SKANER - POLSKA
HISTORIA
Komuna żyje!
Każdy, kto odwiedzi strony internetowe urzędu prezydenta RP (www.prezydent.pl), dowie się, że do grona prezydentów Rzeczypospolitej należy nie tylko Wojciech Jaruzelski. Jest w tym gronie także agent NKWD i narzędzie polityki sowieckiej Bolesław Bierut. Nie wiadomo, z jakich powodów wymieniono także równie zasłużonych przewodniczących Rady Państwa PRL: szefa utworzonego przez Stalina Centralnego Biura Komunistów Polskich Aleksandra Zawadzkiego, byłego szefa PZPR Edwarda Ochaba, Mariana Spychalskiego, wsławionego groźbą odcinania rąk podniesionych na władzę ludową Józefa Cyrankiewicza i komunistycznego figuranta Henryka Jabłońskiego, relegującego z uczelni studentów w 1968 r.
Wstęp do jednego z trzech głównych linków na stronie ("Polscy Prezydenci") to utrzymane na poziomie niedouczonego gimnazjalisty pseudohistoryczne dywagacje na temat tego, że "nie da się ustalić ponad wszelką wątpliwość, kiedy się zaczyna, a kiedy kończy jaki okres historyczny". Ich elementem są m.in. rozważania, czy za datę końca II RP można uznać - to nie żart - lipiec 1944 r. czy lipiec 1952 r. Krwawo zapisany w dziejach okres masowych zbrodni przeciw ludzkości i terroru oraz pełnego podporządkowania Polski Stalinowi w latach 40. i 50. jest delikatnie określony "czasem bardzo poważnych odstępstw od praworządności, ograniczania suwerenności Polski i podporządkowania dyrektywom ówczesnego kierownictwa ZSRR. B. Bierut ponosi współodpowiedzialność za zbrodnie stalinowskie". Przedwojenna część jego życiorysu jest przedstawiona niemal jak u zwyczajnego działacza ruchu robotniczego. W tej samej poetyce utrzymany jest biogram Jaruzelskiego: normalny żołnierz armii polskiej walczący "o wyzwolenie Warszawy" i uczestniczący w innych bojach; awansujący i kończący wojskowe uczelnie. Ogłoszenie stanu wojennego załatwia stwierdzenie "stanął na czele Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego". Nie wiadomo, co robią tym towarzystwie - owszem, również zamieszczone - biogramy prezydentów RP na uchodźstwie, dla których sąsiedztwo z Bierutem w gronie "polskich prezydentów" jest niewątpliwie obelgą. Skądinąd żaden z nich, nawet Władysław Raczkiewicz, według autorów stron, nie zasługuje na biogram równie obszerny jak Bolesław Bierut.
Maciej Korkuć
IPN Kraków
TELEWIZJA
Kawa na ławę
Rozmowa z Bogdanem Rymanowskim, dziennikarzem TVN
Cezary Gmyz: "Kawa na ławę", nowy program TVN, który rusza w najbliższą niedzielę o 10.30, ma formę rozmów z politykami. Nie dość już takich programów?
Bogdan Rymanowski: W telewizji brakuje czegoś, co mogłoby być podsumowaniem tygodnia. I choć moimi głównymi gośćmi będą politycy, to polityka nie będzie jedynym tematem rozmów. W ciągu 45 minut programu będziemy mogli się zająć trzema, czterema sprawami, ale wyobrażam sobie, że obok polityki może to być na przykład odnalezienie Ewangelii Judasza, które opisywał "Wprost".
- Czy program nadawany tuż po radiowych śniadaniach z udziałem polityków nie będzie do tamtych audycji zbyt podobny?
- My nie będziemy dawać jeść, tylko tytułową kawę. Nie wynika to jednak z naszego skąpstwa, lecz z tego, że biesiadowanie na ekranie nie wygląda dobrze, po prostu w radiu udaje się ukryć, że ktoś ma pełne usta, a w telewizji wszystko widać. Inną różnicą będzie właśnie to, że rozmowy nie będą miały stałych gości i będą nie tylko o polityce.
- Kogo pan poczęstuje kawą na początek?
