Prezydentowi Rosji nie udało się zwerbować Angeli Merkel
Dlaczego Władimir Putin, były rezydent KGB w Niemczech, nie zdyscyplinował swojej byłej podwładnej Angeli Merkel, bo przecież pochodzi ona z byłej NRD?" - to pytanie zirytowanego słuchacza rozgłośni Echo Moskwy, który zadzwonił do redakcji po niedawnej wizycie kanclerz Angeli Merkel w Soczi. Słuchacz był widocznie przekonany, że rosyjski prezydent zgodnie ze swoim doświadczeniem zawodowym za każdym razem próbuje "zwerbować lub zdyscyplinować rozmówcę". Jeżeli przyjmiemy terminologię zakorzenioną w sowieckim myśleniu, w wypadku Merkel werbunek się nie udał.
Cudowny medalik
Nie pomogła kameralna atmosfera rezydencji w Soczi - Merkel pozostała niewzruszona na uroki gospodarza. Twardo domagała się zniesienia rosyjskiego embarga na polskie mięso i krytykowała wstrzymanie dostaw ropy na Białoruś. - To musiało być zaskoczenie dla rosyjskiego prezydenta, tym bardziej że dotychczas potrafił zjednywać sobie rozmówców, na których mu zależało. Rosyjska polityka zagraniczna w stosunku do UE opierała się na przyjaźniach Putina z przywódcami starej Europy - mówi "Wprost" Fiodor Łukianow, redaktor naczelny miesięcznika "Rosja w Globalnej Polityce". Przyjaciele Tony czy Silvio nie stawiali raczej kłopotliwych pytań i zawsze starali się zrozumieć rozmówcę. Nawet na tym tle zagadkowa wydaje się "przyjaźń" z Gerhardem Schrëderem. Niewystarczające są tłumaczenia, że kanclerz działał z wyrachowania, w interesie niemieckich koncernów. To było coś więcej. W swoich wspomnieniach były kanclerz napisał, że "Putin prowadzi Rosję do Europy, a przeszkadzają mu w tym jedynie rządy takich krajów jak Polska". Konsekwencją przyjaźni z prezydentem Rosji było przyjęcie stanowiska w radzie nadzorczej koncernu budującego Gazociąg Północny, co zakończyło jego karierę polityka i budzi poważne zastrzeżenia natury etycznej. Pewnie dobry psychiatra mógłby utworzyć portret uzależnienia niemieckiego kanclerza od rosyjskiego prezydenta.
Co urzeka zagranicznych rozmówców w prezydencie Rosji? Dziennikarka Julia Łatynina przytacza anegdotę opowiadaną po spotkaniu Putina z George'em W. Bushem: "Rosyjski prezydent pokazał prawosławny medalik, który jak twierdził, nosił od urodzenia. Przetrwał on czasy stalinizmu, a nawet pożar daczy Putinów. Prezydent cudownie odnalazł go na zgliszczach".
Wrogowie moich wrogów
Prezydentowi Iranu Ahmadineżadowi Putin raczej nie opowiadał o sentymencie, jakim darzy symbole islamu. Budując swoją strefę wpływów, Rosja wykorzystuje zasadę: "wrogowie moich wrogów są moimi przyjaciółmi". W polityce zagranicznej Kreml od dawna dąży do wielobiegunowości; świat miał być podzielony na strefy wpływów: amerykańskie, rosyjskie czy chińskie. Rosja Jelcyna nie miała możliwości prowadzenia takiej polityki. Rosja Putina już ma. - Tyle że w wypadku tak zwanej dalekiej zagranicy Rosja może się decydować na egzotyczne sojusze, ale nie może jak ZSRR oddziaływać na politykę wewnętrzną - mówi "Wprost" dziennikarz "Russia Profile" Dmitrij Babicz. Nie ma ani woli, ani możliwości, by Kreml stosował zasadę "dziel i rządź". - Można sprzedać broń czy dostarczyć ropę do Konga, ale nikt tam nie będzie finansował partyzantki - uważa Łukianow.
