Piotrze! Robiłem niedawno kuchenny remanent, przeglądając spoczywające w zakamarkach spiżarni sprzęty. Odkurzyłem i natłuściłem wielki wok, usiłując sobie przy okazji przypomnieć, kiedy ostatni raz go używałem, i doszedłem do wniosku, że musiało to być wtedy, kiedy Leszek Miller był jeszcze w opozycji.
Za pomocą preparatów czyszczących reanimowałem dziesiątki aparatów, które w momencie zakupów wydawały mi się absolutnie niezbędne, a już kilka dni później szły w kąt najciemniejszy. Oglądałem z prawdziwym zdumieniem maszynę do tostów i gofrów, ręczne i elektryczne przyrządy do wyciskania cytrusów mniejszych i cytrusów większych, elektryczne patelnie, sokowirówki, prodiże i kolejne, ulepszone wersje malakserów. I prawda jasna niczym pszeniczne piwo objawiła mi się sama: do diaska, przecież ja tego wszystkiego prawie w ogóle nie używam!
Tak jest, przyjacielu, rujnujemy się i nabywamy wciąż nowe przyrządy, zapominając, że to nie znaczki, a kuchnia to nie klaser. Bo iluż garnków może potrzebować człowiek, jeśli nie prowadzi garkuchni, ilu noży używa, ilu robotów, ile misek jest w stanie wykorzystać? Nie trzeba mieć tego mnóstwo, ważne, żeby było jak najlepszej jakości. Powiem Ci, że jest tylko kilka dziwnych, to znaczy nietypowych dla naszej kuchni naczyń, które wykorzystuję na co dzień. Otóż życia nie wyobrażam sobie bez przyrządu do robienia madziarskich klusek, zwanych galuszkami. To coś w rodzaju sitka o płaskim dnie, w którym zrobiono dziurki wielkości wiśni. Umieszcza się to nad garnkiem z wrzątkiem, wlewa ciasto (znacznie gęstsze niż na nasze kładzione), miesza je łyżką, a kluski same się formują, wypadając przez dziurki do wody.
Równie często używam paellery, hiszpańskiej patelni, skonstruowanej z myślą o paelli, ryżowym hiszpańskim klasyku. Patelnia to kłopotliwa, bo ręcznie kuta, z rdzewnego metalu, wymagająca specjalnej pielęgnacji. Trzeba ją starannie wytrzeć po umyciu, trzeba natrzeć olejem lub oliwą, by nie zardzewiała, a jednak na niczym ryż tak pysznie się nie robi jak na niej właśnie. Sprawdza się idealnie i przy włoskim risotcie, równo rozprowadza ciepło, a jej gabaryty pozwalają zrobić paellę dla dziesięciu osób na zwykłej gazowej kuchence.
Co więc wybierasz: paprykarz cielęcy z kluseczkami galuszka czy paellę z kurczakiem, królikiem, krewetkami, małżami, szafranem i papryką? Ryż czy kluski - dla mnie to dylemat straszliwy, lecz wybór na szczęście należy do Ciebie.
Serdeczności! RM
Drogi Przyjacielu!
Zaiste, zakamarki wielu kuchni kryjĄ najrozmaitsze zapomniane urządzenia, a odgadywanie ich przeznaczenia to materiał na osobny konkurs. Niektóre z nich okazały się pomyłkami cywilizacji, jak maszyna do obierania ziemniaków; inne się zestarzały, wyparte przez nowocześniejsze rozwiązania elektryczne; jeszcze inne nigdy nie zyskały sympatii kucharzy ani gospodyń, jak urządzenie do siekania cebuli czy gilotynka do krojenia jajek.
Bywa jednak, że szperając wśród rupieci, wyciągnie się coś, co warto przywrócić do użytku. Niedawno natknąłem się na przykład na stary rosyjski autoklaw, który pod nazwą "szybkowar" był intensywnie popularyzowany w latach 60. Na pewno w wielu domach leżą zapomniane szybkowary. Jest to bardzo dobre urządzenie, w którym gotuje się, parzy lub dusi pod zwiększonym ciśnieniem, a dzięki temu radykalnie krócej i w znacznie wyższej temperaturze. Ma to pozytywny wpływ na smak wielu potraw. Świetne do jarzyn, doskonałe do rosołu, rewelacyjne do szybkiego ugotowania jakiegokolwiek wywaru. Poszukaj po szafach, zajrzyj do rodziców, radzę Ci dobrze!
Myślę, że warto trzymać kuchenne szpargały. Niektórych używa się bardzo rzadko, czasem do jednej i to nieczęsto goszczącej na stole potrawy, ale jaka to frajda móc gotować szparagi w pionowym wąskim garnku - całe są zaurzone we wrzątku, oprócz ultradelikatnych czubków, które gotują się w parze. Albo cylindryczna puszka z tłokiem, w którą zakuwa się mięso do peklowania. Genialna rzecz.
Nie namówisz mnie na żadne odgracanie kuchni! Jeżeli zaś chodzi o menu naszej wspólnej kolacji u Ciebie, to proponuję paellę, potem przerwę na degustacje alkoholowe, a potem paprykarz z galuszkami. Może być?
Poręczny Bikont
do Ubijania Piany
Paella Podaje Piotr Bikont |
---|
400 g ryżu długoziarnistego, 250 ml oliwy, 500-700 g dużych krewetek, 1 kurczak (około 1,5 kg), 500-700 g kalmarów, 2 cebule, 2 papryki, 0,5 puszki pomidorów bez skóry, 2 ząbki czosnku, 250 g czerwonej fasolki, 250 g zielonego groszku, szafran, cayenne, pieprz czarny, sól Ryż ugotować w podwójnej objętości wody. W paellerze (lub na dużej patelni, ewentualnie w woku) podgrzać oliwę, obsmażyć w niej lekko krewetki, wyjąć i odłożyć. Kurczaka podzielić na osiem części, obsmażyć w oliwie, dodać posiekaną cebulę, pokrojone w krążki kalmary, pokrojoną w paski paprykę, pomidory. Wcisnąć czosnek, wrzucić fasolkę, groszek, szafran i dusić na małym ogniu 15 minut. Dodać ryż i krewetki, posypać szczyptą cayenne, pieprzem i solą, wymieszać, zalać wrzątkiem, przykryć i wstawić do rozgrzanego piekarnika (220şC) na 25 minut. Całą paellerę wystawić na stół. |
Więcej możesz przeczytać w 19/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.