Miller uzyskał w Kopenhadze więcej, niż Schröder, Blair, Chirac i Berlusconi chcieli mu dać
Trzy razy Leszek Miller mijał Gerharda Schrödera po zakończeniu rokowań w Kopenhadze i ani razu kanclerz Niemiec się do polskiego premiera nie uśmiechnął, nie zamienił z nim słowa. Pozując do wspólnej fotografii, obaj politycy stali obok siebie i znowu Schröder odwracał od Millera głowę. Z polskim premierem rozmawiał tylko Joschka Fischer, minister spraw zagranicznych Niemiec. Równie chłodno traktowali szefa polskiego rządu prezydent Francji Jacques Chirac, brytyjski premier Tony Blair oraz Silvio Berlusconi, premier Włoch. Negocjacje prowadzone 13 grudnia nie były więc tylko teatrem, odgrywaniem wcześniej rozpisanych ról. Miller uzyskał w Kopenhadze więcej, niż Schröder, Blair, Chirac i Berlusconi chcieli mu dać.
Wszystko albo nic
Teatr skończył się w południe 13 grudnia, kiedy przewodzący unii duński premier Anders Rasmussen stwierdził, że Leszek Miller nie zamierza rezygnować z dodatkowych żądań. Do południa wszystko przebiegało według planu - Leszek Miller i inni szefowie rządów krajów kandydujących zgodnie twierdzili: "Wyrwiemy im członkostwo razem z pełnym portfelem". Inny spektakl odgrywali szefowie rządów piętnastki, mówiąc: "Nie oddamy ani guzika więcej". Oba przedstawienia miały przekonać społeczeństwa, że nic więcej nie dało się zrobić. Z tego, co mówią m.in. wicepremier Marek Pol i doradca premiera Tadeusz Iwiński, wynika, że Miller zastosował taktykę "wszystko albo nic".
Jeszcze 40 minut przed zakończeniem rozmów zirytowany kanclerz Schröder pytał Leszka Millera, czy bardziej mu zależy na utrzymaniu koalicji rządowej, czy na wejściu do unii. Gdy Schröder wyszedł na konsultacje, członkowie polskiej delegacji byli przekonani, że negocjacje mogą być przegrane. Wściekłego Schrödera w rozmowach z szefami rządów piętnastki zastąpił Anders Rasmussen. Miał argumentować, że szczyt nie może się skończyć fiaskiem, bo w świat już poszedł zły sygnał od władz Turcji, poirytowanych przetrzymywaniem tego kraju w unijnej poczekalni i domagających się jasnej odpowiedzi. Wbrew zapowiedziom nie udało się też zawrzeć porozumienia w sprawie Cypru (czyli utworzyć konfederacji tureckiej i greckiej części wyspy). Rasmussena poparł Göran Persson, premier Szwecji. Niezadowoleni Schröder i Chirac ustąpili i tuż przed 19.00 Persson ogłosił, że unia godzi się na polskie postulaty. Nasza delegacja czekała tymczasem na sygnał od premiera Rasmussena, potwierdzający słowa Perssona. Kiedy kilkadziesiąt minut później szefowie rządów ustawiali się do wspólnej fotografii, jeszcze było widać poirytowanie Schrödera i Chiraca.
Ustępstwa unii nie przekładają się oczywiście na dodatkowe miliardy euro. Sukcesem Polski i innych krajów jest jednak to, że pieniądze będą wydawane zgodnie z ich postulatami. Dodatkowy miliard euro na rekompensaty dla naszego budżetu to przesunięcie pieniędzy z puli przewidzianej na fundusze strukturalne. Pozytywną stroną tego rozwiązania jest to, że - jak powiedział "Wprost" Tadeusz Iwiński - "będzie to żywa gotówka, a fundusze strukturalne trudno w całości wykorzystać ze względu na skomplikowane procedury i konieczność własnego wkładu". Starzy członkowie UE wykorzystują 60-70 proc. funduszy, Polska na początku korzystałaby z 30-40 proc., a to oznacza, że większość należnych nam środków zostałaby w brukselskiej kasie. Na dłuższą metę wynegocjowane rozwiązanie można by uznać za szkodliwe, bo jest to przejadanie pieniędzy na rozwój, ale na razie nie ma innych funduszy na uzupełnienie dziury budżetowej. Z tej perspektywy jest to mimo wszystko sukces.
