Lepper może się okazać hamulcem dla autorytarnych zapędów braci Kaczyńskich
Cztery lata temu Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło raport "Sto dni rządów Leszka Millera". W obszernym dokumencie chłoszczącym działania mojego gabinetu zarzucono mu niemalże zdradę stanu. W patriotycznym oburzeniu napisano, że "w cynicznej i bezwzględnej grze prowadzonej w parlamencie przez lewicę nie zawahano się nawet przed podjęciem działań drastycznie obniżających prestiż Rzeczypospolitej. Głosami koalicji SLD-PSL-UP Andrzej Lepper wybrany został wicemarszałkiem Sejmu". W nowej kadencji parlamentu ta sama partia nie tylko, że wybrała Leppera na to stanowisko, ale nie bacząc na "prestiż Rzeczypospolitej", zamierza podnieść go do rangi wicepremiera.
Geniusz Kaczyńskiego
Lech Kaczyński wielokrotnie oświadczał, iż "Andrzej Lepper udowodnił, że ma za nic prawo i jest politycznym awanturnikiem" oraz że "poparcie PiS dla tego polityka w jakiejkolwiek sytuacji jest nierealne". Ludwik Dorn ze wstrętem ogłaszał, że Lepper i jego partia byli "brudną wycieraczką rządu Leszka Millera". Zbigniew Ziobro obnażał porażającą prawdę "o zakulisowych kontaktach Leppera ze środowiskiem dawnych służb specjalnych PRL, które mają wpływ niebagatelny na działanie ludzi związanych z tym ugrupowaniem".
Geniusz Kaczyńskiego nie zawiódł. Obecny prezydent wykluczył wprawdzie poparcie dla Leppera, ale nie przekreślił wsparcia od Leppera. Będące w potrzebie ugrupowanie braci Kaczyńskich z ochotą chwyciło pomocną dłoń, uznając wczorajsze walenie łomem za drobne urazy i przyjazne kuksańce. W Wielki Czwartek obywatele Rzeczypospolitej dowiedzieli się, że ich oczekiwanie nie poszło na marne. "Wszystko jest na najlepszej drodze. Polacy mogą być przekonani, że mają w końcu to, na co czekali od sześciu miesięcy, czyli mają większościowy rząd, który będzie zmieniał Polskę" - poinformował Jarosław Kaczyński na wspólnej konferencji z Andrzejem Lepperem. Tym, którzy osłupieli z wrażenia, spieszę z przypomnieniem, że owocna współpraca zdarza się nie po raz pierwszy.
Przeszłość dla przyszłości
Kiedy sejmowa komisja śledcza ds. Rywina przyjęła końcowy raport, nie stwierdzając istnienia grupy trzymającej władzę, Zbig-niew Ziobro i inni miłośnicy prawdy wpadli w objęcia płaczliwej i nerwowej histerii. Nie poddali się jednak. Łamiąc prawo i regulamin Sejmu, doprowadzili do głosowania nad wnioskami mniejszości, mając w głębokiej pogardzie opinie ekspertów i znanych konstytucjonalistów. Przed decydującym głosowaniem Ludwik Dorn zapomniał o "brudnej wycieraczce" i udał się do Canossy z czytelnym przesłaniem. "Panie Andrzeju, niech Pan pomyśli o przyszłości - usłyszał szef Samoobrony. - Co może wam dać SLD? Co innego my. Wygramy wybory, a wtedy zobaczymy". Chwilę po tym w rozmowie z Krzysztofem Janikiem i ze mną Andrzej Lepper rozłożył wymownie ręce. "Panowie, mamy swój raport, ale nie będziemy dalej za nim głosować. Poprzemy Ziobrę. Muszę myśleć o przyszłości".
Moralizatorzy różnej maści, którzy dzisiaj zatykają nosy na zapach koalicji Kaczyńskiego z Lepperem, podczas przyjmowania raportu komisji byli zachwyceni snującą się wonią fiołków. Nie ma przecież nic piękniejszego niż dokopać czerwonemu, utwierdzić się w przekonaniu, że prawo prawem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Teraz jednak chodzi o coś więcej niż odegranie się na SLD. Dla zwolenników koalicji PO--PiS widok Leppera w sojuszniczym uścisku z Kaczyńskim i jego wysokie umocowanie w Radzie Ministrów są niemożliwe do przyjęcia. Oddalają przecież nadzieję na wspólne rządy postsolidarnościowe i ostatecznie legitymizują obecność Leppera w polityce. Media są więc pełne przestróg i obaw przed "populistą i wrogiem demokracji", watażką i człowiekiem z kryminalną przeszłością.
