Lot z Londynu do Reykjavíku, który można wykupić już za 10 funtów (ok. 48 zł), trwa niecałe trzy godziny. Tyle dzieli Polonię brytyjską, która nie jest pewna jutra po Brexicie, od kolejnej ziemi obiecanej. Islandia ma najniższe bezrobocie w UE (2,8 proc., podczas gdy średnie bezrobocie w strefie euro to 10,1 proc., a w Wlk. Brytanii ponad 5 proc.), a więcej niż 40 proc. tamtejszych firm deklaruje problemy ze znalezieniem pracowników. Polacy już teraz tworzą najliczniejszą grupę obcokrajowców zamieszkującą wyspę. I są bardzo pozytywnie przyjmowani przez autochtonów. – W ostatnich latach to Polacy w największym stopniu zasilali islandzki rynek pracy. Dzięki temu wyrobili sobie dobrą markę i dlatego dziś, gdy powstały tak wyraźne niedobory pracownicze, to oni są poszukiwani w pierwszej kolejności – tłumaczy Marek Truskolaski, prezes Work Service Express, firmy zajmującej się poszukiwaniem ludzi do pracy za granicą. – Obecnie jest dużo ofert dla wykwalifikowanych pracowników, którzy powinni mieć przynajmniej roczne doświadczenie branżowe i dobrą znajomość języka angielskiego. W zamian mogą otrzymać wynagrodzenia w przedziale od 11 do 14 euro za godzinę pracy oraz opiekę polskojęzycznego koordynatora na miejscu.
W porównaniu z zarobkami w Szwecji czy Norwegii te stawki może nie wydają się astronomiczne (chociaż wysoko wykwalifikowani specjaliści i menedżerowie mogą liczyć na około 5 tys. euro miesięcznie!), ale życie na wyspie jest znacznie tańsze niż w Skandynawii. Dlatego Polacy, którzy przyjechali tutaj zarobić sezonowo, często zostają już na stałe. Na przykład Aneta i Robert Błuszkowie, którzy przybyli na Islandię z Suwałk w 2012 r. z myślą o uzbieraniu na wspólny ślub. A mieszkają tam do dziś. – Myśleliśmy, że wyjedziemy na drugi koniec Europy na chwilę, by nie wyciągać pieniędzy od rodziców na wesele, a okazało się, że jesteśmy już pół-Islandczykami – śmieje się 26-letnia Aneta. – Kupiliśmy tutaj dom na raty, w małej miejscowości Bakkafjörður, i zaprzyjaźniliśmy się z mieszkańcami. W przeciwieństwie do Anglii tutaj śmiało można odłożyć nawet jedną czwartą pensji. Nie musimy się martwić, że nie starczy nam do pierwszego. Miejscowość, w której żyją, ma zaledwie 72 mieszkańców, z czego jedna piąta to rodacy. – Tutaj w każdej nawet najmniejszej wiosce znajdziesz Polaka – dodaje Błuszko. – Islandczycy są bardzo otwarci i pomocni. Nie spotkasz się tutaj z przejawami niechęci do nas. Polacy stanowią w Islandii najliczniejszą grupę emigrantów – ponad 40 proc. wszystkich obcokrajowców. To daje 3 proc. populacji wyspy. Najłatwiej znaleźć tu pracę w rybołówstwie, budowlance czy przy pracach fizycznych. Ale jak się okazuje, można też robić... karierę piłkarską. Tomasz Łuba był piłkarzem ŁKS Łomża i Wisły Płock. Kluby jednak nie płaciły mu regularnie i miał problemy finansowe. Zdarzały się sytuacje, że aby móc opłacić czynsz i rachunki, musiał się zapożyczać u kolegów. Znajomy zaproponował mu więc, by wyjechał sezonowo, na kilka miesięcy, na drugi koniec Europy do pracy jako malarz. – Pracowałem fizycznie. Może nie bardzo ciężko, ale jednak – opowiadał w jednym z wywiadów. – W pierwszych dniach zastanawiałem się: co ja tutaj robię. Ale potem dostałem pierwszą wypłatę i jakoś poszło. Potem przez kryzys finansowy stracił pracę. Ale bardzo szybko znalazł amatorski klub, gdzie mógł znowu grać w piłkę. Po pierwszym sezonie został najlepszym zawodnikiem drużyny i kupił go Víkingur Ólafsvík, który w tym roku awansował do islandzkiej ekstraklasy. Mija właśnie siódmy rok, odkąd Łuba zawodowo zajmuje się futbolem na Islandii. Może liczyć na zarobki rzędu 2-3 tys. euro miesięcznie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.