Jeszcze dwie dekady temu w polskich teatrach muzycznych królowały operetki. Jeśli ktoś chciał poznać tytuły zachodnie, musiał się pofatygować do Teatru Rozrywki w Chorzowie albo do Teatru Muzycznego im. Baduszkowej w Gdyni. Musical „Metro” z 1991 r. dwóch Januszów: Stokłosy (muzyka) i Józefowicza (scenariusz, reżyseria i choreografia), miał być dowodem, że nie jesteśmy skazani na licencje. Niestety, wyjazd produkcji na Broadway był przykrym zderzeniem z rzeczywistością – to, co u nas traktowano jak odkrycie Ameryki, w samej Ameryce zostało uznane za wożenie drzew do lasu. Krytycy zarzucili Polakom słabą grę aktorską i muzykę. Po 13 wieczorach „Metro” zeszło z afisza. Dziś łatwo się z tego naigrywać, ale wypada przyznać, że była to produkcja przełomowa. Nie tylko wylansowała kilka gwiazd (Katarzyna Groniec, Edyta Górniak, Robert Janowski, Dariusz Kordek, Magdalena Wójcik), ale również pokazała, że Polak też potrafi. Czy to ona rozpoczęła nad Wisłą powszechne zainteresowanie musicalem? – Wydaje mi się, że modę na musical wzbudził w Polakach raczej warszawski teatr Roma – mówi krytyk musicalowy Piotr Sobierski. – „Metro” było w naszej kulturze jednorazowym fenomenem, natomiast Roma co rok wystawiała megamusical, co spowodowało, że ludzie zaczęli przyjeżdżać na nie z całej Polski – dodaje Sobierski.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.