Alkohol – substancja, z którą nie ma problemu Aleksander Kwaśniewski. Po jego występach na Ukrainie i w Szczecinie moglibyśmy sądzić co innego, ale na szczęście sprawę wyjaśniła Aleksandra Kwaśniewska w programie „Dzień dobry TVN". Współczujemy rodzinie. Bo jeśli to nie alkohol, to ani chybi alzheimer.
Beza – ciastko, które zdystansowało nawet papieską kremówkę. A nie wiadomo, czy słusznie. Szkoła falenicka, ze swym guru Józefem Oleksym, twierdzi bowiem, że Jolanta Kwaśniewska uczyła naród, jak jeść bezę. Szkoła otwocka utrzymuje natomiast, że tak naprawdę, chodziło o ptysia. Bez wątpienia jedna z większych zagadek III/IV Rzeczypospolitej.
Brzytwa – sama w sobie jest narzędziem do golenia. Natomiast w zestawie ze słowem „kurwa" oznacza cel, do którego dąży Józef Oleksy, czytając książki. Kiedy już się naczyta (a zaległości ma spore, jak przystało na byłego premiera i wykładowcę prywatnej szkoły), będzie ostry, kurwa, jak brzytwa.
Buc – Jerzy Szmajdziński. Co tu dużo pisać. Jaki jest koń, każdy widzi.
Cud – głównie gospodarczy. Obietnice cudu złożyła w kampanii wyborczej najbardziej odpowiedzialna i realistyczna partia w Polsce, czyli Platforma Obywatelska. I jeden cud już nastąpił – nikt ich nie oskarżył o populizm.
Czech – Mirosław, publicysta „Gazety Wyborczej", a wcześniej wieloletni sekretarz generalny Unii Wolności. Za jego czasów partia ta skonała w męczarniach, co nie przeszkadza mu się mądrzyć na łamach, jak należy uprawiać politykę. Najlepszy przykład tego, że publicyści są podobni do impotentów. I jedni, i drudzy wiedzą jak, ale nie potrafią.
Filipiny – wyspiarski kraj na Pacyfiku, gdzie łatwo można złapać tropikalną chorobę, co przytrafiło się Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Leki przeciw filipińskiemu wirusowi powodują zaburzenia fonetyczne i ogólne bredzenie. Czy znaczy to, że należy unikać Filipin? Absolutnie nie! Tylko jak już tam będziecie, to nie popełniajcie błędu eksprezydenta i używajcie prezerwatyw!
Gliwice – miasto prowokacji. Po tej z 1939 r. miała się odbyć następna, tym razem wymierzona w Donalda Tuska. Wyrzuceni, zawieszeni i zamrożeni liderzy PO chcieli tam sobie urządzić konferencję programową, ale bez udziału przewodniczącego partii. Ten, kiedy się o tym dowiedział, wpadł w gniew Achillesa, a jego wierny Schetyna zagroził wyrzuceniem uczestników konferencji gliwickiej z partii. W efekcie konferencja się nie odbyła, a z partii wywalono jakiegoś miejscowego łebka. Trzecia wojna światowa tym razem nie wybuchła.
Gorzelnia – ksywa Małgorzaty Ostrowskiej z SLD (domyślcie się, skąd się wzięła). Ziobro chciał jej odebrać immunitet, co wywołało spazmy Platformy Obywatelskiej, która co dwa dni zmieniała zdanie w sprawie instytucji immunitetu poselskiego. Raz była za jego likwidacją, to znowu za utrzymaniem. Cholera wie, jakie stanowisko PO ma teraz.
Łzy – dość popularny zabieg wyborczy. Płakała młoda Kwaśniewska, zapewniając, że tata nie pije (to właściwie dlaczego płakała?). Przede wszystkim ryczała jednak posłanka Sawicka, której Ziobro z CBA złamali życie, wmuszając w nią łapówkę. Jeszcze te łzy to może by nas wzruszyły, ale gile to już była przesada.
Komorowski – Bronisław. Facet z wąsami i w okularach, wielodzietny. Typowy Polak.
