Badania DNA zmieniają spojrzenie na przeszłość ludzkości
Goście przybywający do Santo Domingo w Dominikanie nie mogą nie zauważyć gigantycznej budowli na planie krzyża zwieńczonej latarnią morską. Faro a Colon zostało wzniesione w hołdzie Krzysztofowi Kolumbowi. Co więcej, mieszkańcy Santo Domingo twierdzą, że właśnie tutaj spoczywają prochy odkrywcy Nowego Świata. Tymczasem mieszkańcy Sewilli w Hiszpanii są przekonani, że to właśnie w ich mieście znajduje się grób Kolumba. Który więc jest prawdziwy? Już wkrótce będzie można to stwierdzić dzięki analizie kodu genetycznego wielkiego podróżnika. Nie będzie to zresztą pierwszy wypadek, kiedy DNA okaże się skarbnicą wiedzy na temat wydarzeń z przeszłości.
Ślad pozamałżeński
Thomas Jefferson, trzeci prezydent Stanów Zjednoczonych, mógł być ojcem jednego z synów niewolnicy Sally Hemings pracującej w jego posiadłości - taka informacja ukazała się przed kilku laty w tygodniku "Nature". Naukowcy mogli dojść do takich wniosków dzięki analizie DNA potomków brata prezydenta oraz potomków dzieci Sally Hemings. Badania oparto na założeniu, że chromosom Y - odpowiadający za cechy płciowe - przechodzi w nie zmienionej formie z ojca na syna. Chociaż więc sam Jefferson nie miał synów, którzy mieliby dzieci, można prześledzić dziedziczenie chromosomu Y w rodzinie Jeffersonów ze strony brata prezydenta. Ostatecznym dowodem potwierdzającym przypuszczenia niektórych historyków, że Jefferson rzeczywiście miał romans ze swoją niewolnicą, było znalezienie podobnego chromosomu Y u potomków jej synów.
Zagadka grobu Kolumba być może również zostanie rozwiązana dzięki analizie DNA potomka podróżnika. Kolumb miał bowiem syna z nieprawego łoża o nazwisku Hernando Colon, którego prochy znajdują się w katedrze w Sewilli. Porównanie genomów ojca i syna da naukowcom możliwość ustalenia, gdzie spoczywają szczątki tego pierwszego. Sam Kolumb umarł w 1506 r. w Valladolid w Hiszpanii i właśnie tam został pochowany. Później jego prochy przeniesiono jednak do Sewilli, a w 1537 r. na wyspę Hispaniola (Haiti). W 1795 r. Hiszpanie przekazali wyspę Francuzom i przenieśli prochy Kolumba najpierw do Hawany na Kubie, a później do Sewilli. Czy jednak rzeczywiście tam się znalazły? W 1877 r. ludzie pracujący w katedrze w Santo Domingo na Dominikanie znaleźli skrzynię z 13 dużymi kośćmi i 28 małymi. Napis głosił "Sławny i wybitny mąż Cristobal Colon". Czy Hiszpanie mogli pomylić trumny? Na to pytanie już wkrótce odpowiedzą testy DNA.
Zmierzch cesarstw
Badanie DNA pobranego ze szkieletu dziecka pochowanego na rzymskim cmentarzysku w V wieku naszej ery pozwoliło ustalić przyczynę jego śmierci. Była nią malaria. Do tej pory najstarsze ślady malarii znajdowane były podczas wykopalisk z okresu średniowiecza i nic nie wskazywało na to, że choroba ta mogła występować w starożytności.
Archeolodzy i historycy od dawna zastanawiali się, co sprawiło, że w V wieku naszej ery rozpadła się potęga cesarstwa rzymskiego. Jedna z hipotez głosiła, że mogła się do tego przyczynić groźna choroba. Do tej pory była to jednak wyłącznie hipoteza. Rzymskie znaleziska potwierdzają, że mogła to być malaria.
