Doskonale zorientowany we włoskiej komunikacji Jan Rokita precyzyjnie instruuje, do którego mam wsiąść pociągu. Z dworca Termini w Rzymie ruszam więc w kierunku Florencji. Jadę z duszą na ramieniu, bo rozmawialiśmy o wywiadzie wyłącznie przez e-maile, Rokita zazwyczaj nie używa komórki. W zasadzie nikt w Platformie za bardzo nie wie, co robi we Włoszech, gdzie mieszka, czym się zajmuje. Jest tylko ten e-mail. – Ostatnio czekałem kilka dni na zdawkową odpowiedź. On na pewno je czyta, ale odpisuje tylko czasami – rozkłada ręce jeden z jego byłych bliskich współpracowników. Po niespełna dwóch godzinach wysiadam na malutkiej stacji Fabro-Ficulle, pod średniowiecznym miasteczkiem papieskim. Jesteśmy umówieni na peronie. Widać ich z daleka. Oboje cali na biało. On w kaszkiecie, Nelli w letniej białej sukience i ażurowych rękawiczkach. – Nie wierzyłem, że pani na serio tu przyjedzie. Tylko dlatego się zresztą zgodziłem – rzuca Rokita na powitanie. Zanim usiądziemy na cappuccino w Tizian Café, Rokitowie opowiadają o swojej miłości do Italii i średniowiecznych perełkach Umbrii. Znają już ten region od podszewki – tam Monte San Biaggio, tam Montepulciano, a najpiękniejsze – Orvieto. Rokita od 2,5 roku uczy się włoskiego. Przed śmiercią chce przeczytać w oryginale Dantego. Przyjeżdżają tu od kilku lat na wakacje, pomieszkują u przyjaciół.
Podobno wyemigrowaliście już na stałe do Włoch.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.