Komisja Europejska postanowiła, że akcesja Bułgarii i Rumunii do UE będzie warunkowa
Euforia panuje jedynie w Bukareszcie i Sofii. Bruksela i pozostałe stolice Unii Europejskiej zastanawiają się przy okazji nowego roku, czy drogi przyjaciel Putin nie zakręci znowu gazowego kurka. Wejście Rumunii i Bułgarii do wspólnoty uważają za dokończenie poprzedniego wielkiego rozszerzenia. Większość akcesję tych państw traktuje niemal jak zło konieczne, niemiłe następstwo podpisanych już umów.
Rosyjski prezent
Trzeba przyznać, że chęć jak najszybszego wejścia do UE sprawiła, że i Sofia, i Bukareszt zapracowały na opinię uległych członków unii już podczas negocjacji. Więcej! Parlamenty obu krajów wraz z traktatem akcesyjnym ratyfikowały eurokonstytucję. Nie były do tego formalnie zobligowane, ale zapał neofity sprawił, że ochoczo dołączyły do grona państw "prawomyślnych". Podczas ostatniego szczytu wspólnoty przyłączyły się do apelu Hiszpanii i Luksemburga, by zwolennicy konstytucji zwarli szeregi.
Ten sam szczyt przyniósł jednak także mały, ale znamienny zgrzyt. Premier Bułgarii Siergiej Staniszew zażądał dodatkowych pieniędzy w ramach odszkodowania za zamknięcie elektrowni atomowej w Kozłoduju. - Z nimi mogą być kłopoty, będą się ciągle domagać pieniędzy - narzekał jeden z belgijskich dyplomatów. Ale prawdą jest też, że Bułgaria i Rumunia skorzystają proporcjonalnie najmniej na akcesji. Chociażby z tej racji, że "załapią się" na końcówkę CAP, czyli wspólnej polityki rolnej, która ma być zamknięta do 2013 r. Przyjęta na ubiegłorocznym szczycie unijnym perspektywa finansowa to dla Bułgarii w sumie (czyli do 2013 r.) 11 mld euro, w tym 6,6 mld euro na fundusze strukturalne, a dla Rumunii - 31 mld euro. Państwa zachodnie zaś zyskują 30-milionowy rynek, z czego już zaczynają czerpać profity koncerny niemieckie, włoskie i francuskie.
W Brukseli najchętniej się jednak powtarza, że europejskiej rodzinie przybędą kolejni roszczeniowi krewni. W dodatku krewni z problemami z Rosją. Rosja postanowiła bowiem zgodnie z tradycją zafundować nowym krajom unijnym prezent powitalny. Będzie nim embargo na import mięsa z Bułgarii i Rumunii. Formalnym pretekstem jest niespełnienie przez te kraje norm sanitarnych i ryzyko istnienia ognisk groźnych chorób. Na charakter polityczny decyzji wskazuje jednak to, że niemal każdy ze "zdrajców" z byłego socjalistycznego obozu był przez Moskwę karany za akcesję do UE. Tym razem Putin zaproponował krajom unijnym dwustronne umowy na dostawy mięsa, w których dodatkowo kraje unijne zobowiązałyby się do nieprzepuszczania przez swoje terytorium transportów mięsa bułgarskiego i rumuńskiego. W ten sposób nie tylko oba kraje znalazłyby się w potrzasku, ale w dodatku we wspólnotę zostałby wbity potężny klin. I gdyby nie sprawa polskiego weta, która w jakimś stopniu zrewidowała europejskie spojrzenie na Rosję, Kremlowi udałoby się ten plan zrealizować. Sprawę załatwiono w sposób salomonowy: umów bilateralnych nie będzie, a mięso z bałkańskich krajów nie trafi na rosyjskie stoły. Sofia i Bukareszt powinny wyciągnąć z tego gorzką naukę, że Bruksela nie będzie za nie ginąć. Dodatkowym "bonusem" jest zapowiedź Gazpromu, że podwyższy ceny gazu o 40 proc.
