Rządy Breżniewa są wspominane jako najlepszy okres w historii Rosji i Związku Sowieckiego
Ałła Pugaczowa na ekranie pierwszego kolorowego telewizora, sklepy pełne produktów i poczucie mocarstwowości - tak rosyjskie media wspominają rządy Leonida Breżniewa. Setna rocznica jego urodzin stała się okazją do akcji rehabilitacyjnej byłego sekretarza generalnego. Jego rządy nie są już nazywane "epoką zastoju". Co więcej, na Kremlu podobają się stwierdzenia, że sytuacja w Rosji przypomina tę z czasów Leonida Iljicza, a Putin to Breżniew naszych czasów.
Dziadek na Kremlu
Ze wszystkich anegdot o Leonidzie Breżniewie, a są ich setki, w pamięci utkwiła mi jedna. Schorowany i stary Breżniew pyta wróżkę, jak oceni go historia. - Za 20-30 lat będziecie co najwyżej znani jako skompromitowany działacz komunistyczny z czasów Ałły Pugaczowej - miała odpowiedzieć kobieta. Oczywiście, ta historia jest nieprawdopodobna. Nawet gdyby Breżniew pytał wróżkę o rady, byłaby ona na etacie w KGB. Prognoza byłaby też zupełnie inna - zdecydowanie bardziej pozytywna. Pod koniec życia sekretarz generalny był całkowicie uzależniony od najbliższych współpracowników. Właściwie nie miał kontaktu z rzeczywistością. Jak opowiadał jego ochroniarz, specjalnie dla Breżniewa organizowano mecze hokeja. Ich wynik był z góry przesądzony, chodziło jednak o to, że sekretarz generalny potrzebował pozytywnych emocji. A nic nie sprawiało mu takiej przyjemności jak to, że jego ulubiona drużyna wygrywa mecz.
Po śmierci aż do końca lat 90. Leonid Breżniew był skompromitowanym przywódcą z "epoki Ałły Pugaczowej". Dzisiaj w Rosji jest wspominany jako wielki mąż stanu, a okres jego rządów jako najlepszy czas w historii Rosji i Związku Radzieckiego. - Jeszcze dziesięć lat temu ocena Leonida Breżniewa była surowa. Zarzucano mu, że doprowadził radziecką gospodarkę do kryzysu, oskarżano o zwalczanie wszelkiej działalności opozycyjnej, a co najistotniejsze, mówiono, że po interwencji w Czechosłowacji i rozpętaniu wojny w Afganistanie ma krew na rękach - mówi "Wprost" Aleksiej Piatkowski, w epoce Breżniewa działacz opozycyjny.
W setną rocznicę urodzin radzieckiego przywódcy w mediach ukazało się mnóstwo artykułów i filmów poświęconych Breżniewowi. W większości z nich był on przedstawiany jako dobrotliwy starzec, który ma swoje słabostki, choćby takie jak miłość do orderów (Breżniew miał 102 odznaczenia; był czterokrotnym bohaterem Związku Radzieckiego, chociaż regulamin tego orderu nie przewidywał, że można go otrzymywać więcej niż trzy razy). To wszystko jednak sprawiało, że wydawał się bardziej ludzki. "Był starym człowiekiem ze słabościami, który kochał swój kraj i jego obywateli" - mówił w programie I rosyjskiej telewizji wnuk sekretarza generalnego Andriej Breżniew.
Złoty wiek
Jeszcze dalej posunął się związany Kremlem politolog Gleb Pawłowski. W telewizji NTW dokonał on pełnej rehabilitacji Leonida Breżniewa. "Mówiono, że czas jego rządów był okresem zastoju - nic bardziej nieprawdziwego" - przekonywał. Jego zdaniem, nigdy w Związku Radzieckim nie powstało tyle mieszkań, nigdy ludziom nie żyło się tak dobrze. Politolog przekonywał, że w istocie Breżniew był łagodnym człowiekiem, dowód - wprawdzie osadzał dysydentów w więzieniach, ale nie skazywał ich na śmierć. Co najciekawsze - czasy rządów Leonida Iljicza, które zdaniem Pawłowskiego można nazwać "złotym wiekiem", dają się porównać tylko do rządów Władimira Putina.
Kremlowscy politolodzy od dawna szukają w historii Rosji i Związku Radzieckiego wzorców dla czasów obecnych. Na początku kadencji Putina nazywano Piotrem I. Gdy okazało się, że Putin raczej oddala Rosję od Europy, niż ją do niej przybliża, z tej analogii zrezygnowano. Mimo nieskrywanej tęsknoty za ZSRR do porównań nie bardzo nadawali się przywódcy radzieccy. Józef Stalin do dzisiaj uchodzi za postać niejednoznaczną. Z jednej strony państwowe media przypominają, że wygrał II wojnę światową, z drugiej nie sposób jednak zapomnieć o stalinowskich represjach i milionach ofiar. O Nikicie Chruszczowie mówi się niewiele, Michaił Gorbaczow to wciąż przykład bohatera negatywnego, który dopuścił do rozpadu Związku Radzieckiego. Pozostaje więc Breżniew. Paradoksalnie tym razem strzał kremlowskich "polittechnologów" jest celny. Jeśli Rosję Putina można porównać z jakimś innym okresem historycznym, najbliżej jej właśnie do ZSRR Leonida Iljicza Breżniewa. Oczywiście do tego, jak wówczas ten kraj wyglądał naprawdę, a nie jak go chcą widzieć kremlowscy politolodzy.
