Biedny Stomma musi chwytać za obsadkę i inkaust, by tłumaczyć tumanom, gdzie jest tył, a gdzie przód
Jesteśmy - jak kiedyś dżungle i sawanny - terenem misjonarskim. Wśród nas, tubylców pogrążonych w ciemnocie, krążą biali ludzie, głosząc Słowo. Cała różnica, że nie rozdają perkalu i paciorków, lecz gadają. A ponieważ jesteśmy już alfabetami, to i piszą. Głównie obwieszczenia o własnej mądrości i przenikliwości. Co roku takie obwieszczenia, unieważnione przez życie, grabi się i odwozi na wysypisko niepamięci, gdzie gniją sobie spokojnie po wiek wieków, amen.
Jednym z bardziej gorliwych działaczy na niwie misjonarstwa i wklepywania w duszę ciemnego plemienia nadwiślańskiego jutrzenki prawdy i zarzewia światłości jest autor tygodnika "Polityka" Ludwik Stomma. Siedzi sobie ten prorok w niepokalanie białej szacie pod francuską czereśnią, sączy bordeaux haut-médoc i nie bacząc na skutki, zamiast zakąsić, spisuje i śle swoje nauki dla dzikusów, którzy nadal, mimo tylu lat misjonarstwa, latają z grzechotkami wokół własnych totemów, żłopiąc wódę. A nawet jeśli czczą właściwego bożka, to z odwrotnej strony, i biedny Stomma musi chwytać za obsadkę i inkaust i tłumaczyć tumanom, gdzie jest tył, a gdzie przód. Toteż ja, wylazłszy z pieczary, wyczochrawszy się o pal męczeński, na którym dogorywają złożeni na ofiarę bałwanom ostatni wyznawcy demolewicy, pędzę w każdą środę do kiosku, wrzeszcząc: więcej światła, by zaczerpnąć z czystej krynicy "Polityki" haust wody, przysłanej z Paryża w butelce po evian przez Ludwika Stommę.
I tym razem się nie zawiodłem, woda była, nawet sodowa. Stomma wyjaśnił mi, tumanowi, kim był naprawdę Stefan Kisielewski - Kisiel. żebym sobie już prostacko nie myślał, że był felietonistą i człowiekiem przekornym. Przy okazji wyjaśnił mi też, kim jest syn Stefana, Jerzy Kisielewski. Oprócz tego, że jest synem Stefana, jak Ludwik jest synem Stanisława, Jerzy Kisielewski jest w kapitule Nagrody Kisiela, której od jej ustanowienia przez samego Kisiela patronuje tygodnik "Wprost", listkiem figowym. Za tym listkiem figowym ukrywają się odrażające postacie pozostałych członków kapituły, zarazem laureatów nagrody: Władysława Bartoszewskiego, Leszka Balcerowicza, Hanny Gronkiewicz-Waltz, Donalda Tuska, Jana Krzysztofa Bieleckiego i innych, którzy z przesłaniem Kisielewskiego nic nie mają wspólnego. Przesłanie to zresztą zna tylko jeden Stomma, bo przegadał z Kisielewskim kilka nocy w Paryżu. Ale widać było za trudne, aby Stomma mógł je teraz przekazać. Pewnie się obawia, że nie zrozumielibyśmy. Dlatego zapewne te parę akapitów o Kisielu to było wydanie poprawione i ułatwione na użytek klas początkujących.
Przede wszystkim, drodzy dzikusi - pisze Stomma - Kisiel nie był opozycjonistą. Lubił komuchów, dobrze się czuł w PRL, nawet jak go bili, i chciał zawierać kompromisy z władzą, ale władza nie chciała. Stan wojenny nie podobał mu się wprawdzie aż tak bardzo jak Stommie, ale rozumiał konieczność jego wprowadzenia, za co winił "Solidarność". Katolicyzm Kisiela też jest przesadzony, bo przecież napisał powieść o homoseksualiście. A co katolik ma z homoseksualizmem? Albo, albo. Proste jak drut. Wreszcie patriotyzm Kisiela był głęboki, bo nie uznawał honoru narodowego. O tym, że sam miał honor, Stomma taktowanie nie wspomina.
W ten sposób życie i twórczość Stefana Kisielewskiego opisane zostały po raz pierwszy prosto, jasno i słusznie w tak samo przejmujący sposób jak życie Lenina w książeczce dla dzieci autorstwa Nadieżdy Krupskiej.
Zacząłem żałować, że Ludwik Stomma nie jest laureatem Nagrody Kisiela, a zatem i członkiem kapituły. A przecież było go za co nagrodzić kilka lat temu, kiedy napisał swoim piórem wzniosłym, swoim niepowtarzalnym stylem piękną hagiografię innego bohatera naszych czasów - Leszka Millera. Kisiel, gdyby żył, na pewno by go nagrodził. Niestety, kapituła złożona z Papuasów nie mających nic wspólnego z przesłaniem Kisiela nie była na tyle przewrotna, by wyróżnić Stommę. To wielka strata, ale nie traćmy nadziei. Książka o Millerze zostanie jeszcze wznowiona, razem z "O człowieku, który się kulom nie kłaniał", i wtedy będzie okazja. Wtedy też wszyscy ustąpimy z kapituły i zasiądzie w niej Stomma, sam, aby sądzić żywych i umarłych. Może w drodze wyjątku zachowa Jerzego Kisielewskiego, tylko nie wiadomo, czy Jurek będzie chciał. Ale cóż, nikt nie znał swego Ojca tak dobrze jak Ludwik.