Drugą łyżką dziegciu było otwarcie rynku pracy. Zdobyło się na to tylko kilka krajów unijnych, w tym Polska. Ale Wielka Brytania i Irlandia już nie. Bułgarski czy rumuński pracownik okazał się groźniejszy nawet od polskiego hydraulika.
Walka z hydrą
W 2004 r. Monica Macovei zajmowała się walką z korupcją w jednej z rumuńskich organizacji pozarządowych. W tym samym czasie gazeta "Evenimentul Zilei" opisała skandal związany z wykupieniem ziemi w centrum Bukaresztu przez premiera Adriana N˙astasego. Dziennikarze i Macovei zaczęli otrzymywać pogróżki. - Powiązania między mediami a polityką i biznesem są zbyt ścisłe, często właściciel gazety czy radia, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, jest miejscowym politykiem - opowiadała wówczas "Wprost" Macovei. Po ponad dwóch latach Macovei, zwana "żelazną Monicą", jest ministrem sprawiedliwości, a przeciw byłemu już premierowi Nastasemu toczy się postępowanie sądowe. Korupcja była jedną z największych plag rumuńskich. Ludzie związani z reżimem Ceausescu po jego upadku przeszli do biznesu i polityki, tworząc niemożliwy do rozsupłania węzeł. Kolejne raporty Komisji Europejskiej piętnowały Rumunię za brak postępów w walce z korupcją. To była przeszkoda, która uniemożliwiła Bukaresztowi wejście do unii w 2004 r. - To ciężka walka, która jeszcze długo będzie trwała - mówi dziś "Wprost" Macovei. Gdyby nie groźby Brukseli, to korupcyjne eldorado byłoby niezagrożone.
O ile do Rumunii przylgnęła etykietka raju korupcyjnego, o tyle największą bolączką Bułgarii - poza korupcją - stała się mafia. Jeszcze rok temu na ulicach Sofii regularnie dochodziło do strzelanin, w których klany wyrównywały rachunki. Teraz władze stolicy zainstalowały system monitorowania ulic. W ciągu pierwszego miesiąca jego działania liczba napadów spadła aż trzykrotnie. Bułgaria stanowiła kluczowe ogniwo euroazjatyckiego łańcucha heroinowego. Nocny pociąg relacji Stambuł - Belgrad nazywano ironiczne "Orient Ekspresem", obsługa pociągu zaopatrywała pasażerów w łańcuchy, którymi zamykało się drzwi od wewnątrz. I to jest główne źródło niepokoju Brukseli. - Wprowadziliśmy poprawki do konstytucji zwiększające niezależność sądów i przyspieszające postępowania, zwiększamy liczbę policjantów zajmujących się walką z przestępczością zorganizowaną. Robimy, co się da, ale naszych problemów nie rozwiąże się w miesiąc - mówi premier Staniszew.
Komisja Europejska, chcąc zmobilizować oba kraje, postanowiła, że ich akcesja będzie warunkowa. W końcowych dokumentach akcesyjnych jest klauzula o sankcjach, które je spotkają za spowolnienie reform.
Kraje drugiej kategorii?
Ostatnim akcentem procesu akcesyjnego były nominacje komisarzy z nowych krajów. Leonard Orban, rumuński ekonomista, będzie odpowiadać za wielojęzyczność i dialog międzykulturowy, a Meglena Kunewa, do niedawna bułgarska minister ds. europejskich, za ochronę konsumentów. Zakres ich działania, który dotychczas był częścią kompetencji innych komisarzy, jest raczej symboliczny.