Nie ulega wątpliwości, że i wówczas, i dzisiaj można mówić o ekonomicznej stabilizacji, a nawet ekonomicznym sukcesie. Przeciętny mieszkaniec Rosji Putina, jeżeli mieszka w dużym mieście, nie interesuje się polityką, może żyć na poziomie dużo wyższym niż za rządów jego poprzedników. Raczej mało kto kupuje mieszkanie, ale praktycznie każdego stać na samochód, nawet jeśli jest to łada. W latach 70. Breżniew miał pieniądze dzięki wysokim cenom ropy. Podobnie jest dzisiaj. W czasach Breżniewa nie było niezależnych badań opinii publicznej. Dzisiaj wiemy, że Putin ma ogromne poparcie. Niezależne Centrum Lewady twierdzi, że chce na niego głosować ponad 80 proc. Rosjan.
Stracone szanse
Ani Breżniew, ani Putin nie wykorzystali szansy na przeprowadzenie reform ekonomicznych. Dziś gospodarka rosyjska jest całkowicie zależna od cen ropy. Rozwija się jedynie produkcja cystern transportujących ropę naftową oraz budowa gazociągów.
Analogii można się też dopatrzyć w odchodzeniu od demokratyzacji. Breżniew przyszedł po okresie odwilży Nikity Chruszczowa. Opozycjoniści rzadko byli rozstrzeliwani, ale za to trafiali do łagrów i zakładów psychiatrycznych. Władimir Putin zakończył liberalny eksperyment Borysa Jelcyna. Znacznie ograniczył wolność mediów, opozycyjni dziennikarze nie są rozstrzeliwani, ale często giną w niewyjaśnionych okolicznościach i choć nie decyduje o tym Putin, to stworzona przez niego machina sprawia, że są praktycznie bezbronni wobec wszechwładzy milicji i służb specjalnych.
Na tym można by zakończyć analogie. Co prawda może być jeszcze jedna - jeśli Władimir Putin zmieni zdanie i nie odejdzie ze stanowiska prezydenta po upływie kadencji, stanie się do końca godny miana "Breżniewa naszych czasów".
Dziadek na Kremlu
Ze wszystkich anegdot o Leonidzie Breżniewie, a są ich setki, w pamięci utkwiła mi jedna. Schorowany i stary Breżniew pyta wróżkę, jak oceni go historia. - Za 20-30 lat będziecie co najwyżej znani jako skompromitowany działacz komunistyczny z czasów Ałły Pugaczowej - miała odpowiedzieć kobieta. Oczywiście, ta historia jest nieprawdopodobna. Nawet gdyby Breżniew pytał wróżkę o rady, byłaby ona na etacie w KGB. Prognoza byłaby też zupełnie inna - zdecydowanie bardziej pozytywna. Pod koniec życia sekretarz generalny był całkowicie uzależniony od najbliższych współpracowników. Właściwie nie miał kontaktu z rzeczywistością. Jak opowiadał jego ochroniarz, specjalnie dla Breżniewa organizowano mecze hokeja. Ich wynik był z góry przesądzony, chodziło jednak o to, że sekretarz generalny potrzebował pozytywnych emocji. A nic nie sprawiało mu takiej przyjemności jak to, że jego ulubiona drużyna wygrywa mecz.
Po śmierci aż do końca lat 90. Leonid Breżniew był skompromitowanym przywódcą z "epoki Ałły Pugaczowej". Dzisiaj w Rosji jest wspominany jako wielki mąż stanu, a okres jego rządów jako najlepszy czas w historii Rosji i Związku Radzieckiego. - Jeszcze dziesięć lat temu ocena Leonida Breżniewa była surowa. Zarzucano mu, że doprowadził radziecką gospodarkę do kryzysu, oskarżano o zwalczanie wszelkiej działalności opozycyjnej, a co najistotniejsze, mówiono, że po interwencji w Czechosłowacji i rozpętaniu wojny w Afganistanie ma krew na rękach - mówi "Wprost" Aleksiej Piatkowski, w epoce Breżniewa działacz opozycyjny.
