Głośne pytlowanie przez telefon to najnowszy koszmar podróży pociągiem
Złe warunki drogowe zmusiły mnie ostatnio do porzucenia wygodnego auta z podgrzewanymi siedzeniami na rzecz transportu kolejowego. Wchodząc do ekspresu na trasie Gdańsk - Warszawa, czułem się jak w odwiedzinach u starego kumpla. Bywały czasy, że w pociągach spędzałem pół dnia (a może nawet pół życia), zanim dotarłem na miejsce koncertu.
Mimo rewolucyjnych porządków IV RP - na kolei bez zmian, czyli po staremu. W Warsie jak zwykle trucizna, w kiblu smród i brak wody, a ceny biletów w pierwszej klasie droższe niż bilety lotnicze do Londynu. Ogólny syfek raczej w wersji lajt. Każdy, kto zaliczył nocny osobowy typu bonanza (o ile przeżył podróż), ma pod skórą dużą dozę wyrozumiałości i tolerancji dla niedociągnięć naszych luksusowych linii, za jakie ekspresy InterCity mają ambicję uchodzić.
Podskakiwanie do światowego poziomu idzie naszej kolei bardziej opornie niż wciskanie w fotel prezesa ekspremiera Marcinkiewicza. Ze światowych trendów najlepiej wychodzą kolejarzom zakazy. Już na niektórych liniach nie wolno palić papierosów nawet w wyznaczonych przedziałach, a także spożywać własnych napojów alkoholowych. Drużyna konduktorska oprócz sprawdzania biletów ma teraz także obowiązek śledzić, czy ktoś po cichutku nie popija mocnych trunków. W tych projektach zbliżania się do europejskich standardów nikt nie uwzględnił, jak widać, prostego faktu, że brak wódy w organizmie rodaków może być przy dłuższych podróżach poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. Na mocy nowych rozporządzeń każdy konduktor ma obowiązek zamienić się w wagonowego detektywa, który niczym Sherlock Holmes tropi w przedziałach wiadomych kształtów butelki.
W odpowiedzi na te przepisy wrócą pewnie do łask zapomniane piersióweczki i termosy z góralską herbatką.
Zmorą podróży PKP nie są jednak ani brudne ubikacje, ani fatalne żarcie w Warsie (menu jakby z czasów Gomułki), drogie bilety czy zakazy tytoniowo-alkoholowe. Zmorą są eleganccy panowie i panie z telefonami komórkowymi, nie przerywający swej działalności biznesowej w pociągu. Głośne rozmowy przez telefon w obecności innych pasażerów to najnowszy koszmar, na jaki można się nadziać, jadąc w jednym przedziale z aktywnym przedsiębiorcą. Już na trasie Gdańsk - Tczew dowiedziałem się szczegółów o kłopotach transportowych w pewnej firmie budowlanej. Gdy dojechaliśmy do Iławy, poznałem z nazwiska wszystkich wierzycieli firmy; dotarło też do mnie, że Mietek z Redy to "kompletny idiota". Odcinek do Mławy upłynął mi na ciekawych informacjach o tym, że coś z magazynami jest nie tak, a gdy dojeżdżaliśmy do Warszawy Centralnej, mimowolnie dowiedziałem się, że przetarg na teren jest dawno ustawiony i nie ma się co martwić dupkami z jakiejś innej firmy.
Sam odbieram sporo telefonów w trakcie podróży pociągiem. Staram się przekładać rozmowy lub szybko je kończyć. Gdy jest to coś pilnego, wychodzę grzecznie na korytarz, by nie absorbować swoimi sprawami współpasażerów. Wydaje się rzeczą oczywistą, że pozostali uczestnicy podróży nie mają ochoty być wciągani w informacje nie przeznaczone dla nich. Ostatnio trafiła mi się elegancka pani, która przez cały czas podróży sprawdzała swoich pracowników, wydzwaniając do nich i zadając szczegółowe pytania dotyczące dystrybucji jakiegoś leku. Jeśli ktoś chce z przedziału robić biuro, to proszę wykupić wszystkie miejsca i do woli zajmować się opieprzaniem swoich ludzi czy wydawaniem poleceń, ale ja jako pasażer nie chcę tego słuchać.
Być może warto opracować kolejowy savoir-vivre, który jasno określi zasady korzystania z telefonów komórkowych w trakcie przemieszczania się wagonami PKP w obecności innych osób. Proponuję, aby na mocy takiego kodeksu wszelkie krótkie rozmowy informacyjne typu zamówienie taksówki czy zawiadomienie, że dojeżdżamy lub że pociąg się spóźnia, były dopuszczalne, zaś pytlowanie o problemach firmy czy ględzenie o swoich sprawach osobistych (żona, kochanka, choroby, kumple, imprezy) były niedopuszczalne.
