Klasę panującą, zamożną i wykształconą rozpoznaje się po szczupłej, wysportowanej sylwetce
Piąta rano. Ciemno i chłodno, sklepy i knajpki jeszcze zamknięte, ale siłownie i kluby sportowe już pełne. To typowy widok w wielu światowych metropoliach, coraz częściej także w Warszawie. Tak klasa wyższa pracuje nad sylwetką - oznaką pozycji społecznej. Prawnicy, urzędnicy państwowi, menedżerowie, lobbyści czy sekretarki z podziwu godną determinacją starają się zadbać o kondycję i zdrowie, a przede wszystkim o prestiż. Grubasy wtedy jeszcze śpią. Ale grubasy należą do innej kasty. W USA zarabiają o połowę mniej niż ci, którzy pracują nad sylwetką, a prestiż raczej nie będzie ich udziałem.
Brzuch Wassermanna
W cywilizowanym świecie kształtują się nowe grupy społeczne. Są to grupy wagowe, estetyczne i klasowe. Elity obnoszą wysportowane szczupłe sylwetki jak emblemat pozycji społecznej. Taka sylwetka jest informacją na temat wykształcenia, odpowiedzialności i dyscypliny, jakiej wymaga się od elit. Klasę panującą, zamożną i wykształconą rozpoznaje się właśnie po zadbanym ciele.
- Nie zatrudniłbym kogoś zaniedbanego. Po pierwsze dlatego, że w zdrowym ciele zdrowy duch, a po drugie, wiem z własnego doświadczenia, że kiedy na spotkaniu ktoś w moim wieku wygląda o wiele lepiej ode mnie, gorzej mi się negocjuje - mówi "Wprost" Jan Wejchert, współwłaściciel firmy ITI, znany z dbałości o sylwetkę. - Jeśli człowiek potrafi zapanować nad własnym ciałem, potrafi też zapanować nad własnymi emocjami. Dlatego zwracam uwagę na wygląd. Gdy spotykam kogoś o widocznej nadwadze, wiem, że ta osoba ma słaby punkt - tłumaczy Zbigniew Wassermann, minister ds. służb specjalnych. W rozmowie z "Wprost" przyznaje, że regularnie i intensywnie ćwiczy. - Ćwiczę rano przez pół godziny, przed wyjściem do biura: najpierw ćwiczenia na brzuch, potem sprężyny i trochę ćwiczeń atletycznych. Czasami, gdy uda mi się wcześniej wyjść z ministerstwa, serwuję sobie bardziej intensywne treningi z rozbiciem na poszczególne partie mięśni - mówi Wassermann. - Dobra sylwetka nie tylko buduje wizerunek dżentelmena; jest atutem, którego nie sposób przecenić w trakcie biznesowych negocjacji - dodaje przedsiębiorca Zbigniew Niemczycki.
Politycy, biznesmeni, ludzie mediów zdali sobie sprawę, że ich dobry wygląd jest koniecznym elementem zawodu, wyrazem szacunku dla wyborców, klientów czy widzów. Nie zaskakuje więc, że dbający o sylwetkę premier Kazimierz Marcinkiewicz intensywnie pływa, chętnie pokazuje się też na nartach czy w tańcu, bo w ten sposób demonstruje, że pracuje nad wyglądem, że potrafi sobie narzucić dyscyplinę. Podobnie jest z przewodniczącym Platformy Obywatelskiej Donaldem Tusk, często fotografowanym na piłkarskim boisku. Taką samą filozofią kieruje się szef Samoobrony Andrzej Lepper, który lubi - na zapleczu swego gabinetu - ćwiczyć z gruszką bokserską. Komunikaty o tym, że dbają o swoją sylwetkę, płyną też od byłego średniodystansowca, a obecnie prezesa NBP Leszka Balcerowicza, od byłego premiera Leszka Millera, od zapalonego tenisisty i biznesmena Ryszarda Krauzego czy wielkiego sympatyka tenisa i właściciela Polsatu Zygmunta Solorza. Także wicepremier Zyta Gilowska nieustannie demonstruje (nie tylko swoją sylwetką, ale i rozpierającą ją energią), że jest sprawna i intelektualnie, i fizycznie. A to oznacza, że sprawując władzę, jest odpowiedzialna i przewidywalna.
- Obserwuję wyraźną tendencję do zwracania szczególnej uwagi na wygląd polityków. To słuszne, bo reprezentują oni społeczeństwo. Zwłaszcza ci z pierwszych stron gazet powinni dbać o kondycję oraz starać się słuchać rad stylistów i wizażystów - uważa Lena Dąbkowska-Cichocka, podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP (uznana za miss wyborów parlamentarnych w 2005 r.). Zarówno w Urzędzie Rady Ministrów, jak i w Pałacu Prezydenckim urządzono siłownie. Niestety, korzystają z nich głównie funkcjonariusze BOR.
