Picasso był pierwszą supergwiazdą popkultury
Modigliani, van Gogh, Gauguin czy Toulouse-Lautrec nie mieli tyle szczęścia co Picasso. On już za życia osiągnął sukces - docenili go krytycy i publiczność. Wielkość innych uznano dopiero post mortem. Picasso ze swojego nazwiska uczynił doskonale sprzedającą się markę. Ze współczesnych malarzy jedynie Salvador Dali dorównywał mu pod tym względem. Dzisiejsze celebrities, nawet te całkowicie pozbawione talentu, podążają śladami autora "Panien z Awinionu". Ale jak twierdził Picasso, w życiu jak w sztuce - więcej kopii niż oryginałów.
W salach Palazzo Grassi w Wenecji otwarto wystawę "Picasso 1945-48. Radość życia". Te powojenne lata okazały się bodaj najlepsze dla wielkiego Hiszpana. Po czerni malarskiej, jaką zastosował, malując "Guernikę" i późniejsze prace, jego paleta wybuchła feerią barw. To właśnie wtedy powstał obraz "Radość życia". Na nim kobieta, o ciele giętkim jak pnąca się roślina, tańczy wśród mitycznych satyrów i kozłów. To także malarska potyczka z dziełem przyjaciela i rywala Henriego Matisse'a "Szczęśliwe życie".
Tłumy w Palazzo Grassi potwierdzają, że magia wciąż działa. Ponad dwieście prac pokazywanych w Wenecji to owoc zaledwie trzech lat pracy, okresu intensywnych eksperymentów malarskich, zabaw z ceramiką i rzeźbą. Na wystawie można obejrzeć kolorowe talerze i wazony z serii "spotkania z fauną i florą" czy ceramikę wykonaną w śródziemnomorskim Vallauris, która trafiła w gust masowej publiczności, bo odwoływała się do sztuki ludowej. No i była stosunkowo tania. Te same wyroby Picasso po raz pierwszy pokazał w Polsce w 1948 r., gdy przyjechał do Wrocławia, by wziąć udział w Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju.
Dzikość serca
Artysta kipiał wówczas energią dzięki związkowi z Franoise Gilot. Stąd seria portretów przedstawiających jego młodą muzę. I choć większość namalowana jest dosłownie kilkoma pociągnięciami pędzla, to jednak w pełni oddają temperament i urodę Francuzki.
Uzupełnieniem wystawy są fotografie wykonane przez przyjaciela Picassa, Michela Simę, czyli Michela Smajewskiego. Polak przez trzy lata dokumentował życie malarza w Antibes nad Morzem Śródziemnym, gdzie powstała większość pokazywanych dzieł. I gdzie mieści się dziś muzeum Picassa.
Wielki Hiszpan porywczy charakter miał zapisany w genach i nie próbował go zmieniać. Zachował jednak przy tym wrażliwość dziecka. Prawdziwy zachwyt budziły w nim freski pozostawione przez paleolitycznych artystów w jaskiniach Lascaux w południowo-zachodniej Francji. Tworzył równie spontanicznie jak ludzie pierwotni, a jego ulubionym miejscem do malowania były właśnie ściany. "Zawsze chciałem mieć możliwość namalowania czegoś na wielkiej ścianie, ale rząd nigdy mi tego nie umożliwił" - żalił się Smajewskiemu. Nie używał palety, farby brał prosto z tuby, pędzle wycierał w gazety, również na nich mieszał farby. "Kiedy pracuję, ciało zostawiam za drzwiami, tak jak muzułmanie zdejmują buty przed wejściem do meczetu. W tym stanie ciało istnieje w sposób czysto wegetatywny. Dlatego my, malarze, żyjemy na ogół bardzo długo - twierdził. Ze światem pożegnał się, mając 92 lata. Dzień przed śmiercią jeszcze malował. Jego porywczość przejawiała się też w życiu osobistym - gdy zdobywał, a później porzucał kobiety. Potrafił traktować je brutalnie, ale jednocześnie widział w nich równoprawne towarzyszki życia, przyjaciółki, a wreszcie inspirujące muzy. Kobiety to czuły i ulegały mu bez reszty, choć nie miały złudzeń, że stanie się kiedyś monogamistą. W końcu był prawdziwym, nieokrzesanym pierwotnym mężczyzną.