O ile dla Francuzów czy Holendrów Bułgaria i Rumunia leżą na peryferiach, o tyle dla krajów z nimi sąsiadujących to Europa całą gźbą. Tylko w tym roku obywatelstwo bułgarskie otrzymało 30 tys. obywateli Macedonii, a drugie tyle czeka w kolejce. Nowym obywatelem Bułgarii został m.in. były premier Macedonii Ljubczo Georgievski. Rumunia ma analogiczną sytuację z Mołdawią, o obywatelstwo rumuńskie stara się 100 tys. Mołdawian. Inna sprawa, że w obu wypadkach relacje z sąsiadami są delikatne. Bułgarzy mają tendencję do traktowania Macedonii jako części swojego terytorium, a język macedoński uważają za "prowincjonalną wersję bułgarskiego". Podobnie jest ze stosunkiem Rumunii do Mołdawii.
Kolejny problem to granice. Sterroryzowana przez Rosję Mołdawia jest zakładnikiem sytuacji w Naddniestrzu. W razie wybuchu konfliktu zbrojnego południowo-wschodnie granice unii znalazłyby się w niebezpieczeństwie. Bruksela po swojemu rozwiązała problem już kilka lat temu: zobowiązała Rumunię do rozwiązania sprawy spornej granicy, i umywa ręce. Można się domyślać, że identycznie byłoby w razie wzniecenia przez Albańczyków zamieszek w Macedonii. A problem wcale nie jest abstrakcyjny, bo wojna domowa w Macedonii toczyła się zaledwie pięć lat temu.
Można jednak spojrzeć na tę sprawę z innej strony i uznać nowe państwa członkowskie za "bałkański filar" unii. - Chcielibyśmy przez Bułgarię i Rumunię wpływać stabilizująco na całe Bałkany. Dzięki tej akcesji rosną szanse na trwały pokój w regionie - mówi eurodeputowana Doris Pack, szefowa komisji ds. Bałkanów Zachodnich.
Szanse dla Polski
Choć wejście obu krajów do UE nie będzie rewolucją, może wpłynąć na układ sił w unii. Rumunia ma bliskie relacje z Francją i Włochami, i to Paryż był przez ostatnie lata adwokatem Bukaresztu w Brukseli. Bułgaria utrzymywała dobre stosunki z Grecją i Niemcami. Jednocześnie oba kraje są bliskimi sojusznikami Ameryki. Rumunia przed wojną była strategicznym partnerem Polski. Teraz teoretycznie powinniśmy zawiązać koalicję ze względu na podobne doświadczenia i problemy, także w relacjach z Rosją. Tak może się stać pod warunkiem, że Rumunia wyzwoli się z syndromu neofity.
- Do tej pory Rumunia prowadziła rozsądną proeuropejską politykę. Jeśli jednak Polska wywrze na nią wpływ swoim przykładem, grupa buntowników może się powiększyć - mówi emerytowany dziennikarz europejski. To, co niepokoi starą Europę, powinno ucieszyć Warszawę. Gdyby udało nam się zacieśnić relacje z 22-milionową Rumunią i krajami bałtyckimi moglibyśmy mówić silniejszym głosem m.in. w sprawach polityki wschodniej i energetycznej. Bo jednym z największych atutów Rumunii i Bułgarii jest strategiczne położenie nad Morzem Czarnym. Za pięć lat powinien zostać uruchomiony gazociąg Nabucco, dostarczający gaz znad Morza Kaspijskiego przez Turcję, Bułgarię, Rumunię i Węgry do Austrii. Docelowo ma przesyłać 30 mld m gazu rocznie. Gest Warszawy, jakim było otwarcie rynku pracy dla Rumunów i Bułgarów, jest dobrym punktem wyjścia do rozmów.
Rosyjski prezent
Trzeba przyznać, że chęć jak najszybszego wejścia do UE sprawiła, że i Sofia, i Bukareszt zapracowały na opinię uległych członków unii już podczas negocjacji. Więcej! Parlamenty obu krajów wraz z traktatem akcesyjnym ratyfikowały eurokonstytucję. Nie były do tego formalnie zobligowane, ale zapał neofity sprawił, że ochoczo dołączyły do grona państw "prawomyślnych". Podczas ostatniego szczytu wspólnoty przyłączyły się do apelu Hiszpanii i Luksemburga, by zwolennicy konstytucji zwarli szeregi.
