Występują po kilka razy w tygodniu w całej Polsce. Zapełniają domy kultury, wielkie hale i rynki miast. Bywa, że po dwa, a nawet trzy razy dziennie. W telewizji ich programy biją rekordy popularności, chociaż krytycy mówią, że to prostacka i ludyczna rozrywka. Ale najlepsi są rozpoznawalni bardziej niż największe gwiazdy rodzimej muzyki. Zresztą zarabiają wcale nie gorzej od gwiazd rocka.
– Popularność artysty weryfikują wydarzenia biletowane. Skoro na koncert w Teatrze Wielkim najbardziej dzisiaj rozchwytywanego na rynku Macieja Maleńczuka bilety kosztują tyle samo co na topowy kabaret, to znaczy, że dostają podobne pieniądze – przekonuje Krzysztof Grzegocki z impresariatu Eskander, producent programów kabaretowych i menedżer Paranienormalnych. Jego zdaniem polskie kabarety to fenomen na skalę światową. Poza Rosją nigdzie na świecie przaśny dowcip nie ma tylu fanów. I nigdzie na świecie kabareciarze nie mają tak jak u nas statusu gwiazd rock’n’rolla.
Życie w trasie
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.