Tradycyjny pierwszomajowy pochód przeszedł przez Warszawę. A po pochodzie w parku koło siedziby SLD urządzono majówkę. Doskonała lokalizacja, parę metrów obok, na górce, znajduje się Muzeum Ziemi. Również ono ma piękną kolekcję skamielin.
To znaczy okazja była tradycyjna, ale pochód nie całkiem. W tym roku nie domagano się ani pracy, ani chleba, bo przecież pod rządami SLD wszyscy mamy tego pod dostatkiem, ale domagano się wstąpienia do Unii Europejskiej. Swoją drogą, to piękne: data ta sama, sztandary te same, twarze od pół wieku te same, tylko im hasła co rok się zmieniają.
Ile zarabia Aleksander Kwaśniewski? Ano dzięki "Super Expressowi" wiemy, że średnio 34,5 tys. zł miesięcznie. Najciekawsze jest to, że osiągnął to przy zamrożonej od dawna pensji 18 tys. zł miesięcznie. A wszystko dzięki trzynastce i nagrodzie jubileuszowej - jak poinformowała Kancelaria Prezydenta. Swoją drogą, ciekawe, jaki to jubileusz, ale my i tak nie pensji prezydentowi zazdrościmy najbardziej. Ech, ta przyjaźń Adama Michnika...
Pan prezydent ciężko haruje na swą głodową pensyjkę. Właśnie powołał członka Krajowej Rady Tego i Owego. W ramach odpolityczniania i ukobiecania została nią protegowana przez Włodzimierza Czarzastego do rady nadzorczej radia aktorka Sławomira Łozińska. W swym pierwszym wystąpieniu Bronka z "Daleko od szosy" uznała, że rada wcale nie jest taka skompromitowana. No wiesz, Bronka, zawsze może być gorzej.
Na wiadomość o powołaniu do Krajowej Rady Tego i Owego Bronki ucieszyła się Telewizja Białoruska oddział w Warszawie i w "Wiadomościach" podała, że Senat też ma apolitycznego kandydata. Jest nim SLD-owski wiceminister edukacji Tomasz Goban-Klas, znany od dawna miłośnik "Nie". Istotnie, jest on apolityczny. Zupełnie jak Brunatny Robert.
Więcej kobiet w polityce! Jeśli Bronka pójdzie w ślady Danki Waniek, to rada może być ciałem równie zabawnym jak komisja śledcza. W tej ostatniej bowiem Renacie Beger postanowiła dorównać Anita Błochowiak. "WC Kaczka" nie zadała jeszcze Leszkowi Millerowi ani pytania, ale już się popisała. Najpierw długo awanturowała się z Tomaszem Nałęczem (i był to rzadki moment, że nam go było naprawdę żal), a potem postanowiła świetnie wypaść w telewizji i zanosiła się histerycznym śmiechem z każdego żarciku premiera. Wypadło bosko. Gdybyśmy byli feministkami, coś byśmy z nią zrobili, bo nikt tak nie szarga dobrego imienia kobiet.
Skoro już przy tej komisji jesteśmy... Nie, nie będziemy opisywać przesłuchania Leszka Millera. Awantury trzeciorzędnych polityków nas nie interesują, a to, że przegrywał w nierównej walce z logiką własnych wywodów pojmujemy - w końcu w WSNS przy KC PZPR wykładali dialektykę marksistowską, a nie arystotelesowską logikę. Następnym razem mają Millera przesłuchiwać w połowie czerwca. No, to już wystąpi jako były premier.
Swój własny rekord Europy w podlizywaniu się Leszkowi Millerowi poprawił Tomasz Nałęcz. To nas nie dziwi, bo znamy jego duże możliwości w tej dziedzinie, natomiast zdumiała nas jego autoironia. Nałęcz zarzucił Zbigniewowi Ziobrze, że nie dopytywał o to, co wiedział Lech Kaczyński, czym pokazał, że jest "mało dociekliwy". No, jeśli Ziobro był mało dociekliwy, to jak nazwać pana, panie profesorze?
Przypowieść pedagogiczna o tym, że nie warto być lizusem. Niedawno, niedawno temu, w siedzibie warszawskiego Radia TOK FM stała sobie znana prezenterka telewizyjna, minister Krzysztof Janik i zawsze wierny SLD-owski dziennikarz z "Przeglądu", ponoć były doradca Millera. Do radia wszedł pewien prawicowy publicysta, co to na SLD suchej nitki nie zostawia. - Cześć! To kiedy się umówimy na gorzałkę?! - zakrzyknął w jego stronę wyraźnie ucieszony minister Janik. Morał: lizusem być nie warto, bo obiekty podlizywania się i tak wolą tych wrednych.
