Moim celem jest sprawienie, by naród francuski zmartwychwstał – oświadczył Nicolas Sarkozy w zeszłą niedzielę na wiecu wyborczym. W pełnym patosu przemówieniu skierowanym do 6 tys. zwolenników prawicy, którzy zgromadzili się w paryskiej sali koncertowej, były prezydent przekonywał, że tylko on jest w stanie wyprowadzić Francję z zapaści, do jakiej w jego mniemaniu doprowadził Franćois Hollande. Sarkozy zapowiedział, że jeśli wygra wybory, jego pierwsze decyzje, po zaprzysiężeniu na urząd prezydenta, będą dotyczyły rozpisania dwóch referendów: w sprawie ograniczeń w łączeniu rodzin imigrantów oraz internowania osób podejrzanych o terroryzm. Puszczając oko do wyborców skrajnie radykalnego Frontu Narodowego, którzy domagają się większej liczby plebiscytów w życiu publicznym, Sarkozy ma nadzieję przyciągnąć do siebie część elektoratu Marine Le Pen. Sarkozy na razie walczy o nominację własnej partii w prawyborach, w których zmierzy się siedmiu kandydatów prawicy. Faworytem jest 71-letni Alain Juppé, były premier i mer Bordeaux, który prowadzi we wszystkich sondażach. Choć dla człowieka tak narcystycznego i uzależnionego od polityki jak Sarkozy to wyjątkowo dotkliwy cios, były prezydent nie daje niczego po sobie poznać. Zamiast załamywać ręce, woli robić to, w czym zawsze był dobry, czyli skupiać na sobie uwagę mediów.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.