Gdy Jarosław Kaczyński ogłosił, że Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera, jest poważnym kandydatem do walki o prezydenturę Warszawy, poważniejszym niż Patryk Jaki z Solidarnej Polski, wiele osób było tym zaskoczonych. Owszem, wcześniej mówiono o tym, że premier Mateusz Morawiecki z nieznanych powodów postanowił z wyborów na prezydenta Warszawy uczynić plebiscyt za lub przeciw swojemu rządowi i dlatego wystawia w tych wyborach szefa swojej kancelarii. I ta narracja szybko umarła, bo przeciek o Dworczyku nie został potwierdzony przez nikogo z kierownictwa PiS. Nawet w samorządowym światku stolicy specjalnie nie roztrząsano szans Dworczyka na wygraną. Ale gdy prezes Kaczyński ogłosił, że ma on największe szanse na nominację do tego wyścigu, sytuacja się zmieniła. Ujawnili się przeciwnicy i zwolennicy tej kandydatury, z gotowymi argumentami w ręku. Walka o prezydenturę Warszawy traktowana jest bowiem w PiS jako walka o schedę po Jarosławie Kaczyńskim, a co za tym idzie – o przyszły kształt partii. Ten, kto zdobędzie fotel prezydenta Warszawy, a wraz z nim tysiące posad do rozdzielenia między własnych ludzi, na długie lata ogromnie umocni swoją pozycję w partii. To dlatego kolejne kandydatury przymierzane do tego stanowiska wywołują emocje i prowokują walkę różnych frakcji na przecieki i narracje. Bo bez wątpienia inna będzie partia, gdy górę weźmie Zbigniew Ziobro, a inna – gdy Mateusz Morawiecki.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.