Andrzej Lepper może się tymczasem szybko przysłużyć prezydentowi Kaczyńskiemu - odrzucając z umowy koalicyjnej zapis o niewysuwaniu na stanowiska państwowe ludzi rekomendowanych na funkcje publiczne przez SLD (w latach 2001-2005). Wszak kilka dni temu prezydent powołał na swego doradcę prof. Michała Kleibera, ministra nauki zarówno w moim rządzie, jak i w gabinecie Marka Belki - osobę jak najbardziej spełniającą te kryteria. Po co dostarczać kolejnych kłopotów ministrowi Urbańskiemu, skoro ma już ich dosyć? Sam wicepremier Lepper może też mieć problem ze skompletowaniem składu współpracowników, skoro w jego otoczeniu nie brakuje ludzi nie tylko z rodowodem SLD, ale też PZPR. Z przyjemnością słuchałem, jak w kameralnych rozmowach wypowiadał się o nich z najwyższym uznaniem.
Cudotwórcy na salonach władzy
Iwan Krastew, znany bułgarski politolog i szef Centrum Strategii Liberalnych w Sofii, opublikował w marcu tego roku ciekawy esej na temat populizmu. Twierdzi w nim, że "populistyczny styl uprawiania polityki znajduje się na stałej wznoszącej w niemal wszystkich krajach postkomunistycznych". Definiuje też słowo "populizm" jako emocjonalną i zmanipulowaną retorykę albo też oportunistyczną politykę wiodącą wyłącznie do zdobycia władzy. "Odwoływanie się do emocji - pisze Krastew - nie jest w demokracji zabronione, dlatego otwartą kwestią pozostaje to, które decyzje polityków są populistyczne, a które rozsądne". Weryfikacja następuje po przejęciu władzy i zazwyczaj oznacza, że "wybory wygrywa się, będąc populistą, ale rządzi się jako centroliberał".
Dlaczego różni cudotwórcy zdobywają salony władzy? "Populiści wygrywają wybory dzięki hasłom walki z korupcją" - odpowiada krótko Krastew. Uważa też, że obywatele krajów przechodzących ustrojową transformację, którzy odczuli bolesne skutki przemian, "dostrzegli w częstych oskarżeniach o korupcję jedyny sposób na wyrażenie rozczarowania elitą polityczną i na opłakanie utraconych nadziei z 1989 roku". Wiedzą to dobrze różni politycy, zatem "narracja antykorupcyjna stała się ich prostą, popularną wśród ludzi opowieścią". Co więcej, "idea walki z korupcją nadała populistycznym politykom dostojeństwa i dzisiaj atakowanie ich łatwo przedstawić jako obronę chorego systemu".
Krastew nie pisze o Polsce, ale analogie nasuwają się same. Czy w tym kontekście Samoobrona jest bardziej populistyczna niż PO, nie mówiąc już o PiS? Przecież politycy tych partii wpisali się znakomicie w klimat opisywany przez Krastewa. Dla doraźnych korzyści wyborczych utrwalali obraz III RP jako kraju pogrążonego w kryzysie i przegniłego do fundamentów. Wygrali, ale rachunek za te wyczyny trzeba będzie zapłacić.
Odwrót od demokracji?
"Nie boję się Leppera, który przebrał się w szatki socjalliberała. Bardziej boję się Jarosława Kaczyńskiego, który symbolicznie coraz częściej zakłada biało-czerwony krawat Andrzeja Leppera" - mówił niedawno Donald Tusk. Nie jest w tym osamotniony. Według sondażu CBOS, to PiS jest formacją najbardziej zagrażającą demokracji. Większość badanych nie miało wątpliwości, że chce ono utrwalić rządy silnej ręki, kontrolować opozycję, tłamsić wolność mediów oraz wprowadzić cenzurę obyczajową.
