100 tysięcy miejsc pracy co roku likwidują urzędnicy skarbowi
Rządy nie uczą się niczego. Tylko ludzie się uczą - stwierdził kiedyś przewrotnie Milton Friedman, noblista w dziedzinie ekonomii. Pytanie tylko, czy uczą się ludzie, którzy rządzą? Nie! Tylko w ciągu trzech kwartałów ubiegłego roku urzędy skarbowe (de facto budżet) musiały z powodu pomyłek oddać skrzywdzonym podatnikom około 300 mln zł samych odsetek! W 2002 r. do NSA wpłynęło 67,5 tys. skarg na działania urzędników - od dotyczących wydania koncesji, decyzji podatkowych i celnych oraz świadczeń z ZUS po sprawy patentowe i geodezyjne. - W 29,5 proc. spraw, które zdążyliśmy rozpatrzyć, sędziowie uwzględnili skargi obywateli - informuje Włodzimierz Ryms, wiceprezes Naczelnego Sądu Administracyjnego. Od lat urzędnicy przegrywają przed NSA średnio co trzecią taką sprawę. Jak wynika z danych Ministerstwa Finansów, NSA uchyla coraz więcej decyzji organów skarbowych: w 1999 r. 21,2 proc., w 2000 r. 22,5 proc., dwa lata temu 23,7 proc. Różnej wagi uchybień sędziowie dopatrzyli się w zeszłym roku w 28,2 proc. spraw dotyczących działań izb skarbowych i inspektorów urzędów kontroli skarbowej.
Uczą się za to ofiary urzędników. Andrzej Cieślik, przedsiębiorca z Brzegu i założyciel Stowarzyszenia Osób Poszkodowanych przez Organy Administracji Państwowej oraz ZUS, przez pięć lat walki z fiskusem dostał taką lekcję, że w kwietniu 2003 r. zdał bez przygotowań egzamin i został doradcą podatkowym. - Gdyby przedsiębiorcy mylili się tak często jak urzędnicy, większość byłaby bankrutami - zauważa Cieślik. Poczynania urzędników żyruje jednak skarb państwa, czyli podatnicy. Czas to zmienić: niech urzędnicy odczują we włas-nych kieszeniach skutki swej niekompetencji!
Raz, dwa, trzy, tracisz ty
- Około 2 proc. wpływających co roku do budżetu podatków przeznacza się na pokrycie kosztów ich ściągania. To dwa razy więcej niż w USA, gdzie przepisy podatkowe są bardziej skomplikowane! - mówi Robert Gwiazdowski, doradca podatkowy i ekspert Centrum im. Adama Smitha. W urzędach skarbowych, urzędach kontroli skarbowej, izbach skarbowych i Ministerstwie Finansów pracuje 51 tys. urzędników, na których utrzymanie budżet łoży co roku 1,6-1,8 mld zł. Pozostałe resorty, służby celne, organy regulacyjne to kolejne tysiące urzędników i miliardy złotych. Wielu członków tej urzędniczej armii hasła takie jak "Przede wszystkim przedsiębiorczość" rozumie opacznie.
- Zatrudniałem sto osób, miałem kontrakt na import miliona butelek koniaku z Francji - opowiada Andrzej Kurzeja, współwłaściciel (wraz z żoną) Imperialu sp. z o.o. z Zielonej Góry. W 1999 r. urzędnicy skontrolowali inną jego firmę, zare-
jestrowaną wyłącznie na niego, i naliczyli 330 tys. zł nie zapłaconego PIT. Po czterech latach i kolejnych wygranych przez biznesmena odwołaniach do izby skarbowej zredukowali żądania do... 14 tys. zł. Na poczet zaległości tej drugiej firmy bezprawnie zablokowano konta Imperialu (w tym żony biznesmena, która w ogóle nie była stroną w sprawie), czyli zupełnie innego podmiotu! - Natychmiast powiadomili kontrahentów, że pieniądze przeznaczone dla Imperialu mają przelewać na konto urzędu - mówi Kurzeja. Zdążył sprowadzić z Francji 100 tys. butelek alkoholu, ale reszta kontraktu przepadła. Firma straciła około 9 mln zł zysku.