Marcinkiewicz – Kazio. Niegdyś polityk, dziś facet, który rozmienił się na drobne. Ale nie należy go potępiać, bo to człowiek chory. Dopadł go jednak nie bakcyl filipiński, lecz medialny. Kazio zrobi wszystko, żeby wystąpić w telewizji. Gdyby ktoś go zaprosił, wziąłby nawet udział w konkursie na sobowtóra Dody.
Nowak – Nowak. Prawdopodobnie ma jakieś imię, ale nigdy go nie pamiętamy. Tak jak jego fizjonomii. Oraz tego, co mówi. Jeden z mózgów Platformy Obywatelskiej.
Rokita – Jan Maria Władysław. Prawdopodobnie jeden z wybitniejszych polskich polityków, o czym prawdopodobnie nigdy się już nie przekonamy. A to za sprawą partii, która go zadziobała; żony, która zrobiła z niego balona; ale przede wszystkim za sprawą charakterologicznej ułomności, która czyni z Rokity politycznego singla. Obecnie Jan Maria Władysław jest bezrobotny i zastanawiamy się, czy to nie on powinien przejąć po nas rubryki. Na pewno wobec polskich polityków byłby bardziej złośliwy niż my obaj razem wzięci.
Palikot – Janusz. Po Gabrielu Janowskim i Stefanie Niesiołowskim przejął zaszczytny tytuł najbardziej postrzelonego bohatera naszych rubryk. Właściciel oldskulowej fryzury oraz niewyparzonego języka i plastikowego fallusa. A może plastikowego języka i niewyparzonego fallusa, już nam się pomieszało.
Pielęgniarki – nieszczęsne istoty, które założyły miasteczko namiotowe pod kancelarią premiera, a politycy opozycji przychodzili sobie je oglądać. Niektórzy znosili dary, wiele mówiące o ich naturze. Jolanta Kwaśniewska przyniosła róże, a Rychu Kalisz hamburgery. Podobno połowę zeżarł w drodze.
Przydupasy – komunistów, czyli Partia Demokratyczna. Kiedy dwa lata temu PD nie załapała się nawet na dotację budżetową, wydawało się, że nastąpił żałosny kres tej formacji. Ale nie, najbardziej żałosne momenty miały dopiero nadejść. Zasłużeni opozycjoniści fikali kozły na wiecach Szmajdzińskiego i Janika, a w nagrodę dostali dwa miejsca w Sejmie. Toż to jakaś autokastracja!
Taśmy – Gudzowatego, rzecz jasna. Wynika z nich wiele różnych rzeczy, ale jedna jest bezdyskusyjna. Nie byłoby polskiego życia publicznego i elit bez słowa „kurwa".
Tusk – Donald Magic. Lider Platformy Obywatelskiej, w którego nikt, ale to kompletnie nikt nie wierzył. Koleś jednak wszystkich zaskoczył i pokonał złego Kaczora. W nagrodę dostał Dodę i pół królestwa. Drugie pół jest prezydenckie.
Wachowski – Mieczysław. Niestrudzony obrońca III Rzeczypospolitej i wróg IV. Człowiek ogromnie zasłużony dla polskiej demokracji i w latach 90., i obecnie, gdy chronił ją przed Kaczorami. To jego – oraz Pawła Piskorskiego i Waldemara Dubaniowskiego – ciężkiej pracy zawdzięczamy narodziny Ruchu Obrony Praw Człowieka (patrz niżej), bez którego prawdopodobnie wszyscy siedzielibyśmy już w Berezie. Mieciu! Dziękujemy!
ZBOWiD – PRL-owska organizacja kombatancka, do której chlubnych tradycji nawiązał Ruch Obrony Praw Człowieka. Na czele tej inicjatywy stanął Aleksander Kwaśniewski, ale do demoruchów przystąpili także Mieczysław Rakowski, Wisława Szymborska i Zbigniew Hołdys. Spotkali się tylko raz, ale to wystarczyło, by demokracja ocalała. Tytani!
