Szklana kula Orłowskiego, czyli co nam grozi w 2003 r.
Polska gospodarka ruszy z miejsca, rozpędzając się do 3-4 proc. Prawie siedemdziesięcioprocentowe poparcie w referendum umożliwi przystąpienie Polski do Unii Europejskiej w maju 2004 r. Inwestorzy krajowi i zagraniczni dojdą do wniosku, że mimo wszystko nasz kraj jest niezłym miejscem do budowy nowych fabryk i rozpoczną realizację wielomiliardowych projektów - w znacznej mierze z myślą o zamożnych, lecz gnuśnych Europejczykach z Zachodu, którzy nowe samochody i jachty będą zamawiać w Polsce. Złoty będzie mocny i stabilny dzięki współpracy ostrożnego, lecz zdecydowanego w działaniach ministra finansów, z surową, ale sprawiedliwą Radą Polityki Pieniężnej. Rada będzie wprawdzie kręcić nosem na zbyt wysoki deficyt, jednak doceni wysiłek na rzecz reform finansów publicznych, który zaowocuje poprawą struktury wydatków w przyszłorocznym budżecie. Bezrobocie będzie wysokie, ale wreszcie zacznie spadać, powoli poprawiając nastroje społeczne. A wszystko to będzie się odbywać w świecie, w którym nie nastąpią poważne polityczne i gospodarcze wstrząsy. Tak może wyglądać 2003 r. Życzyłbym sobie takiego scenariusza. I wydaje się on prawdopodobny. Niestety, łatwo może zostać pokrzyżowany przez jedną z siedmiu katastrof. Strach pomyśleć, co mogłoby się wtedy stać.
Strach 1. "Nie" w unijnym referendum
A źle pójść może wiele, na czele z unijnym referendum. Jeśli po tym, co udało się w ciągu ostatnich kilkunastu lat osiągnąć ogromnym wysiłkiem, Polacy odrzuciliby w referendum członkostwo, byłby to społeczny i gospodarczy dramat. Następna szansa na przystąpienie nie pojawi się zapewne wcześniej niż w 2008 r. lub 2010 r., a warunki, które zaoferuje nam wówczas unia, będą znacznie gorsze od obecnych (w końcu razem z nami będzie przyjmowana duża Rumunia, a kto wie, może również ogromna Turcja). Niepowodzenie odczulibyśmy natychmiast: prawdopodobnie nazajutrz po negatywnym referendum zacząłby się załamywać złoty (o kilkanaście procent). W ślad za tym podskoczyłaby inflacja i wzrosły stopy procentowe. Inwestycje, które mogłyby popłynąć do Polski, z miejsca skierowałyby się do Czech i na Węgry. Wszystko to doprowadziłoby do wolniejszego wzrostu gospodarczego, zdestabilizowanego budżetu, osłabienia pieniądza i niższych realnych dochodów.
Strach 2. Seria katastrof w światowej gospodarce
Poczynając od zmasowanych ataków terrorystycznych, przez długotrwałą wojnę w Zatoce Perskiej, która musiałaby zaowocować znacznie droższą ropą naftową, aż do spektakularnych bankructw wielkich koncernów ciągnie się lista katastrof mogących mieć fatalny wpływ na rozwój gospodarczy Polski. Każda z tych katastrof oznaczałaby wyższą inflację, niższe krajowe i zagraniczne inwestycje oraz niepewność jutra.
Strach 3. Pogłębi się kryzys w Niemczech
Niemcy, jeszcze dziesięć lat temu uważane za gospodarczą lokomotywę Europy, stają się w przykładem, którym straszy się niegrzecznych studentów ekonomii. Od dwóch lat kraj jest pogrążony w recesji, a politycy - zamiast proponować gruntowne reformy strukturalne - planują uspokojenie niezadowolonych przez podwyżki podatków. Po Niemczech nikt już nie oczekuje w 2003 r. przyspieszenia rozwoju. Wszyscy raczej boją się, by nie nastąpiło pogłębienie recesji. Bo spadek PKB w Niemczech oznacza wolniejszy wzrost w całej Europie, a w szczególności - cios dla polskiego eksportu.
Strach 4. W Polsce ruszy lawina bankructw przedsiębiorstw
O tym, że wielkie przedsiębiorstwo jest na skraju upadłości, dowiadujemy się zazwyczaj wówczas, gdy jest już za późno. Tak długo, jak się da, zarządy starają się utrzymać ten fakt w tajemnicy, licząc na poprawę sytuacji. Jedno czy dwa bankructwa nie byłyby jeszcze katastrofą. Gdyby jednak doszło do serii, mogłaby zadziałać zasada domina: jedno upadające przedsiębiorstwo przygniatałoby inne, a w kolejce do upadłości prędzej czy później mogłyby się znaleźć finansujące ich działalność banki. Efekt: wyższe bezrobocie, większe wydatki budżetowe na ratowanie bankrutów i słabszy pieniądz.