Ten sam szczyt przyniósł jednak także mały, ale znamienny zgrzyt. Premier Bułgarii Siergiej Staniszew zażądał dodatkowych pieniędzy w ramach odszkodowania za zamknięcie elektrowni atomowej w Kozłoduju. - Z nimi mogą być kłopoty, będą się ciągle domagać pieniędzy - narzekał jeden z belgijskich dyplomatów. Ale prawdą jest też, że Bułgaria i Rumunia skorzystają proporcjonalnie najmniej na akcesji. Chociażby z tej racji, że "załapią się" na końcówkę CAP, czyli wspólnej polityki rolnej, która ma być zamknięta do 2013 r. Przyjęta na ubiegłorocznym szczycie unijnym perspektywa finansowa to dla Bułgarii w sumie (czyli do 2013 r.) 11 mld euro, w tym 6,6 mld euro na fundusze strukturalne, a dla Rumunii - 31 mld euro. Państwa zachodnie zaś zyskują 30-milionowy rynek, z czego już zaczynają czerpać profity koncerny niemieckie, włoskie i francuskie.
W Brukseli najchętniej się jednak powtarza, że europejskiej rodzinie przybędą kolejni roszczeniowi krewni. W dodatku krewni z problemami z Rosją. Rosja postanowiła bowiem zgodnie z tradycją zafundować nowym krajom unijnym prezent powitalny. Będzie nim embargo na import mięsa z Bułgarii i Rumunii. Formalnym pretekstem jest niespełnienie przez te kraje norm sanitarnych i ryzyko istnienia ognisk groźnych chorób. Na charakter polityczny decyzji wskazuje jednak to, że niemal każdy ze "zdrajców" z byłego socjalistycznego obozu był przez Moskwę karany za akcesję do UE. Tym razem Putin zaproponował krajom unijnym dwustronne umowy na dostawy mięsa, w których dodatkowo kraje unijne zobowiązałyby się do nieprzepuszczania przez swoje terytorium transportów mięsa bułgarskiego i rumuńskiego. W ten sposób nie tylko oba kraje znalazłyby się w potrzasku, ale w dodatku we wspólnotę zostałby wbity potężny klin. I gdyby nie sprawa polskiego weta, która w jakimś stopniu zrewidowała europejskie spojrzenie na Rosję, Kremlowi udałoby się ten plan zrealizować. Sprawę załatwiono w sposób salomonowy: umów bilateralnych nie będzie, a mięso z bałkańskich krajów nie trafi na rosyjskie stoły. Sofia i Bukareszt powinny wyciągnąć z tego gorzką naukę, że Bruksela nie będzie za nie ginąć. Dodatkowym "bonusem" jest zapowiedź Gazpromu, że podwyższy ceny gazu o 40 proc.
Drugą łyżką dziegciu było otwarcie rynku pracy. Zdobyło się na to tylko kilka krajów unijnych, w tym Polska. Ale Wielka Brytania i Irlandia już nie. Bułgarski czy rumuński pracownik okazał się groźniejszy nawet od polskiego hydraulika.
Walka z hydrą
W 2004 r. Monica Macovei zajmowała się walką z korupcją w jednej z rumuńskich organizacji pozarządowych. W tym samym czasie gazeta "Evenimentul Zilei" opisała skandal związany z wykupieniem ziemi w centrum Bukaresztu przez premiera Adriana N˙astasego. Dziennikarze i Macovei zaczęli otrzymywać pogróżki. - Powiązania między mediami a polityką i biznesem są zbyt ścisłe, często właściciel gazety czy radia, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, jest miejscowym politykiem - opowiadała wówczas "Wprost" Macovei. Po ponad dwóch latach Macovei, zwana "żelazną Monicą", jest ministrem sprawiedliwości, a przeciw byłemu już premierowi Nastasemu toczy się postępowanie sądowe. Korupcja była jedną z największych plag rumuńskich. Ludzie związani z reżimem Ceausescu po jego upadku przeszli do biznesu i polityki, tworząc niemożliwy do rozsupłania węzeł. Kolejne raporty Komisji Europejskiej piętnowały Rumunię za brak postępów w walce z korupcją. To była przeszkoda, która uniemożliwiła Bukaresztowi wejście do unii w 2004 r. - To ciężka walka, która jeszcze długo będzie trwała - mówi dziś "Wprost" Macovei. Gdyby nie groźby Brukseli, to korupcyjne eldorado byłoby niezagrożone.