Jednym z najważniejszych obszarów, gdzie Rosja prowadzi aktywny lobbing, jest Bliski Wschód, a najważniejszym sojusznikiem Moskwy w tym regionie wydaje się Iran. Mimo protestów całego świata Rosjanie budują w tym kraju elektrownię jądrową w Buszerze i dostarczają Iranowi uzbrojenie. Sprzedali między innymi kompleks obrony przeciwrakietowej Tor-1. Niezależne źródła podają, że transakcja wynosiła prawie półtora miliarda dolarów. Ze zrozumiałych względów wzbudza to wściekłość Waszyngtonu. Iran jest uważany za "kraj wspierający terroryzm", a jego prezydent jest może najbardziej antyamerykańskim i antyizraelskim politykiem na świecie.
Nic dziwnego, że rosyjska broń w tym kraju jest przyjmowana jak wyzwanie rzucone Ameryce. Wspierając Iran, Moskwa staje się jego mentorem i niejako powstrzymuje USA przed zdecydowaną interwencją w tym kraju. Moskwa jest też zainteresowana jak najdłuższym utrzymaniem napięcia na Bliskim Wschodzie, m.in. dzięki temu ceny gazu i ropy są bardzo wysokie, a to główna przyczyna rosyjskiego sukcesu ekonomicznego. - Z tych samych powodów Moskwa dostarcza broń Syrii i popiera Hamas - twierdzi Łukianow. Pierwszą kadencję Putina cechowało szukanie porozumienia z władzami w Jerozolimie. Czynnikiem łączącym była niechęć do islamskiego ekstremizmu, podobne problemy w walce z terroryzmem. Teraz po wizycie w Moskwie przywódców Hamasu nie ma wątpliwości, kogo popiera Kreml. - Rosja w kwartecie bliskowschodnim reprezentuje interesy Palestyńczyków - przyznaje w rozmowie z "Wprost" rosyjski dyplomata.
Szachowanie Ameryki
Drugim obok Bliskiego Wschodu obszarem zainteresowań Kremla jest Ameryka Łacińska. Rolę Iranu odgrywa tu Wenezuela. Prezydent Hugo Ch+vez jest traktowany jak strategiczny sojusznik i korzysta ze specyficznego protokołu, który przysługuje przyjaciołom Putina. Odwiedzał morską rezydencję w Strzelnie i letnią w Soczi, jest zapraszany na urodziny prezydenta do Petersburga. Wenezuela jest potrzebna Rosji, aby szachować USA niemal u ich granic. Rosjanie łamią amerykańskie embargo i sprzedają Ch+vezowi broń. Wenezuela już kupiła 24 myśliwce Su MK2, śmigłowce, transportery i 100 tys. kałasznikowów, a najpoważniejsza transakcja jest ciągle utrzymywana w tajemnicy. "Niezawisimaja Gazieta" pisała ostatnio, że Moskwa sprzedaje Wenezueli system obrony antyrakietowej Tor-1, taki sam, jaki sprzedała Iranowi. Jeśli to prawda, a wszystko na to, wywoła to na pewno negatywną reakcję Waszyngtonu. Do tego dochodzi współpraca energetyczna. Wenezuelski prezydent zaproponował Rosji i Iranowi stworzenie organizacji OPEC 2, która dyktowałaby ceny ropy i gazu. Gra na Wenezuelę i Iran oznacza odstawienie na boczny tor starych sojuszników. Mało kto w Rosji pamięta o Kubie. Podobnie jest z Wietnamem - Rosja podpisała z tym krajem korzystne kontrakty wojskowe, ale zlikwidowała tam swoją bazę morską.
