- Boski Tadeo Iwiński - przyjaciel Samuela Huntingtona. Tak przynajmniej o sobie mówi, a my mu wierzymy na słowo. Zarazem czołowy maczo SLD i rządu. Nic dziwnego, że Leszek Miller trzyma go blisko siebie w kancelarii premiera. Typ bardziej latynoski, o cokolwiek nieskoordynowanych ruchach - pod wpływem wysokich temperatur ręce mu latają na boki i lądują na pupach tłumaczek. Tadeo lubi, jak się do niego zwracać per "profesorze", ale piękne kobiety mogą mówić po prostu "boski".
- Brunatny Robert - znany również jako Robert Kwiatkowski. Jak powszechnie wiadomo z badań prof. Marii Szyszkowskiej (senator SLD), telewizja ma odchylenie prawicowe. I rzeczywiście w TVP cięgiem jak nie kler, to prawica. Faszyzm wprost przelewa się z ekranów (stąd Robert taki jest Brunatny). W tej telewizji Brunatnego wspomaga cała rzesza naszych ulubionych dziennikarzy i dyrektorów, z Wielbicielem Młodych Iglesiasów Sławkiem Zielińskim na czele. Ostatnim nabytkiem jest tam młody zdolny montażysta Lech Nikolski.
- Deska - a właściwie wicepremier zwany roboczo Deską, bo to przecież prawdziwa Belka. Była taka postać. Zasłynął najpierw tym, że wydawał się całkowicie normalny, co na jego stanowisku było niezwykłe. Później się okazało, że sobie podskakuje w Senacie, a do dziennikarza syczy rozwścieczony: "Niech pan sp...ala, bo i pan oberwie". No a później już się nie rozwinął, bo go zwinęli.
- Gudzowaty Aleksander - miłośnik lam i SLD, swój chłop. Były i przyszły pracodawca połowy rządu, który prócz tego, że robotę znajdzie, to i kredyt na dom da, no i gaz podciągnie.
- Kalinowski Jarosław - skapcaniał strasznie. Właściwie wspominamy go, bo ktoś musi reprezentować PSL. Teraz wyróżnia się w rządzie tylko najfajniejszymi wąsami, ale kiedyś słynął również z mocnej głowy.
- Lustrowani - cały legion zasłużonych działaczy. Historycznie rzecz biorąc, pierwszy był eksposeł SLD Tadeusz Matyjek, którego sąd uznał jednak nie za Tadka, ale za "Janka" i wyrzucił z Sejmu. Gdyby jednak szeregować według ważności, to najwięcej roboty mają sądy z Józefem Oleksym, Jerzym Jaskiernią i Markiem Wagnerem. Jaskiernia już się wybronił, Wagnera ma bronić opera, to pewnikiem znowu padnie na Oleksego.
- Niezmordowany - Aleksander Małachowski. Wedle własnych zapewnień, potomek kilku carów serbskich i świętych tamtejszego Kościoła prawosławnego, namaszczony przez Jana Józefa Lipskiego na przywódcę polskiej lewicy. Niezmordowany nie ustaje w tropieniu spisków prawicowej hałastry i kleru. Mimo siwej brody i farbowanych na czarno włosów poświęca się cały dla Polski. A ta marnie mu odpłaca ledwie stanowiskiem honorowego przewodniczącego PCK. Taki wstyd!
- Oleksy Józef - przeszłość polskiej lewicy. Skrzywdzony przez Kwaśniewskiego, Milczanowskiego, Millera, sąd lustracyjny i Wałęsę (kolejność alfabetyczna). Obecnie na zesłaniu w Konwencie Rady Europy. Bardzo stamtąd kwili, że chętnie by poświęcił swoje siły Polsce, ale nikt go nie chce. Swoją drogą niech nie marudzi: lepsza na zesłanie Bruksela niż Sybir.
- Owoc Alfred - serdeńko nasze kochane, nasze odkrycie i miłość od pierwszego wejrzenia. Poseł SLD cieszy się od lat zasłużoną renomą smakosza spryskiwaczy do szyb. Miał nawet z tego powodu kłopoty, gdy parę wiosen temu zatrzymała go policja i zaczęła podejrzewać, że prowadzący samochód Alfred jest na gazie. Poseł krwi sobie pobrać nie dał, a prasie się tłumaczył, że był trzeźwy jak niemowlę, a to, co czuli od niego policjanci, to spryskiwacz. Ostatnio Alfred - już jako współpracownik ministra zdrowia - zasmakował w podróżach lotniczych. Lecąc ze Szczecina, zdemolował pół samolotu i swoją prywatną głowę. Jaka szkoda, że Alfred nie spróbował sił w sporcie. Jak to śpiewał Franek Kimono: "Po dobrej wódzie lepszy jestem w dżudzie..."
- PLD - tylko trzy literki, a mają swoje koło w Sejmie i popierają rząd! Niby więc wszystko OK, tylko nikt nie wie, co to PLD może oznaczać. Podobno po to chłopaki przyjęli do siebie detektywa Rutkowskiego, żeby im wyjaśnił, o co chodzi.
- Pol Marek - czerstwy jak NRD-owskie komedie. Ale może to i lepiej, bo jak już coś wymyśli, to wychodzi mu z tego winieta.
- Tobera pies - żywy dowód na to, że komuś rządy SLD jednak pomogły. Najpierw bowiem jeździł zwykłym nissanem, by - jak tylko Michał Tober został ministrem - przesiąść się do rządowej lancii. Wielokrotnie zapewnialiśmy, że na pewno zwierzę płaci z kieszonkowego za te podróże, więc się nie czepiamy. Tym bardziej że to nasza narodowa duma. W końcu włoski pies jeździł tylko koleją.
- Tygrys na Kiełkach - zwierzę tylko z nazwy, a w istocie niezwykłej delikatności człowiek. Grzegorz Kołodko nie tylko jest światowej sławy ekonomistą, tygrysem gospodarczym Europy Środkowo-Wschodniej żywiącym się jedynie kiełkami i innym bezmięsnym świństwem, ale też niesamowicie wrażliwym humanistą, ponoć buddystą. Z tego buddyzmu najostrzej kpi, ale tylko prywatnie, Aleksander Kwaśniewski. To o tyle dziwne, że swojej buddystki Labudy nie prześladuje. Inny paradoks: choć tygrys należy do kotów, to nasz Tygrys bardzo troszczy się o swego psa i każe go wozić służbowym BMW do weterynarza, a czasem i do kancelarii premiera. Sam pewnie do roboty truchta.
- Unia Pracy - była kiedyś taka partia.
- Wielbiciel Młodych Iglesiasów - no oczywiście, że Sławek Zieliński! Dalszą, bardzo smaczną część tej notki musimy niestety ocenzurować. Każde pojawienie się WMI w naszej rubryce oznaczało bowiem restrykcje wobec "Wprost" w TVP 1.
- Winieta - czołowe osiągnięcie koalicji SLD-UP-PSL. Obowiązkowy papierek na szybę auta za prawie dwie stówy rocznie, dzięki któremu można sobie pojeździć w tę i we w tę po wszystkich polskich autostradach zbudowanych przez Pola.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.