W jądrze ciemności
"Shooting Dogs" to film o poczuciu bezradności w obliczu rozszalałej przemocy. Gorzko ironiczny i wstrząsający. Rzecz dotyczy ludobójstwa, jakiego dokonały bojówki Hutu w Rwandzie na Tutsich w 1994 r. Kino tego typu bywa traktowane z lekceważeniem. Przecież są relacje świadków, zapisy telewizyjne. Fikcja tylko osłabia wymowę straszliwych faktów - twierdzą sceptycy. To nieprawda. "Lot 93" czy "Omagh" udowodniły, że takie kino jest potrzebne, jeśli za surową rekonstrukcją kryje się próba uogólnienia. "Shooting Dogs" porównywano z "Hotelem Rwanda" Terry'ego George'a. Tamten utwór niósł hollywoodzkie z ducha pocieszenie i pochwałę heroizmu. Natomiast reżyser Caton-Jones przyjął optykę białych przybyszy: nauczyciela - idealisty (Hugh Dancy) i księdza (kolejna mistrzowska kreacja Johna Hurta), który niejedno już widział i sądzi, że Afryka już go niczym nie zaskoczy. Myli się. Zostaje wręcz zdruzgotany rozmiarami rozpętanej nienawiści. Oto świat, gdzie mordowanie stało się normą. Tu nie ma taniego pokrzepienia i łatwych odpowiedzi. Bohaterom towarzyszy bezsilność i desperacja. Ten film ukazuje, jak łatwo rozpętać zło, ale mówi też z zaskakującą szczerością, jak trudno krwawemu amokowi zaradzić. Nie tylko w Afryce.
Tomasz Jopkiewicz
"Shooting Dogs", reż. Michael Caton-Jones, Vivarto
Sztywny pal Apacza
Mit szlachetnego dzikusa ożył na kartach powieści Karola Maya. Apacz Winnetou, "przyjaciel i obrońca wszystkich, którzy potrzebowali pomocy", stał się idolem europejskich nastolatków i obiektem westchnień ich koleżanek. Żywot tej niedocenianej przez dorosłych krytyków literatury przedłużyły ekranizacje z lat 60. Współczesnym dzieciakom filmy wyreżyserowane przez Austriaka Haralda Reinla wydają się pewnie okropnie staroświeckie, ale ich rówieśnikom z czasów środkowego PRL dawały poczucie obcowania z Wielką Przygodą. Chorwackie plenery dorównywały krajobrazom znanym z amerykańskich westernów. Element humoru wnosili pałętający się po Dzikim Zachodzie dziwacy z Europy, w rodzaju łowcy motyli czy flegmatycznego fotografa. Młodym widzom nie przeszkadzały rozbrzmiewające z ekranu okrzyki "Hände hoch!" ani drewniane aktorstwo Pierre'a Brice'a, francuskiego odpowiednika Pawła Deląga. Opowieści o szlachetnym Apaczu, które powracają w zremasterowanej formie, mają w sobie naiwny urok obrazów Nikifora (choć akurat od strony warsztatowej niewiele można im zarzucić). Winnetou i jego druh Old Shatterhand nawet przywiązani do pala męczarni przypominają przerośniętych harcerzyków. Cynicy, trzymajcie się z daleka.
Wiesław Chełminiak
"Winnetou. Złoto Apaczów", "Skarb w Srebrym Jeziorze", reż. Harald Reinl, MTJ
Apetyt na bestię
"Myśliwy z bagien", "Zabójca z wyspy" czy "Podstępny ludojad" to tytuły najlepiej pasujące do horrorów kategorii B. Jednak to nie dwunożni psychopaci, ale zwierzęta są głównymi bohaterami najnowszej przyrodniczej serii kanału National Geographic. Sześć pięknie sfotografowanych filmów jest swoistym przeglądem zachowań najbardziej krwawych bestii zamieszkujących błękitną planetę. Znalazło się więc miejsce dla aligatorów z wyspy Sanibel (w ciągu trzech lat skonsumowały zaledwie dwie ofiary), żarłaczy białych, które rzekomo gustują w surferach, będących na wyginięciu psów dingo, które jakoby zjadły jednego turystę (choć nie ma na to dowodu), czy tygrysów bengalskich pochodzących z indyjskiego Sundarbanu - pożerających corocznie 30-50 ludzi. Ślady zbrodni tropią przyrodnicy detektywi, używając sprzętu laboratoryjnego przypominającego gadżety Bonda. Autorzy są przekonani, że widzowie łakną krwi, i pewnie mają rację. Nikogo już nie obchodzi życie wiewiórek, jeleni czy pasikoników, chyba że zostaną pokazane jako obiad dla stworzeń znajdujących się wyżej w łańcuchu pokarmowym.