Napoleon I, cesarz Francuzów, umarł na Wyspie Świętej Heleny na raka żołądka - taką wersję jego końca najczęściej przyjmują historycy. Tymczasem toksykolog Pascal Kintz i specjalista medycyny sądowej Paul Fournes z Francji są innego zdania. Napoleon był systematycznie podtruwany arszenikiem - twierdzą naukowcy, a swoje przekonanie opierają na badaniach DNA (potwierdziły one, że pięć dobrze zachowanych próbek włosów cesarza rzeczywiście do niego należało) i badaniach toksykologicznych. Z kolei badania przeprowadzone ostatnio na zlecenie francuskiego miesięcznika naukowego "Science et vie" dowodzą, że stężenie arszeniku we włosach Napoleona było za małe, by spowodować śmierć cesarza. Ślady arszeniku mogą świadczyć natomiast o tym, że substancja zawierająca ten związek była w czasach Napoleona używana do pielęgnacji włosów.
Kolonizacja po męsku i po damsku
Kiedy hiszpańscy konkwistadorzy przybyli do brzegów Ameryki Północnej, nie mieli żadnej litości dla tubylców - świadczą o tym zachowane źródła pisane. Niestety, potwierdziły to także badania genetyczne przeprowadzone w Kolumbii. O ile badanie chromosomu Y pozwala ustalić pochodzenie męskiej gałęzi drzewa genealogicznego ludzkości, o tyle badanie tzw. mitochondrialnego DNA pozwala stwierdzić, jakiego pochodzenia są kobiety w danej społeczności. Dzięki obydwu metodom udało się ustalić, że większość chromosomów Y wśród współczesnych Kolumbijczyków jest pochodzenia europejskiego. Mitochondrialny DNA współczesnych Kolumbijek świadczy jednak o tym, że ich praprzodkinie nie przyjechały z Europy.
Zupełnie inaczej wyglądała kolonizacja Europy, kiedy pojawiali się tu pierwsi osadnicy. Genetycy występują przeciw powszechnemu przeświadczeniu, że to mężczyźni byli odkrywcami, a kobiety pozostawały w domach. Analiza dystrybucji chromosomów Y i mitochondrialnego DNA wskazuje, że częściej dominował model, w którym męscy potomkowie zostawali w osadzie rodziców, a kobiety znajdowały męża poza jej obrębem.
Wszyscy Amerykanie to Afro-Amerykanie
"Ludzki genom to najważniejsza książka historyczna, jaką kiedykolwiek napisano" - twierdzi dr Spencer Wells, genetyk, który w ramach gigantycznego projektu poznania pochodzenia człowieka przebadał tysiące próbek ludzkiego DNA z całego świata. Jaki skutek dały jego poszukiwania? Okazuje się, że choć trudno w to uwierzyć, wszyscy ludzie na ziemi są spokrewnieni i wszyscy mają wspólnych przodków pochodzących z Afryki. Koncepcja afrykańskiego pochodzenia ludzkości nie jest nowa, ale - jak wynika z badań genetycznych dr. Wellsa - nasi przodkowie opuścili Afrykę o wiele później, niż do tej pory sądzono. Nie miliony, lecz tysiące lat temu. Badanie DNA pozwoliło także opracować mapę ich migracji.
Na pustyni Kalahari w Namibii mieszkają Buszmeni - populacja, która najwcześniej, bo około 50 tys. lat temu, oddzieliła się od głównego pnia drzewa genealogicznego ludzkości i przez te wszystkie lata pozostała wierna swojej ziemi. Skąd to wiadomo? W genomach wszystkich ludzi raz na jakiś czas powstają mutacje, które są przekazywane następnym pokoleniom, tzw. markery. Mutacje występujące u Buszmenów nie pojawiają się w żadnej innej populacji na świecie. Tropienie markerów innych społeczności pokazuje, że można je znaleźć w różnych częściach świata. Właśnie dzięki takiemu śledztwu dr Wells ustalił, że prawie 50 tys. lat temu ludzie podobni do Buszmenów musieli opuścić Afrykę. Co jednak ciekawe, najpierw skierowali swe kroki do Australii. U tamtejszych aborygenów znaleziono bowiem mutacje o pochodzeniu afrykańskim. Znacznie ważniejsza była jednak druga grupa "uchodźców" z Afryki, która opuściła kontynent 45 tys. lat temu. Ich potomkowie dotarli do środkowej Azji, a tu rozdzielili się, dając początek społecznościom zamieszkującym dzisiaj Azję, Europę i obie Ameryki. Ze środkowej Azji pochodzili również dalecy przodkowie autora niniejszego tekstu, co wykazało badanie próbki DNA wysłanej dr. Wellsowi do jego waszyngtońskiego laboratorium.