O ile do Rumunii przylgnęła etykietka raju korupcyjnego, o tyle największą bolączką Bułgarii - poza korupcją - stała się mafia. Jeszcze rok temu na ulicach Sofii regularnie dochodziło do strzelanin, w których klany wyrównywały rachunki. Teraz władze stolicy zainstalowały system monitorowania ulic. W ciągu pierwszego miesiąca jego działania liczba napadów spadła aż trzykrotnie. Bułgaria stanowiła kluczowe ogniwo euroazjatyckiego łańcucha heroinowego. Nocny pociąg relacji Stambuł - Belgrad nazywano ironiczne "Orient Ekspresem", obsługa pociągu zaopatrywała pasażerów w łańcuchy, którymi zamykało się drzwi od wewnątrz. I to jest główne źródło niepokoju Brukseli. - Wprowadziliśmy poprawki do konstytucji zwiększające niezależność sądów i przyspieszające postępowania, zwiększamy liczbę policjantów zajmujących się walką z przestępczością zorganizowaną. Robimy, co się da, ale naszych problemów nie rozwiąże się w miesiąc - mówi premier Staniszew.
Komisja Europejska, chcąc zmobilizować oba kraje, postanowiła, że ich akcesja będzie warunkowa. W końcowych dokumentach akcesyjnych jest klauzula o sankcjach, które je spotkają za spowolnienie reform.
Kraje drugiej kategorii?
Ostatnim akcentem procesu akcesyjnego były nominacje komisarzy z nowych krajów. Leonard Orban, rumuński ekonomista, będzie odpowiadać za wielojęzyczność i dialog międzykulturowy, a Meglena Kunewa, do niedawna bułgarska minister ds. europejskich, za ochronę konsumentów. Zakres ich działania, który dotychczas był częścią kompetencji innych komisarzy, jest raczej symboliczny.
O ile dla Francuzów czy Holendrów Bułgaria i Rumunia leżą na peryferiach, o tyle dla krajów z nimi sąsiadujących to Europa całą gźbą. Tylko w tym roku obywatelstwo bułgarskie otrzymało 30 tys. obywateli Macedonii, a drugie tyle czeka w kolejce. Nowym obywatelem Bułgarii został m.in. były premier Macedonii Ljubczo Georgievski. Rumunia ma analogiczną sytuację z Mołdawią, o obywatelstwo rumuńskie stara się 100 tys. Mołdawian. Inna sprawa, że w obu wypadkach relacje z sąsiadami są delikatne. Bułgarzy mają tendencję do traktowania Macedonii jako części swojego terytorium, a język macedoński uważają za "prowincjonalną wersję bułgarskiego". Podobnie jest ze stosunkiem Rumunii do Mołdawii.
Kolejny problem to granice. Sterroryzowana przez Rosję Mołdawia jest zakładnikiem sytuacji w Naddniestrzu. W razie wybuchu konfliktu zbrojnego południowo-wschodnie granice unii znalazłyby się w niebezpieczeństwie. Bruksela po swojemu rozwiązała problem już kilka lat temu: zobowiązała Rumunię do rozwiązania sprawy spornej granicy, i umywa ręce. Można się domyślać, że identycznie byłoby w razie wzniecenia przez Albańczyków zamieszek w Macedonii. A problem wcale nie jest abstrakcyjny, bo wojna domowa w Macedonii toczyła się zaledwie pięć lat temu.