- Zaprosiłem Andrzeja Leppera, Zbigniewa Ziobrę, Ryszarda Kalisza i Stefana Niesiołowskiego. To, że program jest nadawany w niedzielę, ma tę wadę, że niektórzy goście ten dzień traktują jako dzień odpoczynku. Z tego względu nigdy nie zobaczymy w niedzielę Jarosława Kaczyńskiego.
SŁUŻBA ZDROWIA
Prawie jak ratownictwo
W błoto będzie wyrzucone 1,2 mld zł, czyli kwota przeznaczona na realizację ustawy o ratownictwie medycznym. - Nowe prawo tylko psuje dotychczasowy system, a niczego dobrego nie wnosi - mówi prof. Juliusz Jakubaszko, szef Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej. W ustawie przewidziano stworzenie 155 centrów powiadamiania ratunkowego, z których każde ma kosztować 1,29 mln zł. Nie będą wykorzystane centra już istniejące. Lekarze, co jest niespotykanym rozwiązaniem, będą podlegać wojewodzie, którego służby wezwą ich w razie wypadku. Również przy wojewodzie zostanie stworzone stanowisko "kontrolera nauczania pierwszej pomocy", które ma kosztować 600 tys. zł rocznie. Będziemy jedynym krajem Europy, w którym szpitale nie mają planów ratunkowych, umożliwiających przyjęcie dużej liczby poszkodowanych. Nie przewidziano także szybkiego szkolenia specjalistów medycyny ratunkowej (mamy ich 444, a powinniśmy mieć 3,5 tys.). (IKA)
KORUPCJA
Ziemia za bezcen
Nawet 100 mln zł mógł stracić skarb państwa na działalności TON Agro Wrocław - spółki, która zajmowała się sprzedażą państwowej ziemi po dawnych PGR-ach. Aresztowano siedem osób podejrzanych o malwersacje, m.in. dwóch byłych szefów spółki. Wrocławscy policjanci od dwóch lat badają sprawę przyjmowania przez urzędników Agencji Nieruchomości Rolnych łapówek za sprzedaż lub dzierżawę atrakcyjnych gruntów, odraczanie terminów płatności za wykup ziemi, zaniżanie wycen i podatków. Kilka miesięcy temu zarzuty postawiono dwóm dyrektorom ANR. Później ustalono, że sprzedażą państwowych działek zajmuje się zorganizowana grupa przestępcza. Jej członkowie, wykorzystując kierownicze stanowiska w agencji i powiązanych z nią spółkach skarbu państwa, sprzedawali ziemię za łapówki. Nabywcy sprzedawali potem te działki nawet za kilkunastokrotnie wyższą cenę. Łapówki przyjmowane przez dyrektorów ANR i prezesów TON Agro wynosiły od kilkudziesięciu do 300 tys. zł. (dpanek)
SPRAWIEDLIWOŚĆ
Wypadek prezesa
11 listopada 2002 r. rozpędzone volvo S80 uderzyło na skrzyżowaniu w wyjeżdżającego z podporządkowanej drogi fiata 126p. Zginęło trzech nastolatków jadących maluchem (jeden na miejscu, drugi w drodze do szpitala, trzeci kilkanaście dni po wypadku). Volvem kierował Cezary Stypułkowski, wówczas prezes Banku Handlowego (obecnie prezes PZU). Jak ustaliliśmy, do prokuratura krajowego Janusza Kaczmarka wpłynęło pismo z prośbą o ponowne zbadanie sprawy tego wypadku (doszło do niego w okolicy miejscowości Powierz na drodze do Gdańska). - Sprawę przekazałem do Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku, która wykonuje czynności sprawdzające, czy należy wznowić śledztwo - mówi "Wprost" Janusz Kaczmarek.
Według ustaleń prokuratury w Nidzicy, tragedię spowodował fiat wyjeżdżający z drogi gruntowej. Prowadzący volvo Stypułkowski nie odniósł większych obrażeń. Śledztwo umorzono. W tej sprawie prowadzący śledztwo odstąpili jednak od rutynowych czynności, a w dokumentach są zadziwiające rozbieżności. Stypułkowskiemu, mimo śmiertelnych ofiar wypadku, nie pobrano krwi do badania, ograniczając się do wykonania testu alkomatem. - Praktycznie zawsze, gdy są ofiary śmiertelne, pobiera się krew do badania - mówi Marcin Szyndler z Komendy Głównej Policji. - Jeżeli "dmuchanie" wykazuje zero, to już nie wykonuje się żadnych dalszych czynności typu pobieranie krwi - przekonuje tymczasem Marek Borowiecki z Prokuratury Rejonowej w Nidzicy, który podejmował decyzję, aby nie badać krwi Stypułkowskiego.
