Jeśli feminizm zwycięży, najcięższy los spotka kobiety
Posada recenzenta ma wiele plusów, ale jeden wydaje się bardziej dodatni niż cała reszta. Wśród książek nadsyłanych na nasz adres trafiają się mianowicie różowe kruki - pozycje o tak groteskowych tytułach i okładkach, że nigdy, przenigdy nie kupilibyśmy ich w księgarni. Mamy więc okazję bez wyrzutów sumienia pogrążyć się w obciachu, a przy okazji przemyśleć to i owo. Nasza sytuacja przypomina casus socjologa piszącego rozprawę o wpływie pornografii na masową świadomość, który został nakryty w peep show przez niemoralnych studentów. Podobnie jak on mamy twarde alibi, a co się naoglądamy, to nasze.
Naoglądamy, bo przecież nie musimy od razu czytać całej książki, żeby wyrobić sobie opinię na temat opisanego w niej zjawiska społecznego. Weźmy jako przykład tom "Głośniej! Rozmowy z pisarkami" Agnieszki Drotkiewicz i Anny Dziewit. Już po lekturze wstępu i pierwszego wywiadu wiemy, o co biega w świecie feministek. Chodzisz na manifę, walczysz o prawo do aborcji, ewentualnie - jak to ujmuje Kazimiera Szczuka - "rozwijasz jaźń kobiecą, harmonizujesz jin i jang" w zaciszu domowego ogniska. Tu drobna uwaga redaktorska: nie wiem, kim są panowie Jin i Jang, ale nazwiska, nawet męskie, piszemy chyba wielki literą. Radzę to uwzględnić w kolejnym wydaniu książki. Ee tam, i tak nie uwzględnią. W feministycznym słowniku znajdziemy tyle słowotwórczych dziwolągów, że pisownia nazwisk to przy tym pikuś. Pal licho te wszystkie psycholożki i filozofki, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić, ale jak będą czuły się mniej wykształcone panie, kiedy już feminizm trafi pod strzechy i betoniarza zastąpi betoniarka, drukarza drukarka, samochody staną się własnością kierowczyń, a na statkach zaroi się od marynarek? "Ojciec szklarz, matka szyba" - mawiali kumple z podstawówki, nie podejrzewając, że to absurdalne powiedzenie ma przed sobą wielką przyszłość.
Już słyszę rechot czytelników "prasy męskiej" przekonanych, że znowu ktoś dokopuje "głupim babom". Panowie, więcej pokory. Ponieważ feminizm zakłada równouprawnienie form gramatycznych, rewolucja językowa dotknie również mężczyzn. Współczuję tym z was, którzy w nowej epoce będą wpisywać w rubryce "zawód" wyrazy "przedszkolanek" (od przedszkolanki) lub "kosmetyk" (od kosmetyczki).
Niewątpliwie jeśli feminizm zwycięży, każdy facet będzie się musiał zmierzyć z nowymi problemami. Ale najcięższy los czeka kobiety przyzwyczajone do naszych seksistowskich zachowań. Koniec z docenianiem ich nadprzyrodzonego piękna i wrodzonych talentów: delikatności, czułości, uczciwości. Trzeba będzie przestać je chronić, tulić w ramionach i przynosić im kwiaty w zębach. šywiąc przekonanie o biologicznej i moralnej wyższości jednej płci nad drugą, co jest przecież istotą seksizmu, staniemy się łatwym celem dla feministycznych organów ścigana. Jeśli któryś z nas ośmieli się nadal wielbić kobiety, pani ministra spraw wewnętrznych naśle na niego oddział komandosek. Nawet nasze gusta kulturalne zostaną objęte zasadą parytetu. Już nie będziemy słuchać wyłącznie Michelle Branch i Vanessy Carlton, bo na każdej płycie ich piosenki będą przedzielane utworami Slayera. Nasz argument, że w wokalistyce tylko panie są w stanie osiągnąć doskonałość, nie przysporzy nam sprzymierzeńczyń.
"Cichutko, wytrzymaj jeszcze trochę, a za rogiem czeka na ciebie książę z naręczem kwiatów, a może i bombonierką" - ironizują Drotkiewicz i Dziewit we wstępie do swojej książki, zachęcając kobiety do ulicznego wrzasku. Obawiam się, że - podobnie jak inne działaczki ruchu feministycznego - mają w tym osobisty interes. Umówmy się: jak świat światem, nikt nie widział szczęśliwej, ładnej i wrażliwej feministki. Tylko samotne, niezgrabne i gruboskórne pudernice wzywają swoje piękniejsze siostry do wyjścia na barykady. Może jest więc tak, że zazdroszczą im udanego życia, księcia i bombonierki. Nikt chyba nie zaprzeczy, że kobiety uwielbiają słodycze bardziej niż mężczyźni.