W wielu analizach pojawia się pogląd, że społeczeństwo nie zrezygnuje tak łatwo z demokracji. Polityka PiS będzie napotykać rosnący sprzeciw i w kolejnych wyborach zostanie demonstracyjnie odrzucona. Nie brakuje jednak pesymistycznych ocen. "Świadomość, że PiS realizuje autorytarny program, wcale nie musi być jednoznaczna z oporem wobec tego programu" - uważa dr Tomasz Wiśniewski. Jego zdaniem, niemała część Polaków chce silnego przywódcy. W wyniku cywilizacyjnego przyspieszenia i zmian kulturowych, nieznośnego klimatu politycznego i narastających obaw zwyciężają bowiem tendencje antymodernizacyjne. To z kolei może powodować, że autorytarny styl rządzenia będzie pozostawał w zgodzie z oczekiwaniami dużej części społeczeństwa.
W mroku z Moniką Olejnik
Andrzej Lepper staje na rozdrożu. Wchodząc do rządu, uzyskuje upragnioną legitymizację, ale traci argument często stosowany w walce wyborczej. "Oni wszyscy już rządzili" - było ulubionym zawołaniem Samoobrony. Teraz sami będą rządzić, wzmacniając autorytaryzm PiS lub działając mitygująco. Jaką drogę wybierze Lepper? Czy to możliwe, by hamował zapędy Kaczyńskich? A dlaczego nie? Są przecież w naszej polityce rzeczy i ludzie, o których się filozofom nie śniło.
Niedawno Monika Olejnik zwróciła się do Marka Piwowskiego o nakręcenie filmu o Lepperze. W "Gazecie Wyborczej" zamieściła scenariusz, zadając kłam nieprzyjaznym opiniom, że hołubi w sobie talent bardziej przebrzmiały niż niedoceniany. Autorka filmowego przeboju każe biegać Lepperowi po różnych gabinetach nie istniejącego już Urzędu Rady Ministrów. W twórczym natchnieniu dostrzegła małą rólkę dla mnie. "W nocy Andrzej Lepper mógłby się spotkać z emerytowanym politykiem, a obecnie publicystą tygodnika 'Wprost' Leszkiem Millerem". Ucieszona tym pomysłem wyjaśnia, że dzięki temu "Leszek Miller mógłby podwyższyć sobie honoraria u redaktora Króla, nie tego z Radia Maryja, ale tego z 'Wprost'". Płowowłosa gwiazda nie przypuszcza, że dla wyższej wypłaty mogę się spotkać z Andrzejem Lepperem nawet w dzień, a nie tylko w nocy. Olejnik woli jednak mrok, co ja w pełni podzielam i doskonale rozumiem.
Geniusz Kaczyńskiego
Lech Kaczyński wielokrotnie oświadczał, iż "Andrzej Lepper udowodnił, że ma za nic prawo i jest politycznym awanturnikiem" oraz że "poparcie PiS dla tego polityka w jakiejkolwiek sytuacji jest nierealne". Ludwik Dorn ze wstrętem ogłaszał, że Lepper i jego partia byli "brudną wycieraczką rządu Leszka Millera". Zbigniew Ziobro obnażał porażającą prawdę "o zakulisowych kontaktach Leppera ze środowiskiem dawnych służb specjalnych PRL, które mają wpływ niebagatelny na działanie ludzi związanych z tym ugrupowaniem".
Geniusz Kaczyńskiego nie zawiódł. Obecny prezydent wykluczył wprawdzie poparcie dla Leppera, ale nie przekreślił wsparcia od Leppera. Będące w potrzebie ugrupowanie braci Kaczyńskich z ochotą chwyciło pomocną dłoń, uznając wczorajsze walenie łomem za drobne urazy i przyjazne kuksańce. W Wielki Czwartek obywatele Rzeczypospolitej dowiedzieli się, że ich oczekiwanie nie poszło na marne. "Wszystko jest na najlepszej drodze. Polacy mogą być przekonani, że mają w końcu to, na co czekali od sześciu miesięcy, czyli mają większościowy rząd, który będzie zmieniał Polskę" - poinformował Jarosław Kaczyński na wspólnej konferencji z Andrzejem Lepperem. Tym, którzy osłupieli z wrażenia, spieszę z przypomnieniem, że owocna współpraca zdarza się nie po raz pierwszy.