Firmie Renower (dziś Naftopol), pierwszej prywatnej rafinerii w Polsce, urzędnicy UKS w Opolu naliczyli 200 mln zł zaleg-łego podatku. - Uznali, że nie wykorzystujemy do produkcji paliwa co najmniej 10 proc. tzw. olejów przepracowanych, co pozwalało uzyskać ulgę podatkową - tłumaczy Adam Skwierczyński, szef Naftopolu. Niekompetencja kontrolerów porażała: jeden z nich wyliczył, że z 18 ton surowca można zrobić 68 ton gotowego produktu. Renower wygrał sprawę przed NSA w Warszawie, rozpoczyna się kolejny proces we wrocławskim ośrodku zamiejscowym NSA. - Aby nie mieć do czynienia z opolskim fiskusem, założyliśmy w Warszawie firmę Naftopol, która przejmie Renower - wyjaśnia Skwierczyński.
Rujnowanie firm to domena nie tylko skarbówek. Dla firm
- zwłaszcza developerów - czekających na rozpoczęcie inwestycji, zmorą są pozwolenia budowlane, bo każda zwłoka w ich udzieleniu naraża je na milionowe straty. W 2002 r. NSA uznał racje obywateli i przedsiębiorstw w wypadku co czwartej skargi na bezczynność urzędów. Z kolei według niedawnego raportu NIK, aż 51 proc. skontrolowanych przez izbę decyzji gmin dotyczących hipermarketów wydano z naruszeniem prawa (a zbadano tylko 17 losowo wybranych gmin!). Przekazywały one na przykład grunty pod budowę centrów handlowych nie inwestorom, lecz pośrednikom, i to za grosze. Ci odsprzedawali je zainteresowanym z wielokrotnym przebiciem.
Elbląski Halex na straty naraził minister gospodarki Janusz Steinhoff, który w 1999 r. bezprawnie i z dnia na dzień wprowadził kontyngent na węgiel ze wschodu. GUC i urzędy celne miesiącami wstrzymywały na granicy wagony spółki wiozące węgiel z Rosji, tymczasem Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że kontyngent można było wprowadzić tylko rozporządzeniem, a nie decyzją. Dla Haleksu poniesione straty okazały się jednak gwoździem do trumny i spółka wkrótce zbankrutowała, podobnie jak wielu innych przedsiębiorców, którzy "wyrok uniewinniający" otrzymali za późno. Co roku w ten sposób urzędnicy likwidują ponad 100 tys. miejsc pracy w całej Polsce.
Podatkowi banici
- To historia jak z bajki o dobrym i złym naczelniku - opowiada Roman Jagieliński, poseł i szef Partii Ludowo-Demokratcznej, którego gospodarstwo znajduje się blisko granicy między dwoma rejonami skarbowymi - w Tomaszowie Mazowieckim i w Rawie Mazowieckiej. W Rawie przybywa inwestycji, bezrobocie wynosi około 14 proc. Z Tomaszowa zaś biznes ucieka, pracy nie ma 24 proc. mieszkańców miasta. - To rezultat wieloletniej działalności byłego naczelnika US w Tomaszowie, odwołanego ze stanowiska rok temu, który upodobał sobie gnębienie miejscowych firm kontrolami i bezzasadnymi "domiarami" - uważa poseł. Z takich samych przyczyn złą sławę zyskał US w Cieszynie. Powstało tam nawet lokalne stowarzyszenie poszkodowanych przez tę instytucję.
Gdy w grudniu 1996 r. ogłaszano fuzję Polifarbu Cieszyn (28 proc. rynku farb) i Polifarbu Wrocław (18 proc.), analitycy rynkowi zachodzili w głowę, dlaczego podmiotem przejmującym była mniejsza wrocławska spółka. - Wszystko po to, by siedzibą połączonego koncernu był Wrocław i by rozliczać się tam, a nie w Cieszynie - zdradza jeden z doradców podatkowych. Z Tomaszowa Mazowieckiego do Legionowa siedzibę przeniósł Star Foods, producent przekąsek. Kiedy za namową Jerzego Adamskiego, senatora SLD-UP, centrala firmy wróciła na dawne miejsce, jej pracowników przywitała... kontrola skarbowa. Dziś biuro Star Foods mieści się w Warszawie, a samorząd Tomaszowa stracił wpływy z podatków od firmy, która w 2002 r. zatrudniała 1,5 tys. osób i miała 313 mln zł przychodu.