To znaczy okazja była tradycyjna, ale pochód nie całkiem. W tym roku nie domagano się ani pracy, ani chleba, bo przecież pod rządami SLD wszyscy mamy tego pod dostatkiem, ale domagano się wstąpienia do Unii Europejskiej. Swoją drogą, to piękne: data ta sama, sztandary te same, twarze od pół wieku te same, tylko im hasła co rok się zmieniają.
Ile zarabia Aleksander Kwaśniewski? Ano dzięki "Super Expressowi" wiemy, że średnio 34,5 tys. zł miesięcznie. Najciekawsze jest to, że osiągnął to przy zamrożonej od dawna pensji 18 tys. zł miesięcznie. A wszystko dzięki trzynastce i nagrodzie jubileuszowej - jak poinformowała Kancelaria Prezydenta. Swoją drogą, ciekawe, jaki to jubileusz, ale my i tak nie pensji prezydentowi zazdrościmy najbardziej. Ech, ta przyjaźń Adama Michnika...
Pan prezydent ciężko haruje na swą głodową pensyjkę. Właśnie powołał członka Krajowej Rady Tego i Owego. W ramach odpolityczniania i ukobiecania została nią protegowana przez Włodzimierza Czarzastego do rady nadzorczej radia aktorka Sławomira Łozińska. W swym pierwszym wystąpieniu Bronka z "Daleko od szosy" uznała, że rada wcale nie jest taka skompromitowana. No wiesz, Bronka, zawsze może być gorzej.
Na wiadomość o powołaniu do Krajowej Rady Tego i Owego Bronki ucieszyła się Telewizja Białoruska oddział w Warszawie i w "Wiadomościach" podała, że Senat też ma apolitycznego kandydata. Jest nim SLD-owski wiceminister edukacji Tomasz Goban-Klas, znany od dawna miłośnik "Nie". Istotnie, jest on apolityczny. Zupełnie jak Brunatny Robert.
Więcej kobiet w polityce! Jeśli Bronka pójdzie w ślady Danki Waniek, to rada może być ciałem równie zabawnym jak komisja śledcza. W tej ostatniej bowiem Renacie Beger postanowiła dorównać Anita Błochowiak. "WC Kaczka" nie zadała jeszcze Leszkowi Millerowi ani pytania, ale już się popisała. Najpierw długo awanturowała się z Tomaszem Nałęczem (i był to rzadki moment, że nam go było naprawdę żal), a potem postanowiła świetnie wypaść w telewizji i zanosiła się histerycznym śmiechem z każdego żarciku premiera. Wypadło bosko. Gdybyśmy byli feministkami, coś byśmy z nią zrobili, bo nikt tak nie szarga dobrego imienia kobiet.
Skoro już przy tej komisji jesteśmy... Nie, nie będziemy opisywać przesłuchania Leszka Millera. Awantury trzeciorzędnych polityków nas nie interesują, a to, że przegrywał w nierównej walce z logiką własnych wywodów pojmujemy - w końcu w WSNS przy KC PZPR wykładali dialektykę marksistowską, a nie arystotelesowską logikę. Następnym razem mają Millera przesłuchiwać w połowie czerwca. No, to już wystąpi jako były premier.
Swój własny rekord Europy w podlizywaniu się Leszkowi Millerowi poprawił Tomasz Nałęcz. To nas nie dziwi, bo znamy jego duże możliwości w tej dziedzinie, natomiast zdumiała nas jego autoironia. Nałęcz zarzucił Zbigniewowi Ziobrze, że nie dopytywał o to, co wiedział Lech Kaczyński, czym pokazał, że jest "mało dociekliwy". No, jeśli Ziobro był mało dociekliwy, to jak nazwać pana, panie profesorze?
Przypowieść pedagogiczna o tym, że nie warto być lizusem. Niedawno, niedawno temu, w siedzibie warszawskiego Radia TOK FM stała sobie znana prezenterka telewizyjna, minister Krzysztof Janik i zawsze wierny SLD-owski dziennikarz z "Przeglądu", ponoć były doradca Millera. Do radia wszedł pewien prawicowy publicysta, co to na SLD suchej nitki nie zostawia. - Cześć! To kiedy się umówimy na gorzałkę?! - zakrzyknął w jego stronę wyraźnie ucieszony minister Janik. Morał: lizusem być nie warto, bo obiekty podlizywania się i tak wolą tych wrednych.
Więcej możesz przeczytać w 19/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.