Kto nie wierzy w cuda w medycynie, ten nie jest realistą
Chirurg ortopeda Manuel Nevado Rey z Badajoz w Hiszpanii miał mieć amputowaną lewą rękę z powodu raka naskórkowego, gdy objawy nowotworu nagle zaczęły zanikać. Po 30 latach choroby nieuleczalne zapalenie skóry obu rąk całkowicie i - jak się później okazało - trwale ustąpiło. Zniknęło owrzodzenie wywołane używaniem podczas operacji przestarzałej aparatury rentgenowskiej, powróciło czucie w rękach. Dziś jedynym śladem po chorobie siedemdziesięcioletniego lekarza są nieznaczne blizny.
Czteromiesięczna Elizabeth Jerningan w Releigh w Karolinie Północnej miała niewielkie szanse przeżycia, gdy lekarze wykryli u niej oponiaka, wyjątkowo złośliwego guza mózgu. Nowotworu nie udało się usunąć w całości, w mózgu noworodka zaczął się gromadzić płyn. Nagle stan dziecka zaczął się poprawiać. Podczas podjętej miesiąc później operacji okazało się, że guz całkowicie zniknął.
20 procent cudów
Mimo ogromnego postępu medycyny nadal napływają zdumiewające doniesienia o "cudownych wyzdrowieniach", potwierdzone przez niezależne komisje biegłych lekarzy. "Nie wiemy, jaka jest ich przyczyna, dlaczego występują jedynie u niektórych chorych. Z pokorą musimy jednak przyznać, że się zdarzają. Kto nie wierzy w cuda, ten nie jest realistą" - przekonuje prof. Walter M. Gallmeier, szef kliniki onkologicznej Uniwersytetu Nürnberg, autor głośnej książki "Unerwartete Genesung" (Nieoczekiwane wyzdrowienia).
Z badań niemieckiego onkologa wynika, że ponad 80 proc. tzw. spontanicznych wyleczeń raka okazuje się jedynie błędem w diagnostyce lekarskiej. Mimo to pozostaje dość pokaźny odsetek (20 proc.!) wypadków samoistnych wyzdrowień, których współczesna medycyna nie potrafi naukowo wyjaśnić.
- Organizm człowieka nie jest całkowicie bezbronny wobec nowotworu złośliwego - mówi prof. Zbigniew Wronkowski z Centrum Onkologii w Warszawie. - Miałem kilka pacjentek chorych na raka piersi, które przez wiele lat leczyłem jedynie lekami zmniejszającymi poziom żeńskich hormonów, bo nie chciały się poddać operacji ani napromieniowaniu. Zdarzały się nawet wyleczenia. U jednej z kobiet po pięćdziesiątce, z dużym owrzodzonym guzem lewej piersi, nastąpiła swego rodzaju samoamputacja piersi. Żyła jeszcze ponad dziesięć lat. Zginęła w wypadku.
Samounicestwienie raka
Spontaniczne cofnięcie się choroby zdarza się nawet u chorych na tak trudno wyleczalne nowotwory złośliwe, jak czerniak, rak nerek, mózgu i trzustki. Sylvii McAndrew z Anglii, u której wykryto raka trzustki, lekarze dawali sześć miesięcy życia. Przed śmiercią McAndrew chciała się po raz ostatni pomodlić w swej ulubionej kaplicy w Lourdes we Francji. W drodze powrotnej bóle nagle ustąpiły. Kilka tygodni później choroba całkowicie się cofnęła.
"Takie przypadki zdarzają się u jednego chorego spośród 100 tys. cierpiących na raka. Świadczą jednak o tym, że w ludzkim organizmie zachodzą mało poznane dotychczas procesy, które czasami mogą spowodować samounicestwienie nowotworu" - uważa prof. Gallmeier. Podejrzewa się, że do takich wyleczeń może doprowadzić samobójcza śmierć komórek nowotworowych (nazywana apoptozą). Może też dojść do samoistnego wygłodzenia się raka, polegającego na zahamowaniu angiogenezy, czyli zablokowaniu powstawania naczyń krwionośnych niezbędnych do rozrostu guza.
Nie wiadomo jednak, w jaki sposób do nieoczekiwanych wyleczeń dochodzi u ludzi po ciężkich wypadkach, a także u chorych m.in. na reumatoidalne zapalenie stawów, stwardnienie rozsiane i ciężkie udary mózgu.