Polska w dyrektoriacie unii
Gdy do Unii Europejskiej przyjmowano Hiszpanię, równie twardo jak obecnie Leszek Miller negocjował premier Felipe González. Poirytowana Margaret Thatcher, premier Wielkiej Brytanii, powiedziała wtedy do Gonzáleza: "Przestań dramatyzować. Dołącz do unii, a potem będziesz mógł zmienić to, co ci się nie podoba". Leszek Miller znalazł się w sytuacji Gonzáleza. Jako lider największego spośród państw aspirujących do członkostwa mógł stawiać warunki. I będzie mógł stawiać je nadal, bo Polska właściwie już jest w unii. W dodatku należy do grupy największych krajów, które będą uczestniczyć w najważniejszych grach, zawierać koalicje, decydować o reformie UE. Miller okazał się twardym przeciwnikiem, z którym starzy członkowie nie będą mieli łatwo.
Paradoksalnie ostre rokowania stawiają polskiego premiera w dobrej sytuacji po wstąpieniu Polski do unii. Ci sami politycy, którzy w Kopenhadze byli na szefa naszego rządu poirytowani, będą właśnie z nim grać przeciwko małym państwom. Twardość Millera się przyda. Przebieg ostatniego dnia negocjacji w Kopenhadze pokazał, że jesteśmy traktowani w sposób szczególny - jako potencjalny członek dyrektoriatu, czyli grupy największych państw. Dodatkowym atutem Polski są jej stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, co czyni nas jeszcze bardziej wartościowym partnerem w unijnych układach i przetargach.
Strategia rekina kontra strategia karpia
Dla Polski najważniejsza nie jest teraz data 1 maja 2004 r., lecz najbliższych 16 miesięcy. W tym czasie okaże się, czy chcemy być w unii karpiem, czy rekinem. Czy zamierzamy stać się Niemcami bis - z najwyższymi podatkami, kosztami pracy i wydatkami socjalnymi - czy Irlandią bis. Kiedy Irlandia wstępowała do UE, PKB per capita wynosił tam zaledwie 60 proc. unijnej średniej, teraz przekracza 120 proc. średniej. Najgorszy byłby wybór wariantu greckiego, czyli przejadanie unijnych funduszy bez żadnych zmian strukturalnych. Tak Grecja postępowała jeszcze na początku lat 90. Partnerzy byli do tego stopnia poirytowani marnowaniem przez Greków pieniędzy unijnych podatników, że gdy greccy politycy i dyplomaci zabierali głos w instytucjach wspólnoty, ostentacyjnie ściągali z uszu słuchawki.
Przez 16 najbliższych miesięcy polski rząd ma czas na obniżenie podatków i barier dla obcego kapitału. I musi się liczyć z tym, że Czesi i Węgrzy będą się starali - tak jak teraz - nas przelicytować. Na Węgrzech podatek od firm wynosi 3 proc., w Polsce 28 proc. Leszek Balcerowicz, prezes NBP, powiedział "Wprost", że akces do unii oznacza dla Polski stworzenie trzech sprężyn rozwoju. Będą one działać już w najbliższych miesiącach. Pierwsza sprężyna to włączenie kraju w obszar silniejszej konkurencji, co wymusi na monopolistach obniżenie cen na naszym rynku. Druga - to większa wiarygodność Polski, co oznacza napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Ten proces zaczął się już kilka miesięcy przed szczytem w Kopenhadze. Przewidując przyjęcie Polski do UE, japońscy inwestorzy zaczęli nas traktować tak, jakbyśmy tam już byli. Trzecia sprężyna rozwoju to dodatkowe fundusze na modernizację państwa.
Perspektywa przystąpienia Polski do unii stanowi zachętę dla firm ze strefy Pacyfiku, ale także z zachodniej Europy, by przenosiły do naszego kraju produkcję. Polski rząd powinien więc zrobić wszystko, by koszty pracy były u nas niższe niż w krajach, z których te przedsiębiorstwa uciekają. Postępując jak rekin, a nie jak karp, Polska może w najbliższych 16 miesiącach zyskać więcej niż w takim samym okresie po akcesji.
