Amerykanie zbuntowali się przeciw bezczelności uniewinnionych przez sądy bogatych złoczyńców
Ale komuż będziemy wierzyć, gdy mówi o sobie w czasach tak zepsutych?" - pytał u schyłku XVI wieku Michel de Montaigne, krytykując literackie i autobiograficzne wysiłki współczesnych. Po pięciu wiekach czasy stały się jeszcze bardziej zepsute, zwłaszcza w zakresie biografii wszelakich przestępców. Zanim magnat prasowy Rupert Murdoch zdecydował się wstrzymać dystrybucję książki O.J. Simpsona "If I Did It" (Jeśli to zrobiłem), która w trybie przypuszczającym miała opowiadać o morderstwie byłej żony gwiazdora Nicole Brown Simpson i jej przyjaciela, dzieło osiągnęło 22. miejsce na liście bestsellerów przedsprzedaży firmy Amazon.com. Po protestach opinii publicznej książka poszła na przemiał, a sieć telewizyjna Fox News zrezygnowała z emisji wywiadu z Simpsonem.
Rzecz niesłychana - medialne imperium News Corp. Murdocha, które jest właścicielem sieci Fox i wydawnictwa Harper Collins, zostało zawstydzone. Do tego stopnia, że zrezygnowało z potencjalnych zysków z cynicznej, balansującej na krawędzi wyznania winy opowieści uniewinnionego domniemanego mordercy.
Koniec bezkarności?
Ameryka zachowała na tyle dobrego smaku i purytańskiej mentalności, że postawiła do kąta najbardziej wpływowego i cynicznego magnata prasowego od czasów Williama Randolpha Hearsta. A skoro o nim mowa, to warto przypomnieć, że choć pomysł na czerpanie rozrywki z mordów i okrucieństwa sięga cesarstwa rzymskiego, to dopiero wielkonakładowa prasa, a zwłaszcza korporacja Hearsta, przełamała ostatnie tabu w tym zakresie. No może nie ostatnie, skoro Amerykanie nie dopuścili do publikacji książki Simpsona. Najprawdopodobniej jednak to nie smak i poczucie przyzwoitości zdecydowało o masowych protestach przeciw publikacji "If I Did It", lecz wielkie znużenie opinii publicznej bezkarnością sławnych bogaczy. A ma ona długą historię.
Trwający 133 dni proces O.J. Simpsona nazwano procesem stulecia. Transmitowały go na cały świat sieci CNN, Skye News i wiele innych. Ogłoszenie wyroku obejrzała ponad połowa Amerykanów. Uniewinnienie gwiazdora pozostawiło większość z nich w stanie bolesnego niedowierzania. Taki obrót rzeczy był właściwie do przewidzenia. Simpson to superbogata gwiazda futbolu i Hollywood. A bogacze i sławy dostają w amerykańskim systemie sprawiedliwości spore fory. William Randolph Hearst na pokładzie swego jachtu zastrzelił ponoć producenta filmowego Harpera Inceąa, wziąwszy go za Charliego Chaplina, który romansował z kochanką Hearsta. Jako oficjalną przyczynę śmierci podano zawał serca, a media milczały na ten temat jak zaklęte. Córka słynnej gwiazdy filmowej Lany Turner, Cheryl Crane, zabiła kochanka matki, podobno w jej obronie. Zanim na miejsce zbrodni przybyła policja, był tam już najdroższy i najlepszy adwokat w Kalifornii Jerry Geisler, który zasłynął wcześniej z obrony Errola Flynna i Chaplina w sprawach o gwałt. Tym razem miał ustalić linię obrony i uzgodnić wersje, zanim nawet zaczęło się policyjne przesłuchanie. Zeznanie koronera w sprawie zabójstwa było pierwszym tego rodzaju wydarzeniem medialnym na wielką skalę. Transmitowały go sieci CBS i ABS. A stanowiło to zaledwie przygrywkę do sądowego wystąpienia samej Lany Turner, którego reżyserem był mecenas Geisler. Lana broniła córki - wyznając szczegóły romansu z maltretującym ją gangsterem i biorąc na siebie winę za niewłaściwe wychowanie córki - w stylu tyleż macierzyńskim, co gwiazdorskim. Cheryl została uznana za winną jedynie zabójstwa w obronie matki i wysłana do instytucji dla niegrzecznych panien. Prowadząc pod wpływem narkotyków wyścigową motorówkę Griffin O'Neil, syn gwiazdora z "Love Story", spowodował śmierć Giancarla Coppoli, syna słynnego reżysera. Oskarżony początkowo o nieumyślne spowodowanie śmierci, młody OąNeil otrzymał jedynie 18 miesięcy w zawieszeniu i 200 dolarów grzywny.