W setną rocznicę urodzin radzieckiego przywódcy w mediach ukazało się mnóstwo artykułów i filmów poświęconych Breżniewowi. W większości z nich był on przedstawiany jako dobrotliwy starzec, który ma swoje słabostki, choćby takie jak miłość do orderów (Breżniew miał 102 odznaczenia; był czterokrotnym bohaterem Związku Radzieckiego, chociaż regulamin tego orderu nie przewidywał, że można go otrzymywać więcej niż trzy razy). To wszystko jednak sprawiało, że wydawał się bardziej ludzki. "Był starym człowiekiem ze słabościami, który kochał swój kraj i jego obywateli" - mówił w programie I rosyjskiej telewizji wnuk sekretarza generalnego Andriej Breżniew.
Złoty wiek
Jeszcze dalej posunął się związany Kremlem politolog Gleb Pawłowski. W telewizji NTW dokonał on pełnej rehabilitacji Leonida Breżniewa. "Mówiono, że czas jego rządów był okresem zastoju - nic bardziej nieprawdziwego" - przekonywał. Jego zdaniem, nigdy w Związku Radzieckim nie powstało tyle mieszkań, nigdy ludziom nie żyło się tak dobrze. Politolog przekonywał, że w istocie Breżniew był łagodnym człowiekiem, dowód - wprawdzie osadzał dysydentów w więzieniach, ale nie skazywał ich na śmierć. Co najciekawsze - czasy rządów Leonida Iljicza, które zdaniem Pawłowskiego można nazwać "złotym wiekiem", dają się porównać tylko do rządów Władimira Putina.
Kremlowscy politolodzy od dawna szukają w historii Rosji i Związku Radzieckiego wzorców dla czasów obecnych. Na początku kadencji Putina nazywano Piotrem I. Gdy okazało się, że Putin raczej oddala Rosję od Europy, niż ją do niej przybliża, z tej analogii zrezygnowano. Mimo nieskrywanej tęsknoty za ZSRR do porównań nie bardzo nadawali się przywódcy radzieccy. Józef Stalin do dzisiaj uchodzi za postać niejednoznaczną. Z jednej strony państwowe media przypominają, że wygrał II wojnę światową, z drugiej nie sposób jednak zapomnieć o stalinowskich represjach i milionach ofiar. O Nikicie Chruszczowie mówi się niewiele, Michaił Gorbaczow to wciąż przykład bohatera negatywnego, który dopuścił do rozpadu Związku Radzieckiego. Pozostaje więc Breżniew. Paradoksalnie tym razem strzał kremlowskich "polittechnologów" jest celny. Jeśli Rosję Putina można porównać z jakimś innym okresem historycznym, najbliżej jej właśnie do ZSRR Leonida Iljicza Breżniewa. Oczywiście do tego, jak wówczas ten kraj wyglądał naprawdę, a nie jak go chcą widzieć kremlowscy politolodzy.
Nie ulega wątpliwości, że i wówczas, i dzisiaj można mówić o ekonomicznej stabilizacji, a nawet ekonomicznym sukcesie. Przeciętny mieszkaniec Rosji Putina, jeżeli mieszka w dużym mieście, nie interesuje się polityką, może żyć na poziomie dużo wyższym niż za rządów jego poprzedników. Raczej mało kto kupuje mieszkanie, ale praktycznie każdego stać na samochód, nawet jeśli jest to łada. W latach 70. Breżniew miał pieniądze dzięki wysokim cenom ropy. Podobnie jest dzisiaj. W czasach Breżniewa nie było niezależnych badań opinii publicznej. Dzisiaj wiemy, że Putin ma ogromne poparcie. Niezależne Centrum Lewady twierdzi, że chce na niego głosować ponad 80 proc. Rosjan.
Stracone szanse
Ani Breżniew, ani Putin nie wykorzystali szansy na przeprowadzenie reform ekonomicznych. Dziś gospodarka rosyjska jest całkowicie zależna od cen ropy. Rozwija się jedynie produkcja cystern transportujących ropę naftową oraz budowa gazociągów.
Analogii można się też dopatrzyć w odchodzeniu od demokratyzacji. Breżniew przyszedł po okresie odwilży Nikity Chruszczowa. Opozycjoniści rzadko byli rozstrzeliwani, ale za to trafiali do łagrów i zakładów psychiatrycznych. Władimir Putin zakończył liberalny eksperyment Borysa Jelcyna. Znacznie ograniczył wolność mediów, opozycyjni dziennikarze nie są rozstrzeliwani, ale często giną w niewyjaśnionych okolicznościach i choć nie decyduje o tym Putin, to stworzona przez niego machina sprawia, że są praktycznie bezbronni wobec wszechwładzy milicji i służb specjalnych.
Na tym można by zakończyć analogie. Co prawda może być jeszcze jedna - jeśli Władimir Putin zmieni zdanie i nie odejdzie ze stanowiska prezydenta po upływie kadencji, stanie się do końca godny miana "Breżniewa naszych czasów".
Więcej możesz przeczytać w 1/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.