Latem 1945 r., po wyzwoleniu Paryża Picasso czuł się jak okaz rzadkiego zwierzęcia w ogrodzie zoologicznym. Amerykańscy (głównie) turyści pielgrzymowali do jego pracowni, by zobaczyć ikonę współczesnego malarstwa. Miał dość, chciał uciec z Paryża. W tym czasie zaczął się trwający dziesięć lat romans z Gilot. Prócz setek dzieł spłodził z nią także dwójkę dzieci - Claude'a i Palomę. Córka później doskonale wykorzystała nazwisko sławnego taty, tworząc markę świetnie sprzedających się perfum.
Do nowego domu w Prowansji, kupionego dla byłej kochanki Dory Maar (w czerwcu 1946 r.), Picasso bez skrupułów zaprosił Gilot na wspólne wakacje. Skwitował to krótko: "W końcu to ja go kupiłem, więc czemu nie miałbym z niego korzystać". Dom okazał się jednak za ciasny do pracy. Wtedy z odsieczą pospieszył kustosz muzeum w Antibes. Picasso był zachwycony, postanowił wymalować wszystkie wnętrza. Ściany z powodu wilgoci nie nadawały się do tego, malowidła wykonał więc na sklejkach, płytach z cementu i azbestu, użył także - już bez zgody kustosza - płócien starych obrazów wiszących w muzeum.
O finanse nie musiał się martwić od momentu, gdy na horyzoncie pojawił się bogacz zza oceanu Sam Kootz, kupujący od niego wszystko i za każdą cenę. A ceny jego dzieł nadal rosną. Trzy lata temu na aukcji w Sotheby's w Nowym Jorku za "Chłopca z fajką" zapłacono 104 mln dolarów.
Jednak większość dzieł pokazywanych w Wenecji nie została podpisana przez artystę. Picasso twierdził, że złodziejom łatwiej sprzedać obraz z sygnaturą, a samo podpisywanie się jest ostatecznym pożegnaniem z dziełem. Sygnowane prace umieszczał wraz z bogatą, uzbieraną przez siebie kolekcją obrazów Cezanne'a, Renoira, Rousseau czy Miró w podziemnych schowkach paryskiego banku. Złośliwi twierdzą, że była to ukartowana gra zręcznego biznesmena, jakim potrafił być Picasso. Nawet w knajpach płacił gryzmołami na serwetkach. Gdy jednak kiedyś poproszono go o podpis na jednej z nich, oświadczył: "Płacę za obiad, nie kupuję od pana całej restauracji".
W salach Palazzo Grassi w Wenecji otwarto wystawę "Picasso 1945-48. Radość życia". Te powojenne lata okazały się bodaj najlepsze dla wielkiego Hiszpana. Po czerni malarskiej, jaką zastosował, malując "Guernikę" i późniejsze prace, jego paleta wybuchła feerią barw. To właśnie wtedy powstał obraz "Radość życia". Na nim kobieta, o ciele giętkim jak pnąca się roślina, tańczy wśród mitycznych satyrów i kozłów. To także malarska potyczka z dziełem przyjaciela i rywala Henriego Matisse'a "Szczęśliwe życie".
Tłumy w Palazzo Grassi potwierdzają, że magia wciąż działa. Ponad dwieście prac pokazywanych w Wenecji to owoc zaledwie trzech lat pracy, okresu intensywnych eksperymentów malarskich, zabaw z ceramiką i rzeźbą. Na wystawie można obejrzeć kolorowe talerze i wazony z serii "spotkania z fauną i florą" czy ceramikę wykonaną w śródziemnomorskim Vallauris, która trafiła w gust masowej publiczności, bo odwoływała się do sztuki ludowej. No i była stosunkowo tania. Te same wyroby Picasso po raz pierwszy pokazał w Polsce w 1948 r., gdy przyjechał do Wrocławia, by wziąć udział w Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju.
Dzikość serca
Artysta kipiał wówczas energią dzięki związkowi z Franoise Gilot. Stąd seria portretów przedstawiających jego młodą muzę. I choć większość namalowana jest dosłownie kilkoma pociągnięciami pędzla, to jednak w pełni oddają temperament i urodę Francuzki.
Uzupełnieniem wystawy są fotografie wykonane przez przyjaciela Picassa, Michela Simę, czyli Michela Smajewskiego. Polak przez trzy lata dokumentował życie malarza w Antibes nad Morzem Śródziemnym, gdzie powstała większość pokazywanych dzieł. I gdzie mieści się dziś muzeum Picassa.