Mirosław Szczepański, ojciec jednej z ofiar, wnosił o ponowne przesłuchanie kierującego volvem, a także ponowne przesłuchanie świadka wypadku - bez efektu. Twierdził, że Stypułkowski jechał
z nadmierną prędkością oraz nie zachował należytej ostrożności, zbliżając się do skrzyżowania (o czym ostrzegał znak drogowy). To, że Stypułkowski przekroczył prędkość, wynika z opinii technicznej w aktach śledztwa. W ogóle nie próbowano wyjaśnić, dlaczego kierujący volvem nie hamował. Co więcej, opinia techniczna jest sprzeczna z dokumentami śledztwa. Napisano w niej, że "kierujący samochodem Fiat 126p oczekiwał na przejazd samochodów od strony Gdańska i rozpoczął wjazd za ostatnim z tych samochodów". Tymczasem w aktach śledztwa jest mowa "o ciągu pojazdów od strony Warszawy". Cezary Stypułkowski, odpowiadając na pytania "Wprost", twierdzi, że jechał z dozwoloną prędkością, a fiat 126p, który wyjechał na drogę, był nieoświetlony. To ostatnie stoi w sprzeczności z opinią biegłego, który stwierdził, że światła w fiacie były włączone.
Sprawa wypadku Stypułkowskiego przypomina przypadek Marka Sadowskiego, ministra sprawiedliwości w rządzie Marka Belki. Musiał on zrezygnować ze stanowiska, bo 10 lat wcześniej spowodował wypadek, w którym jedna osoba została kaleką. Sadowski został uznany za winnego wypadku, bo nie zachował ostrożności podczas zbliżania się do skrzyżowania i w konsekwencji uderzył w jadące przed nim auto. Przed zarzutami nie uratowało Sadowskiego nawet to, że próbował hamować. W wypadku Stypułkowskiego nawet nie próbowano sprawdzić, jak wyglądała prawda. Są równi i równiejsi?
Jan Piński
SKANER - ŚWIAT
UKRAINA
Kanclerz Julia
Opierając się na zaufaniu ukraińskiego narodu i kierując się odpowiedzialnością za przyszłość kraju, ogłaszamy zamiar stworzenia Koalicji Sił Demokratycznych w Radzie Najwyższej Ukrainy piątej kadencji" - to fragment umowy podpisanej 13 kwietnia między Blokiem Julii Tymoszenko, blokiem Nasza Ukraina i Socjalistyczną Partią Ukrainy. Sześciopunktowy protokół oddaje wszystkie karty w ręce Tymoszenko: ma ona prawo obsadzić siebie w roli premiera, sformułować program przyszłego rządu i uzyskuje na rok gwarancję nietykalności, bo parlament w tym czasie nie może zgłosić wotum nieufności wobec rządu. Wprowadzona niedawno reforma konstytucyjna znacznie wzmocniła pozycję premiera.
Warto przypomnieć, że te same siły już raz stworzyły rząd po "pomarańczowej rewolucji", co po pół roku jego działania zakończyło się wielką awanturą, oskarżeniami o łapówkarstwo otoczenia prezydenta i dymisją. Zwycięstwo Tymoszenko oznacza, że wreszcie usunie ona z otoczenia rządu swoich zdeklarowanych wrogów: Petra Poroszenkę, Ołeksandra Tretiakowa i Dawida Żwanię oraz przywróci do politycznej gry byłego szefa sekretariatu prezydenta Ołeksandra Zinczenkę. Wiktor Juszczenko zdaje się akceptować kanclerską rolę pani premier, która deklaruje, że nie będzie walczyła przeciwko niemu podczas kolejnych wyborów prezydenckich. W duecie pomarańczowych przywódców role się odwróciły - teraz karty rozdaje ukraińska Mandarynka. Ale podziały pozostają.