W styczniu 2000 r. siedmioletni Matteo Colella z San Giovanni Rotondo we Włoszech przez dziesięć dni był nieprzytomny z powodu ostrego zapalenia opon mózgowych. Miał ponad czterdzieści stopni gorączki, niewydolność płuc i krwawe wybroczyny na całym ciele. Gdy z powodu zatrzymania akcji serca trzeba było go reanimować, lekarza orzekli, że będzie żył najdłużej kilka godzin. Jeszcze tego samego dnia chłopiec zaczął jednak samodzielnie oddychać. Kilka dni później odzyskał świadomość, po kilku tygodniach w pełni wrócił do zdrowia. W jego mózgu nie wykryto żadnych uszkodzeń.
Terapia modlitwą czy ślepy los?
"Wiele nieoczekiwanych wyleczeń jest pomijanych w statystykach, bo nie są odpowiednio udokumentowane" - twierdzi amerykański pisarz Dan Wakefield, autor książki "Expect a Miracle" (Oczekuj cudu), który sam cudem przeżył ciężki wypadek samochodowy. Tę tezę potwierdza historia 25-letniego Marcina Hołdy z Krakowa, który w 1997 r. odniósł ciężkie obrażenia całego ciała w wyniku wypadku samochodowego w Tuszynie pod Łodzią.
Hołda miał liczne obrażenia głowy i stłuczony pień mózgu, był bliski śmierci. Lekarze sądzili, że jeśli przeżyje, resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim. Niespodziewanie mężczyzna odzyskał siły. Założył rodzinę, niedawno urodziło mu się dziecko. Jego ocaleniem bliżej zainteresowano się, gdy rodzina młodego krakowianina zaczęła przekonywać, że wyzdrowiał on dzięki modlitwie do zmarłego przed 90 laty ojca Jana Beyzyma.
Dr Nevado Rey twierdzi, że wyzdrowiał po dwóch tygodniach modlitwy do kanonizowanego niedawno Josemarii Escrivy, założyciela Opus Dei. Błędne jest jednak przekonanie, że nieoczekiwane wyzdrowienia częściej zdarzają się u ludzi, którzy się o to modlą. Prof. Walter Gallmeier przeanalizował dokumentację wielu cudownie uleczonych osób, ale nie znalazł nic, co pozwalałoby ich wyróżnić spośród innych pacjentów.
Czteromiesięczna Elizabeth Jerningan w Releigh w Karolinie Północnej miała niewielkie szanse przeżycia, gdy lekarze wykryli u niej oponiaka, wyjątkowo złośliwego guza mózgu. Nowotworu nie udało się usunąć w całości, w mózgu noworodka zaczął się gromadzić płyn. Nagle stan dziecka zaczął się poprawiać. Podczas podjętej miesiąc później operacji okazało się, że guz całkowicie zniknął.
20 procent cudów
Mimo ogromnego postępu medycyny nadal napływają zdumiewające doniesienia o "cudownych wyzdrowieniach", potwierdzone przez niezależne komisje biegłych lekarzy. "Nie wiemy, jaka jest ich przyczyna, dlaczego występują jedynie u niektórych chorych. Z pokorą musimy jednak przyznać, że się zdarzają. Kto nie wierzy w cuda, ten nie jest realistą" - przekonuje prof. Walter M. Gallmeier, szef kliniki onkologicznej Uniwersytetu Nürnberg, autor głośnej książki "Unerwartete Genesung" (Nieoczekiwane wyzdrowienia).
Z badań niemieckiego onkologa wynika, że ponad 80 proc. tzw. spontanicznych wyleczeń raka okazuje się jedynie błędem w diagnostyce lekarskiej. Mimo to pozostaje dość pokaźny odsetek (20 proc.!) wypadków samoistnych wyzdrowień, których współczesna medycyna nie potrafi naukowo wyjaśnić.
- Organizm człowieka nie jest całkowicie bezbronny wobec nowotworu złośliwego - mówi prof. Zbigniew Wronkowski z Centrum Onkologii w Warszawie. - Miałem kilka pacjentek chorych na raka piersi, które przez wiele lat leczyłem jedynie lekami zmniejszającymi poziom żeńskich hormonów, bo nie chciały się poddać operacji ani napromieniowaniu. Zdarzały się nawet wyleczenia. U jednej z kobiet po pięćdziesiątce, z dużym owrzodzonym guzem lewej piersi, nastąpiła swego rodzaju samoamputacja piersi. Żyła jeszcze ponad dziesięć lat. Zginęła w wypadku.
Samounicestwienie raka
Spontaniczne cofnięcie się choroby zdarza się nawet u chorych na tak trudno wyleczalne nowotwory złośliwe, jak czerniak, rak nerek, mózgu i trzustki. Sylvii McAndrew z Anglii, u której wykryto raka trzustki, lekarze dawali sześć miesięcy życia. Przed śmiercią McAndrew chciała się po raz ostatni pomodlić w swej ulubionej kaplicy w Lourdes we Francji. W drodze powrotnej bóle nagle ustąpiły. Kilka tygodni później choroba całkowicie się cofnęła.