Zero – kiedyś Zbigniew Ziobro, obecnie, jak twierdzi Józef Oleksy, Wojciech Olejniczak. Hm, trudno się z Józiem nie zgodzić.
Beza – ciastko, które zdystansowało nawet papieską kremówkę. A nie wiadomo, czy słusznie. Szkoła falenicka, ze swym guru Józefem Oleksym, twierdzi bowiem, że Jolanta Kwaśniewska uczyła naród, jak jeść bezę. Szkoła otwocka utrzymuje natomiast, że tak naprawdę, chodziło o ptysia. Bez wątpienia jedna z większych zagadek III/IV Rzeczypospolitej.
Brzytwa – sama w sobie jest narzędziem do golenia. Natomiast w zestawie ze słowem „kurwa" oznacza cel, do którego dąży Józef Oleksy, czytając książki. Kiedy już się naczyta (a zaległości ma spore, jak przystało na byłego premiera i wykładowcę prywatnej szkoły), będzie ostry, kurwa, jak brzytwa.
Buc – Jerzy Szmajdziński. Co tu dużo pisać. Jaki jest koń, każdy widzi.
Cud – głównie gospodarczy. Obietnice cudu złożyła w kampanii wyborczej najbardziej odpowiedzialna i realistyczna partia w Polsce, czyli Platforma Obywatelska. I jeden cud już nastąpił – nikt ich nie oskarżył o populizm.
Czech – Mirosław, publicysta „Gazety Wyborczej", a wcześniej wieloletni sekretarz generalny Unii Wolności. Za jego czasów partia ta skonała w męczarniach, co nie przeszkadza mu się mądrzyć na łamach, jak należy uprawiać politykę. Najlepszy przykład tego, że publicyści są podobni do impotentów. I jedni, i drudzy wiedzą jak, ale nie potrafią.
Filipiny – wyspiarski kraj na Pacyfiku, gdzie łatwo można złapać tropikalną chorobę, co przytrafiło się Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Leki przeciw filipińskiemu wirusowi powodują zaburzenia fonetyczne i ogólne bredzenie. Czy znaczy to, że należy unikać Filipin? Absolutnie nie! Tylko jak już tam będziecie, to nie popełniajcie błędu eksprezydenta i używajcie prezerwatyw!
Gliwice – miasto prowokacji. Po tej z 1939 r. miała się odbyć następna, tym razem wymierzona w Donalda Tuska. Wyrzuceni, zawieszeni i zamrożeni liderzy PO chcieli tam sobie urządzić konferencję programową, ale bez udziału przewodniczącego partii. Ten, kiedy się o tym dowiedział, wpadł w gniew Achillesa, a jego wierny Schetyna zagroził wyrzuceniem uczestników konferencji gliwickiej z partii. W efekcie konferencja się nie odbyła, a z partii wywalono jakiegoś miejscowego łebka. Trzecia wojna światowa tym razem nie wybuchła.
Gorzelnia – ksywa Małgorzaty Ostrowskiej z SLD (domyślcie się, skąd się wzięła). Ziobro chciał jej odebrać immunitet, co wywołało spazmy Platformy Obywatelskiej, która co dwa dni zmieniała zdanie w sprawie instytucji immunitetu poselskiego. Raz była za jego likwidacją, to znowu za utrzymaniem. Cholera wie, jakie stanowisko PO ma teraz.
Łzy – dość popularny zabieg wyborczy. Płakała młoda Kwaśniewska, zapewniając, że tata nie pije (to właściwie dlaczego płakała?). Przede wszystkim ryczała jednak posłanka Sawicka, której Ziobro z CBA złamali życie, wmuszając w nią łapówkę. Jeszcze te łzy to może by nas wzruszyły, ale gile to już była przesada.
Komorowski – Bronisław. Facet z wąsami i w okularach, wielodzietny. Typowy Polak.