Ślad pozamałżeński
Thomas Jefferson, trzeci prezydent Stanów Zjednoczonych, mógł być ojcem jednego z synów niewolnicy Sally Hemings pracującej w jego posiadłości - taka informacja ukazała się przed kilku laty w tygodniku "Nature". Naukowcy mogli dojść do takich wniosków dzięki analizie DNA potomków brata prezydenta oraz potomków dzieci Sally Hemings. Badania oparto na założeniu, że chromosom Y - odpowiadający za cechy płciowe - przechodzi w nie zmienionej formie z ojca na syna. Chociaż więc sam Jefferson nie miał synów, którzy mieliby dzieci, można prześledzić dziedziczenie chromosomu Y w rodzinie Jeffersonów ze strony brata prezydenta. Ostatecznym dowodem potwierdzającym przypuszczenia niektórych historyków, że Jefferson rzeczywiście miał romans ze swoją niewolnicą, było znalezienie podobnego chromosomu Y u potomków jej synów.
Zagadka grobu Kolumba być może również zostanie rozwiązana dzięki analizie DNA potomka podróżnika. Kolumb miał bowiem syna z nieprawego łoża o nazwisku Hernando Colon, którego prochy znajdują się w katedrze w Sewilli. Porównanie genomów ojca i syna da naukowcom możliwość ustalenia, gdzie spoczywają szczątki tego pierwszego. Sam Kolumb umarł w 1506 r. w Valladolid w Hiszpanii i właśnie tam został pochowany. Później jego prochy przeniesiono jednak do Sewilli, a w 1537 r. na wyspę Hispaniola (Haiti). W 1795 r. Hiszpanie przekazali wyspę Francuzom i przenieśli prochy Kolumba najpierw do Hawany na Kubie, a później do Sewilli. Czy jednak rzeczywiście tam się znalazły? W 1877 r. ludzie pracujący w katedrze w Santo Domingo na Dominikanie znaleźli skrzynię z 13 dużymi kośćmi i 28 małymi. Napis głosił "Sławny i wybitny mąż Cristobal Colon". Czy Hiszpanie mogli pomylić trumny? Na to pytanie już wkrótce odpowiedzą testy DNA.
Zmierzch cesarstw
Badanie DNA pobranego ze szkieletu dziecka pochowanego na rzymskim cmentarzysku w V wieku naszej ery pozwoliło ustalić przyczynę jego śmierci. Była nią malaria. Do tej pory najstarsze ślady malarii znajdowane były podczas wykopalisk z okresu średniowiecza i nic nie wskazywało na to, że choroba ta mogła występować w starożytności.
Archeolodzy i historycy od dawna zastanawiali się, co sprawiło, że w V wieku naszej ery rozpadła się potęga cesarstwa rzymskiego. Jedna z hipotez głosiła, że mogła się do tego przyczynić groźna choroba. Do tej pory była to jednak wyłącznie hipoteza. Rzymskie znaleziska potwierdzają, że mogła to być malaria.
Napoleon I, cesarz Francuzów, umarł na Wyspie Świętej Heleny na raka żołądka - taką wersję jego końca najczęściej przyjmują historycy. Tymczasem toksykolog Pascal Kintz i specjalista medycyny sądowej Paul Fournes z Francji są innego zdania. Napoleon był systematycznie podtruwany arszenikiem - twierdzą naukowcy, a swoje przekonanie opierają na badaniach DNA (potwierdziły one, że pięć dobrze zachowanych próbek włosów cesarza rzeczywiście do niego należało) i badaniach toksykologicznych. Z kolei badania przeprowadzone ostatnio na zlecenie francuskiego miesięcznika naukowego "Science et vie" dowodzą, że stężenie arszeniku we włosach Napoleona było za małe, by spowodować śmierć cesarza. Ślady arszeniku mogą świadczyć natomiast o tym, że substancja zawierająca ten związek była w czasach Napoleona używana do pielęgnacji włosów.