Klasa szczupła kontra podklasa proletariuszy
Klasa szczupła, szczególnie w USA, mieszka w miastach lub na luksusowych przedmieściach. W restauracjach, bankach i sklepach personel zwraca się do jej reprezentantów ze szczególną atencją, wtrącając rytualne "sir". Widać bowiem gołym okiem, że ma do czynienia z elitą. Nawet jeżeli dżentelmen występuje w szortach i podkoszulku, nie ma złudzeń co do jego przynależności klasowej. Muskuły, płaski brzuch, opalenizna, wyprostowane plecy mówią same za siebie. Z kolei podklasa, uboższa i mniej oświecona, ma nadwagę. W USA zamieszkuje ona odległe peryferia miast, rancza lub prowincjonalne stany.
Istnieje już gradacja prestiżu ciała: najlepiej prezentują się najzamożniejsi przedstawiciele elit. Oni są pod stałą opieką indywidualnych trenerów, dbających o równomierną i harmonijną rozbudowę mięśni. Już nie tylko w Nowym Jorku, Londynie, ale i w New Delhi, Tokio czy Warszawie najbardziej en vogue jest mieć prywatnego trenera, bo to nieomylny znak przynależności do klas wyższych. Ta moda rozprzestrzenia się zadziwiająco szybko. "India Times" donosi, że członkowie hinduskiego rządu szczególnie dbają o sylwetki. W Londynie, Paryżu, Berlinie czy Tajpej zadziwia już nie tylko liczba siłowni i fitness centers, ale również ich wyspecjalizowanie, jakość wyposażenia oraz mnogość dyscyplin i ćwiczeń, które można wybierać. W Wielkiej Brytanii liczba osób należących do klubów sportowych i siłowni wzrosła dwukrotnie między 1996 r. a 2001 r. 13 proc. Amerykanów ma karty stałego klienta w fitness clubach. Wiosną 2005 r. 19 proc. Polek i 17 proc. Polaków deklarowało, że korzystali z siłowni. Fitness clubów i siłowni działa w Polsce prawie 2 tysiące. Wartość polskiego rynku tych usług szacowana jest już na 150 mln euro rocznie.
Sprawni do rządzenia
Propagowanie dobrej sylwetki i sportowego stylu życia jest pasją obecnego prezydenta USA GeorgeŐa Busha. To on w 2002 r. zainicjował ogólnokrajową kampanię zdrowia fizycznego. Jej symbolicznym początkiem było skłonienie 400 osób spośród politycznego personelu do biegu na 3 mile (5,5 km). Bliscy współpracownicy Busha są chlubnymi przykładami sportowej formy: sekretarz obrony Donald Rumsfeld, były czempion zapasów, w wieku 74 lat gra w squasha i biega. Sekretarz stanu Condoleezza Rice to była zawodniczka w łyżwiarstwie figurowym - trenuje codziennie od piątej rano.
Zła kondycja fizyczna jest dla GeorgeŐa Busha oznaką braku charakteru i budzi jego irytację. Owszem, czyni wyjątek dla wiceprezydenta Dicka Cheneya i doradcy Karla RoveŐa. O korpulentnym Cheneyu opowiada się jednak dowcipy; musi on też co pewien czas zapewniać wyborców, że zadba o zdrowie. Obydwu panom i tak zresztą przypadła rola lorda Vadera tej administracji, więc nadwaga nie może im już zaszkodzić. Dla innych polityków byłaby jednak morderczym ciosem. W serialu "Commander in Chief" doradca do spraw kampanii prezydenckiej mówi do członków gabinetu: "Jeżeli nie zaczniecie natychmiast publicznie biegać, to nie będzie miało żadnego znaczenia, jakie są wasze polityczne poglądy". W Ameryce zdrowy i zadbany wygląd był już ważny za kadencji Ronalda Reagana, który poddał się operacji plastycznej i regularnie farbował włosy. Podobnie jest w Europie Zachodniej. Premier Tony Blair wspomaga swoją polityczną charyzmę muskularnym torsem `a la gwiazdor Hollywood. Francuski premier Dominique de Villepin prezentuje sylwetkę dandysa: jest poetą, ale naprawdę wysportowanym. Bardzo zadbała o sylwetkę kanclerz Niemiec Angela Merkel, a ustępujący premier Włoch Silvio Berlusconi jest wręcz fanatykiem dobrego wyglądu.
Ekstaza biegacza
Na uniwersytetach Yale i Harvarda, wśród dawnych elit, o prestiż ciała dbano już w XIX wieku. Wyczyny sportowe młodzieży i jej zdrowy, szczupły wygląd były traktowane z równą powagą jak osiągnięcia akademickie. Powszechna moda na dobrą sylwetkę i fizyczną sprawność zaczęła się w Stanach Zjednoczonych dopiero w latach 70. i 80. XX wieku, wraz z nastaniem mody na aerobik. Wcześniej, w epoce kontrkultury, pomysł na sportową dyscyplinę kolidowałby ze światopoglądem dzieci kwiatów i ich potrzebą odmiennych stanów świadomości wywołanych narkotykami. Teraz najbardziej modnym odmiennym stanem jest tzw. runnerŐs high, czyli ekstaza biegacza (wysiłek fizyczny pobudza wydzielanie endorfin, tzw. hormonów szczęścia). A fitness to nowy przymus społeczny, taki jak bycie sportsmenem dla brytyjskiego dżentelmena z czasów królowej Wiktorii. Przywołanie tej ery jest bardzo na miejscu, gdyż do Ameryki wrócił wiktoriański koncept "muskularnego chrześcijaństwa", zrodzony w klimacie surowej odnowy moralnej.