Komu się nie opłaca sprzeciwiać Polsce
Już wkrótce nasi urzędnicy zasiądą - do 1 maja 2004 r. jako obserwatorzy - w dziesiątkach europejskich ciał. Wystarczy, że będą uważnie notowali, jak w ważnych dla Polski sprawach zachowują się przedstawiciele innych państw. Jeśli na przykład reprezentant Austrii będzie przeciwny, by autobusy, w tym polskie, przejeżdżały przez alpejskie przełęcze, po 1 maja 2004 r. polski urzędnik może zablokować kwestie ważne dla Austrii. W komitetach i agencjach Unii Europejskiej negocjacje właściwie nigdy się nie kończą i większość czasu zajmuje pozyskiwanie sojuszników. Polska będzie miała w Radzie Europejskiej i Parlamencie Europejskim głos na tyle znaczący, że przedstawiciele innych krajów trzy razy się zastanowią, nim zgłoszą weto do polskich propozycji. Oczywiście, przed 1 maja 2004 r. starzy członkowie unii będą nas straszyć, że jeśli będziemy zbyt hardzi, to parlamentarzyści w ich krajach mogą nie ratyfikować traktatu o naszym członkostwie. Takie ryzyko istnieje, ale jest niewielkie.
Miller jak Dmowski
Twardo negocjując warunki przyjęcia Polski do UE, Leszek Miller zapewnił nam lepszą pozycję po wstąpieniu. Premier RP odegrał w ostatniej fazie negocjacji rolę podobną do tej, jaką na konferencji w Wersalu w 1919 r. odegrał Roman Dmowski. Wtedy gra toczyła się o Wielkopolskę, Śląsk i Pomorze Gdańskie. Wielkopolskę i Pomorze dostaliśmy, na Śląsku odbył się plebiscyt. Tym razem nie chodzi o terytorium, lecz o to, do jakiej cywilizacji będzie należała Polska. Mają więc rację Polacy badani przez Pentor (na zlecenie "Wprost"), gdy przystąpienie do unii uznają za drugie wydarzenie w historii Polski po odzyskaniu niepodległości w 1918 r.
Juliusz Urbanowicz
Kopenhaga
Leszek Miller premier RP Na szczycie w Kopenhadze wynegocjowaliśmy warunki najlepsze z możliwych. Musieliśmy stoczyć poważną walkę, żeby je uzyskać. Mieliśmy do wyboru: albo te warunki, albo niepewną przyszłość, bo nie wiadomo, kiedy będzie następne rozszerzenie. Priorytetem były rekompensaty do budżetu, gdyż środki na fundusze strukturalne są w dużej mierze papierowe. Przychodzą wtedy, gdy pojawiają się nasze własne środki, i idą na ściśle określone programy. Środki do budżetu to natomiast żywa gotówka, z którą możemy zrobić, co zechcemy, i to od razu. Najważniejsze jest jednak to, ile środków napłynie do całej gospodarki - w wyniku zwiększonych możliwości inwestycyjnych i handlowych po przystąpieniu do UE. Pewne miejsce w unii powinno nam dostarczyć tak potrzebnego impulsu do modernizacji kraju. Reszta zależy od nas - musimy gonić Unię Europejską, a to oznacza, że konieczny jest wyższy wzrost PKB. Trzeba będzie umiejętnie korzystać ze wszystkich unijnych funduszy regionalnych i spójności. Nasze województwa skorzystają z funduszy wyrównawczych, dlatego bardzo dużo zależeć będzie od samorządów. Muszą się nauczyć szybko absorbować duże środki, które będą napływały z unii. Leszek Balcerowicz prezes Narodowego Banku Polskiego 13 grudnia to dzień niezwykły: nie tylko dla elit politycznych, ale dla wszystkich Polaków. A także dla naszej gospodarki. Otrzymała ona szansę nadzwyczajnego przyspieszenia - swoiste sprężyny popychające ją do wysoko rozwiniętego świata. Po pierwsze, wkroczymy w obszar silniejszej konkurencji, co wymusi obniżenie cen przez dotychczasowych monopolistów. Po drugie, zyskaliśmy większą wiarygodność, co przyniesie większy dopływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Po trzecie, otrzymamy dodatkowe fundusze na modernizację państwa. Aby w pełni