"Takie przypadki zdarzają się u jednego chorego spośród 100 tys. cierpiących na raka. Świadczą jednak o tym, że w ludzkim organizmie zachodzą mało poznane dotychczas procesy, które czasami mogą spowodować samounicestwienie nowotworu" - uważa prof. Gallmeier. Podejrzewa się, że do takich wyleczeń może doprowadzić samobójcza śmierć komórek nowotworowych (nazywana apoptozą). Może też dojść do samoistnego wygłodzenia się raka, polegającego na zahamowaniu angiogenezy, czyli zablokowaniu powstawania naczyń krwionośnych niezbędnych do rozrostu guza.
Nie wiadomo jednak, w jaki sposób do nieoczekiwanych wyleczeń dochodzi u ludzi po ciężkich wypadkach, a także u chorych m.in. na reumatoidalne zapalenie stawów, stwardnienie rozsiane i ciężkie udary mózgu.
W styczniu 2000 r. siedmioletni Matteo Colella z San Giovanni Rotondo we Włoszech przez dziesięć dni był nieprzytomny z powodu ostrego zapalenia opon mózgowych. Miał ponad czterdzieści stopni gorączki, niewydolność płuc i krwawe wybroczyny na całym ciele. Gdy z powodu zatrzymania akcji serca trzeba było go reanimować, lekarza orzekli, że będzie żył najdłużej kilka godzin. Jeszcze tego samego dnia chłopiec zaczął jednak samodzielnie oddychać. Kilka dni później odzyskał świadomość, po kilku tygodniach w pełni wrócił do zdrowia. W jego mózgu nie wykryto żadnych uszkodzeń.
Terapia modlitwą czy ślepy los?
"Wiele nieoczekiwanych wyleczeń jest pomijanych w statystykach, bo nie są odpowiednio udokumentowane" - twierdzi amerykański pisarz Dan Wakefield, autor książki "Expect a Miracle" (Oczekuj cudu), który sam cudem przeżył ciężki wypadek samochodowy. Tę tezę potwierdza historia 25-letniego Marcina Hołdy z Krakowa, który w 1997 r. odniósł ciężkie obrażenia całego ciała w wyniku wypadku samochodowego w Tuszynie pod Łodzią.
Hołda miał liczne obrażenia głowy i stłuczony pień mózgu, był bliski śmierci. Lekarze sądzili, że jeśli przeżyje, resztę życia spędzi na wózku inwalidzkim. Niespodziewanie mężczyzna odzyskał siły. Założył rodzinę, niedawno urodziło mu się dziecko. Jego ocaleniem bliżej zainteresowano się, gdy rodzina młodego krakowianina zaczęła przekonywać, że wyzdrowiał on dzięki modlitwie do zmarłego przed 90 laty ojca Jana Beyzyma.
Dr Nevado Rey twierdzi, że wyzdrowiał po dwóch tygodniach modlitwy do kanonizowanego niedawno Josemarii Escrivy, założyciela Opus Dei. Błędne jest jednak przekonanie, że nieoczekiwane wyzdrowienia częściej zdarzają się u ludzi, którzy się o to modlą. Prof. Walter Gallmeier przeanalizował dokumentację wielu cudownie uleczonych osób, ale nie znalazł nic, co pozwalałoby ich wyróżnić spośród innych pacjentów.
Wiara (rzadko) czyni cuda |
---|
Najwięcej cudownych uzdrowień zdarza się w znanych miejscach kultu religijnego, takich jak Jasna Góra, Lourdes we Francji, Fatima w Portugalii czy Medjugorje w Hercegowinie. Głównie dlatego, że co roku przybywają tam miliony pielgrzymów. W Lourdes zarejestrowano dotychczas prawie 7 tys. uzdrowień - 66 z nich Kościół katolicki uznał za "medycznie niewytłumaczalne", trzynaście dotyczyło cierpiących na raka. Jedną z cudownie wyleczonych jest dwunastoletnia Sycylijka Delizia Cirolli - po pielgrzymce do Lourdes zniknął u niej guz kości piszczeli w prawej nodze. Kongregacja Nauki Wiary przestrzega przed wszelkimi "formami podobnymi do histerii, do zachowania sztucznego czy teatralnego, do sensacyjności" w czasie zgromadzeń modlitewnych w celu wyproszenia od Boga uzdrowienia. Uciekanie się do modlitwy "nie wyklucza, lecz zachęca do korzystania z naturalnych środków pomagających zachować czy odzyskać zdrowie". |
Opowieści niesamowite |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.