Agnieszka Korniejenko
MEDYCYNA
Trzecie życie
Dwunastoletnia Hannah Clark z Południowej Walii przez 10 lat miała nie tylko dwie nerki, ale również dwa bijące w piersi serca. To prawdopodobnie pierwszy taki przypadek na świecie. We wczesnym dzieciństwie dziewczynka cierpiała na przerost mięśnia sercowego. Jej serce powiększyło się dwukrotnie, a to osłabiało jego funkcjonowanie. W wieku dwóch lat przeszła przeszczep, ale zachowano jej własne serce. Ostatnio organizm Hannah zaczął źle reagować na leki zapobiegające odrzuceniu przeszczepu. Lekarze usunęli więc przeszczepiony organ i krwiobieg podłączyli do pierwotnego serca. Zaczęło ono sprawnie pracować, bo zregenerowało się odciążone przeszczepionym sercem. - Dziś w takiej sytuacji na kilka miesięcy wszczepia się mechaniczne komory, ale dziesięć lat temu takiej możliwości jeszcze nie było - mówi prof. Jerzy Sadowski, kierownik Kliniki Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. (MF)
NIEMCY
Wietrzenie SPD
Sceptycznie przyjęto w Niemczech oficjalne tłumaczenie rezygnacji Matthiasa Platzecka ze stanowiska szefa SPD (zaledwie pięć miesięcy po objęciu tej funkcji). "Przeceniłem siły. Żałuję, że nie posłuchałem lekarzy wcześniej" - wyjaśniał Platzeck, który na słabe zdrowie wcześniej nie narzekał. Dlaczego Platzeck zrezygnował? Lubił go Gerhard Schröder, bo popierał Hartz IV (pakiet reform polityki socjalnej RFN), lubi go Angela Merkel, bo dobrze się z nim współpracuje. Jako szef SPD potrafił zjednywać sobie ludzi, inaczej niż autokraci Schröder i Münterfering, których rządy sprowadzały się do obwieszczania członkom partii decyzji podjętych za ich plecami. Im jednak dłużej Platzeck urzędował, tym większe było niezadowolenie, że rządzi "za mało", że SPD nie ma twarzy. Odejście Platzecka oznacza, że mniej stabilna będzie wielka koalicja. Dotychczas to CDU narzucała swoje zdanie, teraz przeciwnikiem Angeli Merkel nie będzie miękki Platzeck, ale upominający się o władzę "zimny technokrata" Kurt Beck. "Nie potrzebujemy mesjasza, mamy Matthiasa" - z podziwem mówił niedawno o swoim poprzedniku Beck. Gdyby wybory odbyły się dziś, Merkel otrzymałaby 46 proc. głosów, a Beck 39 proc. (AG)
PRZESZŁOŚĆ
Austriacka prawda
Znaczna część narodu zareagowała euforią na aneksję naszego kraju przez Hitlera w 1938 r." - przyznał Heinz Fischer, prezydent Austrii, w wywiadzie dla gazety "Der Standard". Prezydent przeciwstawił się tym samym powszechnej opinii, że anszlus spotkał się z nieprzychylnym przyjęciem Austriaków. Zdaniem Fischera, na powstanie nieprawdziwego obrazu najnowszej historii miała wpływ głównie deklaracja niepodległości z 1955 r. Ten dokument stwierdza, że Austria stała się "pierwszą ofiarą nazizmu". "Przedstawiona tam wersja jest bardzo problematyczna. Pełno w niej komunałów, które przez lata utrudniały pełne zrozumienie tego, co stało się w naszym kraju. Austriacy byli ofiarami w czasach nazizmu, ale byli też winni. Tak wygląda cała prawda"- stwierdził prezydent. Heinz Fischer jest pierwszym austriackim przywódcą, który tak otwarcie mówi o wojennych winach Austriaków. (PB)
HISTORIA
Komuna żyje!