Łukasz Radwan
"Łowcy i ofiary", cz. 1 i 2, National Geographic, G+J
Był bal
Salon jest terminem używanym dziś niemal wyłącznie w szyderczym kontekście. Mamy wszak XXI wiek i nikt poważny nie będzie marnował czasu na jałowe pogaduszki w gronie snobów. Książka Anny Gabryś przypomina czasy, gdy Kraków, nazywany przedmieściem Wiednia i Paryża, nadawał ton życiu elit. W tutejszych salonach demonstrowano patriotyzm, popisywano się wiedzą i oczytaniem lub choćby tylko śpiewem i grą na fortepianie. Czasami wywoływano duchy. Podczas jednego z takich seansów widmo Homera poprosiło o łaskę chrztu, której, rzecz jasna, nie zwlekając mu udzielono. Do towarzyskiego rytuału należały też proszone obiady, bale, spacery po Rynku Głównym i Plantach oraz wysiadywanie w kawiarniach i kabaretach. Magii krakowskiego salonu uległ nawet znany z "Listy Schindlera" sadysta Amon Goetz. Dziś, gdy wolny czas spędza się przed telewizorem, opowieści o biletach wizytowych, zawodowych bywalcach i towarzyskich gafach sprawiają wręcz surrealistyczne wrażenie. Na wewnętrznej stronie okładki książki umieszczono mapę co ważniejszych salonów. Przy okazji pobytu w byłej stolicy można więc sobie zafundować spacer szlakiem galicyjskiej elity.
Wiesław Chełminiak
Anna Gabryś "Salony krakowskie", Wydawnictwo Literackie
Stonka Adolfa
Niewiele książek poświęconych III Rzeszy wywołało taką burzę jak "Państwo Hitlera" (oryginalny tytuł ma jeszcze przymiotnik "ludowe"). Dziennikarz i historyk Götz Aly w swojej pracy postawił bowiem tezę, która wielu zbulwersowała, a mianowicie, że z rabunkowej polityki, jaką nazistowski reżim prowadził na zajętych przez siebie terenach, skorzystali materialnie niemal wszyscy Niemcy. I właśnie to, że Hitler przekupił swoich rodaków, spowodowało, iż naziści niemal do upadku III Rzeszy cieszyli się autentycznym poparciem. Aly w swojej pracy w sposób przekonujący udowadnia, że to właśnie na grabieży, najpierw niemieckich Żydów, a potem kolejnych narodów, zbudowana była gospodarcza potęga reżimu. Kiedy czytamy o dobrach, jakie feldfebel Heinrich Böll, powojenny noblista i lewicowe sumienie Republiki Federalnej, wysyłał z okupowanej Francji, przestajemy się dziwić, że niemieckich żołnierzy nazywano tam doryphors, czyli stonką. A dodajmy, że okupacja Francji uchodziła jeszcze za w miarę cywilizowaną. "Jeśli ktoś nie chce mówić o korzyściach, jakie odniosły miliony zwykłych Niemców, nie powinien zabierać głosu na temat narodowego socjalizmu i Holocaustu" - konkluduje Aly. Nic dodać, nic ująć. Lektura obowiązkowa.
Cezary Gmyz
Götz Aly "Państwo Hitlera", Finna
Detektyw w Mezopotamii
Trzy historie w cenie jednej to wbrew pozorom wada, a nie zaleta jednego z ciekawszych tomów wspomnień wydanych ostatnio w Polsce. Ich autorem jest Amerykanin o greckich korzeniach, postać jak z hollywoodzkiego filmu: marine, detektyw, prokurator i w dodatku miłośnik literatury klasycznej. Książka to jednocześnie autobiografia w stylu "Mojego wielkiego greckiego wesela", wspomnienia z frontu wojny z terroryzmem i reportaż detektywistyczny. Bogdanos ma zmysł obserwacji, zna pyszne anegdoty i świetnie opowiada o kulisach działań militarnych, ale rezultat byłby chyba lepszy, gdyby napisał po prostu trzy osobne książki. Danie główne to historia rzekomego amerykańskiego gwałtu na kulturze, czyli rozgrabienia kolekcji starożytności muzeum w Bagdadzie. Wbrew histerycznym doniesieniom gazet nie doszło tam do aktów wandalizmu ze strony żołdaków Busha. Bezcenne zbiory padły łupem miejscowych rabusiów lub szajek działających na zlecenie handlarzy antykami. Autor osobiście prowadził śledztwo, które doprowadziło do odzyskania dużej części zabytków. Jego książka to także świetny obraz życia codziennego Iraku po obaleniu Saddama i ostry atak na łgarstwa mediów oraz hipokryzję polityków (głównie europejskich).
