Właściciel „Rzeczpospolitej” Grzegorz Hajdarowicz przegrał proces z Mariuszem Staniszewskim, zastępcą redaktora naczelnego „Wprost”. Wyrok warszawskiego sądu nie tylko nakazuje Hajdarowiczowi zapłacić należne zobowiązania, ale także podważa wszystkie zarzuty, jakie stawiał on zwolnionym dziennikarzom. 5 listopada 2012 r. Grzegorz Hajdarowicz usunął z redakcji „Rzeczpospolitej” redaktora naczelnego Tomasza Wróblewskiego, jego zastępcę Bartosza Marczuka (został on później przywrócony do pracy, ale na inne stanowisko), szefa działu krajowego Mariusza Staniszewskiego oraz dziennikarza śledczego Cezarego Gmyza. Zwolnienia były związane z publikacją artykułu „Trotyl na wraku tupolewa”, który ukazał się na łamach „Rzeczpospolitej” 30 października 2012 r. Tekst informował, że wyznaczeni przez prokuraturę biegli odnaleźli na rozbitej w Smoleńsku maszynie ślady trotylu. Mimo że informacje te potwierdziła prokuratura, Hajdarowicz uznał, że informacje zawarte w tekście nie zostały zweryfikowane. Zarzucił więc dziennikarzom, którzy pracowali nad publikacją, nierzetelność i brak staranności, a następnie rozwiązał z nimi umowy w trybie natychmiastowym. Bez zapisanych w kontraktach okresów wypowiedzenia. Właśnie za ten tryb zerwania umowy Mariusz Staniszewski pozwał Hajdarowicza. Po trwającym niemal trzy lata procesie Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy w Warszawie XVI Wydział Gospodarczy uznał, że wydawca „Rzeczpospolitej” postąpił bezprawnie. Sąd nakazał mu wypłacenie zapisanych w umowie należności wraz z odsetkami oraz opłacenie wszystkich kosztów sądowych. Orzekająca sędzia poszła jednak znacznie dalej. W ustnym uzasadnieniu wyroku stwierdziła, że zarzucanie osobom odpowiedzialnym za publikację nierzetelności jest nieuprawnione. Według sądu informacje zawarte w artykule odpowiadały wiedzy, jaką posiadały wówczas organa państwa. Powołani przez prokuraturę rzeczywiście odnaleźli ślady materiałów wybuchowych na wraku prezydenckiej maszyny. Dopiero kilka lat później prokuratorzy ujawnili, że badania laboratoryjne dały inne wyniki. Nieprawdziwy jest również zarzut, że materiał nie był weryfikowany. Powołując się na zeznania samego Hajdarowicza, sędzia stwierdziła, że informacje weryfikował osobiście ówczesny redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” Tomasz Wróblewski, i to u osoby posiadającej pełną i wiarygodną wiedzę w tej sprawie, czyli u prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. Po ogłoszeniu wyroku mec. Urszula Darkowska z kancelarii GWW, pełnomocnik Mariusza Staniszewskiego, przyznała, że rzadko się zdarza, by uzasadnienie sądu tak jednoznacznie rozstrzygało o zasadności pozwu. Wyrok nie jest prawomocny.
Więcej możesz przeczytać w 46/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.