Marcinkiewicz – Kazio. Niegdyś polityk, dziś facet, który rozmienił się na drobne. Ale nie należy go potępiać, bo to człowiek chory. Dopadł go jednak nie bakcyl filipiński, lecz medialny. Kazio zrobi wszystko, żeby wystąpić w telewizji. Gdyby ktoś go zaprosił, wziąłby nawet udział w konkursie na sobowtóra Dody.
Nowak – Nowak. Prawdopodobnie ma jakieś imię, ale nigdy go nie pamiętamy. Tak jak jego fizjonomii. Oraz tego, co mówi. Jeden z mózgów Platformy Obywatelskiej.
Rokita – Jan Maria Władysław. Prawdopodobnie jeden z wybitniejszych polskich polityków, o czym prawdopodobnie nigdy się już nie przekonamy. A to za sprawą partii, która go zadziobała; żony, która zrobiła z niego balona; ale przede wszystkim za sprawą charakterologicznej ułomności, która czyni z Rokity politycznego singla. Obecnie Jan Maria Władysław jest bezrobotny i zastanawiamy się, czy to nie on powinien przejąć po nas rubryki. Na pewno wobec polskich polityków byłby bardziej złośliwy niż my obaj razem wzięci.
Palikot – Janusz. Po Gabrielu Janowskim i Stefanie Niesiołowskim przejął zaszczytny tytuł najbardziej postrzelonego bohatera naszych rubryk. Właściciel oldskulowej fryzury oraz niewyparzonego języka i plastikowego fallusa. A może plastikowego języka i niewyparzonego fallusa, już nam się pomieszało.
Pielęgniarki – nieszczęsne istoty, które założyły miasteczko namiotowe pod kancelarią premiera, a politycy opozycji przychodzili sobie je oglądać. Niektórzy znosili dary, wiele mówiące o ich naturze. Jolanta Kwaśniewska przyniosła róże, a Rychu Kalisz hamburgery. Podobno połowę zeżarł w drodze.
Przydupasy – komunistów, czyli Partia Demokratyczna. Kiedy dwa lata temu PD nie załapała się nawet na dotację budżetową, wydawało się, że nastąpił żałosny kres tej formacji. Ale nie, najbardziej żałosne momenty miały dopiero nadejść. Zasłużeni opozycjoniści fikali kozły na wiecach Szmajdzińskiego i Janika, a w nagrodę dostali dwa miejsca w Sejmie. Toż to jakaś autokastracja!
Taśmy – Gudzowatego, rzecz jasna. Wynika z nich wiele różnych rzeczy, ale jedna jest bezdyskusyjna. Nie byłoby polskiego życia publicznego i elit bez słowa „kurwa".
Tusk – Donald Magic. Lider Platformy Obywatelskiej, w którego nikt, ale to kompletnie nikt nie wierzył. Koleś jednak wszystkich zaskoczył i pokonał złego Kaczora. W nagrodę dostał Dodę i pół królestwa. Drugie pół jest prezydenckie.
Wachowski – Mieczysław. Niestrudzony obrońca III Rzeczypospolitej i wróg IV. Człowiek ogromnie zasłużony dla polskiej demokracji i w latach 90., i obecnie, gdy chronił ją przed Kaczorami. To jego – oraz Pawła Piskorskiego i Waldemara Dubaniowskiego – ciężkiej pracy zawdzięczamy narodziny Ruchu Obrony Praw Człowieka (patrz niżej), bez którego prawdopodobnie wszyscy siedzielibyśmy już w Berezie. Mieciu! Dziękujemy!
ZBOWiD – PRL-owska organizacja kombatancka, do której chlubnych tradycji nawiązał Ruch Obrony Praw Człowieka. Na czele tej inicjatywy stanął Aleksander Kwaśniewski, ale do demoruchów przystąpili także Mieczysław Rakowski, Wisława Szymborska i Zbigniew Hołdys. Spotkali się tylko raz, ale to wystarczyło, by demokracja ocalała. Tytani!
Zero – kiedyś Zbigniew Ziobro, obecnie, jak twierdzi Józef Oleksy, Wojciech Olejniczak. Hm, trudno się z Józiem nie zgodzić.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.