Procesy O.J. Simpsona, Michaela Jacksona (oskarżany o pedofilię) czy też prezesów firm tytoniowych, którzy złożyli pod przysięgą zeznanie, że nie zdawali sobie sprawy z tego, iż nikotyna uzależnia - cała ta seria uniewinnień lub skarlałych wyroków, na przekór przytłaczającym dowodom i oczywistym krzywoprzysięstwom, wyczerpała nieco cierpliwość opinii publicznej. Stało się zbyt oczywiste, że zamożni podejrzani mogą za miliony dolarów zebrać sztab kryzysowy w postaci prawników, ekspertów, prywatnych detektywów, który jest niemal nie do pokonania i wpływa nawet na skład ławy przysięgłych. Zaś fakt, że na książkach i wywiadach, a nawet autografach uniewinnieni złoczyńcy mogą jeszcze zarabiać kolosalne pieniądze, przelał czarę goryczy.
O.J. Simpson został skazany w procesie cywilnym, jaki wytoczyły mu rodziny zamordowanych. Nakazano mu wypłacenie 33,5 mln dolarów odszkodowania. Udało mu się nie zapłacić ani centa, a prawnicy Ruperta Murdocha tak skonstruowali kontrakt na książkę, że honoraria (w tym 3,5 mln bezzwrotnej zaliczki) miały być przekazane jego dzieciom, by uniknąć zajęcia ich na poczet zaległych odszkodowaź. Tego było już za dużo i do walki z pomysłem Murdocha zmobilizowali się nie tylko znani publicyści, ale też sieci księgarń, dystrybutorzy i stacje telewizyjne afiliowane przy Fox News. To było pierwsze tak znaczące zwycięstwo opinii publicznej nad wielkimi pieniędzmi i wpływowymi mediami. I minimalna społeczna korekta wobec systemu sprawiedliwości, który w osobie Simpsona wypuścił na wolność dwukrotnego mordercę, słynącego już wcześniej z katowania żony.
Niedyskretny urok zbrodni
Fascynacja zbrodnią, osobowością przestępcy, jego spowiedzią nie zamyka się w kręgu ludycznych zainteresowań i prasy brukowej. Od czasów literacko-przestępczej kariery Franois Villona, której sława przetrwała od XV wieku, zbrodnia inspiruje nawet autorów z najwyższej półki. Jean Genet, złodziej, kloszard i drobny przestępca, a przy tym poeta i pisarz, stał się protegowanym Jeana Cocteau i Pabla Picassa; pisali o nim Jean-Paul Sartre i Jacques Derrida. Norman Mailer nie tylko zainspirował się losami autentycznego zabójcy, pisząc "Pieśń kata", ale też przyczynił się do wydania powieści "W brzuchu bestii" Jacka Abbotta, złodzieja, włamywacza i mordercy. Widząc w nim niemal następcę Villona, przyczynił się do jego warunkowego zwolnienia. Abbott po sześciu tygodniach dokonał następnego morderstwa, co nie zaszkodziło sukcesowi jego książki.
Ciemna strona ludzkiej natury jest nieocenionym materiałem literackim. Fascynacja grzechem, zbrodnią i karą jako tworzywem artystycznym jest tak wielka, że przywodzi na myśl katolicką koncepcję delectatio morosa - mrocznego delektowania się wyimaginowanym występkiem, którą sobór trydencki uznał za "grzech wewnętrzny". Ta delektacja wykracza poza oczyszczające katharsis, jakiego Grecy oczekiwali po porządnej tragedii. Ma znamiona sekretnego rozkoszowania się mrocznymi instynktami, które kanalizowane są - miejmy nadzieję - przez przeżycia artystyczne. Masowe media podnoszą do rangi strawy codziennej tę dawkę okrucieństwa, której kosztowano niegdyś z rzadka w teatrze lub literaturze. Słynny proces Simpsona stał się globalnym cyrkiem mediów i równie cyrkowym wymiarem sprawiedliwości.
Martwiąc się stanem Francji, Michel de Montaigne napisał, że "pierwszy znak skażenia obyczajów to wygnanie prawdy". Przestroga pasuje do frywolności współczesnych amerykańskich sądów i mediów. O.J. Simpson, jak wielu innych pierwszej wody złoczyńców, został uniewinniony na podstawie drobnych proceduralnych usterek w postępowaniu dowodowym. Jack Abbott wyszedł na wolność za poręczeniem grupy pisarzy. To, że byli winni, a materiał dowodowy był przytłaczający, stało się prawdą poniekąd wygnaną, a na pewno marginalną wobec maestrii ich prawników i sztabów kryzysowych. Mroczna fascynacja osobowością zabójcy, aktora czy pisarza przysłoniła prawdę pokrzywdzonych. Stworzyła kopalnię zysków dla mediów, gubiąc po drodze istotne proporcje. Tam bowiem, gdzie społeczny ostracyzm byłby jedynym antidotum na pomyłkę czy nieudolność wymiaru sprawiedliwości, machina reklamowa mediów przywraca status gwiazd cynicznym przestępcom. To, że - na przekór News Corp. - uratowano odrobinę prawdy, to obiecujący odruch samozachowawczy opinii publicznej. Może nareszcie O.J. Simpson stanie się medialnym banitą, a mroczne fascynacje pozostaną raczej domeną fikcji.
