Władze stolicy pod okiem Hanny Gronkiewicz-Waltz dopuszczają się aktu barbarzyństwa na warszawskiej oświacie. Zamiast wspierać i chronić szkoły, lekką ręką oddaje w ramach roszczeń reprywatyzacyjnych działki należące do placówek oświatowych. Świeży kuriozalny przykład takich działań to przypadek Liceum im. Jarosława Dąbrowskiego w Śródmieściu. Szkoła za chwilę straci boisko sportowe, które znajduje się na działce dawnych właścicieli. Właśnie otrzymali oni zgodę na przejęcie tego terenu. Jest pewne, że zostanie dalej odsprzedany jakiemuś deweloperowi.
Działka przylega wprost do budynku szkoły. A boisko jest nowoczesne. Może na nim ćwiczyć kilka klas naraz. W 2006 r. władze Warszawy zainwestowały w to boisko blisko 2 mln zł (sic!) i kilkadziesiąt tysięcy w solidne ogrodzenie. Urzędnicy chętnie się fotografowali podczas otwarcia boiska. I oficjalnie zapewniali, że do tego terenu nie ma żadnych roszczeń. Dziś rozkładają bezradnie ręce. Dyrektor szkoły dowiaduje się o decyzji pocztą pantoflową, a wuefiści już losują, kto zajmie który szkolny korytarz na zajęcia. To nie jest odosobniony przypadek. Podobnie jest w Modrzewskim i Czackim. Ten sam problem dotyczy innych liceów i gimnazjów warszawskich, przedszkoli oraz żłobków.
Cała ta sytuacja to efekt braku ustawy reprywatyzacyjnej. Przez sześć lat rządów w Warszawie prezydent Hannie Gronkiewicz-Waltz udało się tylko napisać projekt, który nawet nie trafił do Sejmu. A sądy lawinowo oddają dawnym właścicielom działki. Dostają je w naturze, bo Warszawy nie stać na płacenie odszkodowań. Nie mogę sobie wyobrazić, że szkoły będą tracić boiska, że ograniczane będą zajęcia z WF i programy edukacyjne, bo urzędnicy nie potrafili albo nie chcieli rozwiązać problemu. Bo zabrakło woli politycznej rządzących. Bo grali na zwłokę.
Nie jestem przeciwnikiem rekompensowania strat ludziom, którzy potracili majątki w wyniku dekretu Bieruta. To sprawiedliwe. Ale urzędnicy z ratusza z obecną panią prezydent na czele muszą znaleźć sposób, jak wybrnąć z tego kłopotu i chronić szkoły oraz inne placówki o szczególnym znaczeniu przed takimi roszczeniami. Jeżeli trzeba, niech płacą odszkodowania właścicielom. Albo niech wymyślą coś innego. To ich problem. Na razie idą na łatwiznę.
Warszawiacy widzą od dawna indolencję i bezradność ekipy pod wodzą Hanny Gronkiewicz-Waltz – referendum w sprawie jej odwołania nie wzięło się z niczego. I bardzo jestem ciekawy, jak by głosowali w takim referendum absolwenci Liceum im. Jarosława Dąbrowskiego: córka Hanny Gronkiewicz-Waltz i syn prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.