Modlitwa i praktyki religijne, sport i sprawność fizyczna były kluczem do wychowania młodzieży, a zwłaszcza do właściwego uformowania patriotycznych elit. "Rydwany ognia", film Hugh Hudsona inspirowany pieśnią "Jeruzalem" Williama BlakeŐa, jest wspomnieniem o biegaczach, którzy na olimpiadzie w 1924 r. zdobyli medale dla Wielkiej Brytanii. Jest również opowieścią o duchu epoki wiktoriańskiej. "Tu, w Cambridge, zawsze byliśmy dumni z osiągnięć naszych atletów - mówi w filmie dziekan uczelni - uważamy, że sport jest nieodłącznym elementem edukacji Anglika. Sport kształtuje charakter. Buduje odwagę, uczciwość i cechy przywódcze. A przede wszystkim poczucie wspólnoty i odpowiedzialności". Tak ukształtował się model elit: o zadbanej sylwetce, wyposażonych w tężyznę fizyczną i duchową. Dżentelmen miał być prawdziwym sportsmenem, bo tylko ktoś taki był idealnym żołnierzem imperium.
Twórca nowożytnych igrzysk olimpijskich Pierre de Coubertin, pod wpływem podróży do Wielkiej Brytanii, propagował idee wychowania przez sport we Francji. Twierdził, że edukacja młodzieży, jeśli ma uformować "absolutnie pełną istotę ludzką", musi zawierać elementy sportu, który uzupełnia rozwój intelektualny i siłę ducha. Podobne poglądy wyznawał prezydent Theodore Roosevelt oraz - najwyraźniej - George W. Bush, któremu bliska jest idea wychowania przez religię, w duchu sportu i ascezy w niektórych dziedzinach życia. Podobno zwalniając LarryŐego Lindseya, doradcę ekonomicznego z pierwszej kadencji, krytykował go również za nadwagę i brak woli do ćwiczeń - twierdzi tygodnik "The Economist".
Rydwany pieniędzy
Determinację polityków do propagowania tężyzny fizycznej i dobrej sylwetki można łatwo powiązać z ideałami społecznymi, o których opowiadają "Rydwany ognia". Ale globalna moda na wysportowaną sylwetkę kojarzy się raczej z furami (rydwanami) pieniędzy. To ludzie zamożni, a przynajmniej dążący do wysokiego statusu materialnego są najbardziej podatni na fitnessmanię. Dbanie o sylwetkę jest drogie, zwłaszcza gdy przybiera radykalne formy, jak chirurgia plastyczna. Ale i bez tego luksusowe centra odnowy, siłownie, sportowy ekwipunek bywają sporym wydatkiem. Modne jest posiadanie domowej siłowni z takim wyposażeniem jak treadmill, czyli urządzenie do biegania lub chodzenia. Dziennik "New York Times" rekomenduje jego nowe modele w cenie 4-6 tys. dolarów.
Mechanizm ekonomiczny działa w dwie strony. Jak wykazują raporty socjologów, ludzie o nienagannej sylwetce wykazują większą mobilność społeczną, częściej awansują. Częściej też dostają interesujące oferty pracy, są postrzegani jako bardziej atrakcyjni towarzysko i pewni siebie. Film "American Psycho" pokazuje, jak namiętność do pieniędzy, walka o status, kult ciała przeradzają się w narcyzm i psychozę. Historia młodego, drapieżnego, wysportowanego finansisty z Wall Street staje się opowieścią o bezbrzeżnej pustce świata, którym zawładnął kult powierzchowności i hedonizmu. Ale za to serial o otyłych facetach, czyli "Rodzina Soprano", to rzecz o mafii z New Jersey. I większość produkcji filmowych idzie już tym tropem: jak trzeba opowiedzieć o "klasie pracującej", film obsadza się korpulentnymi aktorami.
Nasuwa się nieodparty wniosek, że w konografii Hollywood szczupłość kojarzy się z pieniędzmi. Z wyłączeniem pieniędzy mafijnych. I to Holywood odpowiada w dużej mierze za modę na fitness i sport. Z jednej strony, ciała aktorów są coraz bardziej idealne. O ile supermęscy gwiazdorzy, jak Humphrey Bogart czy John Wayne, mogli obnosić się z nieforemną sylwetką, o tyle dla współczesnych aktorów byłoby to niedopuszczalne. Z drugiej strony, zamiłowanie Ameryki do sportowych bohaterów sprawia, że filmowa fabryka wypuszcza nieustannie nowe produkcje tego typu. Za dyktatem filmów idzie przemysł reklamowy i marketingowy oraz świat mody.
