Tato, czy pójdziesz do więzienia? – takie pytanie słyszy w ubiegłym roku od syna Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK. Właśnie wybuchła afera z podsłuchanymi rozmowami między Kwiatkowskim a Janem Burym, wpływowym politykiem PSL. Z rozmów wynika, że politycy mogli wspólnie ustawiać konkurs na dyrektora rzeszowskiej delegatury izby. – Takie pytanie to cios w splot słoneczny – mówi nam Kwiatkowski. – Całkowicie zatyka, nie wiadomo, co odpowiedzieć – dodaje. Krzysztof Kwiatkowski do czasu zarzutów prokuratorskich był powszechnie uważany za państwowca i pracoholika. W czasach PRL jako 16-latek zaangażował się w działalność opozycji. Po 1989 r. był asystentem premiera Jerzego Buzka, wiceprezydentem Zgierza ds. finansów (gdy objął posadę, miasto było na krawędzi bankructwa, ale zostało wyprowadzone na prostą), radnym, ministrem sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska. Ale tylko do następnych wygranych wyborów PO w 2011 r. Bo ówczesny premier nie zdecydował się ponownie powołać go na funkcję szefa tego resortu. Kwiatkowski nie obraził się jednak, tym bardziej że w 2013 r. został prezesem NIK. Wtedy zaczęła się jego czarna seria. Pojawiły się wspomniane nagrania rozmów z Burym, później doszedł zarzut sfałszowania dorocznego raportu NIK. Do tego minister obrony Antoni Macierewicz w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie” sugerował, że w dniu katastrofy smoleńskiej jako minister sprawiedliwości mógł przekroczyć uprawnienia.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.