Przeszłość dla przyszłości
Kiedy sejmowa komisja śledcza ds. Rywina przyjęła końcowy raport, nie stwierdzając istnienia grupy trzymającej władzę, Zbig-niew Ziobro i inni miłośnicy prawdy wpadli w objęcia płaczliwej i nerwowej histerii. Nie poddali się jednak. Łamiąc prawo i regulamin Sejmu, doprowadzili do głosowania nad wnioskami mniejszości, mając w głębokiej pogardzie opinie ekspertów i znanych konstytucjonalistów. Przed decydującym głosowaniem Ludwik Dorn zapomniał o "brudnej wycieraczce" i udał się do Canossy z czytelnym przesłaniem. "Panie Andrzeju, niech Pan pomyśli o przyszłości - usłyszał szef Samoobrony. - Co może wam dać SLD? Co innego my. Wygramy wybory, a wtedy zobaczymy". Chwilę po tym w rozmowie z Krzysztofem Janikiem i ze mną Andrzej Lepper rozłożył wymownie ręce. "Panowie, mamy swój raport, ale nie będziemy dalej za nim głosować. Poprzemy Ziobrę. Muszę myśleć o przyszłości".
Moralizatorzy różnej maści, którzy dzisiaj zatykają nosy na zapach koalicji Kaczyńskiego z Lepperem, podczas przyjmowania raportu komisji byli zachwyceni snującą się wonią fiołków. Nie ma przecież nic piękniejszego niż dokopać czerwonemu, utwierdzić się w przekonaniu, że prawo prawem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Teraz jednak chodzi o coś więcej niż odegranie się na SLD. Dla zwolenników koalicji PO--PiS widok Leppera w sojuszniczym uścisku z Kaczyńskim i jego wysokie umocowanie w Radzie Ministrów są niemożliwe do przyjęcia. Oddalają przecież nadzieję na wspólne rządy postsolidarnościowe i ostatecznie legitymizują obecność Leppera w polityce. Media są więc pełne przestróg i obaw przed "populistą i wrogiem demokracji", watażką i człowiekiem z kryminalną przeszłością.
Andrzej Lepper może się tymczasem szybko przysłużyć prezydentowi Kaczyńskiemu - odrzucając z umowy koalicyjnej zapis o niewysuwaniu na stanowiska państwowe ludzi rekomendowanych na funkcje publiczne przez SLD (w latach 2001-2005). Wszak kilka dni temu prezydent powołał na swego doradcę prof. Michała Kleibera, ministra nauki zarówno w moim rządzie, jak i w gabinecie Marka Belki - osobę jak najbardziej spełniającą te kryteria. Po co dostarczać kolejnych kłopotów ministrowi Urbańskiemu, skoro ma już ich dosyć? Sam wicepremier Lepper może też mieć problem ze skompletowaniem składu współpracowników, skoro w jego otoczeniu nie brakuje ludzi nie tylko z rodowodem SLD, ale też PZPR. Z przyjemnością słuchałem, jak w kameralnych rozmowach wypowiadał się o nich z najwyższym uznaniem.
Cudotwórcy na salonach władzy
Iwan Krastew, znany bułgarski politolog i szef Centrum Strategii Liberalnych w Sofii, opublikował w marcu tego roku ciekawy esej na temat populizmu. Twierdzi w nim, że "populistyczny styl uprawiania polityki znajduje się na stałej wznoszącej w niemal wszystkich krajach postkomunistycznych". Definiuje też słowo "populizm" jako emocjonalną i zmanipulowaną retorykę albo też oportunistyczną politykę wiodącą wyłącznie do zdobycia władzy. "Odwoływanie się do emocji - pisze Krastew - nie jest w demokracji zabronione, dlatego otwartą kwestią pozostaje to, które decyzje polityków są populistyczne, a które rozsądne". Weryfikacja następuje po przejęciu władzy i zazwyczaj oznacza, że "wybory wygrywa się, będąc populistą, ale rządzi się jako centroliberał".