Rzecz niesłychana - medialne imperium News Corp. Murdocha, które jest właścicielem sieci Fox i wydawnictwa Harper Collins, zostało zawstydzone. Do tego stopnia, że zrezygnowało z potencjalnych zysków z cynicznej, balansującej na krawędzi wyznania winy opowieści uniewinnionego domniemanego mordercy.
Koniec bezkarności?
Ameryka zachowała na tyle dobrego smaku i purytańskiej mentalności, że postawiła do kąta najbardziej wpływowego i cynicznego magnata prasowego od czasów Williama Randolpha Hearsta. A skoro o nim mowa, to warto przypomnieć, że choć pomysł na czerpanie rozrywki z mordów i okrucieństwa sięga cesarstwa rzymskiego, to dopiero wielkonakładowa prasa, a zwłaszcza korporacja Hearsta, przełamała ostatnie tabu w tym zakresie. No może nie ostatnie, skoro Amerykanie nie dopuścili do publikacji książki Simpsona. Najprawdopodobniej jednak to nie smak i poczucie przyzwoitości zdecydowało o masowych protestach przeciw publikacji "If I Did It", lecz wielkie znużenie opinii publicznej bezkarnością sławnych bogaczy. A ma ona długą historię.
Trwający 133 dni proces O.J. Simpsona nazwano procesem stulecia. Transmitowały go na cały świat sieci CNN, Skye News i wiele innych. Ogłoszenie wyroku obejrzała ponad połowa Amerykanów. Uniewinnienie gwiazdora pozostawiło większość z nich w stanie bolesnego niedowierzania. Taki obrót rzeczy był właściwie do przewidzenia. Simpson to superbogata gwiazda futbolu i Hollywood. A bogacze i sławy dostają w amerykańskim systemie sprawiedliwości spore fory. William Randolph Hearst na pokładzie swego jachtu zastrzelił ponoć producenta filmowego Harpera Inceąa, wziąwszy go za Charliego Chaplina, który romansował z kochanką Hearsta. Jako oficjalną przyczynę śmierci podano zawał serca, a media milczały na ten temat jak zaklęte. Córka słynnej gwiazdy filmowej Lany Turner, Cheryl Crane, zabiła kochanka matki, podobno w jej obronie. Zanim na miejsce zbrodni przybyła policja, był tam już najdroższy i najlepszy adwokat w Kalifornii Jerry Geisler, który zasłynął wcześniej z obrony Errola Flynna i Chaplina w sprawach o gwałt. Tym razem miał ustalić linię obrony i uzgodnić wersje, zanim nawet zaczęło się policyjne przesłuchanie. Zeznanie koronera w sprawie zabójstwa było pierwszym tego rodzaju wydarzeniem medialnym na wielką skalę. Transmitowały go sieci CBS i ABS. A stanowiło to zaledwie przygrywkę do sądowego wystąpienia samej Lany Turner, którego reżyserem był mecenas Geisler. Lana broniła córki - wyznając szczegóły romansu z maltretującym ją gangsterem i biorąc na siebie winę za niewłaściwe wychowanie córki - w stylu tyleż macierzyńskim, co gwiazdorskim. Cheryl została uznana za winną jedynie zabójstwa w obronie matki i wysłana do instytucji dla niegrzecznych panien. Prowadząc pod wpływem narkotyków wyścigową motorówkę Griffin O'Neil, syn gwiazdora z "Love Story", spowodował śmierć Giancarla Coppoli, syna słynnego reżysera. Oskarżony początkowo o nieumyślne spowodowanie śmierci, młody OąNeil otrzymał jedynie 18 miesięcy w zawieszeniu i 200 dolarów grzywny.
Procesy O.J. Simpsona, Michaela Jacksona (oskarżany o pedofilię) czy też prezesów firm tytoniowych, którzy złożyli pod przysięgą zeznanie, że nie zdawali sobie sprawy z tego, iż nikotyna uzależnia - cała ta seria uniewinnień lub skarlałych wyroków, na przekór przytłaczającym dowodom i oczywistym krzywoprzysięstwom, wyczerpała nieco cierpliwość opinii publicznej. Stało się zbyt oczywiste, że zamożni podejrzani mogą za miliony dolarów zebrać sztab kryzysowy w postaci prawników, ekspertów, prywatnych detektywów, który jest niemal nie do pokonania i wpływa nawet na skład ławy przysięgłych. Zaś fakt, że na książkach i wywiadach, a nawet autografach uniewinnieni złoczyńcy mogą jeszcze zarabiać kolosalne pieniądze, przelał czarę goryczy.