Piotr Gociek
Matthew Bogdanos, William Patrick "Złodzieje z Bagdadu" Rebis
"Shooting Dogs" to film o poczuciu bezradności w obliczu rozszalałej przemocy. Gorzko ironiczny i wstrząsający. Rzecz dotyczy ludobójstwa, jakiego dokonały bojówki Hutu w Rwandzie na Tutsich w 1994 r. Kino tego typu bywa traktowane z lekceważeniem. Przecież są relacje świadków, zapisy telewizyjne. Fikcja tylko osłabia wymowę straszliwych faktów - twierdzą sceptycy. To nieprawda. "Lot 93" czy "Omagh" udowodniły, że takie kino jest potrzebne, jeśli za surową rekonstrukcją kryje się próba uogólnienia. "Shooting Dogs" porównywano z "Hotelem Rwanda" Terry'ego George'a. Tamten utwór niósł hollywoodzkie z ducha pocieszenie i pochwałę heroizmu. Natomiast reżyser Caton-Jones przyjął optykę białych przybyszy: nauczyciela - idealisty (Hugh Dancy) i księdza (kolejna mistrzowska kreacja Johna Hurta), który niejedno już widział i sądzi, że Afryka już go niczym nie zaskoczy. Myli się. Zostaje wręcz zdruzgotany rozmiarami rozpętanej nienawiści. Oto świat, gdzie mordowanie stało się normą. Tu nie ma taniego pokrzepienia i łatwych odpowiedzi. Bohaterom towarzyszy bezsilność i desperacja. Ten film ukazuje, jak łatwo rozpętać zło, ale mówi też z zaskakującą szczerością, jak trudno krwawemu amokowi zaradzić. Nie tylko w Afryce.
Tomasz Jopkiewicz
"Shooting Dogs", reż. Michael Caton-Jones, Vivarto
Sztywny pal Apacza
Mit szlachetnego dzikusa ożył na kartach powieści Karola Maya. Apacz Winnetou, "przyjaciel i obrońca wszystkich, którzy potrzebowali pomocy", stał się idolem europejskich nastolatków i obiektem westchnień ich koleżanek. Żywot tej niedocenianej przez dorosłych krytyków literatury przedłużyły ekranizacje z lat 60. Współczesnym dzieciakom filmy wyreżyserowane przez Austriaka Haralda Reinla wydają się pewnie okropnie staroświeckie, ale ich rówieśnikom z czasów środkowego PRL dawały poczucie obcowania z Wielką Przygodą. Chorwackie plenery dorównywały krajobrazom znanym z amerykańskich westernów. Element humoru wnosili pałętający się po Dzikim Zachodzie dziwacy z Europy, w rodzaju łowcy motyli czy flegmatycznego fotografa. Młodym widzom nie przeszkadzały rozbrzmiewające z ekranu okrzyki "Hände hoch!" ani drewniane aktorstwo Pierre'a Brice'a, francuskiego odpowiednika Pawła Deląga. Opowieści o szlachetnym Apaczu, które powracają w zremasterowanej formie, mają w sobie naiwny urok obrazów Nikifora (choć akurat od strony warsztatowej niewiele można im zarzucić). Winnetou i jego druh Old Shatterhand nawet przywiązani do pala męczarni przypominają przerośniętych harcerzyków. Cynicy, trzymajcie się z daleka.
Wiesław Chełminiak
"Winnetou. Złoto Apaczów", "Skarb w Srebrym Jeziorze", reż. Harald Reinl, MTJ
Apetyt na bestię
"Myśliwy z bagien", "Zabójca z wyspy" czy "Podstępny ludojad" to tytuły najlepiej pasujące do horrorów kategorii B. Jednak to nie dwunożni psychopaci, ale zwierzęta są głównymi bohaterami najnowszej przyrodniczej serii kanału National Geographic. Sześć pięknie sfotografowanych filmów jest swoistym przeglądem zachowań najbardziej krwawych bestii zamieszkujących błękitną planetę. Znalazło się więc miejsce dla aligatorów z wyspy Sanibel (w ciągu trzech lat skonsumowały zaledwie dwie ofiary), żarłaczy białych, które rzekomo gustują w surferach, będących na wyginięciu psów dingo, które jakoby zjadły jednego turystę (choć nie ma na to dowodu), czy tygrysów bengalskich pochodzących z indyjskiego Sundarbanu - pożerających corocznie 30-50 ludzi. Ślady zbrodni tropią przyrodnicy detektywi, używając sprzętu laboratoryjnego przypominającego gadżety Bonda. Autorzy są przekonani, że widzowie łakną krwi, i pewnie mają rację. Nikogo już nie obchodzi życie wiewiórek, jeleni czy pasikoników, chyba że zostaną pokazane jako obiad dla stworzeń znajdujących się wyżej w łańcuchu pokarmowym.