Każdy, kto odwiedzi strony internetowe urzędu prezydenta RP (www.prezydent.pl), dowie się, że do grona prezydentów Rzeczypospolitej należy nie tylko Wojciech Jaruzelski. Jest w tym gronie także agent NKWD i narzędzie polityki sowieckiej Bolesław Bierut. Nie wiadomo, z jakich powodów wymieniono także równie zasłużonych przewodniczących Rady Państwa PRL: szefa utworzonego przez Stalina Centralnego Biura Komunistów Polskich Aleksandra Zawadzkiego, byłego szefa PZPR Edwarda Ochaba, Mariana Spychalskiego, wsławionego groźbą odcinania rąk podniesionych na władzę ludową Józefa Cyrankiewicza i komunistycznego figuranta Henryka Jabłońskiego, relegującego z uczelni studentów w 1968 r.
Wstęp do jednego z trzech głównych linków na stronie ("Polscy Prezydenci") to utrzymane na poziomie niedouczonego gimnazjalisty pseudohistoryczne dywagacje na temat tego, że "nie da się ustalić ponad wszelką wątpliwość, kiedy się zaczyna, a kiedy kończy jaki okres historyczny". Ich elementem są m.in. rozważania, czy za datę końca II RP można uznać - to nie żart - lipiec 1944 r. czy lipiec 1952 r. Krwawo zapisany w dziejach okres masowych zbrodni przeciw ludzkości i terroru oraz pełnego podporządkowania Polski Stalinowi w latach 40. i 50. jest delikatnie określony "czasem bardzo poważnych odstępstw od praworządności, ograniczania suwerenności Polski i podporządkowania dyrektywom ówczesnego kierownictwa ZSRR. B. Bierut ponosi współodpowiedzialność za zbrodnie stalinowskie". Przedwojenna część jego życiorysu jest przedstawiona niemal jak u zwyczajnego działacza ruchu robotniczego. W tej samej poetyce utrzymany jest biogram Jaruzelskiego: normalny żołnierz armii polskiej walczący "o wyzwolenie Warszawy" i uczestniczący w innych bojach; awansujący i kończący wojskowe uczelnie. Ogłoszenie stanu wojennego załatwia stwierdzenie "stanął na czele Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego". Nie wiadomo, co robią tym towarzystwie - owszem, również zamieszczone - biogramy prezydentów RP na uchodźstwie, dla których sąsiedztwo z Bierutem w gronie "polskich prezydentów" jest niewątpliwie obelgą. Skądinąd żaden z nich, nawet Władysław Raczkiewicz, według autorów stron, nie zasługuje na biogram równie obszerny jak Bolesław Bierut.
Maciej Korkuć
IPN Kraków
TELEWIZJA
Kawa na ławę
Rozmowa z Bogdanem Rymanowskim, dziennikarzem TVN
Cezary Gmyz: "Kawa na ławę", nowy program TVN, który rusza w najbliższą niedzielę o 10.30, ma formę rozmów z politykami. Nie dość już takich programów?
Bogdan Rymanowski: W telewizji brakuje czegoś, co mogłoby być podsumowaniem tygodnia. I choć moimi głównymi gośćmi będą politycy, to polityka nie będzie jedynym tematem rozmów. W ciągu 45 minut programu będziemy mogli się zająć trzema, czterema sprawami, ale wyobrażam sobie, że obok polityki może to być na przykład odnalezienie Ewangelii Judasza, które opisywał "Wprost".
- Czy program nadawany tuż po radiowych śniadaniach z udziałem polityków nie będzie do tamtych audycji zbyt podobny?
- My nie będziemy dawać jeść, tylko tytułową kawę. Nie wynika to jednak z naszego skąpstwa, lecz z tego, że biesiadowanie na ekranie nie wygląda dobrze, po prostu w radiu udaje się ukryć, że ktoś ma pełne usta, a w telewizji wszystko widać. Inną różnicą będzie właśnie to, że rozmowy nie będą miały stałych gości i będą nie tylko o polityce.
- Kogo pan poczęstuje kawą na początek?
- Zaprosiłem Andrzeja Leppera, Zbigniewa Ziobrę, Ryszarda Kalisza i Stefana Niesiołowskiego. To, że program jest nadawany w niedzielę, ma tę wadę, że niektórzy goście ten dzień traktują jako dzień odpoczynku. Z tego względu nigdy nie zobaczymy w niedzielę Jarosława Kaczyńskiego.