Trening charakterów
Jest zaskakujące, jak amerykańska moda na zadbane ciało, mająca swoje korzenie w surowym protestantyzmie, gdzie dbałość o kondycję jest też swoistą miarą charakteru, podbiła inne kręgi kulturowe, czyli kraje katolickie i Dalekiego Wschodu. Społecznym credo coraz częściej staje się odpowiedzialność za siebie, bez polegania na opiece państwa, a więc także dbałość o zdrowie, czyli m.in. praca nad kondycją i sylwetką.
W USA najbardziej pożądanymi cechami polityka są siła charakteru i inteligencja. A że - zdaniem Amerykanów - to sport wykuwa charakter, wyborca, zwłaszcza konserwatywny, nie zagłosuje na kandydata, który wygląda jak suchotnik lub jak opas. Ostatnimi wyjątkami od tej reguły byli prezydent William Taft, który z powodu otyłości nie mieścił się w wannie Białego Domu, oraz Franklin Delano Roosevelt, który prawie całkowicie stracił władzę w nogach, a także John F. Kennedy, który cierpiał na poważne problemy z kręgosłupem. Ale Roosevelt i Kennedy dbali o to, by ich publiczny wizerunek stwarzał wrażenie, że są w dobrej formie. Pierwszy z nich zakładał przed publicznymi wystąpieniami ciężkie metalowe szyny, które podtrzymywały jego nogi, a drugi był często filmowany podczas gry w tenisa czy wypraw żeglarskich. Od tego czasu nie tylko prezydenci, ale i inni politycy oraz prezesi korporacji prezentują wymodelowane sylwetki. Logika, prezentowana na użytek wyborców czy akcjonariuszy, jest taka: jestem zdyscyplinowany, w formie, dbam o zdrowie, można więc powierzyć mi ważne zadania, a ja poniosę odpowiedzialność za siebie, swój zespół albo za cały kraj.
Powrót wojownika?
Globalna kultura fitness jest powrotem do etosu wojownika. Kasty wojownicze stanowiły w wielu zamierzchłych kulturach elity, bo siła i zręczność były społecznie użyteczne podczas wojny lub zagrożenia. Wyznaczały też kanon piękna. Pradawny etos wojownika powrócił w pełnej krasie w wiktoriańskiej Anglii, która eksportowała swoje sportowe metody wychowawcze do najdalszych zakątków imperium. W celach militarnych odżył on w Trzeciej Rzeszy i przedwojennej Japonii, w której dbanie o kondycję było elementem patriotycznej walki o budowę japońskiej hegemonii. A co stało się z etosem po wojnach światowych i demontażu kolonialnego imperium? Powrócił w polityce i kulturze biznesu, razem z modą na dobrą sylwetkę.
Korporacje chętnie inwestują w siłownie i centra odnowy dla pracowników. Badania dowodzą bowiem, że pracownik wysportowany jest bardziej efektywny, mniej sfrustrowany i odporniejszy na stres. No i bardziej wojowniczy. Muskularne ciało jest też, zdaniem socjologów, odpowiedzią mężczyzn na emancypację kobiet. Od kiedy panie zajęły się sportami, biznesem, polityką, panowie próbują zredefiniować pojęcie męskości. Mężczyźni nie mają już wyłączności na robienie kariery, ale wciąż mogą zaprezentować muskuły i dobrą sylwetkę. Badania firm marketingowych też robią swoje - wynika z nich, że kobiety preferują mężczyzn wysportowanych, a nade wszystko szczupłych. Panowie poddają się więc rygorystycznym dietom, chodzą do solarium, dbają o cerę i podnoszą ciężary. Nie ma żartów. To walka o utrzymanie się na rynku pracy i rynku atrakcyjnych partnerów seksualnych. Powraca więc nie tylko etos wojownika, ale również dandysa.
Przetrwają najpiękniejsi!
Sondaże dowodzą, że dobrze prezentujący się mąż stanu może liczyć na większe poparcie i pań, i panów. Tłumaczy się to czasem zjawiskiem projekcji, czyli potrzebą identyfikowania się z quasi-mitologiczną postacią medialną. Gwiazdor gubernator Arnold Schwarzenegger jest udanym przykładem tego, jak sprawność fizyczna przekłada się na popularność filmową i polityczną. Świetna forma fizyczna jest też częścią składową sukcesu Madonny.
- Moda na świetne ciało i nowy wzorzec męskości to efekt dyktatu telewizji. Ciągle widzimy pięknych, zadbanych ludzi i chcemy ich naśladować - mówi "Wprost" Nancy Etcoff, autorka książki "Przetrwają najpiękniejsi". Tak powstaje społeczna presja, która sprawia, że ludzie coraz bardziej dbają o siebie, mając świadomość, że dobry wygląd pomaga w życiu. Przede wszystkim w polityce i doborze partnerów. Nie po raz pierwszy Eros i polityka mają tak wiele wspólnego. Dawniej możnowładca wybierał faworyty, których wpływów politycznych nie można było przecenić, teraz my wybieramy faworytów, którym powierzamy władzę. A jeśli ich sportowe zacięcie jest miarą ich charakteru, źródłem prestiżu, medialnego powabu i wyrazem męskości, to nie są to kryteria, które można ignorować.