Jednym z bardziej gorliwych działaczy na niwie misjonarstwa i wklepywania w duszę ciemnego plemienia nadwiślańskiego jutrzenki prawdy i zarzewia światłości jest autor tygodnika "Polityka" Ludwik Stomma. Siedzi sobie ten prorok w niepokalanie białej szacie pod francuską czereśnią, sączy bordeaux haut-médoc i nie bacząc na skutki, zamiast zakąsić, spisuje i śle swoje nauki dla dzikusów, którzy nadal, mimo tylu lat misjonarstwa, latają z grzechotkami wokół własnych totemów, żłopiąc wódę. A nawet jeśli czczą właściwego bożka, to z odwrotnej strony, i biedny Stomma musi chwytać za obsadkę i inkaust i tłumaczyć tumanom, gdzie jest tył, a gdzie przód. Toteż ja, wylazłszy z pieczary, wyczochrawszy się o pal męczeński, na którym dogorywają złożeni na ofiarę bałwanom ostatni wyznawcy demolewicy, pędzę w każdą środę do kiosku, wrzeszcząc: więcej światła, by zaczerpnąć z czystej krynicy "Polityki" haust wody, przysłanej z Paryża w butelce po evian przez Ludwika Stommę.
I tym razem się nie zawiodłem, woda była, nawet sodowa. Stomma wyjaśnił mi, tumanowi, kim był naprawdę Stefan Kisielewski - Kisiel. żebym sobie już prostacko nie myślał, że był felietonistą i człowiekiem przekornym. Przy okazji wyjaśnił mi też, kim jest syn Stefana, Jerzy Kisielewski. Oprócz tego, że jest synem Stefana, jak Ludwik jest synem Stanisława, Jerzy Kisielewski jest w kapitule Nagrody Kisiela, której od jej ustanowienia przez samego Kisiela patronuje tygodnik "Wprost", listkiem figowym. Za tym listkiem figowym ukrywają się odrażające postacie pozostałych członków kapituły, zarazem laureatów nagrody: Władysława Bartoszewskiego, Leszka Balcerowicza, Hanny Gronkiewicz-Waltz, Donalda Tuska, Jana Krzysztofa Bieleckiego i innych, którzy z przesłaniem Kisielewskiego nic nie mają wspólnego. Przesłanie to zresztą zna tylko jeden Stomma, bo przegadał z Kisielewskim kilka nocy w Paryżu. Ale widać było za trudne, aby Stomma mógł je teraz przekazać. Pewnie się obawia, że nie zrozumielibyśmy. Dlatego zapewne te parę akapitów o Kisielu to było wydanie poprawione i ułatwione na użytek klas początkujących.
Przede wszystkim, drodzy dzikusi - pisze Stomma - Kisiel nie był opozycjonistą. Lubił komuchów, dobrze się czuł w PRL, nawet jak go bili, i chciał zawierać kompromisy z władzą, ale władza nie chciała. Stan wojenny nie podobał mu się wprawdzie aż tak bardzo jak Stommie, ale rozumiał konieczność jego wprowadzenia, za co winił "Solidarność". Katolicyzm Kisiela też jest przesadzony, bo przecież napisał powieść o homoseksualiście. A co katolik ma z homoseksualizmem? Albo, albo. Proste jak drut. Wreszcie patriotyzm Kisiela był głęboki, bo nie uznawał honoru narodowego. O tym, że sam miał honor, Stomma taktowanie nie wspomina.
W ten sposób życie i twórczość Stefana Kisielewskiego opisane zostały po raz pierwszy prosto, jasno i słusznie w tak samo przejmujący sposób jak życie Lenina w książeczce dla dzieci autorstwa Nadieżdy Krupskiej.
Zacząłem żałować, że Ludwik Stomma nie jest laureatem Nagrody Kisiela, a zatem i członkiem kapituły. A przecież było go za co nagrodzić kilka lat temu, kiedy napisał swoim piórem wzniosłym, swoim niepowtarzalnym stylem piękną hagiografię innego bohatera naszych czasów - Leszka Millera. Kisiel, gdyby żył, na pewno by go nagrodził. Niestety, kapituła złożona z Papuasów nie mających nic wspólnego z przesłaniem Kisiela nie była na tyle przewrotna, by wyróżnić Stommę. To wielka strata, ale nie traćmy nadziei. Książka o Millerze zostanie jeszcze wznowiona, razem z "O człowieku, który się kulom nie kłaniał", i wtedy będzie okazja. Wtedy też wszyscy ustąpimy z kapituły i zasiądzie w niej Stomma, sam, aby sądzić żywych i umarłych. Może w drodze wyjątku zachowa Jerzego Kisielewskiego, tylko nie wiadomo, czy Jurek będzie chciał. Ale cóż, nikt nie znał swego Ojca tak dobrze jak Ludwik.
Więcej możesz przeczytać w 48/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.