Strach 5. W Polsce utrwalą się pesymistyczne oceny przedsiębiorców i konsumentów
Współczesna ekonomia wciąż odkrywa, w jak wielkim stopniu sytuacja gospodarcza zależy od nastrojów przedsiębiorców i konsumentów. Najlepsza polityka finansowa i najniższe stopy procentowe nie pomogą, jeśli firmy po prostu nie uwierzą, że nadchodzą lepsze czasy i nie zaczną ponownie inwestować. Przekonanie, iż sprawy idą w lepszą stronę, narasta w Polsce niezwykle wolno. Trudno się oprzeć wrażeniu, że jakiekolwiek negatywne sygnały - strajki, źle postrzegane działania rządu, złe wieści ze świata - mogą ten słabiutki trend poprawy zatrzymać. A wówczas musielibyśmy dłużej poczekać na wzrost inwestycji i ożywienie na rynku.
Strach 6. Finanse publiczne znajdą się w poważnym kryzysie
Kryzys taki nie musi wcale być wynikiem złego zarządzania budżetem. Mieliśmy już przecież kilka lat temu sytuację, że minister finansów znakomicie panował na wydatkami, a ogromną dziurę w finansach publicznych wygrzebał zdolny prezes ZUS. Dopóki pieniądze publiczne znajdują się w funduszach pozabudżetowych (poza ścisłą kontrolą ministerstwa), dopóki szpitale i szkoły w imieniu ministra zaciągają długi, dopóki spółki węglowe bezkarnie zwiększają straty, dopóty w budżecie może się zdarzyć wszystko. Jeśli doszłoby do gwałtownego pogorszenia sytuacji budżetowej, zapłacimy za to wszyscy.
Strach 7. Przetoczy się fala strajków i manifestacji
Ludzie są zmęczeni i sfrustrowani, co widać gołym okiem. Nie brakuje też polityków, którzy marzą o doprowadzeniu do masowych strajków czy blokad paraliżujących życie kraju. Jak się wydaje, niełatwo byłoby wyprowadzić na ulicę przeciętnego Polaka. Inaczej rzecz ma się z górnikami, hutnikami, aktywistami związków rolniczych, grupami zagrożonymi restrukturyzacją i bezrobociem. Tam o mobilizację bardzo łatwo. Trzeba przyznać, że przywódcy protestów szybko uczą się, w jaki sposób je organizować, by nawet nieliczni strajkujący stworzyli maksymalne utrudnienia dla ludzi i straty dla gospodarki. Fala niepokojów nie zatrzymałaby zapewne powrotu Polski na ścieżkę wzrostu, ale mogłaby spowodować znaczne straty, wolniejszą odbudowę optymistycznych nastrojów, a być może również - jeśli rząd zgodziłby się zaspokoić owe żądania - większy deficyt budżetowy i wyższą inflację.
Miejmy nadzieję, że są to tylko strachy na Lachy. Życzę nam, byśmy za rok mogli wyśmiać moje czarnowidztwo. W końcu to żadna przyjemność być Kasandrą. Zwłaszcza że naprawdę optymistycznie patrzę w przyszłość.
Strach 1. "Nie" w unijnym referendum
A źle pójść może wiele, na czele z unijnym referendum. Jeśli po tym, co udało się w ciągu ostatnich kilkunastu lat osiągnąć ogromnym wysiłkiem, Polacy odrzuciliby w referendum członkostwo, byłby to społeczny i gospodarczy dramat. Następna szansa na przystąpienie nie pojawi się zapewne wcześniej niż w 2008 r. lub 2010 r., a warunki, które zaoferuje nam wówczas unia, będą znacznie gorsze od obecnych (w końcu razem z nami będzie przyjmowana duża Rumunia, a kto wie, może również ogromna Turcja). Niepowodzenie odczulibyśmy natychmiast: prawdopodobnie nazajutrz po negatywnym referendum zacząłby się załamywać złoty (o kilkanaście procent). W ślad za tym podskoczyłaby inflacja i wzrosły stopy procentowe. Inwestycje, które mogłyby popłynąć do Polski, z miejsca skierowałyby się do Czech i na Węgry. Wszystko to doprowadziłoby do wolniejszego wzrostu gospodarczego, zdestabilizowanego budżetu, osłabienia pieniądza i niższych realnych dochodów.
Strach 2. Seria katastrof w światowej gospodarce
Poczynając od zmasowanych ataków terrorystycznych, przez długotrwałą wojnę w Zatoce Perskiej, która musiałaby zaowocować znacznie droższą ropą naftową, aż do spektakularnych bankructw wielkich koncernów ciągnie się lista katastrof mogących mieć fatalny wpływ na rozwój gospodarczy Polski. Każda z tych katastrof oznaczałaby wyższą inflację, niższe krajowe i zagraniczne inwestycje oraz niepewność jutra.