Fot: K. Pacuła; K. Mikuła; M. Stelmach
Brzuch Wassermanna
W cywilizowanym świecie kształtują się nowe grupy społeczne. Są to grupy wagowe, estetyczne i klasowe. Elity obnoszą wysportowane szczupłe sylwetki jak emblemat pozycji społecznej. Taka sylwetka jest informacją na temat wykształcenia, odpowiedzialności i dyscypliny, jakiej wymaga się od elit. Klasę panującą, zamożną i wykształconą rozpoznaje się właśnie po zadbanym ciele.
- Nie zatrudniłbym kogoś zaniedbanego. Po pierwsze dlatego, że w zdrowym ciele zdrowy duch, a po drugie, wiem z własnego doświadczenia, że kiedy na spotkaniu ktoś w moim wieku wygląda o wiele lepiej ode mnie, gorzej mi się negocjuje - mówi "Wprost" Jan Wejchert, współwłaściciel firmy ITI, znany z dbałości o sylwetkę. - Jeśli człowiek potrafi zapanować nad własnym ciałem, potrafi też zapanować nad własnymi emocjami. Dlatego zwracam uwagę na wygląd. Gdy spotykam kogoś o widocznej nadwadze, wiem, że ta osoba ma słaby punkt - tłumaczy Zbigniew Wassermann, minister ds. służb specjalnych. W rozmowie z "Wprost" przyznaje, że regularnie i intensywnie ćwiczy. - Ćwiczę rano przez pół godziny, przed wyjściem do biura: najpierw ćwiczenia na brzuch, potem sprężyny i trochę ćwiczeń atletycznych. Czasami, gdy uda mi się wcześniej wyjść z ministerstwa, serwuję sobie bardziej intensywne treningi z rozbiciem na poszczególne partie mięśni - mówi Wassermann. - Dobra sylwetka nie tylko buduje wizerunek dżentelmena; jest atutem, którego nie sposób przecenić w trakcie biznesowych negocjacji - dodaje przedsiębiorca Zbigniew Niemczycki.
Politycy, biznesmeni, ludzie mediów zdali sobie sprawę, że ich dobry wygląd jest koniecznym elementem zawodu, wyrazem szacunku dla wyborców, klientów czy widzów. Nie zaskakuje więc, że dbający o sylwetkę premier Kazimierz Marcinkiewicz intensywnie pływa, chętnie pokazuje się też na nartach czy w tańcu, bo w ten sposób demonstruje, że pracuje nad wyglądem, że potrafi sobie narzucić dyscyplinę. Podobnie jest z przewodniczącym Platformy Obywatelskiej Donaldem Tusk, często fotografowanym na piłkarskim boisku. Taką samą filozofią kieruje się szef Samoobrony Andrzej Lepper, który lubi - na zapleczu swego gabinetu - ćwiczyć z gruszką bokserską. Komunikaty o tym, że dbają o swoją sylwetkę, płyną też od byłego średniodystansowca, a obecnie prezesa NBP Leszka Balcerowicza, od byłego premiera Leszka Millera, od zapalonego tenisisty i biznesmena Ryszarda Krauzego czy wielkiego sympatyka tenisa i właściciela Polsatu Zygmunta Solorza. Także wicepremier Zyta Gilowska nieustannie demonstruje (nie tylko swoją sylwetką, ale i rozpierającą ją energią), że jest sprawna i intelektualnie, i fizycznie. A to oznacza, że sprawując władzę, jest odpowiedzialna i przewidywalna.
- Obserwuję wyraźną tendencję do zwracania szczególnej uwagi na wygląd polityków. To słuszne, bo reprezentują oni społeczeństwo. Zwłaszcza ci z pierwszych stron gazet powinni dbać o kondycję oraz starać się słuchać rad stylistów i wizażystów - uważa Lena Dąbkowska-Cichocka, podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP (uznana za miss wyborów parlamentarnych w 2005 r.). Zarówno w Urzędzie Rady Ministrów, jak i w Pałacu Prezydenckim urządzono siłownie. Niestety, korzystają z nich głównie funkcjonariusze BOR.
Klasa szczupła kontra podklasa proletariuszy
Klasa szczupła, szczególnie w USA, mieszka w miastach lub na luksusowych przedmieściach. W restauracjach, bankach i sklepach personel zwraca się do jej reprezentantów ze szczególną atencją, wtrącając rytualne "sir". Widać bowiem gołym okiem, że ma do czynienia z elitą. Nawet jeżeli dżentelmen występuje w szortach i podkoszulku, nie ma złudzeń co do jego przynależności klasowej. Muskuły, płaski brzuch, opalenizna, wyprostowane plecy mówią same za siebie. Z kolei podklasa, uboższa i mniej oświecona, ma nadwagę. W USA zamieszkuje ona odległe peryferia miast, rancza lub prowincjonalne stany.