O.J. Simpson został skazany w procesie cywilnym, jaki wytoczyły mu rodziny zamordowanych. Nakazano mu wypłacenie 33,5 mln dolarów odszkodowania. Udało mu się nie zapłacić ani centa, a prawnicy Ruperta Murdocha tak skonstruowali kontrakt na książkę, że honoraria (w tym 3,5 mln bezzwrotnej zaliczki) miały być przekazane jego dzieciom, by uniknąć zajęcia ich na poczet zaległych odszkodowaź. Tego było już za dużo i do walki z pomysłem Murdocha zmobilizowali się nie tylko znani publicyści, ale też sieci księgarń, dystrybutorzy i stacje telewizyjne afiliowane przy Fox News. To było pierwsze tak znaczące zwycięstwo opinii publicznej nad wielkimi pieniędzmi i wpływowymi mediami. I minimalna społeczna korekta wobec systemu sprawiedliwości, który w osobie Simpsona wypuścił na wolność dwukrotnego mordercę, słynącego już wcześniej z katowania żony.
Niedyskretny urok zbrodni
Fascynacja zbrodnią, osobowością przestępcy, jego spowiedzią nie zamyka się w kręgu ludycznych zainteresowań i prasy brukowej. Od czasów literacko-przestępczej kariery Franois Villona, której sława przetrwała od XV wieku, zbrodnia inspiruje nawet autorów z najwyższej półki. Jean Genet, złodziej, kloszard i drobny przestępca, a przy tym poeta i pisarz, stał się protegowanym Jeana Cocteau i Pabla Picassa; pisali o nim Jean-Paul Sartre i Jacques Derrida. Norman Mailer nie tylko zainspirował się losami autentycznego zabójcy, pisząc "Pieśń kata", ale też przyczynił się do wydania powieści "W brzuchu bestii" Jacka Abbotta, złodzieja, włamywacza i mordercy. Widząc w nim niemal następcę Villona, przyczynił się do jego warunkowego zwolnienia. Abbott po sześciu tygodniach dokonał następnego morderstwa, co nie zaszkodziło sukcesowi jego książki.
Ciemna strona ludzkiej natury jest nieocenionym materiałem literackim. Fascynacja grzechem, zbrodnią i karą jako tworzywem artystycznym jest tak wielka, że przywodzi na myśl katolicką koncepcję delectatio morosa - mrocznego delektowania się wyimaginowanym występkiem, którą sobór trydencki uznał za "grzech wewnętrzny". Ta delektacja wykracza poza oczyszczające katharsis, jakiego Grecy oczekiwali po porządnej tragedii. Ma znamiona sekretnego rozkoszowania się mrocznymi instynktami, które kanalizowane są - miejmy nadzieję - przez przeżycia artystyczne. Masowe media podnoszą do rangi strawy codziennej tę dawkę okrucieństwa, której kosztowano niegdyś z rzadka w teatrze lub literaturze. Słynny proces Simpsona stał się globalnym cyrkiem mediów i równie cyrkowym wymiarem sprawiedliwości.
Martwiąc się stanem Francji, Michel de Montaigne napisał, że "pierwszy znak skażenia obyczajów to wygnanie prawdy". Przestroga pasuje do frywolności współczesnych amerykańskich sądów i mediów. O.J. Simpson, jak wielu innych pierwszej wody złoczyńców, został uniewinniony na podstawie drobnych proceduralnych usterek w postępowaniu dowodowym. Jack Abbott wyszedł na wolność za poręczeniem grupy pisarzy. To, że byli winni, a materiał dowodowy był przytłaczający, stało się prawdą poniekąd wygnaną, a na pewno marginalną wobec maestrii ich prawników i sztabów kryzysowych. Mroczna fascynacja osobowością zabójcy, aktora czy pisarza przysłoniła prawdę pokrzywdzonych. Stworzyła kopalnię zysków dla mediów, gubiąc po drodze istotne proporcje. Tam bowiem, gdzie społeczny ostracyzm byłby jedynym antidotum na pomyłkę czy nieudolność wymiaru sprawiedliwości, machina reklamowa mediów przywraca status gwiazd cynicznym przestępcom. To, że - na przekór News Corp. - uratowano odrobinę prawdy, to obiecujący odruch samozachowawczy opinii publicznej. Może nareszcie O.J. Simpson stanie się medialnym banitą, a mroczne fascynacje pozostaną raczej domeną fikcji.
Więcej możesz przeczytać w 48/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.