Fiskus, łasy na pieniądze od przedsiębiorstw, dziwnym trafem nie wykazuje podobnego zapału w sprawach znacznie bardziej oczywistych, czego dowiodła kontrola NIK w 37 urzędach skarbowych. Urzędu w Pruszkowie nie zainteresowała deklaracja podatnika, który wykazał roczny dochód w wysokości 45 tys. zł przy wydat-
kach na mieszkanie sięgających 174,8 tys. zł. III US w Szczecinie nie dostrzegł, że pewien podatnik zarobił w roku 39 tys. zł, ale na dom zdołał wydać 228 tys. zł.
Zapłaćcie za błędy
"Wszystko jest u nas na opak: opodatkowali rozum zamiast głupoty" - to słowa słoweńskiego pisarza Żarko Petana. Pasują jak ulał do polskiej rzeczywistości. Tajemnicą poliszynela jest to, że 20 proc. ponadplanowych dochodów urzędy skarbowe przeznaczają się na fundusz premiowy dla pracowników. Urzędnicy dostają kwartalną premię (wszyscy po równo), tym wyższą, im mniej decyzji danego urzędu skarbowego zostało uchylonych (do 80 proc. stałej pensji). Jednak do tego dochodzą indywidualne premie dla urzędników, uzależnione tylko od tego, ile decyzji negatywnych dla podatników wydali i jak skutecznie ściągali pieniądze na konto urzędu. W ten sposób można dalej powiększyć podstawową pensję, łącznie o 150 proc.! Prowizyjny system wynagradzania to zachęta do poszukiwania "wirtualnych" zaległości: im więcej kontroler wydusi z podatnika, tym więcej zarobi. Gdy potem okazuje się, że się pomylił (a w wypadku spraw podatkowych myli się w co trzeciej sprawie trafiającej na wokandę NSA), premii zwracać nie musi! - Jeśli każemy urzędnikom winnym pomyłek dopłacać z własnej kieszeni do kwot zwracanych podatnikom, pojawi się ryzyko, że z obawy przed odpowiedzialnością w ogóle przestaną wysuwać zarzuty przeciw kontrolowanym podmiotom. Powinno im się jednak zabierać premie przyznane za wydanie niekorzystnych dla podatników decyzji, jeśli zostały one uchylone - uważa Małgorzata Sobońska, adwokat współpracująca z Ernst & Young.
Pokrzywdzonym za nadgorliwość urzędników szkodników płaci budżet. - Czekam i liczę złotówki, które zapłacą mi tak naprawdę podatnicy - mówi Marek Isański, właściciel Towarzystwa Finansowo-Lea-singowego z Zielonej Góry, który od ośmiu lat walczy z fiskusem (jego sprawę opisywaliśmy we "Wprost" dwa lata temu). Do dziś odzyskał 4 mln zł, ale to tylko część kwoty podlegającej zwrotowi i odsetek. Od 1 lutego 2003 r. wysokość odsetek ustawowych wynosi 13 proc. w skali roku (na przykład w listopadzie 2000 r. było to 30 proc.) - większy zysk mogą dziś zapewnić tylko najlepsze fundusze inwestycyjne. Hortex Holding odzyska 2,3 mln zł, które w 2000 r. niesłusznie zabrał mu US w Płońsku, a dodatkowo dostanie milion złotych odsetek. Polskiej spółce Nokia fiskus zwróci 20 mln zł niesłusznie naliczonego podatku i 100 tys. zł samych kosztów procesowych.