Strach 3. Pogłębi się kryzys w Niemczech
Niemcy, jeszcze dziesięć lat temu uważane za gospodarczą lokomotywę Europy, stają się w przykładem, którym straszy się niegrzecznych studentów ekonomii. Od dwóch lat kraj jest pogrążony w recesji, a politycy - zamiast proponować gruntowne reformy strukturalne - planują uspokojenie niezadowolonych przez podwyżki podatków. Po Niemczech nikt już nie oczekuje w 2003 r. przyspieszenia rozwoju. Wszyscy raczej boją się, by nie nastąpiło pogłębienie recesji. Bo spadek PKB w Niemczech oznacza wolniejszy wzrost w całej Europie, a w szczególności - cios dla polskiego eksportu.
Strach 4. W Polsce ruszy lawina bankructw przedsiębiorstw
O tym, że wielkie przedsiębiorstwo jest na skraju upadłości, dowiadujemy się zazwyczaj wówczas, gdy jest już za późno. Tak długo, jak się da, zarządy starają się utrzymać ten fakt w tajemnicy, licząc na poprawę sytuacji. Jedno czy dwa bankructwa nie byłyby jeszcze katastrofą. Gdyby jednak doszło do serii, mogłaby zadziałać zasada domina: jedno upadające przedsiębiorstwo przygniatałoby inne, a w kolejce do upadłości prędzej czy później mogłyby się znaleźć finansujące ich działalność banki. Efekt: wyższe bezrobocie, większe wydatki budżetowe na ratowanie bankrutów i słabszy pieniądz.
Strach 5. W Polsce utrwalą się pesymistyczne oceny przedsiębiorców i konsumentów
Współczesna ekonomia wciąż odkrywa, w jak wielkim stopniu sytuacja gospodarcza zależy od nastrojów przedsiębiorców i konsumentów. Najlepsza polityka finansowa i najniższe stopy procentowe nie pomogą, jeśli firmy po prostu nie uwierzą, że nadchodzą lepsze czasy i nie zaczną ponownie inwestować. Przekonanie, iż sprawy idą w lepszą stronę, narasta w Polsce niezwykle wolno. Trudno się oprzeć wrażeniu, że jakiekolwiek negatywne sygnały - strajki, źle postrzegane działania rządu, złe wieści ze świata - mogą ten słabiutki trend poprawy zatrzymać. A wówczas musielibyśmy dłużej poczekać na wzrost inwestycji i ożywienie na rynku.
Strach 6. Finanse publiczne znajdą się w poważnym kryzysie
Kryzys taki nie musi wcale być wynikiem złego zarządzania budżetem. Mieliśmy już przecież kilka lat temu sytuację, że minister finansów znakomicie panował na wydatkami, a ogromną dziurę w finansach publicznych wygrzebał zdolny prezes ZUS. Dopóki pieniądze publiczne znajdują się w funduszach pozabudżetowych (poza ścisłą kontrolą ministerstwa), dopóki szpitale i szkoły w imieniu ministra zaciągają długi, dopóki spółki węglowe bezkarnie zwiększają straty, dopóty w budżecie może się zdarzyć wszystko. Jeśli doszłoby do gwałtownego pogorszenia sytuacji budżetowej, zapłacimy za to wszyscy.
Strach 7. Przetoczy się fala strajków i manifestacji
Ludzie są zmęczeni i sfrustrowani, co widać gołym okiem. Nie brakuje też polityków, którzy marzą o doprowadzeniu do masowych strajków czy blokad paraliżujących życie kraju. Jak się wydaje, niełatwo byłoby wyprowadzić na ulicę przeciętnego Polaka. Inaczej rzecz ma się z górnikami, hutnikami, aktywistami związków rolniczych, grupami zagrożonymi restrukturyzacją i bezrobociem. Tam o mobilizację bardzo łatwo. Trzeba przyznać, że przywódcy protestów szybko uczą się, w jaki sposób je organizować, by nawet nieliczni strajkujący stworzyli maksymalne utrudnienia dla ludzi i straty dla gospodarki. Fala niepokojów nie zatrzymałaby zapewne powrotu Polski na ścieżkę wzrostu, ale mogłaby spowodować znaczne straty, wolniejszą odbudowę optymistycznych nastrojów, a być może również - jeśli rząd zgodziłby się zaspokoić owe żądania - większy deficyt budżetowy i wyższą inflację.
Miejmy nadzieję, że są to tylko strachy na Lachy. Życzę nam, byśmy za rok mogli wyśmiać moje czarnowidztwo. W końcu to żadna przyjemność być Kasandrą. Zwłaszcza że naprawdę optymistycznie patrzę w przyszłość.
Jestem pesymistą |
---|
Jan Krzysztof Bielecki były premier W naszym regionie koniunktura jest lepsza niż na świecie, mimo to nie wierzę w trzyipółprocentowy wzrost PKB. Nie wierzę również w widoczne zmniejszenie bezrobocia. Aby cokolwiek się poprawiło, należy napisać od początku prawo podatkowe. Jedynie o inflację jestem spokojny - cel inflacyjny zakładany przez RPP raczej zostanie osiągnięty. |
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.