SŁUŻBA ZDROWIA
Prawie jak ratownictwo
W błoto będzie wyrzucone 1,2 mld zł, czyli kwota przeznaczona na realizację ustawy o ratownictwie medycznym. - Nowe prawo tylko psuje dotychczasowy system, a niczego dobrego nie wnosi - mówi prof. Juliusz Jakubaszko, szef Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej. W ustawie przewidziano stworzenie 155 centrów powiadamiania ratunkowego, z których każde ma kosztować 1,29 mln zł. Nie będą wykorzystane centra już istniejące. Lekarze, co jest niespotykanym rozwiązaniem, będą podlegać wojewodzie, którego służby wezwą ich w razie wypadku. Również przy wojewodzie zostanie stworzone stanowisko "kontrolera nauczania pierwszej pomocy", które ma kosztować 600 tys. zł rocznie. Będziemy jedynym krajem Europy, w którym szpitale nie mają planów ratunkowych, umożliwiających przyjęcie dużej liczby poszkodowanych. Nie przewidziano także szybkiego szkolenia specjalistów medycyny ratunkowej (mamy ich 444, a powinniśmy mieć 3,5 tys.). (IKA)
KORUPCJA
Ziemia za bezcen
Nawet 100 mln zł mógł stracić skarb państwa na działalności TON Agro Wrocław - spółki, która zajmowała się sprzedażą państwowej ziemi po dawnych PGR-ach. Aresztowano siedem osób podejrzanych o malwersacje, m.in. dwóch byłych szefów spółki. Wrocławscy policjanci od dwóch lat badają sprawę przyjmowania przez urzędników Agencji Nieruchomości Rolnych łapówek za sprzedaż lub dzierżawę atrakcyjnych gruntów, odraczanie terminów płatności za wykup ziemi, zaniżanie wycen i podatków. Kilka miesięcy temu zarzuty postawiono dwóm dyrektorom ANR. Później ustalono, że sprzedażą państwowych działek zajmuje się zorganizowana grupa przestępcza. Jej członkowie, wykorzystując kierownicze stanowiska w agencji i powiązanych z nią spółkach skarbu państwa, sprzedawali ziemię za łapówki. Nabywcy sprzedawali potem te działki nawet za kilkunastokrotnie wyższą cenę. Łapówki przyjmowane przez dyrektorów ANR i prezesów TON Agro wynosiły od kilkudziesięciu do 300 tys. zł. (dpanek)
SPRAWIEDLIWOŚĆ
Wypadek prezesa
11 listopada 2002 r. rozpędzone volvo S80 uderzyło na skrzyżowaniu w wyjeżdżającego z podporządkowanej drogi fiata 126p. Zginęło trzech nastolatków jadących maluchem (jeden na miejscu, drugi w drodze do szpitala, trzeci kilkanaście dni po wypadku). Volvem kierował Cezary Stypułkowski, wówczas prezes Banku Handlowego (obecnie prezes PZU). Jak ustaliliśmy, do prokuratura krajowego Janusza Kaczmarka wpłynęło pismo z prośbą o ponowne zbadanie sprawy tego wypadku (doszło do niego w okolicy miejscowości Powierz na drodze do Gdańska). - Sprawę przekazałem do Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku, która wykonuje czynności sprawdzające, czy należy wznowić śledztwo - mówi "Wprost" Janusz Kaczmarek.
Według ustaleń prokuratury w Nidzicy, tragedię spowodował fiat wyjeżdżający z drogi gruntowej. Prowadzący volvo Stypułkowski nie odniósł większych obrażeń. Śledztwo umorzono. W tej sprawie prowadzący śledztwo odstąpili jednak od rutynowych czynności, a w dokumentach są zadziwiające rozbieżności. Stypułkowskiemu, mimo śmiertelnych ofiar wypadku, nie pobrano krwi do badania, ograniczając się do wykonania testu alkomatem. - Praktycznie zawsze, gdy są ofiary śmiertelne, pobiera się krew do badania - mówi Marcin Szyndler z Komendy Głównej Policji. - Jeżeli "dmuchanie" wykazuje zero, to już nie wykonuje się żadnych dalszych czynności typu pobieranie krwi - przekonuje tymczasem Marek Borowiecki z Prokuratury Rejonowej w Nidzicy, który podejmował decyzję, aby nie badać krwi Stypułkowskiego.
