Dokładny adres nie jest podawany do publicznej wiadomości. W internecie ktoś napisał tylko, że znajduje się w Warszawie „między pasażem Wiecha a ulicą Zgoda”. Pierwszy polski Moishe House (na świecie działa kilkadziesiąt takich placówek) to skrzyżowanie akademika i domu kultury. Mieszka w nim grupka młodych polskich Żydów, głównie studentów. Razem obchodzą szabat, organizują dyskusje z rabinem (niedawno było o roli piwa w judaizmie) albo specjalistami z uniwersytetu (ostatnio „Moda w getcie warszawskim”). – Dla nas to namiastka żydowskiego domu – mówi Helena, jedna z mieszkanek, studentka hebraistyki na UW. – Większości z nas nie wychowywano w tradycji żydowskiej, bo nasi rodzice, a często i dziadkowie jej nie kultywowali – wyjaśnia.
Szyldu nie mają z dwóch powodów. – Trochę chodzi o bezpieczeństwo, a trochę o to, że to mimo wszystko przestrzeń prywatna. Nie hostel, lecz dom – wyjaśnia Helena. Podkreśla, że mieszkańcy są otwarci na otoczenie. Organizowane przez nich eventy cieszą się dużą popularnością wśród znajomych. Wielu gości nie ma żydowskiego pochodzenia. – Nasz dom, podobnie jak sama tematyka żydowska, wzbudza zainteresowanie – mówi. Tym bardziej że ostatnio w pewnych środowiskach panuje moda na tematykę żydowską. – Mnie to cieszy, choć liczę się z tym, że ta fascynacja może się okazać przelotna – dodaje.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.