Nieoczekiwanie głównym sojusznikiem Rosji w Azji Południowo-Wschodniej staje się Birma. To obok Iranu i Wenezueli część "osi Putina". Rosja nie poparła w Radzie Bezpieczeństwa ONZ rezolucji potępiającej reżim wojskowy w tym kraju. Coraz głośniej mówi się o podjęciu współpracy wojskowej. Przeszkodą mogą być Chiny, które traktują Birmę jako swoją strefę wpływów. Podobnie jest z Koreą Północną. To stary sojusznik jeszcze z czasów ZSRR, porzucony za Jelcyna. Panowanie Putina to polityka pozyskiwania sympatii Kim Dzong Ila. W zamian za półniewolniczą pracę koreańskich robotników na Syberii Rosja dostarcza Koreańczykom pomoc humanitarną. I nie chodzi wcale o uzyskanie wpływu na to, co dzieje się w tym kraju, ale raczej o szachowanie USA tym, że klucz do rozwiązania problemu koreańskiego leży w Moskwie. Te zabiegi nie przyniosły jednak jednoznacznych rezultatów. Klucz do rozwiązania problemu koreańskiego leży raczej w Pekinie.
Prezydent Putin obiecywał wprowadzenie w polityce międzynarodowej zasad pragmatyzmu i w pewnym stopniu słowa dotrzymał. Przynajmniej jeśli chodzi o "daleką zagranicę", Rosja nie finansuje swoich sojuszników. Popiera tylko tych, dzięki którym zyskuje realne korzyści polityczne lub wojskowe. Rosyjska polityka zagraniczna jest dziś absolutnie nieczuła na ideologię. Państwo ajatollahów, które popiera terrorystyczne organizacje, jest może najważniejszym sojusznikiem Moskwy, mimo że Kreml cały czas przestrzega przed ekstremizmem islamskich bojowników w Czeczenii.
Starszy brat
Najważniejsza dla polityki zagranicznej Moskwy jest "bliska zagranica" - obszar byłego ZSRR uznany nawet w oficjalnych dokumentach MSZ za rosyjską strefę wpływów. W kontaktach z byłymi koloniami Rosja nadal chce odgrywać rolę starszego brata. Tu nie ma miejsca na taktykę osobistych przyjaźni. Orężem w utrzymywaniu zależności jest dystrybucja surowców energetycznych. Kreml zakręcił kurek z gazem Ukrainie, gdy wygrały tam nieprzychylne mu siły, i Białorusi, kiedy chciał wymusić pełną zależność tego kraju. Wściekłość Moskwy wzbudzają działania Gruzji, która chce się wyrwać spod wpływu Rosji i przystąpić do NATO i UE. Gruzja została uznana za największego wroga nie tylko na Zakaukaziu. W tym regionie sojusznikiem Moskwy jest Armenia. W Erewanie wciśniętym między świat islamski Rosja upatruje obrońcę wartości chrześcijańskich i własnej państwowości. Moskwa jest tak przekonana, że ormiańskie elity nie mają alternatywy, że także Erewanowi podniosła ceny gazu.
Azja Środkowa od dawna jest nazywana miękkim podbrzuszem Rosji. Interesów Kremla strzeże tu prezydent Uzbekistanu Islam Karimow. Ten wschodni satrapa, krytykowany przez opinię światową za masakrę cywilów w Andiżanie, stał się najbliższym sojusznikiem Kremla. Zlikwidował amerykańską bazę lotniczą w swoim kraju na wyraźne życzenie Moskwy. Oświadczył też, że uzyskał obietnicę interwencji rosyjskiej w wypadku "kolorowej rewolucji".
Jeśli Karimowa można zaliczyć do przywódców oddanych obecnym władzom Rosji, to nie jest to już możliwe w wypadku prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki. Władze w Moskwie chętnie zamieniłyby go na kogoś, kto umożliwi im zakup strategicznych przedsiębiorstw białoruskich, tym samym faktycznie przyłączając ten kraj do Rosji. Walcząc z Łukaszenką, Moskwa używa wszelkich argumentów, od odcinania surowców po czarny PR. Nie przypadkiem na rosyjskich stronach internetowych ukazują się materiały kompromitujące prezydenta Białorusi. Rosyjscy politolodzy związani z Kremlem twierdzą m.in., że Łukaszenka ma nieślubną córkę, a jego sytuacja rodzinna jest nie do pozazdroszczenia.