Mirosław Szczepański, ojciec jednej z ofiar, wnosił o ponowne przesłuchanie kierującego volvem, a także ponowne przesłuchanie świadka wypadku - bez efektu. Twierdził, że Stypułkowski jechał
z nadmierną prędkością oraz nie zachował należytej ostrożności, zbliżając się do skrzyżowania (o czym ostrzegał znak drogowy). To, że Stypułkowski przekroczył prędkość, wynika z opinii technicznej w aktach śledztwa. W ogóle nie próbowano wyjaśnić, dlaczego kierujący volvem nie hamował. Co więcej, opinia techniczna jest sprzeczna z dokumentami śledztwa. Napisano w niej, że "kierujący samochodem Fiat 126p oczekiwał na przejazd samochodów od strony Gdańska i rozpoczął wjazd za ostatnim z tych samochodów". Tymczasem w aktach śledztwa jest mowa "o ciągu pojazdów od strony Warszawy". Cezary Stypułkowski, odpowiadając na pytania "Wprost", twierdzi, że jechał z dozwoloną prędkością, a fiat 126p, który wyjechał na drogę, był nieoświetlony. To ostatnie stoi w sprzeczności z opinią biegłego, który stwierdził, że światła w fiacie były włączone.
Sprawa wypadku Stypułkowskiego przypomina przypadek Marka Sadowskiego, ministra sprawiedliwości w rządzie Marka Belki. Musiał on zrezygnować ze stanowiska, bo 10 lat wcześniej spowodował wypadek, w którym jedna osoba została kaleką. Sadowski został uznany za winnego wypadku, bo nie zachował ostrożności podczas zbliżania się do skrzyżowania i w konsekwencji uderzył w jadące przed nim auto. Przed zarzutami nie uratowało Sadowskiego nawet to, że próbował hamować. W wypadku Stypułkowskiego nawet nie próbowano sprawdzić, jak wyglądała prawda. Są równi i równiejsi?
Jan Piński
SKANER - ŚWIAT
UKRAINA
Kanclerz Julia
Opierając się na zaufaniu ukraińskiego narodu i kierując się odpowiedzialnością za przyszłość kraju, ogłaszamy zamiar stworzenia Koalicji Sił Demokratycznych w Radzie Najwyższej Ukrainy piątej kadencji" - to fragment umowy podpisanej 13 kwietnia między Blokiem Julii Tymoszenko, blokiem Nasza Ukraina i Socjalistyczną Partią Ukrainy. Sześciopunktowy protokół oddaje wszystkie karty w ręce Tymoszenko: ma ona prawo obsadzić siebie w roli premiera, sformułować program przyszłego rządu i uzyskuje na rok gwarancję nietykalności, bo parlament w tym czasie nie może zgłosić wotum nieufności wobec rządu. Wprowadzona niedawno reforma konstytucyjna znacznie wzmocniła pozycję premiera.
Warto przypomnieć, że te same siły już raz stworzyły rząd po "pomarańczowej rewolucji", co po pół roku jego działania zakończyło się wielką awanturą, oskarżeniami o łapówkarstwo otoczenia prezydenta i dymisją. Zwycięstwo Tymoszenko oznacza, że wreszcie usunie ona z otoczenia rządu swoich zdeklarowanych wrogów: Petra Poroszenkę, Ołeksandra Tretiakowa i Dawida Żwanię oraz przywróci do politycznej gry byłego szefa sekretariatu prezydenta Ołeksandra Zinczenkę. Wiktor Juszczenko zdaje się akceptować kanclerską rolę pani premier, która deklaruje, że nie będzie walczyła przeciwko niemu podczas kolejnych wyborów prezydenckich. W duecie pomarańczowych przywódców role się odwróciły - teraz karty rozdaje ukraińska Mandarynka. Ale podziały pozostają.
