egipcie, uważany za najwyższy autorytet sunnizmu Ali Jumaa, wielki mufi Egiptu Sajjid Ali al-Sistani, wielki ajatollah uważany za jedną z najważniejszych postaci szyizmu Yusuf Al-Qaradawi, budzący olbrzymie kontrowersje szejk, który wydał edykt religijny oznajmiający legalność ataków Hamasu Ahmad bin Hamad al Khalili, wielki mufi Sułtanatu Omanu Bakr bin Abdullah Abu Zeid, przewodniczący The Islamic Fiqh Academy of Saudi Arabia, najważniejszego ciała religijnego w Arabii Saudyjskiej Feisal Abdul Rauf, imam z Brooklynu Ingrid Mattson, profesor studiów nad islamem w Hartford Seminary |
Prof. Marek Dziekan z Katedry Badań Wschodu Uniwersytetu Łódzkiego |
---|
W islamie nie ma takiej osoby jak papież, władnej wydać edykt obowiązujący wszystkich muzułmanów. Sposób interpretacji Koranu, podporządkowanie się woli poszczególnych imamów to kwestia dobrej woli wiernych i tego, którego z nich wybiorą. Z tego punktu widzenia inicjatywa podjęta w Jordanii, ponieważ uczestniczy w niej tak wielu przedstawicieli świata islamu, może się wydawać interesująca. Nie można się jednak spodziewać, że z tego grona zostanie wyłoniony islamski Marcin Luter. Już raczej alimowie, czyli muzułmańscy uczeni w piśmie, będą się starali wyplenić złe interpretacje Koranu lub nie dawać do nich powodów. |
Więcej możesz przeczytać w 35/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.