Wielki Hiszpan porywczy charakter miał zapisany w genach i nie próbował go zmieniać. Zachował jednak przy tym wrażliwość dziecka. Prawdziwy zachwyt budziły w nim freski pozostawione przez paleolitycznych artystów w jaskiniach Lascaux w południowo-zachodniej Francji. Tworzył równie spontanicznie jak ludzie pierwotni, a jego ulubionym miejscem do malowania były właśnie ściany. "Zawsze chciałem mieć możliwość namalowania czegoś na wielkiej ścianie, ale rząd nigdy mi tego nie umożliwił" - żalił się Smajewskiemu. Nie używał palety, farby brał prosto z tuby, pędzle wycierał w gazety, również na nich mieszał farby. "Kiedy pracuję, ciało zostawiam za drzwiami, tak jak muzułmanie zdejmują buty przed wejściem do meczetu. W tym stanie ciało istnieje w sposób czysto wegetatywny. Dlatego my, malarze, żyjemy na ogół bardzo długo - twierdził. Ze światem pożegnał się, mając 92 lata. Dzień przed śmiercią jeszcze malował. Jego porywczość przejawiała się też w życiu osobistym - gdy zdobywał, a później porzucał kobiety. Potrafił traktować je brutalnie, ale jednocześnie widział w nich równoprawne towarzyszki życia, przyjaciółki, a wreszcie inspirujące muzy. Kobiety to czuły i ulegały mu bez reszty, choć nie miały złudzeń, że stanie się kiedyś monogamistą. W końcu był prawdziwym, nieokrzesanym pierwotnym mężczyzną.
Latem 1945 r., po wyzwoleniu Paryża Picasso czuł się jak okaz rzadkiego zwierzęcia w ogrodzie zoologicznym. Amerykańscy (głównie) turyści pielgrzymowali do jego pracowni, by zobaczyć ikonę współczesnego malarstwa. Miał dość, chciał uciec z Paryża. W tym czasie zaczął się trwający dziesięć lat romans z Gilot. Prócz setek dzieł spłodził z nią także dwójkę dzieci - Claude'a i Palomę. Córka później doskonale wykorzystała nazwisko sławnego taty, tworząc markę świetnie sprzedających się perfum.
Do nowego domu w Prowansji, kupionego dla byłej kochanki Dory Maar (w czerwcu 1946 r.), Picasso bez skrupułów zaprosił Gilot na wspólne wakacje. Skwitował to krótko: "W końcu to ja go kupiłem, więc czemu nie miałbym z niego korzystać". Dom okazał się jednak za ciasny do pracy. Wtedy z odsieczą pospieszył kustosz muzeum w Antibes. Picasso był zachwycony, postanowił wymalować wszystkie wnętrza. Ściany z powodu wilgoci nie nadawały się do tego, malowidła wykonał więc na sklejkach, płytach z cementu i azbestu, użył także - już bez zgody kustosza - płócien starych obrazów wiszących w muzeum.
O finanse nie musiał się martwić od momentu, gdy na horyzoncie pojawił się bogacz zza oceanu Sam Kootz, kupujący od niego wszystko i za każdą cenę. A ceny jego dzieł nadal rosną. Trzy lata temu na aukcji w Sotheby's w Nowym Jorku za "Chłopca z fajką" zapłacono 104 mln dolarów.
Jednak większość dzieł pokazywanych w Wenecji nie została podpisana przez artystę. Picasso twierdził, że złodziejom łatwiej sprzedać obraz z sygnaturą, a samo podpisywanie się jest ostatecznym pożegnaniem z dziełem. Sygnowane prace umieszczał wraz z bogatą, uzbieraną przez siebie kolekcją obrazów Cezanne'a, Renoira, Rousseau czy Miró w podziemnych schowkach paryskiego banku. Złośliwi twierdzą, że była to ukartowana gra zręcznego biznesmena, jakim potrafił być Picasso. Nawet w knajpach płacił gryzmołami na serwetkach. Gdy jednak kiedyś poproszono go o podpis na jednej z nich, oświadczył: "Płacę za obiad, nie kupuję od pana całej restauracji".
Więcej możesz przeczytać w 6/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.