Agnieszka Korniejenko
Powstanie "pomarańczowej koalicji" na Ukrainie Rosja przywitała zmniejszeniem dostaw gazu do tego kraju o... połowę. Oficjalnym powodem, jak podaje rosyjska gazeta "Wriemia Nowostiej", jest niepłacenie za paliwo. Rosja chciała w ubiegłym roku podnieść Ukrainie ceny gazu do ponad 230 dolarów za 1000 m3. Wówczas krok ten był traktowany jako próba wpłynięcia na sytuację polityczną Ukrainy. Ograniczenie dostaw doprowadziło do kryzysu energetycznego w całej Europie, gdyż większość rosyjskiego gazu jest transportowana właśnie przez ten kraj. Ostatecznie ustalono wtedy, że gaz do Ukrainy będzie docierał po preferencyjnej cenie 95 dolarów za 1000 m3. |
MEDYCYNA
Trzecie życie
Dwunastoletnia Hannah Clark z Południowej Walii przez 10 lat miała nie tylko dwie nerki, ale również dwa bijące w piersi serca. To prawdopodobnie pierwszy taki przypadek na świecie. We wczesnym dzieciństwie dziewczynka cierpiała na przerost mięśnia sercowego. Jej serce powiększyło się dwukrotnie, a to osłabiało jego funkcjonowanie. W wieku dwóch lat przeszła przeszczep, ale zachowano jej własne serce. Ostatnio organizm Hannah zaczął źle reagować na leki zapobiegające odrzuceniu przeszczepu. Lekarze usunęli więc przeszczepiony organ i krwiobieg podłączyli do pierwotnego serca. Zaczęło ono sprawnie pracować, bo zregenerowało się odciążone przeszczepionym sercem. - Dziś w takiej sytuacji na kilka miesięcy wszczepia się mechaniczne komory, ale dziesięć lat temu takiej możliwości jeszcze nie było - mówi prof. Jerzy Sadowski, kierownik Kliniki Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. (MF)
NIEMCY
Wietrzenie SPD
Sceptycznie przyjęto w Niemczech oficjalne tłumaczenie rezygnacji Matthiasa Platzecka ze stanowiska szefa SPD (zaledwie pięć miesięcy po objęciu tej funkcji). "Przeceniłem siły. Żałuję, że nie posłuchałem lekarzy wcześniej" - wyjaśniał Platzeck, który na słabe zdrowie wcześniej nie narzekał. Dlaczego Platzeck zrezygnował? Lubił go Gerhard Schröder, bo popierał Hartz IV (pakiet reform polityki socjalnej RFN), lubi go Angela Merkel, bo dobrze się z nim współpracuje. Jako szef SPD potrafił zjednywać sobie ludzi, inaczej niż autokraci Schröder i Münterfering, których rządy sprowadzały się do obwieszczania członkom partii decyzji podjętych za ich plecami. Im jednak dłużej Platzeck urzędował, tym większe było niezadowolenie, że rządzi "za mało", że SPD nie ma twarzy. Odejście Platzecka oznacza, że mniej stabilna będzie wielka koalicja. Dotychczas to CDU narzucała swoje zdanie, teraz przeciwnikiem Angeli Merkel nie będzie miękki Platzeck, ale upominający się o władzę "zimny technokrata" Kurt Beck. "Nie potrzebujemy mesjasza, mamy Matthiasa" - z podziwem mówił niedawno o swoim poprzedniku Beck. Gdyby wybory odbyły się dziś, Merkel otrzymałaby 46 proc. głosów, a Beck 39 proc. (AG)
PRZESZŁOŚĆ
Austriacka prawda
Znaczna część narodu zareagowała euforią na aneksję naszego kraju przez Hitlera w 1938 r." - przyznał Heinz Fischer, prezydent Austrii, w wywiadzie dla gazety "Der Standard". Prezydent przeciwstawił się tym samym powszechnej opinii, że anszlus spotkał się z nieprzychylnym przyjęciem Austriaków. Zdaniem Fischera, na powstanie nieprawdziwego obrazu najnowszej historii miała wpływ głównie deklaracja niepodległości z 1955 r. Ten dokument stwierdza, że Austria stała się "pierwszą ofiarą nazizmu". "Przedstawiona tam wersja jest bardzo problematyczna. Pełno w niej komunałów, które przez lata utrudniały pełne zrozumienie tego, co stało się w naszym kraju. Austriacy byli ofiarami w czasach nazizmu, ale byli też winni. Tak wygląda cała prawda"- stwierdził prezydent. Heinz Fischer jest pierwszym austriackim przywódcą, który tak otwarcie mówi o wojennych winach Austriaków. (PB)
Więcej możesz przeczytać w 16/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.