Aż 60 mld USD łącznie wyniosły w ubiegłym roku zagraniczne inwestycje w Rosji. Połowę z nich stanowiły inwestycje bezpośrednie, co stawia Rosję na trzecim miejscu wśród gospodarek rozwijających się - za Chinami i Singapurem. Rosyjskich ekonomistów martwi jednak mała różnorodność zarówno sektorów gospodarki, do których trafiają inwestycje, jak i krajów, z których napływa kapitał. Ponad połowa inwestycji skierowana jest do zaledwie trzech sektorów: wydobywczego, przetwórstwa ropy i metalurgicznego. Aż 80 proc. kapitału pochodzi zaledwie z dziewięciu krajów. Większość pieniędzy inwestowanych w Rosji napływa z Luksemburga, Wielkiej Brytanii i Cypru, co sugeruje, że w dużej mierze jest to kapitał powracający do Rosji (w ciągu ostatnich 15 lat do tych trzech krajów wypłynęło z Rosji prawie 150 mld USD). Co przyciąga inwestorów do państwa, w którym władze wyraźnie ich dyskryminują (wystarczy przypomnieć wyparcie Shella z projektu eksploatacji złóż gazu ziemnego Sachalin-2)? Przede wszystkim szybki wzrost gospodarczy (65 proc. w ciągu ostatnich ośmiu lat), wiarygodność kredytowa Rosji (zadłużenie zagraniczne tego kraju zmniejszyło się z 60 proc. PKB w 2000 r. do 6 proc. PKB w 2006 r.) oraz wciąż niskie koszty pracy (mimo płac rosnących o 10 proc. rocznie) i zwiększający się popyt wewnętrzny. Czy oznacza to, że Rosja stała się ziemią obiecaną dla inwestorów? Jeszcze nie. Choć tempo wzrostu inwestycji zagranicznych imponuje, to ich wielkość po przeliczeniu na mieszkańca (1,1 tys. USD w 2006 r.) wciąż jeszcze nie zbliża Rosji do czołówki w regionie. Zagraniczne inwestycje w przeliczeniu na mieszkańca w 2006 r. w Polsce wyniosły 2,7 tys. USD, a w Czechach - aż 6,5 tys. USD.
Więcej możesz przeczytać w 6/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.