Interesy Niemiec i Polski bywają rozbieżne wcale nie tak rzadko, jak chcieliby zwolennicy tezy, że jesteśmy jedną wielką unijną rodziną. O sprawie gazociągu oraz problemach Polski w UE piszą w tym wydaniu nasi dziennikarze, z kolei Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, przypomina na naszych łamach o wciąż aktualnym dramacie odbierania polskim rodzicom dzieci przez Jugendamt. Do listy spraw trudnych dochodzi historia, wciąż żywa. Dość wspomnieć wystąpienie prezydenta Bronisława Komorowskiego w Berlinie w 2015 r., w którym zamach na Hitlera nazisty Clausa von Stauffenberga umiejscowił obok wybuchu powstania warszawskiego.
Było to Niemcom na rękę. Jednak niezależnie od tego, co nas dzieli, wiele nas łączy. Jesteśmy sąsiadami, którzy potrzebują siebie nawzajem. W wymiarze gospodarczym Niemcy pozostają naszym najważniejszym partnerem, istotne są też relacje na poziomie władz lokalnych, instytucji kultury i inne, w tym zwyczajnie międzyludzkie. Musimy razem budować przyszłość. Tego właśnie dotyczy moja rozmowa z Rafałem Dutkiewiczem z okazji nagrodzenia go przez Niemców za wkład w relacje między naszymi narodami. Prezydent Wrocławia przypomina m.in. o niełatwym geście uznania granic Polski przez Helmuta Kohla. W ostatni piątek, już po naszej rozmowie, nadeszły informacje o śmierci byłego kanclerza Niemiec.
Helmut Kohl miał w swoim życiu politycznym różne okresy, ale w latach 90. można go uznać za zwolennika integracji Polski z Europą Zachodnią, był popularny w naszym kraju. Ta karta historii pokazuje, jak można rozwiązywać trudne sprawy w relacjach Polski i Niemiec. Wracając na grunt krajowy: przy okazji wywiadu z Rafałem Dutkiewiczem na temat kontaktów zagranicznych nasunęła mi się smutna refleksja. Otóż relacje wielu samorządowców z rodzimą stolicą – z władzami centralnymi – pozostawiają wiele do życzenia. Lokalni włodarze traktowani są jak petenci, przeciwnicy polityczni albo ludzie od czarnej roboty, którym można dorzucać zadań, nie zapewniając finansowania (tak robiła PO), albo ubezwłasnowolniać i poddawać coraz surowszej kontroli, w czym z kolei celuje PiS. W tle jest polityka.
A przecież premier czy ministrowie pobierają pensje za pełnienie funkcji państwowych, nie politycznych. Dlatego też zwróciłem uwagę, gdy minister Mariusz Błaszczak, bohater okładki tego wydania „Wprost”, mówiąc o bezpieczeństwie na Przystanku Woodstock, powiedział w „Sygnałach Dnia” Polskiego Radia, że Owsiak i WOŚP są totalną opozycją, co ma tłumaczyć ich stosunek do policji. Szkoda, że takie słowa padły, teraz łatwo będzie dezawuować dyskusję na temat bezpieczeństwa organizowanej na początku sierpnia imprezy. A temperaturę i zapętlenie dyskusji w Polsce ilustruje to, co przydarzyło się w ubiegłym tygodniu na Twitterze Konradowi Piaseckiemu.
Jeden z obserwujących napisał: „Musi pan się w końcu opowiedzieć, za którą stroną pan jest. Dzisiaj nie można być neutralnym”. „Naprawdę? Większość z Państwa też tak uważa? Że rolą dziennikarzy jest się »opowiadać«?” – odpisał Konrad Piasecki, co stało się przyczynkiem do dyskusji. „To, że wielu dziennikarzy świadomie dziś wpisuje się w plemienną wojnę, to jeszcze nie znaczy, że taka jest nasza rola” – zauważył Jakub Kaługa, reporter RMF FM. Dodam od siebie: jeśli chcecie czytać wyłącznie o tym, że PiS jest zły, a opozycja dobra, znajdziecie takie media. Jeśli chcecie się dowiadywać tylko tego, że PiS jest dobry, a opozycja zła, również jest to możliwe. A jeśli chcecie poznać różne punkty widzenia, analizę zjawisk w oderwaniu od uprzedzeń partyjnych i wyrobić sobie pogląd – zapraszam m.in. do lektury „Wprost”.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.