II Rzeczpospolita miała najbardziej postępowe w Europie ustawodawstwo socjalne
Podczas ostatniego posiedzenia (24 kwietnia) Sejm przyjął ustawę o ratyfikacji konwencji nr 102 Międzynarodowej Organizacji Pracy. Konwencja zawiera regulacje dotyczące minimalnych norm zabezpieczenia społecznego. Mówi o warunkach i wysokości przyznawanych świadczeń w zakresie opieki lekarskiej, zasiłków chorobowych, pomocy dla bezrobotnych, ubezpieczeń na starość, świadczeń w razie wypadków przy pracy i chorób zawodowych, zasiłków rodzinnych i macierzyńskich, świadczeń w razie inwalidztwa i śmierci żywiciela rodziny.
Nie warto byłoby tej sprawy odnotowywać, bo przecież decyzje ratyfikujące umowy międzynarodowe posłowie podejmują niemalże na każdym posiedzeniu, gdyby nie data zawarcia konwencji nr 102. Została ona przyjęta w Genewie 28 czerwca 1952 r., a więc ponad pół wieku temu. Od tego czasu zdążyło ją ratyfikować ponad 40 państw, ale do tej pory brakowało w tym gronie Polski. Trudno o lepszy dowód, jak przez długie lata były traktowane w naszym kraju kwestie socjalne. Kolejne rządy przedstawiały się w roli obrońców interesów pracowniczych, lecz mimo nacisków Międzynarodowej Organizacji Pracy przed konwencją nr 102 drzwi parlamentu pozostawały zamknięte. Działo się tak zarówno w czasach PRL, jak i po ustrojowej zmianie dokonanej w 1989 r. Wszyscy mieli usta pełne frazesów, deklarowali sympatię dla robotników, ale nikt się nie przejmował, w jakich warunkach oni pracują i żyją. Dlatego postulat ratyfikowania konwencji nr 102 znalazł się wśród żądań wysuwanych przez strajkujących w 1980 r. Trzeba było największej w PRL fali strajkowej, aby władze pogodziły się z myślą o zaakceptowaniu europejskiej konstytucji socjalnej, bo taki charakter ma konwencja nr 102. Wystarczyło jednak, by strach przed robotniczym buntem minął, żeby władze PRL złamały obietnice i zrezygnowały z uznania europejskich norm. Wstyd powiedzieć, ale równie niechlubnie zachowały się władze III Rzeczypospolitej, zbudowanej na gruzach PRL. Chociaż wielu polityków robotniczemu buntowi zawdzięczało wyniesienie do władzy, bardzo szybko zapomnieli oni o dawanych robotnikom obietnicach.
Historykowi trudno się oprzeć
refleksji, że pod tym względem
III Rzeczpospolita zasadniczo różni się od swej poprzedniczki, odrodzonej w 1918 r. Wtedy również odbudowaniu suwerennego państwa towarzyszyła nadzieja uczynienia z Polski matki czułej i sprawiedliwej dla milionów prostych obywateli, najbardziej potrzebujących pomocy. Te oczekiwania zostały spełnione. Już jesienią 1918 r. dekretami naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego, a potem kolejnymi ustawami uchwalanymi przez Sejm, wprowadzono najbardziej postępowe w ówczesnej Europie ustawodawstwo socjalne. Ustanowiono 46-godzinny tydzień pracy, ubezpieczenia na wypadek choroby, państwową inspekcję pracy, swobodę organizowania związków zawodowych. Ludzie poczuli, że Polska pamięta o ich sprawach. Impregnowało to środowiska robotnicze na radykalną demagogię i wiązało z odrodzonym państwem.
W trzynastym roku funkcjonowania III Rzeczypospolitej można takiej polityki władz i takiej postawy środowisk robotniczych jedynie pozazdrościć. Czas najwyższy, by od utyskiwań przejść do czynów. Winny one przekonać miliony borykających się z kłopotami obywateli, że państwo nie pozostawia ich na pastwę losu. W przeciwnym razie dadzą wiarę radykalnym demagogom, a wtedy pozostanie się tylko modlić, aby Polska nie oddaliła się od demokratycznej Europy i nie zbliżyła do autorytarnej Azji. n
Nie warto byłoby tej sprawy odnotowywać, bo przecież decyzje ratyfikujące umowy międzynarodowe posłowie podejmują niemalże na każdym posiedzeniu, gdyby nie data zawarcia konwencji nr 102. Została ona przyjęta w Genewie 28 czerwca 1952 r., a więc ponad pół wieku temu. Od tego czasu zdążyło ją ratyfikować ponad 40 państw, ale do tej pory brakowało w tym gronie Polski. Trudno o lepszy dowód, jak przez długie lata były traktowane w naszym kraju kwestie socjalne. Kolejne rządy przedstawiały się w roli obrońców interesów pracowniczych, lecz mimo nacisków Międzynarodowej Organizacji Pracy przed konwencją nr 102 drzwi parlamentu pozostawały zamknięte. Działo się tak zarówno w czasach PRL, jak i po ustrojowej zmianie dokonanej w 1989 r. Wszyscy mieli usta pełne frazesów, deklarowali sympatię dla robotników, ale nikt się nie przejmował, w jakich warunkach oni pracują i żyją. Dlatego postulat ratyfikowania konwencji nr 102 znalazł się wśród żądań wysuwanych przez strajkujących w 1980 r. Trzeba było największej w PRL fali strajkowej, aby władze pogodziły się z myślą o zaakceptowaniu europejskiej konstytucji socjalnej, bo taki charakter ma konwencja nr 102. Wystarczyło jednak, by strach przed robotniczym buntem minął, żeby władze PRL złamały obietnice i zrezygnowały z uznania europejskich norm. Wstyd powiedzieć, ale równie niechlubnie zachowały się władze III Rzeczypospolitej, zbudowanej na gruzach PRL. Chociaż wielu polityków robotniczemu buntowi zawdzięczało wyniesienie do władzy, bardzo szybko zapomnieli oni o dawanych robotnikom obietnicach.
Historykowi trudno się oprzeć
refleksji, że pod tym względem
III Rzeczpospolita zasadniczo różni się od swej poprzedniczki, odrodzonej w 1918 r. Wtedy również odbudowaniu suwerennego państwa towarzyszyła nadzieja uczynienia z Polski matki czułej i sprawiedliwej dla milionów prostych obywateli, najbardziej potrzebujących pomocy. Te oczekiwania zostały spełnione. Już jesienią 1918 r. dekretami naczelnika państwa Józefa Piłsudskiego, a potem kolejnymi ustawami uchwalanymi przez Sejm, wprowadzono najbardziej postępowe w ówczesnej Europie ustawodawstwo socjalne. Ustanowiono 46-godzinny tydzień pracy, ubezpieczenia na wypadek choroby, państwową inspekcję pracy, swobodę organizowania związków zawodowych. Ludzie poczuli, że Polska pamięta o ich sprawach. Impregnowało to środowiska robotnicze na radykalną demagogię i wiązało z odrodzonym państwem.
W trzynastym roku funkcjonowania III Rzeczypospolitej można takiej polityki władz i takiej postawy środowisk robotniczych jedynie pozazdrościć. Czas najwyższy, by od utyskiwań przejść do czynów. Winny one przekonać miliony borykających się z kłopotami obywateli, że państwo nie pozostawia ich na pastwę losu. W przeciwnym razie dadzą wiarę radykalnym demagogom, a wtedy pozostanie się tylko modlić, aby Polska nie oddaliła się od demokratycznej Europy i nie zbliżyła do autorytarnej Azji. n
Więcej możesz przeczytać w 19/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.