Kończąc, radzę normalnym paniom, by trzymały się z daleka od Jina i Janga. Z chińskimi karatekami nie warto flirtować. A dla feministek mam słowa otuchy. Zmyjcie wreszcie z twarzy te okropne makijaże i przestańcie dramatyzować, to może i wam się powiedzie. Milczące owieczki wcale nie są takie zagubione, jak to się wam wydaje. Może pora wybiec zza krzaków na pastwisko i odkryć, że barany też potrafią czymś zaimponować. Mają na przykład fajne dzwonki. Na szyjach oczywiście.
Ilustracja: D. Krupa
Naoglądamy, bo przecież nie musimy od razu czytać całej książki, żeby wyrobić sobie opinię na temat opisanego w niej zjawiska społecznego. Weźmy jako przykład tom "Głośniej! Rozmowy z pisarkami" Agnieszki Drotkiewicz i Anny Dziewit. Już po lekturze wstępu i pierwszego wywiadu wiemy, o co biega w świecie feministek. Chodzisz na manifę, walczysz o prawo do aborcji, ewentualnie - jak to ujmuje Kazimiera Szczuka - "rozwijasz jaźń kobiecą, harmonizujesz jin i jang" w zaciszu domowego ogniska. Tu drobna uwaga redaktorska: nie wiem, kim są panowie Jin i Jang, ale nazwiska, nawet męskie, piszemy chyba wielki literą. Radzę to uwzględnić w kolejnym wydaniu książki. Ee tam, i tak nie uwzględnią. W feministycznym słowniku znajdziemy tyle słowotwórczych dziwolągów, że pisownia nazwisk to przy tym pikuś. Pal licho te wszystkie psycholożki i filozofki, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić, ale jak będą czuły się mniej wykształcone panie, kiedy już feminizm trafi pod strzechy i betoniarza zastąpi betoniarka, drukarza drukarka, samochody staną się własnością kierowczyń, a na statkach zaroi się od marynarek? "Ojciec szklarz, matka szyba" - mawiali kumple z podstawówki, nie podejrzewając, że to absurdalne powiedzenie ma przed sobą wielką przyszłość.
Już słyszę rechot czytelników "prasy męskiej" przekonanych, że znowu ktoś dokopuje "głupim babom". Panowie, więcej pokory. Ponieważ feminizm zakłada równouprawnienie form gramatycznych, rewolucja językowa dotknie również mężczyzn. Współczuję tym z was, którzy w nowej epoce będą wpisywać w rubryce "zawód" wyrazy "przedszkolanek" (od przedszkolanki) lub "kosmetyk" (od kosmetyczki).
Niewątpliwie jeśli feminizm zwycięży, każdy facet będzie się musiał zmierzyć z nowymi problemami. Ale najcięższy los czeka kobiety przyzwyczajone do naszych seksistowskich zachowań. Koniec z docenianiem ich nadprzyrodzonego piękna i wrodzonych talentów: delikatności, czułości, uczciwości. Trzeba będzie przestać je chronić, tulić w ramionach i przynosić im kwiaty w zębach. šywiąc przekonanie o biologicznej i moralnej wyższości jednej płci nad drugą, co jest przecież istotą seksizmu, staniemy się łatwym celem dla feministycznych organów ścigana. Jeśli któryś z nas ośmieli się nadal wielbić kobiety, pani ministra spraw wewnętrznych naśle na niego oddział komandosek. Nawet nasze gusta kulturalne zostaną objęte zasadą parytetu. Już nie będziemy słuchać wyłącznie Michelle Branch i Vanessy Carlton, bo na każdej płycie ich piosenki będą przedzielane utworami Slayera. Nasz argument, że w wokalistyce tylko panie są w stanie osiągnąć doskonałość, nie przysporzy nam sprzymierzeńczyń.
"Cichutko, wytrzymaj jeszcze trochę, a za rogiem czeka na ciebie książę z naręczem kwiatów, a może i bombonierką" - ironizują Drotkiewicz i Dziewit we wstępie do swojej książki, zachęcając kobiety do ulicznego wrzasku. Obawiam się, że - podobnie jak inne działaczki ruchu feministycznego - mają w tym osobisty interes. Umówmy się: jak świat światem, nikt nie widział szczęśliwej, ładnej i wrażliwej feministki. Tylko samotne, niezgrabne i gruboskórne pudernice wzywają swoje piękniejsze siostry do wyjścia na barykady. Może jest więc tak, że zazdroszczą im udanego życia, księcia i bombonierki. Nikt chyba nie zaprzeczy, że kobiety uwielbiają słodycze bardziej niż mężczyźni.
Kończąc, radzę normalnym paniom, by trzymały się z daleka od Jina i Janga. Z chińskimi karatekami nie warto flirtować. A dla feministek mam słowa otuchy. Zmyjcie wreszcie z twarzy te okropne makijaże i przestańcie dramatyzować, to może i wam się powiedzie. Milczące owieczki wcale nie są takie zagubione, jak to się wam wydaje. Może pora wybiec zza krzaków na pastwisko i odkryć, że barany też potrafią czymś zaimponować. Mają na przykład fajne dzwonki. Na szyjach oczywiście.
Ilustracja: D. Krupa
Więcej możesz przeczytać w 48/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.