Kolonizacja po męsku i po damsku
Kiedy hiszpańscy konkwistadorzy przybyli do brzegów Ameryki Północnej, nie mieli żadnej litości dla tubylców - świadczą o tym zachowane źródła pisane. Niestety, potwierdziły to także badania genetyczne przeprowadzone w Kolumbii. O ile badanie chromosomu Y pozwala ustalić pochodzenie męskiej gałęzi drzewa genealogicznego ludzkości, o tyle badanie tzw. mitochondrialnego DNA pozwala stwierdzić, jakiego pochodzenia są kobiety w danej społeczności. Dzięki obydwu metodom udało się ustalić, że większość chromosomów Y wśród współczesnych Kolumbijczyków jest pochodzenia europejskiego. Mitochondrialny DNA współczesnych Kolumbijek świadczy jednak o tym, że ich praprzodkinie nie przyjechały z Europy.
Zupełnie inaczej wyglądała kolonizacja Europy, kiedy pojawiali się tu pierwsi osadnicy. Genetycy występują przeciw powszechnemu przeświadczeniu, że to mężczyźni byli odkrywcami, a kobiety pozostawały w domach. Analiza dystrybucji chromosomów Y i mitochondrialnego DNA wskazuje, że częściej dominował model, w którym męscy potomkowie zostawali w osadzie rodziców, a kobiety znajdowały męża poza jej obrębem.
Wszyscy Amerykanie to Afro-Amerykanie
"Ludzki genom to najważniejsza książka historyczna, jaką kiedykolwiek napisano" - twierdzi dr Spencer Wells, genetyk, który w ramach gigantycznego projektu poznania pochodzenia człowieka przebadał tysiące próbek ludzkiego DNA z całego świata. Jaki skutek dały jego poszukiwania? Okazuje się, że choć trudno w to uwierzyć, wszyscy ludzie na ziemi są spokrewnieni i wszyscy mają wspólnych przodków pochodzących z Afryki. Koncepcja afrykańskiego pochodzenia ludzkości nie jest nowa, ale - jak wynika z badań genetycznych dr. Wellsa - nasi przodkowie opuścili Afrykę o wiele później, niż do tej pory sądzono. Nie miliony, lecz tysiące lat temu. Badanie DNA pozwoliło także opracować mapę ich migracji.
Na pustyni Kalahari w Namibii mieszkają Buszmeni - populacja, która najwcześniej, bo około 50 tys. lat temu, oddzieliła się od głównego pnia drzewa genealogicznego ludzkości i przez te wszystkie lata pozostała wierna swojej ziemi. Skąd to wiadomo? W genomach wszystkich ludzi raz na jakiś czas powstają mutacje, które są przekazywane następnym pokoleniom, tzw. markery. Mutacje występujące u Buszmenów nie pojawiają się w żadnej innej populacji na świecie. Tropienie markerów innych społeczności pokazuje, że można je znaleźć w różnych częściach świata. Właśnie dzięki takiemu śledztwu dr Wells ustalił, że prawie 50 tys. lat temu ludzie podobni do Buszmenów musieli opuścić Afrykę. Co jednak ciekawe, najpierw skierowali swe kroki do Australii. U tamtejszych aborygenów znaleziono bowiem mutacje o pochodzeniu afrykańskim. Znacznie ważniejsza była jednak druga grupa "uchodźców" z Afryki, która opuściła kontynent 45 tys. lat temu. Ich potomkowie dotarli do środkowej Azji, a tu rozdzielili się, dając początek społecznościom zamieszkującym dzisiaj Azję, Europę i obie Ameryki. Ze środkowej Azji pochodzili również dalecy przodkowie autora niniejszego tekstu, co wykazało badanie próbki DNA wysłanej dr. Wellsowi do jego waszyngtońskiego laboratorium.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.