wykorzystać odrzut tych sprężyn rozwoju, musimy w pierwszej kolejności uzdrowić nasze finanse publiczne - a to już zadanie rządu. Günter Verheugen komisarz ds. rozszerzenia UE Na tym rozszerzeniu skorzystają obie strony, cała Europa. Nie sposób uznać, że ktoś wyszedł z tych negocjacji pokonany. Nie do mnie należy przekonywanie Polaków, że 13 grudnia odnieśli sukces. Bo odnieśli. Myślę, że byłoby straszną pomyłką, gdyby Polacy patrzyli na całą integrację tylko poprzez pakiet finansowy, który zresztą jest dla Polski korzystny. Rozszerzenie to coś o wiele większego i o wiele ważniejszego niż pieniądze. Cieszę się oczywiście, że udało nam się znaleźć sposób, żeby złagodzić trudności polskiego budżetu. Dla mnie ten szczyt nie był najtrudniejszym momentem w mojej karierze komisarza. O naprawdę najtrudniejszym momencie być może napiszę za dziesięć lat w jakiejś polskiej gazecie. Podczas szczytu w Kopenhadze wiedziałem, że nadszedł kluczowy moment i że nikt nie weźmie na siebie odpowiedzialności za fiasko procesu, który jest naprawdę wielkim, historycznym wydarzeniem. |
Co zyskamy dzięki unii? |
---|
Józef Oleksy były premier, przewodniczący sejmowej Komisji Integracji Europejskiej
Maciej Płażyński przewodniczący Platformy Obywatelskiej
Witold Orłowski doradca ekonomiczny prezydenta RP
Zyta Gilowska posłanka PO
Cezary Józefiak członek Rady Polityki Pieniężnej
Krzysztof Rybiński główny ekonomista BPH PBK
Zbigniew Kuźmiuk przewodniczący Klubu Parlamentarnego PSL
|
Czy skorzystamy na wstĄpieniu do Unii Europejskiej? | |
---|---|
TAK | NIE |
JERZY STARAK przedsiębiorca Polska w świetnie zorganizowanej wspólnocie najbardziej rozwiniętych państw naszego kontynentu to dla nas awans cywilizacyjny, gospodarczy i społeczny. Zyskają na tym wszyscy, choć może nie od pierwszych miesięcy. Dla polskiego biznesu będzie to wielkie wyzwanie: wzrost konkurencji, lecz i nowe szanse na rozwój, łatwiejszy dostęp do unijnego rynku. Jeśli się dobrze do tego przygotujemy, z pewnością stać nas na sukces. | ROMAN GIERTYCH poseł Ligi Polskich Rodzin Decyzja rządu Leszka Millera o wejściu Polski do Unii Europejskiej jest skandaliczna. Warunki, które nam zaproponowano i które przyjęliśmy, nie są nawet warunkami trzeciej, lecz czwartej lub piątej kategorii. Oznaczają, że na trwałe znajdziemy się w szarej strefie Unii Europejskiej, że staniemy się wyłącznie rynkiem zbytu dla krajów wspólnoty. Jaki jest sens wchodzenia do unii, jeśli nas to nie dotyczy, bo będą kraje równe i równiejsze? |
ZBIGNIEW ZAMACHOWSKI aktor Nasze wejście do Unii Europejskiej to jedyne sensowne rozwiązanie. Mamy dziwny, odwrócony kompleks Europy. Wydaje nam się, że więcej się nam należy. Dobrze by było, gdybyśmy to nasze mniemanie zmienili, spojrzeli na siebie nieco krytyczniej i otworzyli się na to, co proponuje nam unia. Dla mojego zawodu wejście do Unii Europejskiej nie ma większego znaczenia. Jako artysta muszę po prostu znać języki, by brać udział w europejskich, i nie tylko, przedsięwzięciach. | DANUTA HOJARSKA posłanka Samoobrony Wchodząc do Unii Europejskiej, Polska straci suwerenność. Ja stracę rynki zbytu, moje dzieci, które prowadzą gospodarstwo, nie będą mogły sprzedać żadnego produktu - bo w naszych sklepach wszystkie produkty będą unijne. Gdyby zaproponowano nam równe, partnerskie warunki, takie jak dostały przy kolejnych poszerzeniach inne kraje, wtedy byłabym zwolenniczką unii. Mój dziadek zginął za Polskę, a ja w żadnym wypadku nie godzę się na wejście do unii. |
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.