Wizerunek za pieniądze
Korzystna sytuacja ekonomiczna Rosji sprawiła, że pojawił się jeszcze jeden element kształtowania polityki zagranicznej - poprawa wizerunku na zewnątrz. Rosyjskie władze płacą ogromne pieniądze na utrzymanie anglojęzycznej telewizji Russia Today. I choć korespondenci w Rosji nazywają tę stację Putin Today, nie można jej twórcom odmówić profesjonalizmu. Kreml, jak twierdzą rosyjskie dzienniki, chce wynająć zachodnie firmy PR - teoretycznie, aby lobbowały na rzecz poprawy wizerunku tego kraju; faktycznie, aby przez dziennikarzy i osoby mające wpływ na opinię publiczną kształtować prorosyjską wizję świata. Metoda stara jak Rosja. Kiedy w XIX wieku markiz de Custine napisał książkę krytyczną o Rosji, carski rząd chciał wynająć Balzaca, aby opisał Rosję w pozytywnym świetle. Nic z tego nie wyszło, bo informacja dotarła do opinii publicznej i Balzac musiał oddać pieniądze. Dzisiejsza Rosja ma jeszcze większe pieniądze. I chce je sprytniej inwestować.
Cudowny medalik
Nie pomogła kameralna atmosfera rezydencji w Soczi - Merkel pozostała niewzruszona na uroki gospodarza.
Co urzeka zagranicznych rozmówców w prezydencie Rosji? Dziennikarka Julia Łatynina przytacza anegdotę opowiadaną po spotkaniu Putina z George'em W. Bushem: "Rosyjski prezydent pokazał prawosławny medalik, który jak twierdził, nosił od urodzenia. Przetrwał on czasy stalinizmu, a nawet pożar daczy Putinów. Prezydent cudownie odnalazł go na zgliszczach".
Wrogowie moich wrogów
Prezydentowi Iranu Ahmadineżadowi Putin raczej nie opowiadał o sentymencie, jakim darzy symbole islamu. Budując swoją strefę wpływów, Rosja wykorzystuje zasadę: "wrogowie moich wrogów są moimi przyjaciółmi". W polityce zagranicznej Kreml od dawna dąży do wielobiegunowości; świat miał być podzielony na strefy wpływów: amerykańskie, rosyjskie czy chińskie. Rosja Jelcyna nie miała możliwości prowadzenia takiej polityki. Rosja Putina już ma. - Tyle że w wypadku tak zwanej dalekiej zagranicy Rosja może się decydować na egzotyczne sojusze, ale nie może jak ZSRR oddziaływać na politykę wewnętrzną - mówi "Wprost" dziennikarz "Russia Profile" Dmitrij Babicz. Nie ma ani woli, ani możliwości, by Kreml stosował zasadę "dziel i rządź". - Można sprzedać broń czy dostarczyć ropę do Konga, ale nikt tam nie będzie finansował partyzantki - uważa Łukianow.
Jednym z najważniejszych obszarów, gdzie Rosja prowadzi aktywny lobbing, jest Bliski Wschód, a najważniejszym sojusznikiem Moskwy w tym regionie wydaje się Iran. Mimo protestów całego świata Rosjanie budują w tym kraju elektrownię jądrową w Buszerze i dostarczają Iranowi uzbrojenie. Sprzedali między innymi kompleks obrony przeciwrakietowej Tor-1. Niezależne źródła podają, że transakcja wynosiła prawie półtora miliarda dolarów. Ze zrozumiałych względów wzbudza to wściekłość Waszyngtonu. Iran jest uważany za "kraj wspierający terroryzm", a jego prezydent jest może najbardziej antyamerykańskim i antyizraelskim politykiem na świecie.
