Kluczem do sukcesu narodu rządzącego się demokratycznie jest antysolidarność, czyli jak największa konkurencja
Wyzwoleniu się z niewoli sprzyja solidarność, utrzymaniu wolności sprzyja antysolidarność. Dlatego w obecnej sytuacji Polski im mniej solidarności i im więcej antysolidarności, tym lepiej. Tak bowiem jak kluczem do sukcesu narodu rządzonego przez dyktaturę, czyli do obalenia dyktatury przez naród, jest solidarność, tak kluczem do sukcesu narodu rządzącego się demokratycznie i żyjącego w warunkach wolnorynkowych jest antysolidarność, czyli jak największa konkurencja. Im mniej solidarności (zwłaszcza tej fałszywej, bo fundowanej nie za własne, lecz za cudze - innych podatników albo klientów - pieniądze), tym więcej konkurencji, a zatem tym lepiej, bo dłużej i taniej będzie się żyć nam wszystkim.
Im mniej solidarności wśród polityków, tym więcej demokracji dla wyborców. Im mniej solidarności wśród przedsiębiorców, tym więcej tańszych i lepszej jakości produktów dla klientów. Im mniej solidarności wśród prawników, tym więcej sprawiedliwości dla ofiar przestępstw. Im mniej solidarności wśród dziennikarzy, tym więcej prawdy dla czytelników prasy, radiosłuchaczy i telewidzów. Im mniej solidarności wśród lekarzy, tym więcej lepszego i dłuższego życia dla ich pacjentów. Im mniej solidarności wśród nauczycieli, tym więcej lepszej jakości wiedzy dla ich uczniów. Im mniej solidarności wśród rolników, tym więcej tańszej i zdrowszej żywności dla konsumentów. Im mniej solidarności wśród górników, tym więcej tańszego węgla dla nas wszystkich. I można tak oczywiście wymieniać niemal bez końca.
Solidarność w wypadku narodu żyjącego w kraju o gospodarce wolnorynkowej to nic innego jak kartel (coś dla wolnego rynku bardzo szkodliwego, niewiele mniej szkodliwego od monopolu), którego rozbijaniem powinny się zajmować urzędy antymonopolowe. A antymonopolowe regulacje i stanie na straży ich przestrzegania to chyba jedyny naprawdę pożyteczny rodzaj ingerencji państwa w funkcjonowanie wolnego rynku. Przy czym wolnemu rynkowi niewiele mniej od zmowy (kartelu) pracodawców szkodzi również zmowa (kartel) pracobiorców, czego ostatnio dowiedli górnicy, którzy ulicznymi burdami wymusili na politykach nałożenie na resztę podatników haraczu na emerytury pomostowe dla siebie.
Na szczęście rzeczników i strażników solidarności z czasów PRL w III RP zastępują - w ich pożytecznych funkcjach - rzecznicy i strażnicy antysolidarności. W latach 80. Lech Wałęsa stanął na czele "Solidarności", by złamać antydemokratyczną i antywolnorynkową dyktaturę PZPR, uosabianą wówczas przez Edwarda Gierka i Wojciecha Jaruzelskiego (vide: "Homo solidaricus", "Układ Warszawski kontra Układ Gdański", "Można mnie zabić, ale nie pokonać"). Teraz Donald Tusk stoi na czele "Antysolidarności" próbującej złamać szkodliwą dla jakości demokracji i wolnego rynku solidarność Andrzeja Leppera, Włodzimierza Cimoszewicza i Marka Borowskiego z ludźmi leniwymi, nakłanianymi przez nich do solidarności przeciw ludziom przedsiębiorczym i pracowitym. Z kolei Lech i Jarosław Kaczyńscy stoją na czele "Antysolidarności" starającej się złamać solidarność co najmniej kilkunastu grup zawodowych (m.in. notariuszy, architektów, lekarzy, farmaceutów, maklerów, syndyków itd.), które bronią dostępu do swych korporacji, utrudniając w ten sposób zdobycie pracy wielu młodym ludziom, a wszystkim klientom fundując znacznie wyższe od wolnorynkowych ceny swych usług (vide: "2 x 2 = 4"). A Tusk, bracia Kaczyńscy i Roman Giertych wspólnie stoją ną czele "Antysolidarności" łamiącej zabójczo kosztowną dla nas wszystkich solidarność skorumpowanych polityków (vide: "Konspiracja Cimoszewiczów" i "Trybunał PZU-jów").
Miał więc rację Lech Wałęsa, gdy w 1990 r. wypowiedział "wojnę na górze" solidarności ludzi "Solidarności", walcząc w ten sposób ze szkodliwym - w państwie demokratycznym - mitem solidarności politycznej. Teraz, 25 lat po sierpniowym zrywie "Solidarności" i 15 lat po powstaniu wolnej III Rzeczypospolitej, pilnie potrzeba nam kogoś, kto dokończy antysolidarnościową kontrrewolucję Wałęsy. Kogoś, kto będzie miał odwagę wypowiedzieć kolejną "wojnę na górze" i rozprawić się z równie szkodliwym - w państwie o gospodarce wolnorynkowej - mitem solidarności ekonomicznej. Mam nadzieję, że znajdzie się w Polsce chociaż jeden polityk, któremu starczy hartu ducha, by tego dokonać. Niech żyje "Antysolidarność" 2005 - ku chwale "Solidarności" 1980!
Więcej możesz przeczytać w 35/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.