Dlaczego różni cudotwórcy zdobywają salony władzy? "Populiści wygrywają wybory dzięki hasłom walki z korupcją" - odpowiada krótko Krastew. Uważa też, że obywatele krajów przechodzących ustrojową transformację, którzy odczuli bolesne skutki przemian, "dostrzegli w częstych oskarżeniach o korupcję jedyny sposób na wyrażenie rozczarowania elitą polityczną i na opłakanie utraconych nadziei z 1989 roku". Wiedzą to dobrze różni politycy, zatem "narracja antykorupcyjna stała się ich prostą, popularną wśród ludzi opowieścią". Co więcej, "idea walki z korupcją nadała populistycznym politykom dostojeństwa i dzisiaj atakowanie ich łatwo przedstawić jako obronę chorego systemu".
Krastew nie pisze o Polsce, ale analogie nasuwają się same. Czy w tym kontekście Samoobrona jest bardziej populistyczna niż PO, nie mówiąc już o PiS? Przecież politycy tych partii wpisali się znakomicie w klimat opisywany przez Krastewa. Dla doraźnych korzyści wyborczych utrwalali obraz III RP jako kraju pogrążonego w kryzysie i przegniłego do fundamentów. Wygrali, ale rachunek za te wyczyny trzeba będzie zapłacić.
Odwrót od demokracji?
"Nie boję się Leppera, który przebrał się w szatki socjalliberała. Bardziej boję się Jarosława Kaczyńskiego, który symbolicznie coraz częściej zakłada biało-czerwony krawat Andrzeja Leppera" - mówił niedawno Donald Tusk. Nie jest w tym osamotniony. Według sondażu CBOS, to PiS jest formacją najbardziej zagrażającą demokracji. Większość badanych nie miało wątpliwości, że chce ono utrwalić rządy silnej ręki, kontrolować opozycję, tłamsić wolność mediów oraz wprowadzić cenzurę obyczajową.
W wielu analizach pojawia się pogląd, że społeczeństwo nie zrezygnuje tak łatwo z demokracji. Polityka PiS będzie napotykać rosnący sprzeciw i w kolejnych wyborach zostanie demonstracyjnie odrzucona. Nie brakuje jednak pesymistycznych ocen. "Świadomość, że PiS realizuje autorytarny program, wcale nie musi być jednoznaczna z oporem wobec tego programu" - uważa dr Tomasz Wiśniewski. Jego zdaniem, niemała część Polaków chce silnego przywódcy. W wyniku cywilizacyjnego przyspieszenia i zmian kulturowych, nieznośnego klimatu politycznego i narastających obaw zwyciężają bowiem tendencje antymodernizacyjne. To z kolei może powodować, że autorytarny styl rządzenia będzie pozostawał w zgodzie z oczekiwaniami dużej części społeczeństwa.
W mroku z Moniką Olejnik
Andrzej Lepper staje na rozdrożu. Wchodząc do rządu, uzyskuje upragnioną legitymizację, ale traci argument często stosowany w walce wyborczej. "Oni wszyscy już rządzili" - było ulubionym zawołaniem Samoobrony. Teraz sami będą rządzić, wzmacniając autorytaryzm PiS lub działając mitygująco. Jaką drogę wybierze Lepper? Czy to możliwe, by hamował zapędy Kaczyńskich? A dlaczego nie? Są przecież w naszej polityce rzeczy i ludzie, o których się filozofom nie śniło.
Niedawno Monika Olejnik zwróciła się do Marka Piwowskiego o nakręcenie filmu o Lepperze. W "Gazecie Wyborczej" zamieściła scenariusz, zadając kłam nieprzyjaznym opiniom, że hołubi w sobie talent bardziej przebrzmiały niż niedoceniany. Autorka filmowego przeboju każe biegać Lepperowi po różnych gabinetach nie istniejącego już Urzędu Rady Ministrów. W twórczym natchnieniu dostrzegła małą rólkę dla mnie. "W nocy Andrzej Lepper mógłby się spotkać z emerytowanym politykiem, a obecnie publicystą tygodnika 'Wprost' Leszkiem Millerem". Ucieszona tym pomysłem wyjaśnia, że dzięki temu "Leszek Miller mógłby podwyższyć sobie honoraria u redaktora Króla, nie tego z Radia Maryja, ale tego z 'Wprost'". Płowowłosa gwiazda nie przypuszcza, że dla wyższej wypłaty mogę się spotkać z Andrzejem Lepperem nawet w dzień, a nie tylko w nocy. Olejnik woli jednak mrok, co ja w pełni podzielam i doskonale rozumiem.
Więcej możesz przeczytać w 16/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.