Nic dziwnego, że rosyjska broń w tym kraju jest przyjmowana jak wyzwanie rzucone Ameryce. Wspierając Iran, Moskwa staje się jego mentorem i niejako powstrzymuje USA przed zdecydowaną interwencją w tym kraju. Moskwa jest też zainteresowana jak najdłuższym utrzymaniem napięcia na Bliskim Wschodzie, m.in. dzięki temu ceny gazu i ropy są bardzo wysokie, a to główna przyczyna rosyjskiego sukcesu ekonomicznego. - Z tych samych powodów Moskwa dostarcza broń Syrii i popiera Hamas - twierdzi Łukianow. Pierwszą kadencję Putina cechowało szukanie porozumienia z władzami w Jerozolimie. Czynnikiem łączącym była niechęć do islamskiego ekstremizmu, podobne problemy w walce z terroryzmem. Teraz po wizycie w Moskwie przywódców Hamasu nie ma wątpliwości, kogo popiera Kreml. - Rosja w kwartecie bliskowschodnim reprezentuje interesy Palestyńczyków - przyznaje w rozmowie z "Wprost" rosyjski dyplomata.
Szachowanie Ameryki
Drugim obok Bliskiego Wschodu obszarem zainteresowań Kremla jest Ameryka Łacińska. Rolę Iranu odgrywa tu Wenezuela. Prezydent Hugo Ch+vez jest traktowany jak strategiczny sojusznik i korzysta ze specyficznego protokołu, który przysługuje przyjaciołom Putina. Odwiedzał morską rezydencję w Strzelnie i letnią w Soczi, jest zapraszany na urodziny prezydenta do Petersburga. Wenezuela jest potrzebna Rosji, aby szachować USA niemal u ich granic. Rosjanie łamią amerykańskie embargo i sprzedają Ch+vezowi broń. Wenezuela już kupiła 24 myśliwce Su MK2, śmigłowce, transportery i 100 tys. kałasznikowów, a najpoważniejsza transakcja jest ciągle utrzymywana w tajemnicy. "Niezawisimaja Gazieta" pisała ostatnio, że Moskwa sprzedaje Wenezueli system obrony antyrakietowej Tor-1, taki sam, jaki sprzedała Iranowi. Jeśli to prawda, a wszystko na to, wywoła to na pewno negatywną reakcję Waszyngtonu. Do tego dochodzi współpraca energetyczna. Wenezuelski prezydent zaproponował Rosji i Iranowi stworzenie organizacji OPEC 2, która dyktowałaby ceny ropy i gazu. Gra na Wenezuelę i Iran oznacza odstawienie na boczny tor starych sojuszników. Mało kto w Rosji pamięta o Kubie. Podobnie jest z Wietnamem - Rosja podpisała z tym krajem korzystne kontrakty wojskowe, ale zlikwidowała tam swoją bazę morską.
Nieoczekiwanie głównym sojusznikiem Rosji w Azji Południowo-Wschodniej staje się Birma. To obok Iranu i Wenezueli część "osi Putina". Rosja nie poparła w Radzie Bezpieczeństwa ONZ rezolucji potępiającej reżim wojskowy w tym kraju. Coraz głośniej mówi się o podjęciu współpracy wojskowej. Przeszkodą mogą być Chiny, które traktują Birmę jako swoją strefę wpływów. Podobnie jest z Koreą Północną. To stary sojusznik jeszcze z czasów ZSRR, porzucony za Jelcyna. Panowanie Putina to polityka pozyskiwania sympatii Kim Dzong Ila. W zamian za półniewolniczą pracę koreańskich robotników na Syberii Rosja dostarcza Koreańczykom pomoc humanitarną. I nie chodzi wcale o uzyskanie wpływu na to, co dzieje się w tym kraju, ale raczej o szachowanie USA tym, że klucz do rozwiązania problemu koreańskiego leży w Moskwie. Te zabiegi nie przyniosły jednak jednoznacznych rezultatów. Klucz do rozwiązania problemu koreańskiego leży raczej w Pekinie.
Prezydent Putin obiecywał wprowadzenie w polityce międzynarodowej zasad pragmatyzmu i w pewnym stopniu słowa dotrzymał. Przynajmniej jeśli chodzi o "daleką zagranicę", Rosja nie finansuje swoich sojuszników. Popiera tylko tych, dzięki którym zyskuje realne korzyści polityczne lub wojskowe. Rosyjska polityka zagraniczna jest dziś absolutnie nieczuła na ideologię. Państwo ajatollahów, które popiera terrorystyczne organizacje, jest może najważniejszym sojusznikiem Moskwy, mimo że Kreml cały czas przestrzega przed ekstremizmem islamskich bojowników w Czeczenii.
