Jeśli na świętego Jana koalicja jest od rana, to rozpadnie się z wieczora na świętego Izydora
Jeszcze za Millera władza mogła mówić wyniośle do opozycji - psy szczekają, karawana idzie dalej. Teraz do opisu rzeczywistości trzeba to porzekadło znowelizować. Psy szczekają, karawana się odszczekuje. Ogary krążą po lesie, a echo ich grania dudni w telewizorach i radioodbiornikach. Jeszcze nigdy w historii tak wielu nie było zadręczanych na co dzień przez tak niewielu. Polityczna codzienność Polaka wygląda tak: o świcie Gosiewski w jednym radiu, Tusk w drugim, a Giertych w trzecim. Jeszcze kawa nie wystygła, a żółtko się nie ścięło, a już Paradowska rozmawia z Geremkiem, a Pieńkowska z Pawlakiem. W dziennikach powtarzają, co Lepper powiedział o Balcerowiczu, a co Rokita o Lepperze. W przeglądzie prasy - co jedna gazeta napisała o Mellerze, a druga o Kaczyńskim. Papier jest cierpliwy, ludzie mniej.
W telewizji już od rana konferencja prasowa PiS. Za chwilę kontrkonferencja PO. Briefing Samoobrony. Konferencja rządu. Konferencja gabinetu cieni. Przyłapany w korytarzu sejmowym Wierzejski, który przechadzał się tamtędy przypadkowo, okazuje do kamer troskę o Ojczyznę. Pod drzwiami do toalety Niesiołowski rzuca bon mot na żywo. W drodze do baru odrzuca mu Legutko. Wieczorem Kotlinowski, Kalinowski i Komorowski przedstawiają swoje racje i cudzy brak racji. Maksymiuk dyskutuje z Sawickim. Potem jakiś socjolog albo psycholog społeczny przedstawia prognozę polityczną na dzień następny, przewidując, że wystąpią publicznie Lepper, Giertych, Kaczyński i Rokita. Na zakończenie udanego dnia Monika Olejnik poddaje przesłuchaniu trzeciego stopnia Dorna i Polak, syty wrażeń, po zrobieniu siusiu i zmówieniu paciorka może się udać na spoczynek. Śnią mu się Marcinkiewicz i Olejniczak.
Tak mniej więcej wygląda dzień powszedni polityki polskiej. Inne, mniej szczęśliwe narody nieraz całymi tygodniami nie widują swojej elity politycznej ani niczego o niej nie słyszą. Są kraje, w których minister trafia do telewizji dwa razy - raz kiedy dostaje nominację, a drugi, kiedy dymisję. Chyba że przejedzie po pijanemu na pasach staruszkę w ciąży, wtedy dają mu okazję do powiedzenia, że to prowokacja polityczna. Rząd sobie w takim raju rządzi, dyskusje odbywają się w parlamencie, a rokowania w ustronnym miejscu, zwłaszcza kiedy są tajne. U nas rząd rządzi za pośrednictwem mediów, spory toczą się w telewizji, rokowania także. Mamy specyficzny rodzaj demokracji bezpośredniej - każdy może zobaczyć polityczne bebechy, a nawet poczuć ich zapach. Czasem dość przenikliwy. Poseł Wierzejski, uniesiony widać postulatem, aby język giętki to wypowiedział, co pomyśli głowa, orzekł parę dni temu, że mamy w polskiej polityce standardy czeczeńskie i azerbejdżańskie. A cóż panu uczynili, panie pośle, Czeczeni i Azerowie, że ich pan tak poniżył? Chyba że chodziło w tym porównaniu o podkreślenie, że nie przestrzegają, jak poseł Kowalski, duchowej ciszy przed Triduum Paschalnym i urządzają secesję nawet w Wielkim Tygodniu. Cóż, Wielki Piątek, dobry początek.
Mimo takiego bogactwa w życiu politycznym, że moglibyśmy obdzielić nim kilka uboższych narodów, koalicji rządowej jak nie było, tak nie ma. Jest to wskazówka, że demokracja ma u nas spore deficyty i że trzeba by wolne wybory uzupełnić jakimiś dodatkowymi regulacjami, umożliwiającymi powstanie stabilnego rządu. Proponuję zapis o przymusowych koalicjach wyłanianych drogą losowania. Jeśli nikt nie ma bezwzględnej większości, Państwowa Komisja Wyborcza losuje (za pomocą maszyny losującej totka) partnerów, którzy z mocy prawa muszą z sobą współpracować do końca kadencji. Inaczej kary finansowe, konfiskata majątku i pozbawienie czynnych i biernych praw wyborczych. Ach, jak mogłoby być uroczo. Platforma w koalicji z LPR i Samoobroną. SLD z Prawem i Sprawiedliwością. Jak tam los zrządził. Dopiero bym oglądał chętnie TVN 24, gdzie Tusk broniłby swego koalicyjnego partnera Leppera, a Kaczyński wychwalał Napieralskiego. To byłoby życie pełne niespodzianek, a nie przewidywalne, jak dziś. Wedle ludowego przysłowia - jeśli na świętego Jana koalicja jest od rana, to rozpadnie się z wieczora na świętego Izydora.