Można jednak spojrzeć na tę sprawę z innej strony i uznać nowe państwa członkowskie za "bałkański filar" unii. - Chcielibyśmy przez Bułgarię i Rumunię wpływać stabilizująco na całe Bałkany. Dzięki tej akcesji rosną szanse na trwały pokój w regionie - mówi eurodeputowana Doris Pack, szefowa komisji ds. Bałkanów Zachodnich.
Szanse dla Polski
Choć wejście obu krajów do UE nie będzie rewolucją, może wpłynąć na układ sił w unii. Rumunia ma bliskie relacje z Francją i Włochami, i to Paryż był przez ostatnie lata adwokatem Bukaresztu w Brukseli. Bułgaria utrzymywała dobre stosunki z Grecją i Niemcami. Jednocześnie oba kraje są bliskimi sojusznikami Ameryki. Rumunia przed wojną była strategicznym partnerem Polski. Teraz teoretycznie powinniśmy zawiązać koalicję ze względu na podobne doświadczenia i problemy, także w relacjach z Rosją. Tak może się stać pod warunkiem, że Rumunia wyzwoli się z syndromu neofity.
- Do tej pory Rumunia prowadziła rozsądną proeuropejską politykę. Jeśli jednak Polska wywrze na nią wpływ swoim przykładem, grupa buntowników może się powiększyć - mówi emerytowany dziennikarz europejski. To, co niepokoi starą Europę, powinno ucieszyć Warszawę. Gdyby udało nam się zacieśnić relacje z 22-milionową Rumunią i krajami bałtyckimi moglibyśmy mówić silniejszym głosem m.in. w sprawach polityki wschodniej i energetycznej. Bo jednym z największych atutów Rumunii i Bułgarii jest strategiczne położenie nad Morzem Czarnym. Za pięć lat powinien zostać uruchomiony gazociąg Nabucco, dostarczający gaz znad Morza Kaspijskiego przez Turcję, Bułgarię, Rumunię i Węgry do Austrii. Docelowo ma przesyłać 30 mld m gazu rocznie. Gest Warszawy, jakim było otwarcie rynku pracy dla Rumunów i Bułgarów, jest dobrym punktem wyjścia do rozmów.
RUMUĄSKA NIESPODZIANKA |
---|
Przyjedęcie i zobaczcie na własne oczy - rumuńska gospodarka ma duży potencjał i oferuje interesujące możliwości. Polscy inwestorzy, którzy mieli dość odwagi, by wejść na nasz rynek, sporo na tym zarobili - mówi "Wprost" minister spraw zagranicznych Rumunii Mihai-RaŃzvan Ungureanu. Po przystąpieniu Rumunii do Unii Europejskiej Polska ani inne kraje unii nie powinny się spodziewać inwazji siły roboczej z południa. W poprzednich latach około 1,5 mln rumuńskich pracowników wybrało już bowiem inny kierunek, udając się do krajów takich jak Hiszpania, Portugalia czy Włochy. W rezultacie tego, a także w wyniku lepszej koniunktury, to Rumunia zaczyna odczuwać niedostatek siły roboczej. Rumunia będzie miała w nadchodzących latach także inne pozytywne niespodzianki dla unii - zapewnia minister Ungureanu. W dziedzinie politycznej może się podzielić m.in. doświadczeniami dotyczącymi regionu Morza Czarnego. Obszar ten, jakże ważny dla bezpieczeństwa energetycznego Europy, kryje zarówno możliwości, jak i zagrożenia. Chodzi o to, by przez odpowiednie działania w sferze politycznej i gospodarczej powiększać te pierwsze i redukować te drugie. Unia może z kolei zaoferować krajom regionu europejską perspektywę i wartości. Z Polską łączy Rumunię właśnie wspólnota celów i wartości. Zwłaszcza w dziedzinie bezpieczeństwa energetycznego strategiczna współpraca Bukaresztu i Warszawy jest ścisła i niepodważalna - podkreśla szef rumuńskiej dyplomacji. Notował WK |
Więcej możesz przeczytać w 1/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.