Starszy brat
Najważniejsza dla polityki zagranicznej Moskwy jest "bliska zagranica" - obszar byłego ZSRR uznany nawet w oficjalnych dokumentach MSZ za rosyjską strefę wpływów. W kontaktach z byłymi koloniami Rosja nadal chce odgrywać rolę starszego brata. Tu nie ma miejsca na taktykę osobistych przyjaźni. Orężem w utrzymywaniu zależności jest dystrybucja surowców energetycznych. Kreml zakręcił kurek z gazem Ukrainie, gdy wygrały tam nieprzychylne mu siły, i Białorusi, kiedy chciał wymusić pełną zależność tego kraju. Wściekłość Moskwy wzbudzają działania Gruzji, która chce się wyrwać spod wpływu Rosji i przystąpić do NATO i UE. Gruzja została uznana za największego wroga nie tylko na Zakaukaziu. W tym regionie sojusznikiem Moskwy jest Armenia. W Erewanie wciśniętym między świat islamski Rosja upatruje obrońcę wartości chrześcijańskich i własnej państwowości. Moskwa jest tak przekonana, że ormiańskie elity nie mają alternatywy, że także Erewanowi podniosła ceny gazu.
Azja Środkowa od dawna jest nazywana miękkim podbrzuszem Rosji. Interesów Kremla strzeże tu prezydent Uzbekistanu Islam Karimow. Ten wschodni satrapa, krytykowany przez opinię światową za masakrę cywilów w Andiżanie, stał się najbliższym sojusznikiem Kremla. Zlikwidował amerykańską bazę lotniczą w swoim kraju na wyraźne życzenie Moskwy. Oświadczył też, że uzyskał obietnicę interwencji rosyjskiej w wypadku "kolorowej rewolucji".
Jeśli Karimowa można zaliczyć do przywódców oddanych obecnym władzom Rosji, to nie jest to już możliwe w wypadku prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki. Władze w Moskwie chętnie zamieniłyby go na kogoś, kto umożliwi im zakup strategicznych przedsiębiorstw białoruskich, tym samym faktycznie przyłączając ten kraj do Rosji. Walcząc z Łukaszenką, Moskwa używa wszelkich argumentów, od odcinania surowców po czarny PR. Nie przypadkiem na rosyjskich stronach internetowych ukazują się materiały kompromitujące prezydenta Białorusi. Rosyjscy politolodzy związani z Kremlem twierdzą m.in., że Łukaszenka ma nieślubną córkę, a jego sytuacja rodzinna jest nie do pozazdroszczenia.
Wizerunek za pieniądze
Korzystna sytuacja ekonomiczna Rosji sprawiła, że pojawił się jeszcze jeden element kształtowania polityki zagranicznej - poprawa wizerunku na zewnątrz. Rosyjskie władze płacą ogromne pieniądze na utrzymanie anglojęzycznej telewizji Russia Today. I choć korespondenci w Rosji nazywają tę stację Putin Today, nie można jej twórcom odmówić profesjonalizmu. Kreml, jak twierdzą rosyjskie dzienniki, chce wynająć zachodnie firmy PR - teoretycznie, aby lobbowały na rzecz poprawy wizerunku tego kraju; faktycznie, aby przez dziennikarzy i osoby mające wpływ na opinię publiczną kształtować prorosyjską wizję świata. Metoda stara jak Rosja. Kiedy w XIX wieku markiz de Custine napisał książkę krytyczną o Rosji, carski rząd chciał wynająć Balzaca, aby opisał Rosję w pozytywnym świetle. Nic z tego nie wyszło, bo informacja dotarła do opinii publicznej i Balzac musiał oddać pieniądze. Dzisiejsza Rosja ma jeszcze większe pieniądze. I chce je sprytniej inwestować.
Więcej możesz przeczytać w 6/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.