Do tej pory państwo oddawało pokrzywdzonym na ogół tylko niesłusznie zabraną kwotę i odsetki. Przed dodatkowymi roszczeniami chronił je art. 418 kodeksu cywilnego, który pozwalał pokrzywdzonym domagać się przed sądami cywilnymi odszkodowania od skarbu państwa, lecz wymagało to - w praktyce niemożliwego - wykazania winy konkretnego urzędnika. Od czasu gdy Trybunał Konstytucyjny w grudniu 2001 r. uznał ten przepis za niezgodny z konstytucją, droga do walki o odszkodowania za spowodowane błędami administracji szkody i utracone korzyści jest otwarta. Wypracowanie przez sądy linii orzecznictwa w takich sprawach jest tylko kwestią czasu, więc wkrótce urzędnicze pomyłki mogą kosztować budżet dwa razy więcej. Samo funkcjonowanie sądów rozpatrujących sprawy, których w ogóle mogłoby nie być, pochłania gigantyczne sumy. Kazus Isańskiego, w którym chodziło o kontrolę dotyczącą ledwie dziewięciu miesięcy działalności firmy, do dziś zaowocował stu głównymi i pobocznymi sprawami w NSA, sądach cywilnych i karnych! My za to zapłacimy!
Grabarze biznesu Czy urzędnikom w Polsce zdarza się występować w roli grabarzy przedsiębiorców? Bezprecedensowe posiedzenie sejmowej Komisji Gospodarki w marcu 2003 r., na którym kilku biznesmenów i menedżerów opowiadało o swoich przejściach z fiskusem i wymiarem sprawiedliwości, przyniosło twierdzącą odpowiedź na to pytanie. Najbardziej bulwersująca jest sprawa Romana Kluski, założyciela i byłego szefa Optimusa, jednego z najbogatszych Polaków (50. miejsce na liście "Wprost" w 2002 r.). Optimus wysyłał składane przez siebie komputery na Słowację, by stamtąd mogło je importować Ministerstwo Edukacji Narodowej. Dzięki temu, że importowane komputery dla szkół były zwolnione z cła i VAT, a krajowe nie (to nie Kluska wymyślił tak idiotyczny przepis!), resort kupował je o 30 proc. taniej. UKS z Nowego Sącza uznał, że firma wprowadziła w błąd urząd skarbowy i zawiadomił o tym krakowską prokuraturę. Kluskę aresztowano. Podobne transakcje przeprowadzał wrocławski JTT Computer. I w tym wypadku prokuratura oskarżyła prezesów firmy i księgową, choć urząd skarbowy o transakcji wiedział, a izba skarbowa na prośbę innego przedsiębiorstwa wydała w identycznej sprawie opinię, iż "przedstawiona procedura nie narusza przepisów prawa podatkowego". Podobne opinie wydały Ernst & Young i BCC. Sąd umorzył postępowanie, ale prokuratura złożyła odwołanie (wyrok zapadnie 6 maja 2003 r.). Urząd skarbowy zażądał od firmy 10 mln zł zaległego rzekomo podatku. - NSA wstrzymał decyzję urzędu, ale pieniędzy jeszcze nie odzyskaliśmy - ubolewa Paweł Ciesielski, prezes JTT Computer. W wątpliwej zatem pod względem prawnym sprawie prokuratura zażądała od aresztowanego Kluski absurdalnej kaucji w wysokości 8 mln zł i 30 mln zł zabezpieczenia na poczet grożącej kary (rekord Polski)! Jak twierdzi biznesmen, w dniu zatrzymania zadzwonił do niego mężczyzna z propozycją pomocy w umorzeniu śledztwa w zamian za łapówkę. Następnego dnia wojsko próbowało zarekwirować Klusce dwa auta "na potrzeby sił zbrojnych". "Na miłość boską, to karkołomna myśl, że prokurator kierował się polityką, jakby to były lata 50." - tłumaczył się posłom z działań podwładnych Wiesław Nocuń, szef Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Były szef Optimusa, który wycofał się z biznesu w kwietniu 2000 r., sądzi jednak, iż przypuszczono na niego atak, bo swój majątek wydaje na cele charytatywne (wspiera m.in. religijne wydawnictwo Prodoks), zamiast finansować polityków. |
Więcej możesz przeczytać w 19/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.