Łukasz Radwan
"Łowcy i ofiary", cz. 1 i 2, National Geographic, G+J
Był bal
Salon jest terminem używanym dziś niemal wyłącznie w szyderczym kontekście. Mamy wszak XXI wiek i nikt poważny nie będzie marnował czasu na jałowe pogaduszki w gronie snobów. Książka Anny Gabryś przypomina czasy, gdy Kraków, nazywany przedmieściem Wiednia i Paryża, nadawał ton życiu elit. W tutejszych salonach demonstrowano patriotyzm, popisywano się wiedzą i oczytaniem lub choćby tylko śpiewem i grą na fortepianie. Czasami wywoływano duchy. Podczas jednego z takich seansów widmo Homera poprosiło o łaskę chrztu, której, rzecz jasna, nie zwlekając mu udzielono. Do towarzyskiego rytuału należały też proszone obiady, bale, spacery po Rynku Głównym i Plantach oraz wysiadywanie w kawiarniach i kabaretach. Magii krakowskiego salonu uległ nawet znany z "Listy Schindlera" sadysta Amon Goetz. Dziś, gdy wolny czas spędza się przed telewizorem, opowieści o biletach wizytowych, zawodowych bywalcach i towarzyskich gafach sprawiają wręcz surrealistyczne wrażenie. Na wewnętrznej stronie okładki książki umieszczono mapę co ważniejszych salonów. Przy okazji pobytu w byłej stolicy można więc sobie zafundować spacer szlakiem galicyjskiej elity.
Wiesław Chełminiak
Anna Gabryś "Salony krakowskie", Wydawnictwo Literackie
Stonka Adolfa
Niewiele książek poświęconych III Rzeszy wywołało taką burzę jak "Państwo Hitlera" (oryginalny tytuł ma jeszcze przymiotnik "ludowe"). Dziennikarz i historyk Götz Aly w swojej pracy postawił bowiem tezę, która wielu zbulwersowała, a mianowicie, że z rabunkowej polityki, jaką nazistowski reżim prowadził na zajętych przez siebie terenach, skorzystali materialnie niemal wszyscy Niemcy. I właśnie to, że Hitler przekupił swoich rodaków, spowodowało, iż naziści niemal do upadku III Rzeszy cieszyli się autentycznym poparciem. Aly w swojej pracy w sposób przekonujący udowadnia, że to właśnie na grabieży, najpierw niemieckich Żydów, a potem kolejnych narodów, zbudowana była gospodarcza potęga reżimu. Kiedy czytamy o dobrach, jakie feldfebel Heinrich Böll, powojenny noblista i lewicowe sumienie Republiki Federalnej, wysyłał z okupowanej Francji, przestajemy się dziwić, że niemieckich żołnierzy nazywano tam doryphors, czyli stonką. A dodajmy, że okupacja Francji uchodziła jeszcze za w miarę cywilizowaną. "Jeśli ktoś nie chce mówić o korzyściach, jakie odniosły miliony zwykłych Niemców, nie powinien zabierać głosu na temat narodowego socjalizmu i Holocaustu" - konkluduje Aly. Nic dodać, nic ująć. Lektura obowiązkowa.
Cezary Gmyz
Götz Aly "Państwo Hitlera", Finna
Detektyw w Mezopotamii
Trzy historie w cenie jednej to wbrew pozorom wada, a nie zaleta jednego z ciekawszych tomów wspomnień wydanych ostatnio w Polsce. Ich autorem jest Amerykanin o greckich korzeniach, postać jak z hollywoodzkiego filmu: marine, detektyw, prokurator i w dodatku miłośnik literatury klasycznej. Książka to jednocześnie autobiografia w stylu "Mojego wielkiego greckiego wesela", wspomnienia z frontu wojny z terroryzmem i reportaż detektywistyczny. Bogdanos ma zmysł obserwacji, zna pyszne anegdoty i świetnie opowiada o kulisach działań militarnych, ale rezultat byłby chyba lepszy, gdyby napisał po prostu trzy osobne książki. Danie główne to historia rzekomego amerykańskiego gwałtu na kulturze, czyli rozgrabienia kolekcji starożytności muzeum w Bagdadzie. Wbrew histerycznym doniesieniom gazet nie doszło tam do aktów wandalizmu ze strony żołdaków Busha. Bezcenne zbiory padły łupem miejscowych rabusiów lub szajek działających na zlecenie handlarzy antykami. Autor osobiście prowadził śledztwo, które doprowadziło do odzyskania dużej części zabytków. Jego książka to także świetny obraz życia codziennego Iraku po obaleniu Saddama i ostry atak na łgarstwa mediów oraz hipokryzję polityków (głównie europejskich).
Piotr Gociek
Matthew Bogdanos, William Patrick "Złodzieje z Bagdadu" Rebis
Więcej możesz przeczytać w 1/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.