Autor jest publicystą "Faktu"
W telewizji już od rana konferencja prasowa PiS. Za chwilę kontrkonferencja PO. Briefing Samoobrony. Konferencja rządu. Konferencja gabinetu cieni. Przyłapany w korytarzu sejmowym Wierzejski, który przechadzał się tamtędy przypadkowo, okazuje do kamer troskę o Ojczyznę. Pod drzwiami do toalety Niesiołowski rzuca bon mot na żywo. W drodze do baru odrzuca mu Legutko. Wieczorem Kotlinowski, Kalinowski i Komorowski przedstawiają swoje racje i cudzy brak racji. Maksymiuk dyskutuje z Sawickim. Potem jakiś socjolog albo psycholog społeczny przedstawia prognozę polityczną na dzień następny, przewidując, że wystąpią publicznie Lepper, Giertych, Kaczyński i Rokita. Na zakończenie udanego dnia Monika Olejnik poddaje przesłuchaniu trzeciego stopnia Dorna i Polak, syty wrażeń, po zrobieniu siusiu i zmówieniu paciorka może się udać na spoczynek. Śnią mu się Marcinkiewicz i Olejniczak.
Tak mniej więcej wygląda dzień powszedni polityki polskiej. Inne, mniej szczęśliwe narody nieraz całymi tygodniami nie widują swojej elity politycznej ani niczego o niej nie słyszą. Są kraje, w których minister trafia do telewizji dwa razy - raz kiedy dostaje nominację, a drugi, kiedy dymisję. Chyba że przejedzie po pijanemu na pasach staruszkę w ciąży, wtedy dają mu okazję do powiedzenia, że to prowokacja polityczna. Rząd sobie w takim raju rządzi, dyskusje odbywają się w parlamencie, a rokowania w ustronnym miejscu, zwłaszcza kiedy są tajne. U nas rząd rządzi za pośrednictwem mediów, spory toczą się w telewizji, rokowania także. Mamy specyficzny rodzaj demokracji bezpośredniej - każdy może zobaczyć polityczne bebechy, a nawet poczuć ich zapach. Czasem dość przenikliwy. Poseł Wierzejski, uniesiony widać postulatem, aby język giętki to wypowiedział, co pomyśli głowa, orzekł parę dni temu, że mamy w polskiej polityce standardy czeczeńskie i azerbejdżańskie. A cóż panu uczynili, panie pośle, Czeczeni i Azerowie, że ich pan tak poniżył? Chyba że chodziło w tym porównaniu o podkreślenie, że nie przestrzegają, jak poseł Kowalski, duchowej ciszy przed Triduum Paschalnym i urządzają secesję nawet w Wielkim Tygodniu. Cóż, Wielki Piątek, dobry początek.
Mimo takiego bogactwa w życiu politycznym, że moglibyśmy obdzielić nim kilka uboższych narodów, koalicji rządowej jak nie było, tak nie ma. Jest to wskazówka, że demokracja ma u nas spore deficyty i że trzeba by wolne wybory uzupełnić jakimiś dodatkowymi regulacjami, umożliwiającymi powstanie stabilnego rządu. Proponuję zapis o przymusowych koalicjach wyłanianych drogą losowania. Jeśli nikt nie ma bezwzględnej większości, Państwowa Komisja Wyborcza losuje (za pomocą maszyny losującej totka) partnerów, którzy z mocy prawa muszą z sobą współpracować do końca kadencji. Inaczej kary finansowe, konfiskata majątku i pozbawienie czynnych i biernych praw wyborczych. Ach, jak mogłoby być uroczo. Platforma w koalicji z LPR i Samoobroną. SLD z Prawem i Sprawiedliwością. Jak tam los zrządził. Dopiero bym oglądał chętnie TVN 24, gdzie Tusk broniłby swego koalicyjnego partnera Leppera, a Kaczyński wychwalał Napieralskiego. To byłoby życie pełne niespodzianek, a nie przewidywalne, jak dziś. Wedle ludowego przysłowia - jeśli na świętego Jana koalicja jest od rana, to rozpadnie się z wieczora na świętego Izydora.
Autor jest publicystą "Faktu"
Więcej możesz przeczytać w 16/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.