Jazda pociągiem to dobra okazja, by poczytać prasę (np. "Wprost") czy dać się wciągnąć w akcję jakiegoś dobrego kryminału. Wciąganie na siłę obcych ludzi w swoje sprawy omawiane przez telefon to nie tylko brak obycia, ale zwykła chamówa. Co ciekawe, ta chamska postawa reprezentowana jest zwykle przez osoby, które mają o sobie niemal światowe mniemanie.
Mimo rewolucyjnych porządków IV RP - na kolei bez zmian, czyli po staremu. W Warsie jak zwykle trucizna, w kiblu smród i brak wody, a ceny biletów w pierwszej klasie droższe niż bilety lotnicze do Londynu. Ogólny syfek raczej w wersji lajt. Każdy, kto zaliczył nocny osobowy typu bonanza (o ile przeżył podróż), ma pod skórą dużą dozę wyrozumiałości i tolerancji dla niedociągnięć naszych luksusowych linii, za jakie ekspresy InterCity mają ambicję uchodzić.
Podskakiwanie do światowego poziomu idzie naszej kolei bardziej opornie niż wciskanie w fotel prezesa ekspremiera Marcinkiewicza. Ze światowych trendów najlepiej wychodzą kolejarzom zakazy. Już na niektórych liniach nie wolno palić papierosów nawet w wyznaczonych przedziałach, a także spożywać własnych napojów alkoholowych. Drużyna konduktorska oprócz sprawdzania biletów ma teraz także obowiązek śledzić, czy ktoś po cichutku nie popija mocnych trunków. W tych projektach zbliżania się do europejskich standardów nikt nie uwzględnił, jak widać, prostego faktu, że brak wódy w organizmie rodaków może być przy dłuższych podróżach poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. Na mocy nowych rozporządzeń każdy konduktor ma obowiązek zamienić się w wagonowego detektywa, który niczym Sherlock Holmes tropi w przedziałach wiadomych kształtów butelki.
W odpowiedzi na te przepisy wrócą pewnie do łask zapomniane piersióweczki i termosy z góralską herbatką.
Zmorą podróży PKP nie są jednak ani brudne ubikacje, ani fatalne żarcie w Warsie (menu jakby z czasów Gomułki), drogie bilety czy zakazy tytoniowo-alkoholowe. Zmorą są eleganccy panowie i panie z telefonami komórkowymi, nie przerywający swej działalności biznesowej w pociągu. Głośne rozmowy przez telefon w obecności innych pasażerów to najnowszy koszmar, na jaki można się nadziać, jadąc w jednym przedziale z aktywnym przedsiębiorcą. Już na trasie Gdańsk - Tczew dowiedziałem się szczegółów o kłopotach transportowych w pewnej firmie budowlanej. Gdy dojechaliśmy do Iławy, poznałem z nazwiska wszystkich wierzycieli firmy; dotarło też do mnie, że Mietek z Redy to "kompletny idiota". Odcinek do Mławy upłynął mi na ciekawych informacjach o tym, że coś z magazynami jest nie tak, a gdy dojeżdżaliśmy do Warszawy Centralnej, mimowolnie dowiedziałem się, że przetarg na teren jest dawno ustawiony i nie ma się co martwić dupkami z jakiejś innej firmy.
Sam odbieram sporo telefonów w trakcie podróży pociągiem. Staram się przekładać rozmowy lub szybko je kończyć. Gdy jest to coś pilnego, wychodzę grzecznie na korytarz, by nie absorbować swoimi sprawami współpasażerów. Wydaje się rzeczą oczywistą, że pozostali uczestnicy podróży nie mają ochoty być wciągani w informacje nie przeznaczone dla nich. Ostatnio trafiła mi się elegancka pani, która przez cały czas podróży sprawdzała swoich pracowników, wydzwaniając do nich i zadając szczegółowe pytania dotyczące dystrybucji jakiegoś leku. Jeśli ktoś chce z przedziału robić biuro, to proszę wykupić wszystkie miejsca i do woli zajmować się opieprzaniem swoich ludzi czy wydawaniem poleceń, ale ja jako pasażer nie chcę tego słuchać.
Być może warto opracować kolejowy savoir-vivre, który jasno określi zasady korzystania z telefonów komórkowych w trakcie przemieszczania się wagonami PKP w obecności innych osób. Proponuję, aby na mocy takiego kodeksu wszelkie krótkie rozmowy informacyjne typu zamówienie taksówki czy zawiadomienie, że dojeżdżamy lub że pociąg się spóźnia, były dopuszczalne, zaś pytlowanie o problemach firmy czy ględzenie o swoich sprawach osobistych (żona, kochanka, choroby, kumple, imprezy) były niedopuszczalne.
Jazda pociągiem to dobra okazja, by poczytać prasę (np. "Wprost") czy dać się wciągnąć w akcję jakiegoś dobrego kryminału. Wciąganie na siłę obcych ludzi w swoje sprawy omawiane przez telefon to nie tylko brak obycia, ale zwykła chamówa. Co ciekawe, ta chamska postawa reprezentowana jest zwykle przez osoby, które mają o sobie niemal światowe mniemanie.
Więcej możesz przeczytać w 6/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.