Istnieje już gradacja prestiżu ciała: najlepiej prezentują się najzamożniejsi przedstawiciele elit. Oni są pod stałą opieką indywidualnych trenerów, dbających o równomierną i harmonijną rozbudowę mięśni. Już nie tylko w Nowym Jorku, Londynie, ale i w New Delhi, Tokio czy Warszawie najbardziej en vogue jest mieć prywatnego trenera, bo to nieomylny znak przynależności do klas wyższych. Ta moda rozprzestrzenia się zadziwiająco szybko. "India Times" donosi, że członkowie hinduskiego rządu szczególnie dbają o sylwetki. W Londynie, Paryżu, Berlinie czy Tajpej zadziwia już nie tylko liczba siłowni i fitness centers, ale również ich wyspecjalizowanie, jakość wyposażenia oraz mnogość dyscyplin i ćwiczeń, które można wybierać. W Wielkiej Brytanii liczba osób należących do klubów sportowych i siłowni wzrosła dwukrotnie między 1996 r. a 2001 r. 13 proc. Amerykanów ma karty stałego klienta w fitness clubach. Wiosną 2005 r. 19 proc. Polek i 17 proc. Polaków deklarowało, że korzystali z siłowni. Fitness clubów i siłowni działa w Polsce prawie 2 tysiące. Wartość polskiego rynku tych usług szacowana jest już na 150 mln euro rocznie.
Sprawni do rządzenia
Propagowanie dobrej sylwetki i sportowego stylu życia jest pasją obecnego prezydenta USA GeorgeŐa Busha. To on w 2002 r. zainicjował ogólnokrajową kampanię zdrowia fizycznego. Jej symbolicznym początkiem było skłonienie 400 osób spośród politycznego personelu do biegu na 3 mile (5,5 km). Bliscy współpracownicy Busha są chlubnymi przykładami sportowej formy: sekretarz obrony Donald Rumsfeld, były czempion zapasów, w wieku 74 lat gra w squasha i biega. Sekretarz stanu Condoleezza Rice to była zawodniczka w łyżwiarstwie figurowym - trenuje codziennie od piątej rano.
Zła kondycja fizyczna jest dla GeorgeŐa Busha oznaką braku charakteru i budzi jego irytację. Owszem, czyni wyjątek dla wiceprezydenta Dicka Cheneya i doradcy Karla RoveŐa. O korpulentnym Cheneyu opowiada się jednak dowcipy; musi on też co pewien czas zapewniać wyborców, że zadba o zdrowie. Obydwu panom i tak zresztą przypadła rola lorda Vadera tej administracji, więc nadwaga nie może im już zaszkodzić. Dla innych polityków byłaby jednak morderczym ciosem. W serialu "Commander in Chief" doradca do spraw kampanii prezydenckiej mówi do członków gabinetu: "Jeżeli nie zaczniecie natychmiast publicznie biegać, to nie będzie miało żadnego znaczenia, jakie są wasze polityczne poglądy". W Ameryce zdrowy i zadbany wygląd był już ważny za kadencji Ronalda Reagana, który poddał się operacji plastycznej i regularnie farbował włosy. Podobnie jest w Europie Zachodniej. Premier Tony Blair wspomaga swoją polityczną charyzmę muskularnym torsem `a la gwiazdor Hollywood. Francuski premier Dominique de Villepin prezentuje sylwetkę dandysa: jest poetą, ale naprawdę wysportowanym. Bardzo zadbała o sylwetkę kanclerz Niemiec Angela Merkel, a ustępujący premier Włoch Silvio Berlusconi jest wręcz fanatykiem dobrego wyglądu.
Ekstaza biegacza
Na uniwersytetach Yale i Harvarda, wśród dawnych elit, o prestiż ciała dbano już w XIX wieku. Wyczyny sportowe młodzieży i jej zdrowy, szczupły wygląd były traktowane z równą powagą jak osiągnięcia akademickie. Powszechna moda na dobrą sylwetkę i fizyczną sprawność zaczęła się w Stanach Zjednoczonych dopiero w latach 70. i 80. XX wieku, wraz z nastaniem mody na aerobik. Wcześniej, w epoce kontrkultury, pomysł na sportową dyscyplinę kolidowałby ze światopoglądem dzieci kwiatów i ich potrzebą odmiennych stanów świadomości wywołanych narkotykami. Teraz najbardziej modnym odmiennym stanem jest tzw. runnerŐs high, czyli ekstaza biegacza (wysiłek fizyczny pobudza wydzielanie endorfin, tzw. hormonów szczęścia). A fitness to nowy przymus społeczny, taki jak bycie sportsmenem dla brytyjskiego dżentelmena z czasów królowej Wiktorii. Przywołanie tej ery jest bardzo na miejscu, gdyż do Ameryki wrócił wiktoriański koncept "muskularnego chrześcijaństwa", zrodzony w klimacie surowej odnowy moralnej.
Modlitwa i praktyki religijne, sport i sprawność fizyczna były kluczem do wychowania młodzieży, a zwłaszcza do właściwego uformowania patriotycznych elit. "Rydwany ognia", film Hugh Hudsona inspirowany pieśnią "Jeruzalem" Williama BlakeŐa, jest wspomnieniem o biegaczach, którzy na olimpiadzie w 1924 r. zdobyli medale dla Wielkiej Brytanii. Jest również opowieścią o duchu epoki wiktoriańskiej. "Tu, w Cambridge, zawsze byliśmy dumni z osiągnięć naszych atletów - mówi w filmie dziekan uczelni - uważamy, że sport jest nieodłącznym elementem edukacji Anglika. Sport kształtuje charakter. Buduje odwagę, uczciwość i cechy przywódcze. A przede wszystkim poczucie wspólnoty i odpowiedzialności". Tak ukształtował się model elit: o zadbanej sylwetce, wyposażonych w tężyznę fizyczną i duchową. Dżentelmen miał być prawdziwym sportsmenem, bo tylko ktoś taki był idealnym żołnierzem imperium.
Twórca nowożytnych igrzysk olimpijskich Pierre de Coubertin, pod wpływem podróży do Wielkiej Brytanii, propagował idee wychowania przez sport we Francji. Twierdził, że edukacja młodzieży, jeśli ma uformować "absolutnie pełną istotę ludzką", musi zawierać elementy sportu, który uzupełnia rozwój intelektualny i siłę ducha. Podobne poglądy wyznawał prezydent Theodore Roosevelt oraz - najwyraźniej - George W. Bush, któremu bliska jest idea wychowania przez religię, w duchu sportu i ascezy w niektórych dziedzinach życia. Podobno zwalniając LarryŐego Lindseya, doradcę ekonomicznego z pierwszej kadencji, krytykował go również za nadwagę i brak woli do ćwiczeń - twierdzi tygodnik "The Economist".
Rydwany pieniędzy
Determinację polityków do propagowania tężyzny fizycznej i dobrej sylwetki można łatwo powiązać z ideałami społecznymi, o których opowiadają "Rydwany ognia". Ale globalna moda na wysportowaną sylwetkę kojarzy się raczej z furami (rydwanami) pieniędzy. To ludzie zamożni, a przynajmniej dążący do wysokiego statusu materialnego są najbardziej podatni na fitnessmanię. Dbanie o sylwetkę jest drogie, zwłaszcza gdy przybiera radykalne formy, jak chirurgia plastyczna. Ale i bez tego luksusowe centra odnowy, siłownie, sportowy ekwipunek bywają sporym wydatkiem. Modne jest posiadanie domowej siłowni z takim wyposażeniem jak treadmill, czyli urządzenie do biegania lub chodzenia. Dziennik "New York Times" rekomenduje jego nowe modele w cenie 4-6 tys. dolarów.
Mechanizm ekonomiczny działa w dwie strony. Jak wykazują raporty socjologów, ludzie o nienagannej sylwetce wykazują większą mobilność społeczną, częściej awansują. Częściej też dostają interesujące oferty pracy, są postrzegani jako bardziej atrakcyjni towarzysko i pewni siebie. Film "American Psycho" pokazuje, jak namiętność do pieniędzy, walka o status, kult ciała przeradzają się w narcyzm i psychozę. Historia młodego, drapieżnego, wysportowanego finansisty z Wall Street staje się opowieścią o bezbrzeżnej pustce świata, którym zawładnął kult powierzchowności i hedonizmu. Ale za to serial o otyłych facetach, czyli "Rodzina Soprano", to rzecz o mafii z New Jersey. I większość produkcji filmowych idzie już tym tropem: jak trzeba opowiedzieć o "klasie pracującej", film obsadza się korpulentnymi aktorami.
Nasuwa się nieodparty wniosek, że w konografii Hollywood szczupłość kojarzy się z pieniędzmi. Z wyłączeniem pieniędzy mafijnych. I to Holywood odpowiada w dużej mierze za modę na fitness i sport. Z jednej strony, ciała aktorów są coraz bardziej idealne. O ile supermęscy gwiazdorzy, jak Humphrey Bogart czy John Wayne, mogli obnosić się z nieforemną sylwetką, o tyle dla współczesnych aktorów byłoby to niedopuszczalne. Z drugiej strony, zamiłowanie Ameryki do sportowych bohaterów sprawia, że filmowa fabryka wypuszcza nieustannie nowe produkcje tego typu. Za dyktatem filmów idzie przemysł reklamowy i marketingowy oraz świat mody.
Trening charakterów
Jest zaskakujące, jak amerykańska moda na zadbane ciało, mająca swoje korzenie w surowym protestantyzmie, gdzie dbałość o kondycję jest też swoistą miarą charakteru, podbiła inne kręgi kulturowe, czyli kraje katolickie i Dalekiego Wschodu. Społecznym credo coraz częściej staje się odpowiedzialność za siebie, bez polegania na opiece państwa, a więc także dbałość o zdrowie, czyli m.in. praca nad kondycją i sylwetką.
W USA najbardziej pożądanymi cechami polityka są siła charakteru i inteligencja. A że - zdaniem Amerykanów - to sport wykuwa charakter, wyborca, zwłaszcza konserwatywny, nie zagłosuje na kandydata, który wygląda jak suchotnik lub jak opas. Ostatnimi wyjątkami od tej reguły byli prezydent William Taft, który z powodu otyłości nie mieścił się w wannie Białego Domu, oraz Franklin Delano Roosevelt, który prawie całkowicie stracił władzę w nogach, a także John F. Kennedy, który cierpiał na poważne problemy z kręgosłupem. Ale Roosevelt i Kennedy dbali o to, by ich publiczny wizerunek stwarzał wrażenie, że są w dobrej formie. Pierwszy z nich zakładał przed publicznymi wystąpieniami ciężkie metalowe szyny, które podtrzymywały jego nogi, a drugi był często filmowany podczas gry w tenisa czy wypraw żeglarskich. Od tego czasu nie tylko prezydenci, ale i inni politycy oraz prezesi korporacji prezentują wymodelowane sylwetki. Logika, prezentowana na użytek wyborców czy akcjonariuszy, jest taka: jestem zdyscyplinowany, w formie, dbam o zdrowie, można więc powierzyć mi ważne zadania, a ja poniosę odpowiedzialność za siebie, swój zespół albo za cały kraj.
Powrót wojownika?
Globalna kultura fitness jest powrotem do etosu wojownika. Kasty wojownicze stanowiły w wielu zamierzchłych kulturach elity, bo siła i zręczność były społecznie użyteczne podczas wojny lub zagrożenia. Wyznaczały też kanon piękna. Pradawny etos wojownika powrócił w pełnej krasie w wiktoriańskiej Anglii, która eksportowała swoje sportowe metody wychowawcze do najdalszych zakątków imperium. W celach militarnych odżył on w Trzeciej Rzeszy i przedwojennej Japonii, w której dbanie o kondycję było elementem patriotycznej walki o budowę japońskiej hegemonii. A co stało się z etosem po wojnach światowych i demontażu kolonialnego imperium? Powrócił w polityce i kulturze biznesu, razem z modą na dobrą sylwetkę.
Korporacje chętnie inwestują w siłownie i centra odnowy dla pracowników. Badania dowodzą bowiem, że pracownik wysportowany jest bardziej efektywny, mniej sfrustrowany i odporniejszy na stres. No i bardziej wojowniczy. Muskularne ciało jest też, zdaniem socjologów, odpowiedzią mężczyzn na emancypację kobiet. Od kiedy panie zajęły się sportami, biznesem, polityką, panowie próbują zredefiniować pojęcie męskości. Mężczyźni nie mają już wyłączności na robienie kariery, ale wciąż mogą zaprezentować muskuły i dobrą sylwetkę. Badania firm marketingowych też robią swoje - wynika z nich, że kobiety preferują mężczyzn wysportowanych, a nade wszystko szczupłych. Panowie poddają się więc rygorystycznym dietom, chodzą do solarium, dbają o cerę i podnoszą ciężary. Nie ma żartów. To walka o utrzymanie się na rynku pracy i rynku atrakcyjnych partnerów seksualnych. Powraca więc nie tylko etos wojownika, ale również dandysa.
Przetrwają najpiękniejsi!
Sondaże dowodzą, że dobrze prezentujący się mąż stanu może liczyć na większe poparcie i pań, i panów. Tłumaczy się to czasem zjawiskiem projekcji, czyli potrzebą identyfikowania się z quasi-mitologiczną postacią medialną. Gwiazdor gubernator Arnold Schwarzenegger jest udanym przykładem tego, jak sprawność fizyczna przekłada się na popularność filmową i polityczną. Świetna forma fizyczna jest też częścią składową sukcesu Madonny.
- Moda na świetne ciało i nowy wzorzec męskości to efekt dyktatu telewizji. Ciągle widzimy pięknych, zadbanych ludzi i chcemy ich naśladować - mówi "Wprost" Nancy Etcoff, autorka książki "Przetrwają najpiękniejsi". Tak powstaje społeczna presja, która sprawia, że ludzie coraz bardziej dbają o siebie, mając świadomość, że dobry wygląd pomaga w życiu. Przede wszystkim w polityce i doborze partnerów. Nie po raz pierwszy Eros i polityka mają tak wiele wspólnego. Dawniej możnowładca wybierał faworyty, których wpływów politycznych nie można było przecenić, teraz my wybieramy faworytów, którym powierzamy władzę. A jeśli ich sportowe zacięcie jest miarą ich charakteru, źródłem prestiżu, medialnego powabu i wyrazem męskości, to nie są to kryteria, które można ignorować.
Sprawni jak Finowie | ||
---|---|---|
|
Wygląd sukcesu |
---|
|
Fot: K. Pacuła; K. Mikuła; M. Stelmach
Więcej możesz przeczytać w 16/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.